czwartek, 18 czerwca 2015

Od Trash'a - Spojrzenie pesymisty

        Trash patrzył zza krzaków na całą tą akcję z oczami niemal całkiem okrągłymi, a wytrzeszczonymi z przerażenia tak, że dziw, iż jeszcze nie wypłynęły mu na wierzch zatapiając się w białym śniegu leżącym u jego stóp. Widział wszystko dokładnie - oszałamiająco wielką bestię, która wydając groźne pomruki odganiała się od stada obcych, wielokolorowych wilków większych i mniejszych, latających i chodzących jedynie po ziemi. Wszystkich zgranych sojuszników z watahy, której szukali jego towarzysze. A może nawet i on sam? Nie…
Ich brutalność bowiem przekraczała granice. Wszelkie granice jakie Trash był w stanie zaakceptować. Co prawda był ogólnie oszołomiony tym co się działo - w życiu nigdy nie widział potworów, ba! Nawet latających wilków na swojej drodze do tej pory praktycznie nie spotykał, nie mówiąc już o rżącej hybrydzie zasadzającej się na przedstawiciela jego gatunku oraz… Tego całego szaleństwa, które się tu wyprawiało!
Nie słyszał rozmowy między dwoma walczącymi basiorami, które najwyraźniej miały w tej bitwie decydujący głos, nie miał pojęcia co się stało, co było przyczyną i jakie będą skutki tej całej, niemal niemożliwej do zaakceptowania przez jego umysł akcji. Jedyne czego był pewien to to, że nie powinien był tu przychodzić. Nigdy. Gdyby tylko dał odejść swoim towarzyszom, gdy odpuścili sobie dalsze namawianie go i ostatecznie nie polazł za nimi jak ostatnia ofiara nie musiałby stać tu na zesztywniałych z przerażenia nogach, ukrywając się za naprawdę zbyt skąpymi krzakami, zdecydowanie za blisko pola tej burzliwej walki.
Tak - serce waliło mu coraz szybciej, nastroszona sierść zesztywniała na dobre, wyginając się ostrzegawczo, a z pyska wydobywało się szybkie, nerwowe dyszenie. Co z tego, że Dania, Maura, a nawet Finn stali tuż obok niego, za tą samą skąpą barierą, skoro widać było, że każdy skrawek tej farsy był ponad ich siły. Krew, walczące wilki, wielka bestia i różne gatunki stworzeń, które najwyraźniej wmieszały się w tą watahę będąc jej integralną częścią. Przelatujące nad głowami hybrydy (słownie jedna, ale starczyło by jej i na dwie z dzieciakiem w gratisie), wypełniające przestrzeń straszliwe okrzyki, ryki i echo głuchego warczenia, wszystko to razem doprowadzało go powoli do szaleństwa.
Nie brał w tym udziału. Był… Prawie daleko. Naprawdę… Prawie…
W pewnym momencie zobaczył jak jeden z wilków - umięśniony czarny twardziel z grzywką - rzuca się na mniejszego od siebie przeciwnika i brutalnym szarpnięciem dosłownie… Rozdziera mu gardło, zrywając przy okazji z szyi jakiś świecący medalion. Zaraz potem dziwna, pojawiająca się znikąd mgła pochłonęła walczące wilki i zmaterializowała je kilka metrów dalej…
Gdyby był w stanie o czymkolwiek w tej chwili pomyśleć zasłoniłby Danii oczy. Chyba żadna małolata nie chciałaby tego oglądać, o nim samym nie wspominając. Jednak był zbyt zszokowany, by oszczędzić tego niesmaku tak jej jak i chociaż samemu sobie. Poza tym gdyby zasłonił własne ślepa straciłby z oczu wrogów. Przeciwników. Czyli… Całe walczące stado pełne groźnych zbirów, rozszarpywanego potwora… Oraz umierającego w kałuży własnej krwi basiora, na którego były teraz skierowane spojrzenia niemal wszystkich z tutejszej watahy. Nawet bestia przestała się wiercić i stanęła zdezorientowana - jednak nie na długo. A gdy poruszyła się po tym chwilowym bezruchu, Trash wydał z siebie cichutki pisk i poczuł jak traci władzę w tylnych kończynach, co skończyło się tym, że z głuchym plasknięceim usiadł na ziemi. Na swoich towarzyszy w ogóle nie zwracał już uwagi, chociaż był świadomy, że tym głupim piskiem, którego i tak nie mógł powstrzymać na dobre zdradził ich położenie. I ta świadomość dobiła go ostatecznie. Czuł się już zupełnie bezbronny. Nie, żeby ktoś miał zwrócić uwagę na jego śmieciowatą osobę, ale jeżeli już się to zdarzy… Rozszarpią go jak nic, jak tego gościa z amuletem i każą mu patrzeć na porozrzucane po śniegu kawałki jego własnego ciała. Albo nawet je zjeść. Ten śmiejący się potwór w ciele zwykłego drapieżcy… On na pewno kazałby mu to zrobić!
To było dla niego za wiele. Zdecydowanie za dużo - w sumie starczyło by mu na całe życie, które - jak sądził - i tak zaraz dobiegnie końca. Z resztą, kto się tym przejmie. I w tym momencie przypomniał sobie o Danii. No tak… Była tu cały czas! Ta dziewczyna… Widziała wszystko co on!… Biedactwo. Nie większe niż on, on był przy niej ledwie żałosnym szczątkiem, ale to nie zmienia faktu, że na kimś tak nieświadomym prawdziwego bólu życia mogło to wszystko wywrzeć niezwykle silne wrażenie - może nawet zdruzgotać psychikę! Jemu zdruzgotało. Obejrzał się więc powoli, nadal dygocząc i zaciskając zęby tak, że bielały mu dziąsła. Bał się spuścić z oczu tą grupę wariatów tak samo jak bał się zobaczyć panikę na zazwyczaj roześmianej i pogodnej twarzy jego młodej znajomej. Tak bardzo nie chciał tego widzieć…

