Sprawa z Chris’em nie wymagała jakiś wielkich ceregieli.
Alva wraz Brego poszli odstawić go w jakiś ciemny kąt, gdzie Chedeerianka
nafaszerowała go usypiającymi ziółkami. Dzięki temu mogli oni wyjść wszyscy i
zająć się ogniskiem wraz z całym tałatajstwem w wokół niego, które pod ich
nieobecność powiększyło się nieznacznie. Blindwind wraz z Jenną dawno odłączyły
się już od małego zebrania, a Alfy zrobiły to jakiś czas po nich.
Tak naprawdę czerwonookiemu w ogóle nie zależało na
Chrisie, trzymał go na swoich terenach tylko ze względu na Alvę, która uparła
się trochę nad nim poznęcać. On miał go dość, zawiódł się na nim, nie ufał mu
oraz czuł wewnętrzny wstręt, gdy na niego patrzył – jednym słowem nie chciał go
znać, a jego los był mu już kompletnie obojętny. Chedeerianka mogła go wywalić
nawet na zbity pysk gdzieś w lesie, żeby sobie poszedł w cholerę albo mogła go
dać Rex’owi do zabawy, żeby się chociaż na coś przydał i by miał chłopaczysko
zajęcie na pięć minut. Miał to szczerze gdzieś.
Narazie Hakai myślał tylko o jednym – żeby dołączyć do
swojej ukochanej watahy, z którą tak ciężko walczył o przetrawanie, żeby
spędzić ten wieczór u boku najbliższej swemu sercu osoby, żeby zapomnieć o tym
co się stało, o potworach, o zdradzie, o żalu, o Froście, którego martwe ciało
wyciekało z resztek krwi na polanie gdzie zostawili go ptakom na pożarcie
(Hakai nie czuł wyrzutów, jedynie żal i smutek, że tak potraktowało go jego
własne rodzeństwo, z którym wiązało go niegdyś bezgraniczne zaufanie i więzy
krwi). Nie miał jednak zamiaru długo nad tym się użalać, Frost cieszyłby się
gdyby to czerwonooki teraz był na jego miejscu, to czemu niby on miał się nim
przejmować? Może czyniło go to niewiele lepszym od brata, ale co poradzić? Zło zakorzenia
się głęboko, szczególnie w rodzinie, gdzie zapuszcza swe czarne pnącza w głąb
wszystkich serc... Kwestia tego jak wytrwałym się było by jemu sprostać.
Alfę jednak czekała jeszcze jedna niespodzianka tego dnia
zanim usiadł spokojnie w towarzystwie. Otóż u wejścia padł ofiarą jakiś
radosnych uścisków ze strony obcego mu kompletnie wilka...
<Tą część już znacie, więc powtarzać się nie będę,
przejdźmy więc proszę dalej, wejdźmy do naszej czasowej machinki i przeskoczmy
te kilka minut zapoznawania się z Jaskrem...>
Basior patrzył jak zaczarowany w białą postać wilczura
przed sobą, który nadzieję wymalowaną miał na całej twarzy. Nie dotarły do
niego nawet słowa oraz obecność wader, które wtargnęły do jaskini. Czerwone
oczy Alfy wpatrzone były głęboko w bursztynowe ślepia przybysza... Tak dobrze
znał słowa, które wypowiedział, tak wielbił osobę, która mu je onegdaj
wypowiedziała... Jednak to ciało, ten wilk, zniekształcony głos... Oczy. Tak, w
nich bowiem czarny wilczur dojrzał wilka, z którym w tak tragiczny sposób
musiał się dawno temu rozstać. Może różniły się barwą oraz kształtem, jednak w
ich głębi widać było te iskry, duszę wariata, tak kopniętego w środku, że
idealnie nadawał się wśród te psychiczne szeregi.
- Jaskier! Mordo moja, stary druchu! Wierszokleto od
siedmiu boleści! – zapominając o powadze, zapominając o reszcie stada, która na
dźwięk jego dzikiej radości aż odwróciła się do nich przerywając wszelkie
rozmowy, Alfa rzucił się białemu wilkowi na szyję niczym szczeniak dusząc go w uścisku
(mało brakowało, a dostałby pyska od starego kolegi, jednak Hakai był na tyle
jeszcze trzeźwy umysłowo, że się powstrzymał).
