<Zanim
zacznę pisać co stało się później, skorzystam z przecudnego urządzenia, jakim
jest tzw. „machina czasu” i przeniosę się w przeszłość, by opisać co działo się
zanim nasza Szalona Dan wybiegła z krzaków i zaczęła się wszystkim
przedstawiać. I zanim Trash zemdlał ^^ >
Siedzimy za
zasłoną gęstych krzaków. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się to strasznie
głupie. Jest nas aż czwórka, a żadne z nas nie wie co mamy robić. Chociaż nie,
może ujmę to inaczej. Każde z nas chce zrobić w tej chwili coś innego, ale nie
jest w stanie. I w efekcie wszyscy siedzimy tutaj, za tymi zaroślami.
Na przykład,
znając Maurę ona najchętniej wyszłaby z ukrycia i poszła walczyć. Nie
obchodziłoby ją to, że nie zna tych wilków i nie jest w stanie poprzeć ani
jednej strony. Ale wiem, że gdyby była sama poszłaby na pole walki i wspomogła
stado. Już teraz przygląda się bitwie zafascynowana. Na jej pysku pojawia się
diaboliczny uśmiech szaleńca, który odrobinę mnie przeraża, ale też z
niewiadomych powodów - bawi.
Z kolei Dan
zachowywała się odrobinę inaczej. To znaczy, podobnie jak Puck, ona również
obserwowała pole bitwy. Jednak myślę, że oglądając to wszystko nie czuła pokusy
by nagle tam wbiec i zacząć zagryzać przeciwników na śmierć… Oj nie! Nie znam
Danii długo, ale nie sądzę by takie zachowanie było w jej stylu. Ona raczej
obserwowała bitwę, trzymając kciuki za te wilki z watahy. Cóż, czego innego
można było spodziewać się po tak towarzyskiej osóbce? Mógłbym się założyć z
Maurą, o co tylko chce, że gdy skończy się bitwa, Szalona Dan jako pierwsza wybiegnie
z tych cholernych zarośli i zacznie się ze wszystkimi witać.
Mojej uwadze
nie umknęło również, że nasza „towarzyska duszyczka” ciągle wpatruje się w
jedną postać. Z ciekawości zerkam w tamtym kierunku. Ku mojemu zdziwieniu,
widzę drobnego lisa. Jest on niewiele niższy od dziewczyny. Rudzielec biega po
polu bitwy, ale z nikim nie walczy. Nie wygląda mi na tchórza, więc pewnie opracował
już inny sposób na pokonanie przeciwnika.
Z kolei Trash…
No cóż. Dobra, cofam to co mówiłem wcześniej: może wśród naszego małego grona
jest jedna osoba, która faktycznie robi to, co uważa za słuszne. Siedzi w
miejscu, za zaroślami i stara się nie wychylać.
Co jakiś czas
słyszę jak Trash mruczy coś pod nosem. Może to tylko złudzenie, ale mam
wrażenie, że wilk kilka razy mruknął do siebie „wrogowie”.
A co ja mógłbym
zrobić? No właśnie nie mam pojęcia! Chociaż, znając życie, zapewne pobiegłbym
za Maurą. A skoro moja siostra wpadłaby na tak „genialny” pomysł jak dołączenie
do walki, to ja zapewne bym jej towarzyszył. Co jak co, ale żyjemy ze sobą już
trzy lata, a ja nie mam ochoty tracić siostry, tylko dlatego, że nie potrafiłem
jej obronić, gdy ona wdała się w krwawy pojedynek.
Jednak nic
takiego się nie dzieje. Żadne z nas nie wychyla się z bezpiecznego, choć
niepozornego ukrycia. Nawet jeśli każdy z nas (z wyjątkiem Pana Ości) chciałby
na swój sposób pomóc.
- I co z tym
zrobimy? - z przemyśleń wyrywa mnie pytanie Maury.
- A co możemy?
Nic. Absolutnie nic. - wzdycham. Może to głupie, ale ta cała sytuacja bardzo mi
się nie podoba. To jak musimy tutaj siedzieć i czekać na… No właśnie, na co?
- I to ci
odpowiada? - po tonie jakim mówi Puck, wnioskuje, że ona też czuje się tutaj
nieswojo.
- Ani trochę.
Ale spójrzmy prawdzie w oczy: nie możemy tam iść. I myślę, że o tym wiesz.
- Tak. -
siostra kiwa głową. - Ale ani trochę mi się to niepodobna. Wiesz co bym teraz
najchętniej zrobiła?
- Hm… Pomyślmy.
Wbiegła tam i zaczęła walczyć? - Maura uśmiecha się niewinnie.
- Oj, jak
dobrze mnie znasz. A ty poszedłbyś ze mną, mam rację? - odwzajemniam uśmiech.
- Miałabyś to
jak w banku. Żałuję tylko, że naprawdę nie możemy im pomóc. - przyglądam się
całej tej aferze, jakby mój wzrok mógłby przyczynić się do wygranej jednej ze
stron.
- Eh… Czuję się
jak przyparta do muru. - słyszę warknięcie siostry.
Nie do końca
rozumiem co ma na myśli, jednak zanim mam okazję się jej zapytać, do moich uszu
dociera krzyk. Później wszystko wygląda dość chaotycznie. Widzę jak jeden wilk,
rzuca się na drugiego, rozdzierając mu gardło. Później słyszę kolejny krzyk ogromnej
bestii. Nie mija jednak chwila, a wszystko się uspokaja, jakby śmierć tamtego
wilka zatrzymała całą bitwę. Widzę jak wielka bestia, z niewiadomych przyczyn,
wycofuje się i odchodzi zostawiając stado wilków w spokoju. Nie rozumiem co
tutaj się dzieje, ale nie mam czasu się nad tym zastanowić, gdyż właśnie w tym
momencie Dan, jakby nigdy nic, wybiega z zarośli.
C.D w
opowiadaniu Maury
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)