poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Trash'a do Jenny - 'Brat'


Trudno jest pojąć zachowanie pewnych osób. Trudno też nieraz wymyślić jak się od nich uwolnić. Bo jak widać tak łatwo się nie da. Jednak z trójki złego to już chyba najlepiej żeby właśnie pokurczka tu siedziała. Chociaż… Nie, nie było źle. Przede wszystkim zdawała się nieźle dostosowywać do tych, których wybrała sobie na rozmówców. A co najważniejsze - oddelegowała mutanta! Tak! Czyli ten świat ma w sobie jednak odrobinę litości! No powiedzmy - czasami. Co nie zmienia faktu, że i ona za dużo gadała… ten to ma szczęście: jak nie Dan, to biała, jak nie biała to czupryniasta. A ona nie owijała w bawełnę… ale to i lepiej, Trash wolał kostropatą szczerość niż jedwabne kłamstwa. Poza tym, że nie rozumiał przez dłuższy czas czemu ma odpowiadać na jej - było nie było dość dziwne - pytania czuł się spokojniejszy gdy w pewnej odległości siedziała mała wadera niż gdy ktoś (pozdrowienia dla Blind) podtykał się mu pod nos.
Z początku jej zachowanie uznał za typowe - stwierdziła, że nie mówi poważnie, przezwała go i podeszła bliżej z miną bynajmniej nie anielską. Nie pierwszy raz mu się to zdarzało. Ale potem… chwila, czy ona chce mu wymyślić, tak jak pozostałej dwójce, jakieś inne imię!? CO!? Tego już nie potrafił zrozumieć. Mogła wyśmiać to jak się nazywał, nie ona jedna robiła takie rzeczy, a samo imię piękne faktycznie nie było. Mogło się nie podobać. Ale zmieniać je? Czemu miałaby to robić, wszak pasowało idealnie! Może chciała wymyślić jakieś gorsze? Ale da się? Nie sądził… Choć po takich typkach nigdy nic nie wiadomo! Już przekonał się, że karzełki potrafią być wyjątkowo nieprzewidywalne.
Jednak to, że kazała pozostałej dwójce się troszkę oddalić z lekka zmieniło jego nastawienie. Raz, że nie mając w zasięgu wzroku hybrydy czuł się o wiele bezpieczniej (przynajmniej chwilowo) to jeszcze przez ułamek sekundy dziewczyna w jego oczach zmieniła się w lśniącego wybawcę na kucyku (koń byłby dla niej za duży). Spadła jednak z niego z hukiem godnym niemałej atomówki gdy tylko otworzyła usta zatrzymując go w jego próbie ulotnienia się. Czy naprawdę musiałaś to zrobić paskudo!?
Zatrzymał się jednak świadom, że lepiej nie stawiać oporu członkom watahy, na której tereny wtargnęło się raptem kilka dni temu. Gotów był już na wszystko. Nawet na tortury.
- …powiedz mi, jak to jest żyć z taką Szaloną Dan? - Tak, to o to zapytała szkrzydlata w pierwszej kolejności bacznie go obserwując. 
Nieźle go zaskoczyła. Nie tyle tym, że pytanie nie było ani wredne czy uszczypliwe, ale tym, że skojarzyła jego osobę z postacią rudej rozgadanej dziewczyny, z którą co prawda podróżował przez moment, ale z którą nawet słowa nie zamienił przy ognisku gdzie mogła ich zobaczyć… Musiała być w takim razie niezłym obserwatorem i ogólnie znać się na wilkach. Wszak on i Dan jedynie razem się pojawili, by potem chwilę tylko siedzieć obok siebie. No i czasem smarkata zawołała na niego i wspomniała jego imię… Pani-nietoperz musiała to jednak jakoś wyłapać. Choć może wyciągnęła wniosek, że zna się z nią dłużej niż te kilka dni i stąd takie, a nie inne sformułowanie pytania. Jednak mimo wszystko trafiła wyjątkowo celnie.
Postanowił jej więc coś odpowiedzieć, choć nie za bardzo wiedział czego konkretnie oczekuje. Powiedział więc o tym co zdominowało całkowicie jego podróż z nią oraz ich późniejsze kontakty:
- N-no… Dużo mówi. 