Nie mniejszą radością zareagował Jaskier, który mimo
braku powietrza przyciągnął do siebie Alfę i tak trfały dwa basiory w wielkim
niedźwiadku dobre parenaście sekund, aż utrata równowagi nie zmusiła ich do
rozdzielenia się.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! – wychrypiał poeta
kiedy oboje stanelu na czterech nogach.
- Kurde, Jaskier! Gdzieś ty był! Co... Co ci się w ogóle
stało? Dobra, nie ważne, chodź! Chodźcie wszyscy. – podekscytowany Alfa
zaciągnął wszystkich uczestników zebrania z jaskini wraz z Blindwind i Jenną
oraz Jaskrem do ogniska, po drodze nie zapominając o zdezoriętowanej Bran.
- Kurde blaszki, Skarbie, trochę się was tu zrobiło jak
nas nie było. – stwierdził Brego sadowiąc się w gronie Blindwind, Jenny, Bran
oraz (obowiązkowo) Aspen – Mnożą się jak króliki, Skarbie. – stwierdził
przyglądając się wszystkim uważnie – Co wy chrzanicie! Tamto to zająca może
jest podobne, ale to tu jest rude, tamto za matkę jaszczurkę miało albo ojca...
Chyba, że taka szkarada po dziadkach wyszła, Skarbie, nigdy nie wiadomo co w
genach siedzi... Wyście chyba królika nigdy na oczy nie widzieli! – oburzył się
pokolei wskazując ogonem to na Angel, Dan potem Canay’a – O! A tamto z jeżem
spokrewnione! – stwierdził skupiając uwagę na Trash’u, który gdy tylko zobaczył
na sobie puste białe ślepia hybrydy zesztywniach z przerażenia i zjeżył się
jeszcze mocniej kuląc przy ziemi na co Brego zaśmiał się pod nosem wyczuwając
jego strach – Skarbie... Wiecie, że to tylko porównanie, prawda? – rzekł
załamującym głosem – Serio? Dobrze, że mówicie, Skarbie, wybaczcie...
Hakai czekał cierpliwie aż hybryda skończy konwersację z
samym sobą, nie wiedział jak zareaguje, kiedy wtrąci mu się w pół zdania, więc
wolał nie ryzykować, szczególnie że panowała miła atmosfera, której nie chciał
niepotrzebnie psuć.
- Skończyliście już Brego? – zapytał, kiedy samiec ucichł.
Jego dość głośna rozmowa zwróciła uwagę wszystkich
zebranych. Co prawda wilki znające już hybrydę uznali to za normalne i się tym
nie przejeli, jednak nasza nowa szóstka patrzyła na niego to z zakłopotaniem
lub przerażeniem, z fascynacją albo zastanowieniem (conajmniej dwie te cechy
wiemy do jakich wilków były skierowane ;P). Jednak samiec się jakoś tym nie
przeją, uśmiechnął się tylko i pokiwał głową.
- Tak, Skarbie koniec, wybaczcie nam, musieliśmy się
dogadać, mówcie teraz wy. – pospieszył z wytłumaczeniem.
Hakai uśmiechnął się pod nosem, jakoś nie umiał się na
niego gniewać... Za bardzo przypominał mu zagubionego szczeniaka, żeby...
- Zaraz! – krzyknął Brego zrywając się na równe łapy – Co
wy tu robiecie skoro Aspen jest wśród nas? Idźcie precz! – zaczął warczeć na
samego siebie – Oj Skarbie, wszyscy tu są to jakże może nas zabraknąć? Na jedną
noc możemy zdzierżyć tą szkaradę.... To nie jest szkarada!
Blindwind szturchnęła w końcu hybrydę pod żebro i kiwnęło
w stronę swojego kuzyna, którego cierpliwość mimo wszystko zaczęła powoli się
kończyć, wariat wariatem (bowiem Brego w oczach niektórych pewnie w stu
procentach zapracował sobie na to miano), ale pewne granice były.
- Później się policzymy! – warknął pod nosem po czym
zajął swoje miejsce już w nieco bardziej naburmuszonym humorze.