Niepotrzebnie się martwił.

Bowiem gdy w końcu jego źrenice z oporem skierowały się we właściwą stronę ujrzał on Dan z zafascynowaniem wlepiającą wielkie, zielone oczy w ciemnego, walczącego do tej pory wraz z innymi liska, którego z tłumu wyróżniała nie tyle aparycja co wisząca na szyi wypchana sakiewka oraz założone na łeb gogle. W tej chwili nie spuszczała z niego wzroku i wszystko wskazywało na to, że krwawy pojedynek toczący się w znacznej odległości od tegoż osobnika najzwyczajniej w świecie umknął jej uwadze, nie mówiąc już o tym co działo się potem. Skupiona na lisim samcu dziewczyna była chyba w pewien sposób odłączona od rzeczywistości - takie przynajmniej sprawiała wrażenie. Nie po raz pierwszy z resztą, bo takie wybiórcze skupianie uwagi było dla niej dość typowe, choć zazwyczaj zmieniała obiekty zainteresowania znacznie szybciej i częściej niż teraz, z tym, że teraz nie mogła się wygadać na interesujący ją temat, bo jednak instynkt samozachowawczy nakazywał jej siedzieć w absolutnej ciszy (szkoda, że Trash'owi się to nie udało), a to najwyraźniej blokowało porzucenie obecnego celu do czasu, aż będzie mogła wyrzucić z siebie wszystkie uwagi na jego temat, które zdążyła już nagromadzić w tej małej, rozczochranej główce.
Chłopak odetchnął i na chwilę się uspokoił pozyskawszy świadomość, że jego towarzyszka mimo wszystko ma gdzieś rzeczywistość. Zaraz jednak oprzytomniał i wrócił do siebie i swoich własnych (ciągle narastających) problemów i równie pokaźnej góry obaw, które swoimi monstrualnymi rozmiarami zaczynały go niszczyć od wewnątrz. Nie napawało to optymizmem, bowiem jak się tu cieszyć kiedy jeżeli nie zabije cię nic z zewnątrz to unicestwisz sam siebie i to być może w jeszcze gorszy sposób?
Potworne!
Chłopak balansując na granicy załamania nerwowego podniósł wreszcie tyłek z ziemi i na chwiejnych nogach starał się utrzymać równowagę, w chwili gdy roztargana, zapatrzona w lisa Dan zaczynała sobie coś nucić.
- To pieśń bojowa - Ni stąd ni zowąd dodała wyjaśnienie równie niespodziewanie zwracając pysk w jego stronę.
O mało nie upadł. Co za nie normalna dziewucha! Teraz jej się zebrało!? Nie widzi co tu się dzieje!? Niby 'bojowa' tak, ale jednak teraz to już trochę po ptokach!
- Wiesz… Chyba wygrali.. - Odezwała się niepewnie po krótkiej chwili w końcu okazując choć trochę zainteresowania polem bitwy i resztą znajdujących się na nim osób.
- Tak… WYGRALI! - Krzyknęła, gdyż w czasie gdy oni gapili się - ona na liska, Husk na nią - wielka, biała kocica zdążyła już zapanować nad potworem i skierować go powoli w stronę gór. 
Zaraz też zabrała się za wyjaśnienia i nastrój panujący między tutejszymi uległ zdecydowanej zmianie. Teraz oszołomieni, wykończeni, bądź dumni z siebie stali i przysłuchiwali się tym co ich władza miała do powiedzenia, powoli przyjmując do wiadomości fakt, że odnieśli zwycięstwo. Że to był koniec.
Zaś dla czwórki stojącej do tej pory za marną barierą krzewów był to dopiero początek, o czym za chwilę mieli się dogłębnie przekonać.


(Cd w opowiadanku od Dan ;3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)