Tak, to cała prawda o Szalonej Dan i o ich relacji. Kiedy szedł w stronę stada, a ona wraz z nim jadaczka jej się nie zamykała. Nie irytowało go to tylko dlatego, że potrafił się 'wyłączyć' i w spokoju myśleć o czym mu tylko chciał kiedy ona opowiadała mu kolejne historie robiąc przy tym za jego uszy i oczy, kiedy on bujał w obłokach. Co mógł jeszcze powiedzieć… nie był pewien czy lubił tą dziewczynę, wiedział tylko, że na pewno nie jest odwrotnie. Prędzej ją lubił niż nienawidził. Jednak przede wszystkim była przydatna. Mogła słuchać, patrzeć i mówić zamiast niego nie mając o to żadnych pretensji, więcej! - Ciesząc się, że ktoś wreszcie jej towarzyszy i słucha co mówi podczas gdy on tak naprawdę zajęty był swoimi wewnętrznymi problemami. Ta bezkonfliktowość była kluczem ich porozumienia. Jednak o tym nie będzie się rozgadywał…
Z kolejnymi pytaniami było podobnie. Choć dogłębnie je sobie analizował i miał na ich temat sporo przemyśleń to odpowiedzi były zdawkowe, krótkie i bynajmniej niewiele mówiące. Zwłaszcza, że dwie były oznajmieniami, że Trash naprawdę nie rozumie po co są te pytania. Ale co innego mógł powiedzieć, gdy naprawdę ni widział w nich sensu?
Mała jednak nie dala się zbyć i dzielnie robiła swoje to dając mu chwilę odetchnąć to oddając po kawałku jego przestrzeni osobistej. Bardzo mądre swoją drogą posunięcia szkoda, że wprowadzone w życie już po tym jak jednym tchem wypaliła mu w pysk jak jej cierpliwość jest ograniczona oraz przypomniała mu, że mogą go w każdej chwili rozszarpać… przynajmniej tak to odebrał.
Nadal jednak nie pojmował czemu się tak uparła na to imię, co fetyszystka kurna, czy jak? Bardzo miło, że chciała mu pomóc, ale byłoby lepiej gdyby robiła to w sposób dla niego zrozumiały. Ale dobra… ona tu jest z watahy, ona rządzi, jej wola jego los. Mocne imię… ale on by swojego wcale nie zmieniał. I 'Trash' i 'Husk', było w porządku, z tym, że 'Husk' o wiele rzadziej używane. A to pierwsze… czemu miałby być tak arogancki i pewny siebie by je zmieniać? I czemu oni wszyscy mieliby jego widzimisię zaakceptować? Wcześniej nie ośmieliłby się myśleć o zmianie nazwy jaką mu nadano. A teraz jedna z tych tutejszych, nieznanych mu osób go do tego namawia. Więcej! Ona tego WYMAGA. Właśnie tego tak na dobrą sprawę nie umiał pojąć. Może chce by zmienił sobie imię na jakieś zakazane, a potem wszyscy się na niego rzucą znów wbijając mu do łba, że 'Trash' i tylko to jedno zawsze będzie do niego pasować? Podstępnie… jednak o dziwo tym razem nie zaufał swojemu pesymizmowi. Tym bardziej, że nie miał na to więcej czasu, bo na horyzoncie pojawił się Efa. Tylko jego tu brakowało… Nikt go nie wołał, dziewczyna w wypowiedzi nawet przekręciła jego imię. Ale jak widać 'Efi' było mu już znane i wystarczyło aby go wywołać. Świetnie!
Ale chwila… Trash zdążył jedynie jęknąć gdy nietoperzyca wzięła sprawy w swoje ręce i w jednej chwili z miłej choć charakternej osoby przeobraziła się w sarkastyczną, wredną babę, której naprawdę lepiej zejść z drogi. Co ciekawe po potraktowaniu starszego samca paroma nieprzyjemnymi tekstami z powrotem wróciła do 'poprzedniej siebie' oraz rozmowy z młodzieńcem i to w bardzo entuzjastycznym tonie, bowiem już wymyśliła dla niego przezwisko. A brzmiało ono 'Bhai'.
- Co to znaczy? - Zapytał gdy znów do niego podeszła. Bał się, że wypali z czymś typu 'bękart', 'ogryzek', 'rzygi' czy coś w tym rodzaju, co jeszcze bardziej obniżyłoby jego i tak czołgający się po ziemi status społeczny, a następnie zacznie się śmiać i wraz z Efą (niby nie trzymała jego strony, ale…) będą wytykać go palcami, a może w ogóle go stąd przegonią. Cały więc się spiął i zacisnął łapy na mokrym śniegu. Jednak zamiast wulgarnego przezwiska usłyszał…
- Brat. 
Jak się dalej okazało 'kolczykowy brat' od faktu, że oboje - i on i iluzjonistka - mieli w uszach po kilka kolczyków. Ale mimo wszystko… Brat?
- Ładnie sobie rodzinę dobierasz, Trash. Nie wiem czy powinieneś się śmiać czy płakać - Rzucił Efa co brutalnie przywróciło go do rzeczywistości, z której na chwilę jakby odpłynął pod wpływem szoku jaki wywołało u niego to jedno, krótkie słowo.