Tym czasem Alfa odchrząknął i z uśmiechem na twarzy
rozejrzał się po zebranych. Nie było to oficjalne zebranie to czemu też on miał
być poważny? Cała jego postawa oraz mina były spokojne i wyluzowane, dając znak
innym żeby też się zrelaksowali oraz traktowali to jako zwykłe przyjacielskie
ognisko. Tego wieczoru nie liczyły się rangi oraz stanowiska, byli rodziną więc
po co były jakiekolwiek formalności?
- Dobra kochani, co ja wam tu będę chrzanić całe kazania?
– zaczął –Nawet nie wiecie jak się cieszę, że wszyscy przeżyliśmy tą bitwę.
Chciałem was przeprosić za poczynania mojego brata i doceniam to, że
poświęciliście się wszyscy, żeby ocalić naszą sforę. Trudno mi uwierzyć, że
mimo tak krótkiej znajomości ze sobą tak zaufaliście sobie nawzajem i byliście
w stanie ślepo iść z nami do boju jak z braćmi. Dziękuję wam z całego serca,
macie u mnie dług wdzięczności, którego nigdy raczej nie uda mi się spłacić. –
po tych słowach rozległy się triufalne szmery i gratulację, a na większości
pysków pojawiły się uśmiechy zwycięstwa – Jednak to nie jedyna dobra wiadmość
dzisiaj! – krzyknął Hakai wstając, żeby móc wydobyć z płuc silniejszy głos, by
przekrzyczeć resztę, słysząc go wszyscy na nowo umilkli – Po Deszczu
Meteorytów, który zatrząsł naszą watahą i zniszczył znaczną część terenów wielu
z naszych braci zginęło, niektórzy znikneli bez słowa... Straciliśmy jedną z
Alf, cenionych wojowników, szpiegów... Została nas w sumie niewielka garstka po
tym wszystkim. Ale za to patrzcie kto dzisiaj zawitał u naszych bram! – głos
basiora smutniał z każdym zdaniem, jednak ostatnie słowa wypowiedział z taką
radością, że uśmiechnęły się nawet osoby nie mające pojęcie o czym to on gada –
Nie mam zielonego pojęcia co mu się stało, bo niczym nie przypomina tego
brązowego wierszoklety z kotem na ramieniu, ale to w stu procentach ten sam
wilk, którego przyjąłem do watahy te kilknaście miesięcy temu; Jaskier!
Z poprzedniego składu watahy nie został praktycznie nikt
więc Jaskier był dla nich niczym po prostu nowy druch, a nie powstały ze
zmarłych były Betta i znany wszystkim poeta. Jednak słysząc radość Hakai i
podświadomie wyczuwając, że jest to wręcz wspaniała wiadomość członkowie
podnieśli radosny wiwat kiedy Alfa stanął obok białego wilczura, który nieco
zmieszał się taką wielką widocznością...
<Dalej Hakai przyznał się oficjalnie do tego, że jest
w związku z Andromedą i zajął się już wilkami, które podeszły przywitać się z
Jaskrem (kto się założy, że Dania pierwsza podleci?) oraz wilkami, które
dołączyły nowo do watahy. Wszystkimi
oprócz jednego, którego dopaść zdołała Blindwind (x3)... Zanim jednak do tego
przejdziemy Brego nam coś opowie od siebie (z Wind w roli pół-głównej): >
Odpychając (a wręcz wgniatając i dusząc) w najgłębszą
część umysłu swojego drugiego siebie, który cały czas coś mu szmerał po głowie
Brego podszedł do Blindwind oraz Jenny, które nie pchały się w tłum wilków
wokół Alf. Nie interesowały ich gratulacje składane parze (same w swoim czasie
podejdą i to zrobią jak się przepchnie fala tłumu), a nowe osoby już zdąrzyły
zapoznać i powypytywać o imiona oraz podstawowe rzeczy (wszystkie oprócz
Trash’a), a sprawy, z którą przyszły do Hakai i tak teraz by nie załatwiły,
więc co innego robić? Postają sobie na uboczu, przynajmniej tam był spokój.
