Nie mogłam
uwierzyć w to, co zobaczyłam. Po pierwsze: CHRIS NAS ZDRADZIŁ DO CHOLERY,
zdradził mnie... I jeszcze ten ogromny potwór... Był na prawdę niesamowitych
rozmiarów. Prawie nie mieliśmy miejsca na polanie, żeby walczyć. Stałam w
pierwszym rzędzie, koło Varen'a i Brego, ale kiedy hybryda odleciała, zostałam
sama z Muką. Patrzyłam jak w transie, jak mój przyjaciel zderza się w powietrzu
z Chris'em, kotłują się, ryczą...
- Dżej! -
ktoś ryknął mi do ucha.
Opamiętałam
się, spojrzałam na tego wilka... Varen. Przetarłam łapą oczy, zacisnęłam zęby i
rzuciłam się do przodu. Hakai oczywiście pobiegł prosto na Frost'a, nie
dziwiłam się. My tymczasem, postanowiliśmy się pobawić w ciuciu-wilczkę z
naszym największym do tej pory przeciwnikiem.
Ja
wzleciałam w powietrze, przy tej ilości śniegu i potrzebie walki byłam bez
szans, ale w powietrzu... To co innego!
- No dobra,
kotku. Wybierasz kłębek czy myszkę? - wyszeptałam w stronę potwora.
Oczywiście,
w odpowiedzi rozległ się ryk. Zaśmiałam się i nie odpowiedziałam, tylko
fruwałam mu koło głowy co jakiś czas szarpiąc cielsko pazurami, kłami i
sztyletem.
Żeby nie
było, że wataha nic nie robiła! O nie! Przecież wykonywaliśmy rozkaz Hakia,
czyli odwracaliśmy uwagę Asa, jak postanowiłam go nazywać. Nikt nie mógł walczyć
samodzielnie, więc każdy go jakoś "zabawiał". Na przykład Varen
nieźle go siekał po łapach, choć As miał ich więcej niż cztery, dlatego też
pomagali mu najwięksi panowie w watasze: Zafiro, Raph i Dean. Alva i Silva też
atakowały na dole, musiały być jednak uważne, bo miały robić za pomoc medyczną.
Nie mogły oberwać. Dlatego też Blind i Bran je osłaniały, atakując podbrzusze i
te okolice. Leo kombinował coś z wyrzutnią, na razie ją ustawiał czy coś. Nie
patrzyłam dokładnie. Andromeda również wściekle atakowała, choć widać było, że
jest rozchwiana, co chwilę popatrywała na wyniki walki Hakai kontra Frost.
Estera rzucała proszkami, ale ponieważ nie dosięgała do okolic oczu i uszu,
rzucała je mi, a ja rozpylałam je według jej poleceń.
Praca szła
naprawdę świetnie. Potwór był tak rozdrażniony, nie wiedział kogo atakować. To
starał się zeżreć mnie, za chwilę Blind tnącą pazurami na ślepo. Podziwiałam
ją. Mało kto porwał by się na coś takiego. Choć z drugiej strony... Jesteśmy
wariatami czy nie? No właśnie. Blind była stuprocentowym wariatem. Jednak nasz
przeciwnik był ogromny i okropnie wytrzymały. Nasze zadrapania i krzywdy nie
robiły na nim większego wrażenia, jedynie go denerwowały. Jednakowoż po pewnym
czasie zauważyłam, że potwór nie stara się nas zabić tak od razu. Próbuje zadać
rany szarpane... Żebyśmy umierali powoli! No tak! Chodzi przecież o zemstę
Frosta na Hakai. Ten głupek o tym mówił. Ale wątpił w nas. A wątpić w
Wariatów... To poważny błąd. Bardzo poważny.
W pewnym
momencie coś koło mnie przeleciało. No tak! Brego i Chris. Zapomniałam o nich.
Wyglądało na to, że mimo przewagi masy i rozmiaru hybrydy, Chris nie poddaje
się. Ale nie dziwiło mnie to zbytnio. Miał takie umiejętności, jakie miał. W
końcu robienie broni praktycznie ze wszystkiego daje mu dodatkowe szanse!
Zerknął na mnie przelotnie i puścił mi oczko. Zawarczałam wściekle i pokazałam
mu kły. Nie mogłam jednak popędzić za nimi wedle tego, co mi kazało serce i
urażona dusza. Musiałam tu zostać. Odstawić własne pobudki na bok, liczyli się
tylko Wariaci. Odwróciłam się więc do poczwary i... ledwo zdążyłam. Właśnie
zamachnął sie na mnie łapą wyposażoną w, uwierzcie mi, nie małe i nie tępe
pazury. W dodatku wyglądało na to, że każde takie zadrapanie będzie miało
potężne skutki - jad w pazurach śmierdział okropnie, wyczułam go dawno. W
każdym razie udało się, oberwałam tylko spodem łapy. A kiedy spojrzałam w dół,
zobaczyłam okropnie zakrwawiony śnieg, zmęczone wilki, kotłownię ciał... I
jedno odrzucone na bok. Od razu zaczęłam się zastanawiać kto to, ale po
przyjrzeniu się ujrzałam, że to jedna z łap poczwary! A więc robiliśmy postępy!
Teraz musiało pójść dobrze. Wróciłam na poprzednie stanowisko i sypałam z
jeszcze większą przyjemnością i okrucieństwem. Jednak przypomniałam sobie jedną
rzecz i korzystając z okazji, że Brego jest koło mnie i szuka Chris'a, który
najwyraźniej na chwilę się ukrył, wrzasnęłam do niego:
- Hej,
Bregi! Nie zabijaj go od razu, muszę sobie z nim porozmawiać, potem jest twój,
okey?
Hybryda
zastanowiła się przez chwilę.
Odpadła mu łapa? o.O
OdpowiedzUsuńCzyżby Leonardo w końcu odpalił wyrzutnię? XD
Podoba mi się bardzo ten opis bitwy - Wiewióra w końcu masz pomoc XD
OdpowiedzUsuńI to jaką fajną *^*
W ogóle mam nadzieję, że kiedyś uda mi się spotkać z Jenny ~
A warto, bardzo fajna osóbka, a właściecielka jeszcze lepsza x3
UsuńOho - jak TY kogoś chwalisz to znaczy, że musi być super XD
UsuńNie omieszkam sprawdzić >3