Bhai…
Po krótkiej wymianie nieuprzejmości wężowaty odszedł pozostawiając zamyślonego na nowo Husk'a i waderę samych w milczącym towarzystwie świecących po jednej stronie nieba gwiazd. Dziewczyna patrzyła na niego z szerokim uśmiechem czekając na jego reakcję, a on siedział z miną nie wyrażającą żadnych emocji, co często się działo, gdy głęboko się nad czymś zastanawiał. Dobrze, że tym razem była dość cierpliwa…
- M-może być. - Wydusił w końcu i spojrzał na nią z góry swoim czerwonym okiem o wąskiej mimo otaczającej ich ciemości źrenicy. Nie było to wszystko co chciał powiedzieć, a bystra wadera instynktownie to wyczuła i powstrzymała się od chwilowo zbędnych komentarzy dając mu szansę na dokończenie myśli. A Trash… znaczy Bhai zbierał się w sobie.
- Nie… nie żartujesz sobie? - Zapytał w końcu, a w jego głosie drgała jakaś bolesna nuta. Trafił jednak zbyt dobrze, by móc się nad sobą poużalać.
- Oczywiście, że nie! Myślisz, że wysilałabym się tak dla żartu? - Prychnęła dziewczyna posyłając mu szelmowski uśmieszek. Jednak jej oczy błyszczały nie złośliwie, ale przyjaźnie. Tyle Trash potrafił zobaczyć. I to chwilowo musiało mu wystarczyć.
- Dobrze - Odparł w końcu głosem dziwnie spokojnym i w końcu odetchnął. Jego poza też się zmieniła - mięśnie dotąd sztywno utrzymujące jego plecy teraz rozluźniły się pozwalając mu się lekko pochylić, a także łatwiej nabierać powietrze w płuca. A ono tego wieczoru było naprawdę rześkie. I chłodne.
- I o to chodziło! - Uśmiechnęła się dziewczyna zadowolona z efektów swojej roboty, która z kim jak z kim, ale z nastroszonym wilkiem nie była zbyt lekka. Tym więcej jednak dawała satysfakcji.
- No Bhai, to teraz już się możesz odprężyć. Przestanę cię nękać pytaniami! - Zwróciła się przyjaźnie ku niemu jakby oznajmiając tym samym koniec jej zadania. Jednak wcale go to nie ucieszyło. Znaczy - jeśli ona odejdzie to czy on w końcu zostanie sam, czy może będzie musiał wrócić do tego całego zgiełku, nad którym unosiła się kolorowa poświata ogniska? Gdyby mógł w końcu oddać się w kojące objęcia nocy i brnąć w śniegu przez ciche pustkowia pewnie nie mógłby się doczekać aż nietoperzyca zniknie i zostawi go samego. Jednak spokój na pewno nie czekał na niego tej nocy. Przepędzono go wraz z rykiem bestii dzisiejszego popołudnia kiedy kroki ich czwórki skierowały się na pole bitwy… A teraz już było za późno by się wycofać. Teraz musiał spotkać się z Alfą, przyjąć to co on mu rozkaże i odpowiednio ustosunkować się do nowej sytuacji. Czyli na dobrą sprawę wszystko dopiero przed nim… nie! Lepiej o tym nie myśleć! Poprzedni temat był o wiele… przyjemniejszy. 
Znów spojrzał czujnie na skrzydlatą, która najpewniej zbierała się do odejścia. Do odejścia, które tym razem nie było mu na rękę. Tak przy okazji, skoro już do niej wraca… czy wiedziała co robi nazywając go bratem? Kolczykowy czy nie przecież nie będą się jej pytać DLACZEGO tak mówi lecz przyjmą JAK go nazywa. A bycie nawet słowną rodziną z kimś takim jak on… skoro imiona tyle dla niej znaczą powinna głupia nie nadawać takiego miana byle komu! Zwłaszcza jemu! A jak teraz i z niej zaczną kpić? Jeśli przez jeden głupi błąd odwrócą się i od niej? Czemu robi takie idiotyczne rzeczy? Choć z drugiej strony… gdyby nazwała go przyjacielem było by gorzej. Wszak rodziny się tak na dobrą sprawę nie wybiera, a przyjaciół tak, prawda? To nie jej wina, że on też nosi kolczyki, więc tylko stwierdziła fakt. Może jednak nie jest tak tragicznie...
- Coś nie tak, Bhai? - Wadera odwróciła się wyczuwając od niego zmieszanie i niepewność i zerknęła, tym razem, prosto w jego oczy. 
Chłopak bez problemu przyjął jej spojrzenie, ale nie umiał wypowiedzieć słowa. Zamiast tego tradycyjnie, ledwo zauważalnie pokręcił głową, po czym po kilku takich ruchach ku swojemu własnemu zdziwieniu zmienił kierunek i zamiast zaprzeczać gestem przytaknął, że tak - nie wszystko jest w porządku, po czym znów, jakby próbując to zatuszować na nowo począł obracał łbem.