- Co tam Skarby moje? – zapytał podchodząc od tyłu
obejmując jedną jednym, drugą drugim ramieniem, jednak były one na tyle małe,
że łapy mógł spokojnie postawić na ziemi – Urodziny jedna z drugą miały
niedawno, nieprawdaż? – zagaił z uśmiechem.
Dziewczyny spojrzały po sobie (o ile u Wind można to tak
nazwać) z głupimi minami, uśmiechając się przepraszająco.
- No tak, miałyśmy, a dzisiaj są twoje i niestety nic dla
ciebie nie mam... – zaczęła Jenna z wyrzutem, jednak Brego przerwał jej z
zaskoczeniem.
- Urodziny dzisiaj mamy? – hybryda uniosła łapy szybko
zaczynając liczenie dni na palcach (tym samym przyduszając nieco swoje
towarzyszki, które w ciszy zniosły cierpienia) – No faktycznie! Jacy my starzy
już jesteśmy! Kto by pomyślał! Co nie Skarbie? Jak mogliście zapomnieć o
naszych urodzinach? Wyście też zapomnieli to na nas nie zwalajcie! Nic dla was
niestety nie mamy, szczęścia i zdrowia wam jedynie życzyć możemy, Skarbie, wybaczcie...
My to samo Skarbie, my to samo, więc się nie zamartwiajcie, za rok coś
wymyślimy. O tak Skrabie, to się nazywa myślenie! – Brego uśmiechnął się
zadowolony z rozwiązania, jednak chwilę później złapał się za głowę – Ale dla
was nic nie mamy!
- Nie martw się Bregi, my dla ciebie niestety też. – stęknęła
Jenna, której już zaczęło brakować powietrza w płucach, a z tej całej
konwersacji wywnioskowała, że ostatnie zdanie skierowane było do nich tylko
dlatego, że hybryda przestała błądzić wzrokiem dziko po wszystkim i skupiła się
na waderach, inaczej dawno by się zgubiła co, do kogo mówił.
- To nic, Skarby, rozwiążemy to tak jak my z nami, co wy
na to? – zaproponował łapiąc obydwie wadery pod brzuchy i przygarniając je do
siebie w uściku, jakby niczym nie różniły się od torebkowych piesków (choć
wielkościowo Jenna się już do takich zaliczała (porównując wielkość to
Blindwind dla wojaka też była niczym mały kundelek)) – Życzmy sobie zdrowia,
szczęścia i pomyślności, a prezenty załatwi się za rok.
- Wydaje się rozsądnie. – zgodziła się Blindwind, która
już była w swoim żywiole i ściskała karczycho przyjaciela z uśmiechem na japie
– Zdrowia, szczęscia, spełnienia marzeń i dużo błyskotek! – dodała, po czym
sięgnęła do Dżej, którą przytłamsiła do siebie – Zdrowia, szczęścia, mnóstwa
przygód i żeby ci Brego błyskotek nie kradł. – dziewczyny zaśmiały się patarząc
znacząco na hybrydę, która zarżała jedynie wesoło.
- My wam Skarby życzymy również szczęścia i zdrowia,
pomyślności oraz długiej przyjaźni! – z tymi słowami przygniótł je jeszcze
mocniej do siebie – Żebyście się nigdy nie zmieniały. – dodał, a Kruk z tego
wszystkiego nie wytrzymała, odchyliła się i dała weteranowi wielkiego całusa na
chibił-trafił lądując nim prosto nad górną jego wargą.
Gdyby było to możliwe wojak zarumieniłby się po same
czubki rogów, naszczęście ciemne futro oraz cienie wieczoru skutecznie mu to
zatuszowały. Wyczuwając od niego teraz takie tornado emocji, że aż jej samej
się w głowie zakręciło Blindwind zaśmiała się i wyskoczyła na ziemię z jego
łap, to samo zrobiła Jenna.
