wtorek, 30 czerwca 2015

Od Blindwind do Husk'a i Jenny - Zagadka

        Nieco zawiedziona... Dobra BARDZO zawiedziona zielonooka podeszła do ogniska wraz ze swoim towarzyszem. Gryzło ją, że nowy tak się jej bał. Tak chętnie by usiadła i z nim pogadała, pokazała mu wszystkie tereny, opowiedziała kilka miejscowych legend (po których Husk spiepszałby gdzie piepsz rośnie), albo chociażby poopowiadała o tutejszych mieszkańcach (znając życie po tym też by uciekł), a tu co? A tu lipa. Siedzi i boi się wszystkiego co się rusza, oddycha lub chociażby swoim prawem żyje. On bał się nawet Brego! No kurde! Co on mógłby mu zrobić? Wyglądem może przypominał podrasowaną wersję Rex’a, ale był przecież łagodny jak baranek w stosunku do innych... Przynajmniej póki się go nie zdenerwowało...
- Co cię gryzie? – zamyślona wadera aż podskoczyła słysząc nad uchem znajomy jej głos, jednak skojarzyła go dopiero kiedy do jej nozdży doleciała delikatna woń gór.
- Dean? – spytała, a uśmiech pojawił się na jej pyszczku.
- Bingo.
Dziewczyna usiadła na śniegu obok białego samca i zwróciła pyszczek w jego stronę, dawno z nim nie konwersowała, a lubiła jego towarzystwo. Tak krótko się znali, a ona go już uważała za zaufaną osobę, z którą może usiąść przy ognisku i pogadać o starych, dobrych czasach (czyli o wczorajszym dniu). Chociaż... Tak patrząc, to z kim Wind nie plotkowała jak ze starym druchem już po kilku godzinach znajomości? W przeciwieństwie do Trash’a, który odpędzał od siebie wszystkich, żeby móc żyć spokojnie, Kruk potrzebowała towarzystwa, by móc egzystować, w ogóle nie nadawała się na smotniczkę...
- Halo... Kontaktujesz ty dzisiaj? – Dean znów wyrwał ją z zamyśleń, które ogarnęły jej zmęczoną dzisiejszym dniem głowę.
- A! Tak! Jeszcze, przynajmniej chwilowo... – wypaliła i uśmiechnęła się przepraszająco – I nie, nic mnie nie gryzie... Nie licząc może kilku kleszczy...
Waderka pomacała się po miejscach, w których swego czasu znalazła już kilka przedstawicieli tego krwiopijczego gatunku, jednak nic tam nie znajdując skupiła się ponownie na towarzyszu, który rzucił jej niezrozumiałe spojrzenie. Skąd ona chciała znaleźć na sobie kleszcze zimą? Nie pytał jednak na głos, wystarczająco długo już z nią przebywał, żeby wiedzieć, że ma ona tendencję do dziwnych teorii.
- Wydajesz się jednak zmartwiona. – rzucił, żeby przerwać niezręczną ciszę panującą między nimi.
- Może trochę... Ej! Czy ja ci wyglądam na kogoś strasznego? – zapytała wstając i robiąc piruecik przed wilczurem, który o mało nie oberwał po nosie ogonem.
- Wręcz przerażająco... – stwierdził z ironią.
- No właś... Co?! Ej, zaraz! Nie! Przecież ja w życiu nikomu nic nie zrobiłam! Mam może blizne na twarzy... Z tego co mówił mi Renji... Ale aż tak źle? – dziewczyna złapała się za głowę i usiadła zażenowana – No przecie...
- Oj, wiesz, że żartuję. – zaśmiał się Dean czochrając waderce grzywkę.
- Śmieszne. – mruknęła wytykając mu język.
Nie pytała już o nic, nie doszłaby do rozwiązania zagadki, przynajmniej nie z Dean’em, który nie wyczuwał powagi sytuacji... Albo po prostu lubił ją na tyle, że nie wiedział w niej nic nietypowego. Ale za to dziewczyna miała okazję sobie na luzie z kimś pogadać o... Wszystkim! I o niczym! Tak! Usiadła więc obok samca i oddała się leniwej rozmowie, która między nimi się rozwiązała. Godzina była późna, a wadera była już zmęczona, jednak spać nie miała zamiaru iść! O nie, co to, to nie! Musiała jeszcze z Jenną pogadać! Jednak jej łeb stał się już dla niej zbyt ciężki w pewnym momencie i oparła go bezwładnie o ramię basiora, który zesztywaniał nieco pod nią, ale nic nie powiedział, ani nie odsunął się od niej.