Waderka o mało nie zaśmiała mu się prosto w twarz, bo nieco głupio wyglądał tak bezradny gest wykonywany przez najeżonego, ponurego wysokiego chłopaka, którym notabene był. 
- Zdecydujesz się? - Zapytała miło choć z lekka uszczypliwie, a Trash znów przytaknął. Niech chociaż wyjaśni z nią tą sprawę… spotkanie z Alfą czeka go i tak i tak. Ale może nim skończy z nią rozmawiać to tłum przy 'najwyższym władcy' trochę się przerzedzi. Oby tak było, ułatwiłoby mu to życie. Aha… czyli nie ma co na to liczyć. Pięknie. Na nowo dobity tą króciutką wstawką mruknął:
- Jesteś pewna?
- Czego? - Zapytała, bo faktycznie, trudno było tak na wyrywki zrozumieć o co mu chodzi.
- Przezwiska - Odparł równie grobowym co uprzednio głosem wlepiając w nią coraz mroczniejsze spojrzenie jednego oka.
- Aaa, to? Już ci chyba mówiłam Bhai, że nie wysilałabym się z byle powodu. A wysilając się miałam czas, by sobie wszystko przemyśleć. Nie wiem czemu panikujesz, ale uwierz mi to imię na pewno ci pomoże! - Zapewniła odwracając się w już nieźle bojowym nastroju. Strasznie żywiołowa kobieta.
- A tobie? - Zapytał ostatkiem sił, czując, że już dawno przekroczył dzienny limit na komunikację z innymi żywymi organizmami, co teraz zaczęło się odbijać na jego energii. Dodatkowo z racji, że przebywając tylko w obecności skrzydlastej nieco się uspokoił stężenie adrenaliny mocno u niego spadło, a ciągle spinane dzisiaj mięśnie dały o sobie znać nieprzyjemnym, lecz na szczęście niezbyt mocnym bólem.
- Co mi? Mi nie pomoże, ja już mam świetne imię, chociaż nic nie znaczy. - Wzruszyła z uśmiechem ramionami i machnęła długim ogonem owijając go sobie wokół tylnych łap. - Ale miło, że pytasz, zapamiętam, że nie taki z ciebie gbur na jakiego wyglądasz. - Zażartowała. 
Tak - musiała czuć się swobodnie w jego towarzystwie, tylko on coś tak nie bardzo… ale czemu się dziwić - wszyscy tu byli dla niego obcy, straszni… a co poniektórzy niepoczytalni i tyle. Dawał sobie z tym radę tak jak umiał (czyli niezbyt dobrze), ale mimo wszystko to co dzisiaj dane mu było poczuć i zobaczyć, a także usłyszeć najzwyczajniej w świecie przerastało jego odporność psychiczną. Efektem tego było nie tylko omdlenie, ale także ciągłe napady paniki i stres utrzymujący się zdecydowanie ponad górną granicą normy. Tylko czekać, aż to wszystko się skończy…
Jednak Trash nie byłby sobą, gdyby zostawił wszystko we w miarę dobrym stanie, atmosferze całkiem zdatnego porozumienia. Na sam koniec musiał palnąć coś, co zdecydowanie mogło popsuć nastrój jego do tej pory wcale nie mało cierpliwej i wyrozumiałej rozmówczyni. Zapytał bowiem:
- Kim jes' ten… skrzyd'y wilk, którego więzi…cie?
Złych intencji nie miał. Nie usłyszał rozmów dotyczących tęczowego i tak jak na początku - nie wiedział kim on dla watahy jest. Ani kim był dla skrzydlatej. Obawiał się jedynie, że może to - tak jak oni - przybysz nie-wiadomo-skąd i że tak go po prostu przywitali. A rozsądniej było się tego dowiedzieć nim wyląduje się obok niego ze związanymi łapami. Ze względu na swoją małą utratę przytomności nie kojarzył nawet jego walki z Brego, a w miarę luźną rozmowę z karzełkiem potraktował jako najlepszą okazję do zdobycia potrzebnych informacji (gdyby to jednak BYŁ przybysz to może jeszcze udałoby się ogłuszyć tą kolczykową siostrunię i zwiać póki łapy nie odmawiają posłuszeństwa. A najlepiej gdzieś daleko w góry.) W ten sposób starał się wywalczyć sobie jeszcze trochę życia (bo oczywiście za trudno zrozumieć, że tak na dobrą sprawę nikt tutaj nie jest jego wrogiem) i zapewnić sobie jaśniejszy ogląd sytuacji i realiów w jakich się znalazł.


Jenna, kolczykowa siostro? Proszę przebacz mu jego niezamierzony debilizm ~
A jeśli bić to oszczędź żebra i to co męskie, bo może jeszcze kiedyś będzie chciał sprezentować Ci bratanków, a nie chcemy mu tego uniemożliwić, prawda? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)