Hakai siedział tak chwilę wlepiając nieprzytomny wzrok w
waderę siedzącą przed nim i do tej pory potrząsającą jego (już powoli tracącą
czucie) łapą. Wadera zdecydowanie za dużo i za szybko mówiła zbyt raptownie
zmieniając tematy, zadając zbyt dużo pytań i nie czekając na odpowiedź... Mózg
Alfy miał lekki problem z poukładaniem sobie tego wszystkiego w głowie, a
trawiąc te informacje w pewnym momencie po prostu się zaciął napotykając
niewielkie trudności z myśleniem (nie ukrywajmy, Dania się zjawiła i system mu
padł, coś o tym wiem *^*). Samiec jednak otrząsnął się z pierwszego zaskoczenia
mozolnie rejestrując resztę wypowiedzi rudzielca, w międzyczasie szykując jakąś
odpowiedź w myślach – co jak co, ale podzielność uwagi miał średnią.
Mineło kilka minut wpatrywania się w siebie nawzajem, nim
czerwonooki odzyskał język w gębie i mógł powiedzieć coś z sensem.
- Eee... – (kreatywnie, prawda? Dalej mu jednak poszło
nieco lepiej) – Cieszę się, żeś się tu już wśród nas nieźle zadomowiła... – w miarę
jak wypowiadał następne słowa jego głos oraz wyraz twarzy stały się mniej
rozlazłe i roztrzepane, a bardziej zwarte oraz naturalne – A skoro ci się tu
już tak podoba, to czemu nie zostać tu na stałę wśród tych kopniętych szeregów?
– Hakai uśmiechnął się przyjaźnie i obiął waderkę ramieniem rzucając jej
spojrzenie tyou „przyjmujesz wyzwanie?”.
Dan aż zaciągnęła głośniej powietrze w płuca, a flet wypuściła
z łapek, wlepiając wielkie ślepia w twarz wilka, jakby to co powiedział było
spełnieniem jej najskrytszych marze.
- Mówisz serio?! Naprawdę? Znalazłoby się tu miejsce dla mnie? – nie mogła
uwierzyć w jego słowa.
- Jak rekrutować to hurtowo. – samiec puścił jej oczko.
Nie wiadomo czemu, ale jakoś luźno mu się z nią gadało,
nie czuł żadnych hamulców, braku zaufania, ani cienia podejrzeń co do małej
wilczycy, która teraz ze szczęścia aż nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Zanim
jednak zdążyła cokolwiek uczynić małą wilczycę porwała koniowata hybryda i
stojąc na dwóch łapach przyglądała się istotce trzymanej w przednich łapsakach.
- Co my tu mamy, Skarbie? Co to jest? Wiecie? Bo my
nie... – rzekł oglądając ją ze wszystkich stron.
Hakai westchnął cicho, jednak uśmiech wdzięczności wypełzł
mu na twarz. W normalnych okolicznościach ratowałby innego osobnika od
wojskowego weterana, Brego jednak najprawdopodobniej o wiele lepiej dogada się
z rudą niż on. Szczególnie, że Hakai w końcu miał chwilę, żeby zwiać. Porwać
gdzieś Andromedę, Jaskra i spokojnie sobie z nimi pogadać, jak za starych
dobrych czasów. A było co opowiadać, oj i to niemało... Tak też więc zrobił. Mało
godziwe zachowanie ze strony Alfy, ale trudno, rodzina rodziną, jednak nawet tej
wariackiej staje się czasem przesyt. A po drugie, czego tu się spodziewać po
Hakai, który większość życia spędził w towarzystwie garstki wilków, a pozostałą
część prawieże w samotności. Samotnik w głębi duszy zawsze zostaje samotnikiem,
niektórzy bardziej, niektórzy mniej, bywały też odrębne wyjątki (na przykład
taka Wind), ale zawsze nadchodził czas, w którym włuczęga nie pragnął niczego
więcej jak ciszy, spokoju i swojego własnego towarzystwa albo przynajmniej (mocno)
ograniczonej liczby osób wokół siebie. Teraz właśnie nadszedł taki moment, więc
wykorzystał go i wymknął się ze swoją partnerką oraz poetą...
******
Tym czasem Brego wywracał w łapach ciałkiem
zdezoriętowanej Dani, której świat kołował przed oczyma, to stawał na głowie,
to znów był normalny, to przechodziła gwałtowne turbulencje albo kosmiczny
kołowrotek, a koniec końców nie wiedziała już którędy góra, a którędy dół.
- Nie mamy bladego pojęcia, widzieliście kiedy no takie
co? Ni to wilkiem nie jest, ni gryzoniem, a rude jak lis... Choć i lisem nie
jest...
~ Wiewiórka może, Skarbie?
- Wiemy! Kundel! Wiewiórki miała za dziadków, ojcem był
lis, a matką... Wilk!
~ Choć wilki nie bywają rude, Skarbie...
- Nie?
~ Nie.
- A to, to do końca rude też nie jest! Tu brązowe ma, o
tu i białego też...
~ No dobra, Skarbie, niech wam będzie...
- A niech nam! Mamy rację! Prawda, prawda Skarbie, że
mamy rację? – hybryda podrzuciła samiczką i złapała biedną Danie za tylną łapkę
dyndając nią sobie przed pyskiem szczerzyła się wesoło ~ Do cholery, Skarbie!
Co wy robicie!
- Co my robimy?! Wy ją trzymacie! – i tym samym Brego
upuścił pieska, ale złapał centymetry nad ziemią, nim rozpaćkała się o
udeptany, stwardniały śnieg ~ I co wam do cholery odbiło?
- Kazaliście puścić to puściliśmy!
~ Ale nie z takiej wyskości! Krzywdę jej chcecie zrobić
debile kopnięte?! Przecież to małe i kruche!...
- Wybaczcie, Skarbie, nie krzyczcie i pyski już
zamknijcie! Następnym razem sprecyzujcie o co wam chodzi! – Brego westchnął łapiąc
się jedną łapą za głowę ~ Czasem brak nam sił do was, Skarbie, brak na sił i
słów.
- Dobra, dobra, sami lepsi nie jesteście, a teraz ją
odstawcie!
I z tymi słowami hybryda odstawiła suczkę na ziemię,
jednak ta mająca już kompletną papkę w głowie od powietrznych akrobacji
zatoczyła się i klapnęła tyłkiem o ziemię chwiejąc się z boku na bok, próbując
skalibrować swoją równowagę.
~ I widzicie? Popsuliście, Skarbie, popsuliście!
- Aj, zamknijcie się w końcu, bo nas wkurzacie! – Brego
machnął łapą jakby chciał odgonić drugiego siebie i nachylił się nad waderką,
której świat powoli przestawał kołować przed oczyma – Prawda to była?
Odgadliśmy waszą rodzinę? Dlatego tacy rudzi jesteście, prawda? My się na tym
znamy, my wiemy! – po tych słowach z jego gardła wyrwało się przenikliwe
końskie rżenie, które blisko przypominało przeciagnięcie pazurami po szybie...
Danka? Dopadłam Cię! Nie wywinieś się już >3
Andromeda? Jaskier? Może Jaskier, bo Andzi nie ma ^^”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)