wtorek, 23 czerwca 2015

Od Danii do Leonarda - Kolejny Pomysł!


To będzie chyba jeden z tych niezapomnianych dni, które Dan jako babulka będzie opowiadała w przyszłości gromadzie swoich (także na pewno rudych) prawnuków od czasu do czasu zamyślając się i patrząc spokojnie na migoczące gwiazdy zacnie sięgać pamięcią do minionych dni, do tych konkretnych wydarzeń… A opowie to tak:

Mój niezrównoważony przyjaciel Husk miał nieszczęście zrywając się z omdlenia wpaść na chyba najgroźniejszego osobnika z całej gromady. Wielki, biały z ubytkami w mięśniach i skórze, cały skąpany we krwi i wcale nie było takie pewne czy to jego własna! Oczywiście nikogo nie wolno oceniać po wyglądzie nie poznawszy uprzednio tego jaki ma charakter, ale ja moi drodzy zdążyłam zauważyć, że przyjacielskiej natury to on zdecydowanie nie ma. Chwilę przed tym wydarzeniem o mało się na mnei nie rzucił nie wiedziałam z resztą z jakich powodów. Na szczęście udało mi się wycofać - i właśnie w tym momencie tak na dobrą sprawę poznałam Blindwind. To ona z resztą zajęła się potem Trash'em, a ja wtedy już na dobre mogłam oddać się wchłanianiu niezwykłej, stadnej atmosfery panującej w tej wielorasowej watasze. Chciałam na raz jak najwięcej zobaczyć, usłyszeć, poczuć i dotknąć. Przez to pragnienie latałam jak szalona pomiędzy nieznającymi mnie wilkami czując, że zaraz będę mogła z nimi porozmawiać, czegoś się o nich dowiedzieć - że przestaniemy być sobie obcy, a to było dla mnie jednym z najprzyjemniejszych doznań. 
Żeby odzyskać jakoś wewnętrzną równowagę (bo o żadnym spokoju co dobrze wiecie nie mogło być mowy i nie ma was co oszukiwać) postanowiłam całkowicie skupić się na zadaniu jakim było rozpalenie ogniska, a jeszcze wcześniej - ustawieniu paleniska, a jeszcze wcześniej - pójście za resztą stada do miejsca docelowego. Nie zmienia to faktu, że idąc wraz z nimi cały czas witałam się z nimi posyłając krótkie, pełne entuzjazmu 'cześć' w stronę osób, które mijałam nawet piąty raz. W ciągu minuty. Myślę jednak, że mi przebaczyli, albo przynajmniej za trzecim czy tam czwartym razem przestali zwracać na to uwagę. Tak czy siak przy ognisku pomogło mi kilku silnych samców (w sumie całkiem nieźli przystojniacy mi się w tej watasze trafili ~), a potem mogłam zabrać się do roboty. W rozpalaniu miałam wprawę, a że dodatkowo ręce mi się same trzęsły z nadmiaru buzujących we mnie emocji to poszło szybciej niż zazwyczaj.
Zanim przejdę dalej opowiem wam trochę o moich znajomych, a także o Blindwind - jak zachowywali się na samym początku…
Maura i Finn jak zwykle trzymali się razem. Myślę, że to bardzo ważna cecha u rodzeństwa - nawet jeśli się sprzeczają, to dla nich to bardziej gry słowne niż prawdziwa obraza. Co nie zmienia faktu, że w tej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy dowodzenie powinien przejąć Finn. Zdecydowanie bardziej się nadawał do reprezentowania siebie i swojej siostry. Jednak co mnie nie zdziwiło, to właśnie Puck wysunęła się na swego rodzaju prowadzenie i to ona przywitała się z tutejszymi na swój ekscentryczny i niedający się poskromić sposób - to jest - niegrzecznie. Mi by to nie przeszkadzała, zabawna była gdy tak burczała nie mówiąc o tym, że pokazywała charakterek. A przecież dzisiaj dziewczyny z temperamentem są w cenie prawda? Choć sama rejestrowałam to kantem oka i ucha i nie wtrącałam się pochłonięta własnymi sprawami to jednak miałam nadzieję, że osoby na które trafiła zrozumieją i docenią jej zachowanie. Nie mówiąc o tym, że Finn na pewno znalazł sposób na załagodzenie sytuacji. On miał w sobie po prostu ten urok osobisty. Poza tym nie czuć było od niego ani cienia agresji, a to od razu nastawia pozytywnie do jego osoby. Zaś zadziorna Puck będąc mojego wzrostu też nie powinna budzić negatywnych odczuć. Jak dla mnie to była naprawdę fajna dziewczyna posiadająca cięty język i nietuzinkową osobowość. Z resztą ją poznałam lepiej niż jej brata… idąc w stronę Watahy wysunęłyśmy się na przód i ostatecznie chłopaki zostali za nami. Postanowiłam, że muszę to nadrobić, ale nie w tamtej chwili - wtedy musieliśmy się skupić na naszych gospodarzach.
