piątek, 26 czerwca 2015

Od Jaskra do Hakai, Andromedy i Zafiro - ,,Byłem martwy?"

        Słońce wstało już dobre kilka godzin temu. Jego promienie bezkarnie wdarły się do małej jamy tymczasowo zajmowanej przez Jaskra. Basior otworzył oczy i natychmiast tego pożałował, bowiem światło było dla zaspanych oczu jak kwas. Wilk mruknął niezadowolony, zacisnął powieki z powrotem i nakrył łapą. Słońce oczywiście nie zniechęciło się, toteż wierszokleta postanowił wstać.
  - Już nie śpię, zarazo jedna... - wymruczał.
  Wstał na wyprostowanych łapach...Od razu przypierdzielając łbem w naprawdę niski sufit nory. Poeta jęknął niezadowolony. Cały czas zapominał, że w nowym ciele jest wyższy niż w starym. Dawniej pewnie wyszedłby stąd bez trudu, wystarczyłoby schylić łeb. Teraz musiał niezdarnie człapać na ugiętych łapach. Gdy w końcu wyślizgnął się przez wejście porozciągał się i ziewnął potężnie. Nagły wdech wywołał u niego kolejny atak kaszlu. Od czasu deszczu meteorytów nie mógł normalnie oddychać. W gardle zaległ mu chyba popiół, czy coś w tym stylu. Jedynym plusem całej jego i tak już beznadziejnej sytuacji był fakt, że Vespula, jego miniona miłość, nie słyszy teraz jego głosu. To od niej bowiem zyskał szlachetny przydomek ,,Zachrypnięty Bażant", a w tym momencie był on jak najbardziej na miejscu.
  Basior zamlaskał parę razy czując suchość w pysku. Podszedł do płynącego niedaleko strumienia. Zimna woda pewnie tylko i wyłącznie pogorszy stan jego gardła, ale lepsze to, niż zginąć z pragnienia. Wykopał małe wgłębienie i czekał aż napełni się wodą. Gdy tak się stało znów był zmuszony spojrzeć na swój pysk. I tak jak zawsze miał wrażenie, że nie patrzy na siebie. Westchnął boleśnie. Nawet jeśli uda mu się odnaleźć swoją watahę, to jak przekona swoich przyjaciół, że to nadal on?
  Nagle coś załastkotało go w nos. Basior kichnął. Obok niego wylądowało długie, pręgowane bażancie (ironia?) pióro. Było bardzo ładne. Jaskier zawsze miał słabość do ładnych ozdób. Machinalnie chwycił szpiczaste pióro i zapiął je pod prawym uchem. Ponownie spojrzał w swoje odbicie. Tym razem uśmiechnął się lekko melancholijnie i napił się wody.
  Teraz czuł się bardziej sobą.