- Wy też zasneliście, Skarbie? – głos Brego tuż nad głową spowodował, że dziewczyna oderwała się od białego samca, jej mózg był już tak ospały, że nie usłyszała nawet jak wielka hybryda człapie do niej.
- Niem, jejszczu ni’, a c’? – wybełkotała na szybko dobierając słowa, przy których nieznacznie jej się język poplątał.
- Bo Diablik już śpi. – rzekł.
- Co? Gdzie?
Blindwind skupiła się na otoczeniu. Kiedy niby Jenna znalazła się tak blisko niej?
„No tak, śnieg – jupi!”, warknęła w głowie klnąc na biały puch, który tak przysłonił jej przyjaciółkę, że stała się prawie niewidzialna dla Kruk, która kierowała się głównie jej miarowym oddechem i rytmicznym biciem serca, żeby ją zlokalizować.
I tak oto szansa na pogadanie z odnalezioną kumpelą przeszła jej koło nosa, szlaczki jaśniste! Choć może i lepiej? Teraz rozmowa między nimi i tak by szybko się urwała, obydwie były zbyt zmęczone.
- No nic. – wruszyła ramionami – Też pójdę spać w takim razie, dobranoc. – dziewczyna machnęła wszystkim ogonem na pożegnanie i podeszła do Dżej, uważnie stawiając każdy krok, żeby jej nie zdeptać, choć im bliżej się znajdowała tym łatwiej było jej ją „spostrzec” – Cholerniku mały, zmarzniesz. – szepnęła pod nosem kładąc się wokół małego ciałka, żeby je sobą ogrzać, a swój pyszczek delikatnie kładąc na jej plecach.
Dziewczyna ułożyła się do snu i powoli odpływała do krainy komara, kiedy jej na wpół już śpiące zmysły wyczuły delikatną obecność jakiejś osoby. Był to nikt inny jak Husk, który krył się po kątach, z dala od ogniska i w w miarę bezpiecznej odległości od Brego, który swoją drogą uznał Jaskra, Dan oraz Hakai za bardziej interesujące towarzystwo niż przysypiające już wadery, więc usadowił się przy nich.
- Hejao. – rzekła do niego sennym głosem, a w odpowiedzi dostała jakieś burkliwe mruknięcie, które możliwe, że było swego rodzaju słowem „cześć” albo czymś podobnym – Ej... Czemu jesteś w stosunku do mnie taki zniechęcony? Co ja ci kiedykolwiek zrobiłam? – dziewczyna podniosł głowę, zwracając ją w jego kierunku.
Skoro sama nie umiała odgadnąć, a nikt nie umiał jej pomóc w rozwiązaniu tej zagadaki... To musiała uderzyć w sedno problemu. Miała okazję teraz to nie mogła jej przepuścić, mimoże jej mózg powoli odmawiał posłuszeństwa, a jej skupienie było bardzo nikłe, już nawet nie wiedziała gdzie ma głowę skierować, za dużo osób było wokoła, a ustalenie kto był kim za dużo ją kosztowało sił, położyła więc głowę z powrotem na Jennie, jedynie oczy pozostawiając lekko otwarte, choć nawet i to przyszło jej z trudem (szczególnie, że tak średnio wiedziała kiedy są już zamknięte).
- Z...Zniechę – chę... cony? – jak widać komunikacja nie tylko Wind już przychodziła z trudem, basior już też dochodził do swych granic wytrzymałości, jednak on może z nieco innych przyczyn.
- No tak, odsuwasz się jak do ciebie podchodzę, boisz się każdego mojego ruchu... Czemu? Przecież ja nie chcę źle, tak strasznie wyglądam? – w ostatniej chwili uderzyła ją kolejna teoria, choć na samą jej myśl zrobiło jej się niezmierni przykro - Rozumiem, mozi jes’em ślepa, ale to chyba ni’ powód, żeby se ode mnie odzololowywłać... – słowa były już zbyt trudne dla jej języka, który plątał się z zębami przy wymowie, jednak mimo wszystko Trash raczej zrozumiał o co jej chodziło, w końcu sam miał problem z gadaniem, domyśli się...
- Nie jestem...
- Jak chcesz, ja widzę co si’ tu święci i mi pzykro, nie chces s’ę dogadac to ni’. – dziewczyna prychnęła przez nos zirytowana jego olewactwem (choć tak naprawdę zamieniała się psychicznie w marudnego szczeniaka ze zmęczenia).
Odwróciła głowę w stronę ciepłych płomieni ogniska, zacisnęła nieznacznie swoje ciałko wokół swej przyjaciółki, żeby i jej było ciepło, po czym westchnęła odpływając w błogi sen...


Husk? Jenna? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)