A Husk mógł się skupić przede wszystkim na Blindwind, bowiem jak już wspomniałam to ona podjęła się próby uspokojenia go i nawiązania jakiegoś kontaktu. Była taka troskliwa! Ale przede wszystkim niezwykle empatyczna i cierpliwa. Dobrze wyczuwała nastroje i intencje innych. Na pewno byla bardzo tutaj przez wszystkich lubiana. 
Choć bez fajerwerków to i tak efekt jej dziełań był niezły, bo Trash w końcu dołączył do nas, a nawet ku mojej uciesze usiadł tuż za moimi plecami. Czyli jednak mnie lubił! Wiedziałam, że ta trzydniowa więź nie da się już rozerwać! Był mi taki oddany…
Jednak i wtedy nie mogłam poświęcić mu dość uwagi bowiem przybyła dwójka nowych - jeszcze nowszych niż my! - osób. Na początku pojawił się duży, przystojny mężczyzna o nietypowym jaszczurzym ogonie z wystającymi gdzieniegdzie spod jego futra łuskami. Taki ktoś mógł przyciągnąć uwagę, prawda? Jedak równie interesująca, a może nawet ciekawsza wydała mi się kruszyna biegnąca za nim. Mniejsza ode mnie z pół-stojącymi uszkami, zakręconym ogonem i zbójnickim uśmiechem przedstawiona została przez niego jako 'Szczenię'. Widać było jednak, że Efa (tak nam się wtedy przedstawił) po prostu traktuje młodą osobę z lekceważeniem, a ja - ja chciałam ją bliżej poznać i dowiedzieć się jak ma na imię. Nim jednak do niej dotarłam stało się coś niesamowitego. Znaczy KTOŚ zrobił coś niesamowitego. W końcu się pokazał! Pan lis, który wcześniej zwrócił moją uwagę, w końcu znów wykonał ruch!
Co prawda tym razem już nie bombardował bestii bystrym okiem oceniając odległość i szanse na trafienie, ale szczerze mówiąc wydało mi się to o wiele bardziej fascynujące. A co zrobił? 
Przez chwilę grzebał w sakiewce, którą ze sobą nosił, by w pewnej chwili wydobyć z niej mały woreczek. Chwilę posiedział, pomyślał po czym jakby zupełnie nie zwracając uwagi na wszystkie wlepione w niego oczy (bo uwierzcie mi nie tylko ja się gapiłam) rozdarł go i wysypał sobie na łapę kupkę proszku, którą po chwili cisnął w rozpalone przeze mnie ognisko.
Przez nagły blask, który temu towarzyszył musiałam dobrą chwilę przecierać oczy nim znów mogłam normalnie na wszystko patrzeć. Jedak to co ujrzałam było warte tej chwili ślepoty - dzikie pomarańczowe płomienie zaczęły płynnie zmieniać barwy od jasnej żółci przez zielenie i błękity po fiolet i czerwień. Kołysały się przy tym swobodnie tworząc złudzenie powabnych, okrytych welonami tancerek pragnących tego wieczoru oczarować nas wszystkich.
Ze mną na pewno im się udało. Nie zapomniałam jednak kto je wyczarował i podarował nam to niezwykłe zjawisko. Jako, że już się ze wszystkimi witałam (nawet nie jeden raz ~) teraz zostało mi tylko dać upust swojemu podziwowi - dlatego wstałam zostawiając Husk'a na chwilę bez tarczy (mam nadzieję, że jakoś sobie beze mnie poradził) i omijając tracące swoje nowe wielobarwne właściwości płomienie przysiadłam się do Lisa.
- To było niesamowite, genialny pomysł! - Wykrzyknęłam podniecona patrząc na niego z entuzjazmem. Był ciut niższy ode mnie (co było bardziej widoczne gdy siedzieliśmy, bowiem jemu to nogi dodawały wzrostu mi zaś odwrotnie) i (o ironio)mniej rudy. Miał puchate, czarno zakończone uszka i ciemne obwódki wokół soczyście zielonych oczu, a także przeurocze wąsiki. Najciekawszy był jednak ekwipunek w tym noszone przez niego gogle i sakiewka, którą miał przy sobie cały czas. Co prawda mam słabość do większych, zadziornie wyglądających chłopaków, a on poza tymi cechami nie posiadał także tego co sprawia, że mówimy o kimś ,,przystojny", ale było w nim coś bardzo ciepłego co sprawiało, że chciało się przy nim zostać dłużej i koniecznie zamienić z nim parę słów! Poza tym imponował mi od samego początku, a teraz po zorganizowaniu nam tego pokazu stał się kimś kogo nie mogłam zignorować! 