- Dobra, wszystko ślicznie, ale teraz moja kolej! –
rzekła Dżej podchodząc do wielkoluda i zadzierając głowę do góry - Breguśku,
mordeczko ty wielka! Schyl no się, bo jakoś tak dziwnie... O, dzięki. Z okazji
twoich urodzin, mimo tych niezbyt ciekawych okoliczności... Życzę Ci nie stu
lat, a tysiąca bo podejrzewam, że takie wielkoludy jak ty właśnie tyle żyć
powinny. Zdrowie masz, nie ma co życzyć. Szczęście... Każdy z nas je ma, tylko
trzeba je dostrzec. Więc życzę ci, żebyś je dostrzegł. Przyjaciół masz tutaj co
najmniej kilku, nikt mi kłamstwa nie zarzuci. Mogę ci chyba jedynie życzyć,
żebyś nie próbował się zmieniać. Zmiany są czasem potrzebne, ale ty... Ty jesteś
jedyny w swoim rodzaju, unikatowy. No, mogę chyba jedynie jeszcze napomknąć,
żebyś nigdy nie został przyłapany na swoim wspaniałym hobby, które jest znane
wszystkim, którzy muszą o tym wiedzieć. Jeszcze raz tysiąca lat, Cōra! – po tym
znów nadszedł czas na wielkie uściskajdło, następnie Diablik zwrócił się do
swej kupeli - Blind... Sama nie wiem, czego można życzyć tak szczęśliwej
waderze jak ty. Masz kupę przyjaciół, rodzinę która cię kocha, zdrowie... Też
masz, nie oszukujmy się. Łeb pełen pomysłów, śliczne zielone oczki, które widzą
więcej niż się nam wszystkim wydaje, szczęście jak już wspomniałam, ma każdy
tylko trzeba je zobaczyć. Życzę ci, żebyś żyła bardzo, bardzo,
baaaaaaaaaaaaaaardzo długo bo jeśli tacy jak ty będą długo chodzić po świecie
to więcej osób doceni siebie to co ich otacza. Wszystkiego najlepszego, Sapanā!
I tym razem nie skończyło się na jednym przytulaku tylko
na kilku całusach, od których Dżej nawet nie próbowała się uchronić... Bo po
prostu nie było jak - spadły niczym niespodziewane pociski, którymi sama Wind
nie wiedziała gdzie trafiała, a w jej zielonych oczach zabłysły łzy szczęścia.
- No! Wszystko pięknie i cacy! – powiedziała biała wadera
wycierając strumienie łez, które leciały jej po policzkach.
- Ej, nie maziaj mi się tu tak! – rzekła Jenna podchodząc
do niej oraz naciągając jej kąciki ust ku górze łapkami.
- Nie smucę się, to ze szczęścia przecież! – powiedziała
wykręcając się przyjaciółce.
- Uważajcie, boście prawie jeża zdeptały. – stwierdził
Brego patrząc za cofającą się od Diablika Blindwind.
- Jakiego jeża? – zielonooka obejrzała się za siebie
(jakby jej miało to coś dać) skupiła się przez chwilę na otoczeniu, gdyż jej
zmysły przyćmione radością oraz zdezoriętowane ową chwilą nieco szwankowały –
A! To ty! Zaraz, jak ci tam było... Szlaczki! Czekaj! Zaraz sobie przypomnę!
Coś na... „T”? Nie, na „S”? Chyba, że „A”... Ale przysiągłabym, że kojarzysz mi
się też z literką „R”... Tsar? Srat? Star? Rat... S... TRASH! Tak! Trash! –
wadera podskoczyła z podekscytowania robiąc w powietrzu takiego dziwnego wywijasa,
że każdy normalny wilk by sobie już coś w dzięsięciu miejscach naciągnął, gdyby
się tak zerwał – Ej, koleżko, kiedy ty masz urodziny? – rzuciła, gdyż wydawało
jej się to bardzo na temat.
I kto się skusi dokończyć? x3
To się biorę za opowiadanko od Trash'a!
OdpowiedzUsuńAle za tą płciową pomyłkę to dostaniesz po uszach! XD
Swoją drogą oni (Brego, Blind i Jenna) są tacy słodcy razem! *^*
Szkoda, że Jeżasty nie podziala mojej opinii XD
Aha... nie było żadnej pomyłki, sorry - to ja nie umiem czytać XD
UsuńWydało się! *^*
Nie martw się, wszyscy już od dawna o tym wiedzą ;)
UsuńDzięki, no to teraz nie mam czym się przejmować ~
UsuńNie martw się, znajdziemy Ci nowe kompleksy ;P
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń