Niezwykłe to szczęście spotkać na swojej
drodze taką osobę! Choć Dan jako optymistka zawsze miała do tego szczęście
toteż naturalnym dla niej było cieszyć się z zawarcia nowej znajomości i nie
rozmyślać na tym, że mogło się przecież nie udać…
Uśmiechnęła się od ucha do ucha widząc jak
Leonardo wynosi z 'zakazanej' (a więc i kusząco tajemniczej) jaskini jakieś
zawiniątko. Podłużne, zawinięte w ciemną skórę… W dodatku dla niej! Czyli
znalazł coś! Coś czego będzie mogła użyć! Ciekawe co, ciekawe… Podłużne,
cienkie… Choć domyślała się co to może być to jednak niepewność kazała jej jak
najszybciej odpakować przedmiot. Rzuciła się więc na niego jak na młodą sarenkę
i sprawnym ruchem odwinęła… Prawdziwy, drewniany flet! W dodatku pięknie
rzeźbiony! Chyba był dobrze utrzymany, może nie zawilgotniał… Należało to
jednak sprawdzić! To jednak za chwilę, bo najpierw trzeba podziękować!
- Leonardo to jest strasznie piękne! -
Krzyknęła przyciskając instrument do piersi.
Miętosiła go chwilkę w łapkach po czym zaczęła
przyglądać mu się uważnie ze wszystkich stron. Tak, był w bardzo dobrym stanie,
może gdzieniegdzie z lekka zarysowany i trochę przetarty… Widać swoje
przeszedł. A skoro tak to znaczy, że do kogoś siłą rzeczy musiał należeć. Kiedy
tylko o tym pomyślała jej uwagę przykuły wyryte w drewnie litery składające się
w… Nazwę kwiatu?
- Jas-kier? - Przeczytała powoli jakby z
zadumą i spojrzała pytająco na lisa.
Przez chwilę w jego szmaragdowych oczach
dostrzegła cień, znikł on jednak równie szybko jak się pojawił, a Leo
uśmiechnął się lekko.
- Należał do mojego przyjaciela - Wyjaśnił
delikatnym, jakby nieco melancholijnym głosem - Trzymałem go dla niego… Ale
pomyślałem, że cieszyłby się gdyby został teraz przez ciebie użyty w no wiesz…
Dobrym celu! - Jego uśmiech stał się promienny i taki ciepły, że Danii o mało
łzy nie napłynęły do oczu. W takich chwilach bardzo łatwo się wzruszała.
Czyli to stąd te litery!
- Bardzo ciekawie się twój przyjaciel nazywa.
- Powiedziała nieco zdławionym głosem bowiem w myślach już zarysowała sobie ich
wielką przyjaźń, tragiczne rozstanie, niespełnione obietnice… To wszystko w
ułamku sekundy, nie dziwne, że zaczęło ją z lekka rozsadzać od środka.
- Tak, on w ogóle cały jest niezwykły! -
Przytaknął lisek na wspomnienie swojego druha. - Na pewno byś go polubiła Dan!
Jestem pewien, że nawet moglibyście coś razem zagrać!
Nie wiedział nawet jak jego słowa wpływają na
młodą duszyczkę i jak bardzo chciała teraz spotkać owego przyjaciela grającego
na flecie. Dawno z nikim nie grała… Ciekawe czy odpowiadałby mu ten pomysł?
Ścisnęła mocniej flet czując jakby ciepło tego
wilka spływało w jej łapki dając silny bodziec do tego, by chwycić go w końcu
jak należy, rozgrzać i zagrać… Zagrać coś takiego co na pewno by mu się
spodobało! Co im wszystkim się spodoba. Wiedziała, że nawet po długiej
rozgrzewce, po wydaniu z fletu odpowiednich dźwięków, po tchnięciu w stary
instrument odrobiny życia nie dogodzi wszystkim, którzy się tu zebrali. Ale
jeśli choć jedna osoba, choć dwie… Jeśli w ich oczach pojawią się te iskry
zafascynowania, jeśli podniosą głowy, jeśli skierują uszy w jej stronę - to
znaczy że było warto dać z siebie wszystko!
Podniecona tą myślą zyskała nowy zapał i w
niemal bojowej pozie zaczęła ogrzewać flet, by był gotowy gdy będzie chciała za
chwilę zrobić pierwszą próbę! Jej twarz i przód ciała pozostawały w cieniu,
siedziała bowiem tyłem do słońca, ale sterczące na wszystkie strony loki
błyszczały teraz niczym żywa pochodnia w świetle pomarańczowych promieni.
- I jak? - Zapytał ciekawy jej poczynań
Leonardo i wyciągnął szyję, by przejrzeć się co dziewczyna wyrabia z cennym
instrumentem. Ona zaś uśmiechnęła się dziarsko i wyciągając nagłym ruchem flet
przed siebie wykrzyknęła:
- Prawie gotowe!
Jej zapał i optymizm osiągnęły właśnie szczyt
- niemal cała drżała z podekscytowania jednocześnie ledwo powstrzymując się od
wykonania serii bezładnych skoków i podrygów.
Leo także na spokojnego nie wyglądał.
- Zagraj coś, zagraj! - Zaśmiał się
przyjacielsko podchodząc ciut bliżej, a gdy tylko usiadł klasnął w opatrzone
miękkimi poduszkami łapy - Zobaczymy jak dobra jesteś! - Puścił do niej oko i
nadstawił uszu.
Dan wykonała teatralny półobrót i uniósłwszy
dumnie głowę odrzekła tonem naburmuszonej diwy:
- No nie wiem czy jest pan godzien tego
słuchać, panie Leonardzie!
- Ah taaak? Przepraszam bardzo, może byłem
zbyt śmiały. - Lis podłapał grę - Niech więc łaskawa pani pozwoli moim brudnym,
niegodnym uszom usłyszeć parę anielskich dźwięków panno Wargerbund! Bardzo
prosimy, one i ja! - Tu poruszył swoimi puchatymi uszkami w sposób co najmniej
rozbrajający i uśmiechnął się szczerze. Dan popatrzyła na niego z ukosa z miną
wyniosłą i nadal niepewną czy warto…
Po czym oboje jak na komendę wybuchli donośnym
śmiechem, który po chwili rzucił ich na kolana, bo i lekko przyduszał.
- Dla pana panie Leonardzie chyba jednak mogę!
- Zachichotała dziewczyna ściskając w łapkach ciepły już instrument, gdy nieco
się opanowała.
- Bardzo bym prosił! - Odparł Leo nadal nie
potrafiąc do końca stłumić śmiechu.
Ci z jaskini musieli mieć mieszane odczucia co
do tego, bo na pewno usłyszeli przynajmniej tę końcową salwę. Nikt się jednak w
tej chwili nimi nie przejmował, a Dania wręcz bawiła się w najlepsze.
W końcu jednak umilkła, wyciszyła się i
przyłożyła instrument do ust.
Z początku uważnie nasłuchiwała i oswajała się
z dźwiękiem fletu, potem coraz pewniej zaczęła przesuwać po nim palce, aż w
końcu śmiało zagrała na nim gamę C-dur, a następnie fragment jednej ze swoich
ulubionych melodii. Był dość skoczny choć zawierał w sobie także odrobinę
melancholii, gdy przeciągało się ostatnie dźwięki. To była porządna rozgrzewka.