Więc - będąc wtedy zupełnie roztrzepaną młódką - zaczęłam rozmowę:
- Przecież to wyglądało niemal jak zorza polarna! Wersja kieszonkowa! (Normalnie jak my) Choć mogłeś uprzedzić, że tak błyśnie to zasłoniłabym oczy - Zażartowałam i odruchowo stuknęłam go zaciśniętą piąstką w ramię. Jak starego kumpla. I a propos - on BYŁ ode mnie starszy. I to chyba nawet sporo. Ale nie przeszkadzało mu to. Uśmiechnął się miło i chyba z takim entuzjazmem jak ja odparł:
- Naprawdę? Tak coś czułem, że przyda się tu odrobina hmm… efektów specjalnych, ale nie sądziłem, że AŻ tak ci się to spodoba. Miło z twojej strony - Jego uśmiech był rozbrajający, taki serdeczny i szczery jakbym widziała swoje odbicie. No, może o nieco subtelniejszych rysach.
- Ależ to było wspaniałe i zasługuje co najmniej na tort! - Wykrzyknęłam, choć co oczywiste w tej chwili nie mogłam mu nic takiego sprezentować. - Świetna robota, eee… - Zacięłam się na chwilkę, a Lisiasty w mig pojął o co chodzi.
- Leonardo - Przedstawił się z lekkim ukłonem, przy okazji schylając się po sprężynkę, która wypadła mu z otwartej sakiewki. Nie włożył jej jednak z powrotem lecz zaczął obracać w palcach z taką zwinnością jakby robił to codziennie (bo pewnie tak było). Zaintrygował mnie ten kawałek tworzywa, ale postanowiłam skupić się na mężczyźnie.
- A mogę ci mówić po imieniu? - Spytałam, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Chyba nie spodziewał się takiego pytania.
- Oczywiście - Odparł - A miałaś jakiś inny pomysł?
- ,,Pan Leonardo" - Wypaliłam, bo taka też była prawda. Bardzo szybko łapałam z innymi kontakt, byłam otwarta i przyjacielska, ale jednak nie mogłam, nawet jak chciałam, do wszystkich jak leci zwracać się po imieniu. Zwłaszcza, że ja byłam nastolatlką, a oni… no oni przeważnie górowali nade mną wiekiem.
- Nie, to zdecydowanie nie jest konieczne! - Zaśmiał się Leo, którego w myślach już zaczynałam zdrabniać. - A ty jesteś Dania, prawda? Szalona Dan?
Cała się rozpromieniłam gdy użył tego przydomka i o mało nie klasnęłam w łapki przy okazji zamaszyście kiwając głową i wprawiając moje rude loki w nerwowe podrygi.
- TAK! - Potwierdziłam pozwalając sobie przynajmniej na podniesienie tonu. - Słuchaj Leonardo, czy masz jeszcze jakieś sztuczki w zanadrzu? - Zapytałam, bo pewna myśl zaczynała krążyć mi po głowie.
- Hmm… - lis zastanowił się, a po chwili odparł - Coś bym wymyślił, ale większość sprzętu zostawiłem w jaskini… 
Bingo!
- Czyli masz tego więcej!? Ale super! Mam nadzieję, że kiedyś mi trochę pokażesz… O i mam prośbę… w zasadzie pytanko, choć to także i prośba, ale tylko wtedy jeśli uzyskam pozytywną odpowiedź na pytanie. - Już zaczęłam wpadać w słowotok, a przy tym w swój własny żywioł:
- Czy znalazłoby się u ciebie coś na kształt instrumentu? Może być strunowy, mogą to być różne… blaszane części. I drewniane… coś co grzechocze, dudni i ma jakąś gamę dźwięków… cymbałki może? Grzechotki? Bębny? Coś w ten deseń? O! Albo róg! Fletnia pana? Nie no, może przesadzam… Miałbyś coś takiego - Spytałam z płonącymi oczami - Bo widzisz… - Trochę ściszyłam głos i przysunęła się do do jego twarzy - Chciałabym, jakby się dało, zagrać wam coś… no wiesz zrobić taką niespodziankę! Ty wyczarowałeś piękne kolory ja też bym chciała trochę to wydarzenie uświetnić! (I zrobić dobre wrażenie) Daj mi cokolwiek, a jeśli masz kilka to w ogóle super, pomożesz mi wtedy grać! - Już postanowiłam choć nadal nie odpowiedział mi na pytanie. Ale nawet jeśli nie miał nic takiego byłam gotowa sobie poradzić z najbardziej surowym sprzętem. Takie moje małe postanowienie (prawie)noworoczne ~

