sobota, 20 czerwca 2015

Od Finn'a i Maury - Co takiego mógłbym zrobić?

<Zanim zacznę pisać co stało się później, skorzystam z przecudnego urządzenia, jakim jest tzw. „machina czasu” i przeniosę się w przeszłość, by opisać co działo się zanim nasza Szalona Dan wybiegła z krzaków i zaczęła się wszystkim przedstawiać. I zanim Trash zemdlał ^^ >

        Siedzimy za zasłoną gęstych krzaków. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się to strasznie głupie. Jest nas aż czwórka, a żadne z nas nie wie co mamy robić. Chociaż nie, może ujmę to inaczej. Każde z nas chce zrobić w tej chwili coś innego, ale nie jest w stanie. I w efekcie wszyscy siedzimy tutaj, za tymi zaroślami.
Na przykład, znając Maurę ona najchętniej wyszłaby z ukrycia i poszła walczyć. Nie obchodziłoby ją to, że nie zna tych wilków i nie jest w stanie poprzeć ani jednej strony. Ale wiem, że gdyby była sama poszłaby na pole walki i wspomogła stado. Już teraz przygląda się bitwie zafascynowana. Na jej pysku pojawia się diaboliczny uśmiech szaleńca, który odrobinę mnie przeraża, ale też z niewiadomych powodów - bawi.
Z kolei Dan zachowywała się odrobinę inaczej. To znaczy, podobnie jak Puck, ona również obserwowała pole bitwy. Jednak myślę, że oglądając to wszystko nie czuła pokusy by nagle tam wbiec i zacząć zagryzać przeciwników na śmierć… Oj nie! Nie znam Danii długo, ale nie sądzę by takie zachowanie było w jej stylu. Ona raczej obserwowała bitwę, trzymając kciuki za te wilki z watahy. Cóż, czego innego można było spodziewać się po tak towarzyskiej osóbce? Mógłbym się założyć z Maurą, o co tylko chce, że gdy skończy się bitwa, Szalona Dan jako pierwsza wybiegnie z tych cholernych zarośli i zacznie się ze wszystkimi witać.
Mojej uwadze nie umknęło również, że nasza „towarzyska duszyczka” ciągle wpatruje się w jedną postać. Z ciekawości zerkam w tamtym kierunku. Ku mojemu zdziwieniu, widzę drobnego lisa. Jest on niewiele niższy od dziewczyny. Rudzielec biega po polu bitwy, ale z nikim nie walczy. Nie wygląda mi na tchórza, więc pewnie opracował już inny sposób na pokonanie przeciwnika.
Z kolei Trash… No cóż. Dobra, cofam to co mówiłem wcześniej: może wśród naszego małego grona jest jedna osoba, która faktycznie robi to, co uważa za słuszne. Siedzi w miejscu, za zaroślami i stara się nie wychylać.
Co jakiś czas słyszę jak Trash mruczy coś pod nosem. Może to tylko złudzenie, ale mam wrażenie, że wilk kilka razy mruknął do siebie „wrogowie”.
        A co ja mógłbym zrobić? No właśnie nie mam pojęcia! Chociaż, znając życie, zapewne pobiegłbym za Maurą. A skoro moja siostra wpadłaby na tak „genialny” pomysł jak dołączenie do walki, to ja zapewne bym jej towarzyszył. Co jak co, ale żyjemy ze sobą już trzy lata, a ja nie mam ochoty tracić siostry, tylko dlatego, że nie potrafiłem jej obronić, gdy ona wdała się w krwawy pojedynek.
Jednak nic takiego się nie dzieje. Żadne z nas nie wychyla się z bezpiecznego, choć niepozornego ukrycia. Nawet jeśli każdy z nas (z wyjątkiem Pana Ości) chciałby na swój sposób pomóc.
- I co z tym zrobimy? - z przemyśleń wyrywa mnie pytanie Maury.
- A co możemy? Nic. Absolutnie nic. - wzdycham. Może to głupie, ale ta cała sytuacja bardzo mi się nie podoba. To jak musimy tutaj siedzieć i czekać na… No właśnie, na co?
- I to ci odpowiada? - po tonie jakim mówi Puck, wnioskuje, że ona też czuje się tutaj nieswojo.
- Ani trochę. Ale spójrzmy prawdzie w oczy: nie możemy tam iść. I myślę, że o tym wiesz.
- Tak. - siostra kiwa głową. - Ale ani trochę mi się to niepodobna. Wiesz co bym teraz najchętniej zrobiła?
- Hm… Pomyślmy. Wbiegła tam i zaczęła walczyć? - Maura uśmiecha się niewinnie.
- Oj, jak dobrze mnie znasz. A ty poszedłbyś ze mną, mam rację? - odwzajemniam uśmiech.
- Miałabyś to jak w banku. Żałuję tylko, że naprawdę nie możemy im pomóc. - przyglądam się całej tej aferze, jakby mój wzrok mógłby przyczynić się do wygranej jednej ze stron.
- Eh… Czuję się jak przyparta do muru. - słyszę warknięcie siostry.
Nie do końca rozumiem co ma na myśli, jednak zanim mam okazję się jej zapytać, do moich uszu dociera krzyk. Później wszystko wygląda dość chaotycznie. Widzę jak jeden wilk, rzuca się na drugiego, rozdzierając mu gardło. Później słyszę kolejny krzyk ogromnej bestii. Nie mija jednak chwila, a wszystko się uspokaja, jakby śmierć tamtego wilka zatrzymała całą bitwę. Widzę jak wielka bestia, z niewiadomych przyczyn, wycofuje się i odchodzi zostawiając stado wilków w spokoju. Nie rozumiem co tutaj się dzieje, ale nie mam czasu się nad tym zastanowić, gdyż właśnie w tym momencie Dan, jakby nigdy nic, wybiega z zarośli.


C.D w opowiadaniu Maury

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)