<Opis reakcji Leonarda zostawiam Tobie,
sama zaś skieruję kroki naszych krasnali w stronę ogniska.>
A tam wszyscy zajęci rozmowami, wymienianiem
opinii, a nawet kłótniami nie zwracali na nich większej uwagi. Wszystkie
dźwięki jakie Dan wydobyła z fletu Jaskra na pewno usłyszeli, może nawet część
odwróciła głowy, jednak teraz na nowo pochłonęły ich własne sprawy, a na pewno
było ich nie mało. W końcu wiele się wydarzyło - tak na dobrą sprawę chwilę
temu byli jeszcze w środku walki. Teraz musieli wyjaśnić ze sobą to i owo,
trochę ochłonąć - każdy zająć się tym co go odpręża. Dania potrafiła to
zrozumieć, choć oczywiście wolałaby gdyby wszyscy z zapartym tchem
przypatrywali się jej poczynaniom. Ale może kiedyś jej się to uda - teraz jej
nie znali, byli zmęczeni… Kiedyś spróbuje zrobić dla nich bardziej oficjalny
występ, zobaczyć kto lubi jakie utwory, czy ktoś może umie czy chce na czymś
grać… Na pewno się tym zajmie! A na razie zadba o to, by przyjemna atmosfera
przy ognisku utrzymała się jak najdłużej. Niech muzyka wtopi się w szum wiatru
i szelest igieł, w chrupanie śniegu pod mnogą ilością łap i niech będzie tak
dobra na ile tylko się da!
Przysiadła więc po cichu na brzegu ogniska,
trochę dalej niż wcześniej (przez wzgląd na flet, któremu mogła zaszkodzić
zbytnia zmiana temperatur) i wiedząc, że przecież ma za sobą Leo, który zajmie
się barwą płomieni znów przyłożyła instrument do ust. Już bez żadnych wstępów
zagrała pierwszy utwór, który skojarzył jej się z miejscowymi oraz z tą polaną
i kolorowym ogniskiem.
Utwór był (zwłaszcza na początku) dość
skoczny, a składały się na niego dźwięki wysokie i czyste. Pojedyncze nutki
tworzyły przesiąkniętą nienachalnym optymizmem melodię - całość grana w drugiej
oktawie wybijała się lekko ponad nerwowe szepty wiatru, jednak była dość cicha
tak jakby specjalnie Dania nie używała do grania całej siły jaką dawały jej
wyćwiczone przepona i płuca.
Czuła się pewnie ze swoimi umiejętnościami,
ale teraz przede wszystkim chciała stworzyć miły podkład pod toczące się tu
rozmowy, pod… Pod to wszytko co składa się na tutejsze życie.
Leo przytakiwał do rytmu przy okazji grzebiąc
w swojej nieodłącznej sakiewce, a od czasu do czasu zamiatał śnieg swoim
puszystym ogonem. Dziewczynę ogarnęło miłe uczucie bycia na miejscu, a
wspaniałe ciepło napełniało ją od środka dopełniając efekt jaki dawała gorąca
aura ogniska. Pchnięta tą radością niczym mocnym impulsem po skończeniu
pierwszej melodii niemal od razu wzięła się za drugą.
Ta nieco głośniejsza, żywsza i bardziej wesoła
obrazowała jej stan ducha - słychać w niej było lekkość i pełną swobodę. Grana
także w drugiej oktawie była wypełniona wysokimi dźwiękami, które mimo wszystko
pozostawały przyjemne nawet dla bardzo wrażliwego ucha. O to pewnie z resztą
chodziło temu, kto projektował i rzeźbił ten piękny flet.
Pochłonięta graniem przymknęła oczy skupiając
się tylko czasem a to na swoim nosie, a to na migoczących, na nowo kolorowych
płomieniach równie żywych jak kołyszący się w powietrzu utwór.
Mam nadzieję, że przypasował wam ten pomysł ~
Ktoś teraz? x3
Jakby ktoś był zainteresowany jak brzmiały
grane przez Danię utwory to tutaj wstawiam oba ;3
Hm... mogę napisać dokończenie tego zacnego opowiadania? >3
OdpowiedzUsuńBędziemy tańczyć?
UsuńAleż pisaj! ^^ Już się tam zmówicie kiedy (i jak XD) będziecie tańczyć, ale Dan zawsze chętnie wam zagra ;3
UsuńJa tam jeszcze chciałam wrzucić jakąś piosenkę Finn'a i Maury. Mogę? ^^
UsuńNa to czekam >D
UsuńNo to czekaj, bo właśnie się pisze ^^
Usuń