Leonardo? Masz chęci i siłę? XD
I części ~

11 komentarzy:

  1. Zabrakło mi gwoździ do straganu, a ta zaraz zacznie śpiewanie! O.o
    Dajcie taśmę! *^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze pójdzie będzie jedynie grać ;3
      Na razie oszczędzimy ci śpiewu XD
      No chyba, że ktoś bardzo będzie chciał ~

      Usuń
    2. Fiu... To mam jeszcze chwilę, żeby znaleźć gwoździe... Albo taśmę... Ale o gwoździe o taśmę... Albo się po prostu na tą chwilę wyprowadzę gdzieś hen daleko xD

      Usuń
    3. I tak nasza muzyka Cię dorwie >D

      Usuń
  2. To Leo jest ,,mężczyzną"? XD
    Ale mi się nagle miło zrobiło po tym opku :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szalenie się cieszę, że tak się czujesz - miałam nadzieję, że nie dam ciała z tymi dialogami >3
      No i pewno, że jest! Przynajmniej dla mojego własnego rudzielca ~
      Pan Leonardo! >D

      Usuń
  3. Hm... a skoro o muzyce mowa, to czy Finn i Maura mogliby również tutaj dorzucić swoje trzy grosze? Tak tylko pytam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewno, że tak, ale super, że się sama zgłosiłaś! <3
      Każda pomoc się przyda, a liczę na twoich utalentowanych dziedziców XD
      No i może dzięki temu nie rozpadną się te ich koleżeńskie więzi z Dan ~

      Usuń
    2. * chrzani budowę straganu - dzwoni po Kubusia * Monia, strzeż się! >D

      Usuń
    3. Ej, to nie fair! XD
      Poza tym nie niepokój Kubusia - On się musi zajmować dziećmi *^*
      Inaczej będą źle wychowane i wyrosną na szaleńców!

      Usuń
    4. ... A z takim ojcem Ty liczysz na to, że będzie inaczej? XD
      Akurat jego nieobecność im dobrze zrobi - przerwa od nauki posługiwania się narzędziami tortur ^^

      Usuń

Podziel się z nami Swoją opinią :)