Brego spojrzał na dziewczynę szalejącymi od złości oczyma.
Jenna aż zdziwiła się widząc ten szał w pustych, białych ślepiach basiora. Sama
hybryda miała cały umysł ogarnięty ową furią, która opanowała jego pamięć, uczucia...
Skupiony był na jednym – zabić. Wpatrywał się w waderkę próbując przezwyciężyć
ta barierę, odezwać się, dać znak, że rozumie, jednak mur był zbyt silny, słowa
dotarły do jego świadomości, jednak nie odpowiedział jej, patrzył się na nią, po
czym odwrócił się bez słowa w powietrzu i runął niczym strzała w dół, wyrównując
lot centymerty nad ziemię oraz szybując po polu walki, między drzewami, wokoło
bestii poszukując Chris’a.
Skrzydlaty był średnim wojownikiem, dla starego weterana
nie był żadnym przeciwnikiem jeżeli chodziło o potyczki siłowe, jednak był o
wiele zwinniejszy, a także mniejszy, co ułatwiało mu ucieczki oraz chowanie się
(Nie to, że Cię lekceważę Keira, tylko biorę pod uwagę Punkty Walki ^^”).
Przeczesując teren nie zwracał uwagi w ogóle na szalejącą poczwarę, walczące
wilki, szczęściem omijając ciosy i kręcących się walczących, niektórym wchodził
w paradę, jednak na tyle szybko się poruszał, że nie kończyło się to żadnymi
kolizjami.
Po pewnym czasie znalazł go. Na uboczu bojowiska, gdzie
Hakai rozwiązywał sprawy z rodzeństwem. Ich Alfa od zawsze był lepszym
wojownikiem od brata, który powoli nie dawał rady, jednak uparcie trzymał się
swojego medalionu. Chris wierny swojemu towarzyszowi zasadził się w krzakach,
żeby w odpowiednim momencie uderzyć w czerwonookiego.
- Ty zdrajco! – wrzasnął Brego i huknął skrzydłami
mocniej w powietrze, aż niektóre głowy odwróciły się na ten dźwięk, brzmiący
nieco jak nadchodząca burza – Szmato, żmijo! – z tymi słowami samiec zderzył
się ze Skrzydlatym, który pod wpływem uderzenia wpierw wzbił się w powietrze, a
następnie przekoziołkował po ziemi, zatrzymując się na drzewie.
- Trafił swój na swego, c’nie? – stęknął Chris podnosząc
się ze stróżką krwi lecącą mu z pyska oraz rozdartym barkiem.
Ze wściekłym warkotem w gardzieli samiec wylądował na
ziemi, jednak przerwał warczenie, kiedy dotarł do niego sens tych słów.
- Nie jesteśmy tacy jak wy. – odpowiedział zachrypniętym
głosem.
- Czyżby? No nie, faktycznie... – odrzekł z udawanym
zastanowieniem – Przecież ja zdradziłem watahę, na ktorej mi nawet nie zależy,
watahę, w której nikt mi nie ufa... A ty przecież wbiłeś nóz w plecy rodzinie,
przyjaciołom, królowi... Całemu królestwu bym powiedział... To nic, prawda? –
na pysku szarego pojawił się jadowity uśmiech, a Brego wlepił w niego
spojrzenie, z którego powoli wyciekała furia, odchodził szał...
Coś w nim drgnęła, cała złość została zapomniana na tą
chwilę, samiec odwrócił wzrok, jednak kątem oka wciąż go obserwował. Przysiadł
nieco na tylnych łapach, z bólem serca przypominając sobie błędy z przeszłości,
które zakopał głęboko po kątach mózgu. Chris rozdarł mu stare rany, zadając tym
więcej bólu niżby gdyby rozerwał go kawałek po kawałku fizycznie...
- Nie...
- Prawda kole, c’nie Brego? Pałasz do mnie nienawiścią, a
tak naprawdę niczym się nie różnimi. – zadrwił.
- Prawdę mówi, Skarbie... – wyszeptał płaczliwie, a
strach zawitał na twarzy hybrydy, szybko jednak zniknął zastąpiono na nowo
wściekłym wyrazem – Nie! Nie jesteście! – odezwał się twardym tonem - My
jesteśmy tacy jak oni, nie wy! Nie wy zdradziliście, tylko my! A teraz
stawajcie i walczcie, tchórzliwe koty! – krzyczał sam na siebie – Macie racje!
My się uczymy na błędach, my ich nie popełniamy drugi raz! – z tymi słowami
odwrócił się do Chris’a, jednak samca nie było już tam gdzie go zostawił (z
tego wszystkiego kompletnie przestał go obserwować) Brego zarżał wścieklły, a
po chwili poczuł niezmierny ból w skroni, gdy Skrzydlaty trafił go kamieniem w
głowę.
Impet spowodował, że Brego aż ugięła się szyja, a w karku
poczuł niemiły trzask nadwrężonych kręgów. Następnie został zbity z nóg, kiedy
tęczowo-grzywiasty wleciał w niego korzystając z jego rozchybotanej równowagi.
Wgryzł mu się w kark u podstawy potylicy, zaciskając szczęki i wczepiając sie
pazurami w jego barki. Hybryda szarpała się próbując go zrzucić parskając,
charcząc oraz warcząc, robiąc tyle hałasu ile zażynany koń. Rozdzierał sobie
jedynie bardziej ranę, zadając sam sobie niemało bólu. Chris za to nie
popuszał, krew zalewała mu pysk, zachlapując szkarłatem śnieg i pobliskie
krzaki, a świadomość, że przeciwnik cierpi od jego ciosu napawała go radością –
dźwięk rozrywanej skóry, rozpruwanych mięśni, pękających żył. W ostatniej
desperackiej próbie uwolnienia się z uścisku szczęk przeciwnika Brego stanął na
tylne nogi, ciężar wilka na plecach przeważył go do tyłu i tym samym runął
bezwładnie do tyłu przygniatając swoim kilkuset kilogramowym cielskiem sylwetkę
basiora, który zaskomlał cicho, stęknął i puścił hybrydę pozbawiony tlenu z
płuc. Weteran gdy tylko poczuł, że zelżał uścisk podniósł się z ziemi i kilkoma
uderzeniami skrzydeł o powietrze znalazł się o kilka metrów zdala od
zdezoriętowanego Chris’a, któremu świat wirował przed oczyma.
- Trzymajcie się, Skarbie, nie teraz, czas się skupić! –
mruknął do siebie oczyszczając sobie głowę ze wszelkich myśli, koncentrując się
na walce.
Po chwili szum w głowie ustał, wyciszył się, a w jego
oczach znów zawitały wściekłe iskry. Chris podniósł się w końcu z ziemi, jednak
jedno z jego skrzydeł było dziwnie wykręcone w drugą stronę. Brego nie miał
zamiaru się nad nim użalać... Zaatakował...
Chris? X3 >3
Your time has come! >:}D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)