~*~*~

        Jego uwagę zwrócił śpiew. Wadery. Był to głos cudowny. Basior z pewnością by się dołączył, gdyby nie chrypa. Piosence towarzyszyły kolorowe błyski. Zaciekawiony wilk ruszył w tamtym kierunku. Jego oczom ukazała się taka oto scena: wokół ogromnego ogniska płonącego kolorowym ogniem siedziała liczna grupa wilków, hybryd i innych drapieżników, błękitna wadera śpiewała już drugą zwrotkę razem z czarnym, eleganckim basiorem, siedząca po drugiej stronie ogniska mała postać grała na flecie, a obok niej siedziała druga, niewiele mniejsza postać, lecz tej Jaskier już w ogóle nie mógł się przyjrzeć.
  Nagle jeden z wilków obejrzał się w jego stronę. Była to szara wadera o jasnych oczach. Widząc przybysza szturchnęła lekko w bark siedzącego obok niej basiora, nie chcąc przerywać występu. Rosły basior również się obejrzał. Powiedział jej coś cicho i podszedł do Jaskra. Teraz wierszokleta zauważył ciekawą przypadłość czarnego wilka: oczy miały różne kolory, jedno złote, drugie błękitne.
  - Witaj przyjacielu - powiedział pogodnie.
  Biały basior wywnioskował, że starszy wilk był w wyjątkowo dobrym humorze. Uspokoiło go to. Pamiętał dobrze, jak Agonia (stara znajoma, choć nie wiadomo czy jeszcze żyje) uratowała go przed podobnymi gigantami. Jednak ten tutaj mimo ogromnych rozmiarów był jak widać dobrej natury.
  - A witaj, witaj - odparł Jaskier zachrypniętym głosem. - Cóż to za święto?
  - Koniec wojny. Ale co to, chorzy jesteście?
  - A nieco jestem, to prawda - przyznał poeta. - I zmęczony, nieco głodny...Dałoby się tu miejsce na jeden wieczór zagrzać? Uwielbiam muzykę.
  Rozmówca uśmiechnął się promiennie. Odgadł, że ma do czynienia z pokrewną mu duszą.
  - Ależ pewnie! Alfa nie powinien mieć nic przeciwko - powiedział i zaprowadził Jaskra do towarzystwa.
  Większość osób w ogóle nie zauważyła obecności białego basiora. Reszta nie zwracała na niego większej uwagi. Wszyscy byli bardzo weseli.
  - Może chcielibyście pomocy medyka? - zapytał nagle kolorowooki.
  - Nie chcę nikomu robić problemu - wierszokleta uśmiechnął się.
  - Gdzie tam, Alva na pewno ci pomoże - do rozmowy dołączyła się nagle szara wadera.
  - Bran, zaprowadź go do Alf. Chyba powinni wiedzieć, że mamy gościa - powiedział basior.
  - Nie ma problemu! Chodź! - Bran pociągnęła Jaskra za łapę zanim odpowiedział.
  Ruszyli w stronę jaskini blisko ogniska. Poeta z zaciekawieniem obserwował towarzyszkę. Obstawiał, że była spokrewniona z czarnym basiorem. Mieli w sobie coś podobnego.
  - Jak pewnie już zgadłeś nazywam się Bran - rzuciła wesoło. - A tamten czarny basior to Raphael, mój ojciec. A ty?
  - Jas... - zaczął wilk, ale urwał zamurowany.
  Otóż z jaskini do której zmierzali wyszedł znajomy, czarny basior. Jaskier nie był pewny, czy dobrze widzi. Musiałby popatrzeć wilkowi w pysk...
  - Hakai! - zawołała wesoło Bran.
  Wilk obejrzał się w ich stronę i wszelkie przypuszczenia Jaskra się potwierdziły. Rzucił się z uśmiechem w stronę czerwonookiego Alfy nie spoglądając na reakcję ani jego, ani Bran. Kwestia sekundy i wierszokleta już dusił w niedźwiedzim uścisku starego przyjaciela.
  - Hakai! Nawet nie wiesz ile cię szukałem! - zaczął skrzeczeć jak bażant. - Co się tu wydarzyło po meteorytach? A reszta? Są cali? Andzia? Zaf?
  Alfa odepchnął od siebie rozemocjonowanego basiora.
  - Kim ty jesteś? - zapytał nieufnie.
  Biały basior momentalnie przygasł. Zapomniał, że nie wygląda już jak Jaskier, którego  zapamiętał Hakai. Tylko jak go przekonać? Nagle z jaskini wyszły jeszcze dwa inne czarne wilki: złotooka Andromeda i błękitnooki Zafiro. Widok rodzeństwa ucieszył Jaskra. Może oni będą go pamiętać...
  - To ja - powiedział starając się brzmieć jak on. - Jaskier.
  Wszystkie trzy wilki zmrużyły oczy.
  - Posłuchaj, nie wiem skąd znasz to imię, ale jego właściciel nie żyje - powiedział dobitnie Hakai.
  - Ale to naprawdę ja! Uwierzcie mi!
  - Udowodnij - rzucił lodowaty głos Zafiro. 
  Jaskier przeżył chwilę załamania. Jak ma im to udowodnić? Nie ma już nic ze starego siebie, poza charakterem...I głosem! Tak! Głos, gdyby nie chrypa, brzmi identycznie jak wtedy. Zdeterminowany poeta usiadł, odkaszlnął porządnie bijąc się łapą w pierś i wyrecytował już czystym głosem jeden ze swoich najlepszych wierszy, które jego przyjaciele musieli pamiętać:
  - Dusza wilka innym jest wroga
Wciąż widzi tylko mgły biel
Bo jego kochanką jest Droga
I nieistniejący u jej kresu cel.
  Gdy zaczynał deklamować Alfę na moment zatkało. Musiał znać ten wiersz. Przy ostatnim wersie nawet poruszał bezgłośnie pyskiem, powtarzając za poetą. Hakai wpatrzył się w pysk Jaskra, jakby coś zaczęło do niego docierać. Wierszokleta zbierał się do następnej zwrotki, jednak dalszą recytację uniemożliwił mu kolejny atak nieładnie brzmiącego kaszlu. W końcu spojrzał z nadzieją w czerwone ślepia.
  ,,Niech to zadziała, niech to zadziała..." powtarzał w myślach.


Hakai? W sumie na twoją odpowiedź liczę najbardziej, ale Andzia i Zaf też mogą dokończyć :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)