niedziela, 7 czerwca 2015

Od Aspen - W jaskini NIE usiedzę!

        Powoli otworzyłam oczy, jeszcze niespełna przytomnie oceniając sytuacje. Co się działo? Ferdale, plan, walczyliśmy, jeden potwór wymknął się spod kontroli, musiałam go zatrzymać i... Przez moment nie potrafiłam sobie przypomnieć, poczułam jednak ból w całym boku. No tak... głupia... Walka trwała, otrułam gadzinę, a oni go rozszarpali, wróciłam, jak? Tego już nie pamiętałam. Ale co działo się teraz? Omiotłam wzrokiem wnętrze jaskini. Nagle podskoczyłam i szarpnęłam skrzydłami jakbym chciała wzlecieć. Nic z tego. Łupki i rwące rany skutecznie mnie unieruchomiły. Jak wtedy. Oni walczyli, poświęcali się dla watahy, z uśmiechem na pysku zapewne już wygrywali z dziecinną łatwością. A ja? Leżałam tutaj, słaba, ranna, bezużyteczna... Szarpnęłam się raz jeszcze i przeciągłym rykiem bezsilnej wściekłości. Chce pomóc! Chcę walczyć! Chcę łowić potwory! Chcę być niezatrzymana! Uspokoiłam się i położyłam na zimnej skale, byłam w jaskini. Nienawidziłam tego. Wszystko było NIE TAK! Ale uśmiechnęłam się. Nie był to jednak ten miły i wesoły uśmiech co zwykle, ten miał w sobie coś z szaleństwa i determinacji, był obłąkany. Chwyciłam drewniane deseczki przytwierdzone do kończyn i poczęłam je wyrywać. Już po niedługim czasie łapa i skrzydło były wolne. Bandaży z boku jednak nie zdejmowałam, wiedziałam że to co mogłam tam znaleźć mogłoby mnie załatwić na dobre. W końcu wstałam nieobciążając rannej nogi. Byłam sama więc ze spokojem mogłam teraz wyjść, bez potrzeby użycia szczeliny w głębi jaskini. Przez chwilę oślepiło mnie jaskrawe światło którego byłam pozbawiona dłuższy czas. Szybko jednak odzyskałam wzrok. Słońce chyliło się ku dołowi, południe musiało minąć dość dawno. Moim oczom, choć oddalony nie umknął widok walki. Potężna bestia wystawała nieco nad korony drzew, a wokoło latało troje wilków. Zapewne każdy inny zauważyłby jedynie "jakąś plamkę i trzy latające muchy", ja widziałam dokładnie Brego, Jenne i Chrisa. Gdybym mogła zapewne już bym się tam znalazła by im pomóc. Odsłoniłam jednak tylko kły w ponurym uśmiechu. Gdyby chcieli mojej pomocy, nie usypiali by mnie.
-Nie, to nie! Łaski bez. Dadzą sobie radę, na co im kaleka?- Mruknęłam do siebie i obróciłam się napięcie. Wolno i kuśtykając weszłam między drzewa. Wątpię by udało mi się upolować cokolwiek, chciałam po prostu pooddychać świeżym powietrzem. Zachichotałam wyobrażając sobie jak zareaguje reszta gdy mnie przyłapią znów poza jaskinią.
-"Jesteś nieodpowiedzialna! Ranna nie powinnaś się nigdzie ruszać, a szczególnie przy takim zagrożeniu!"- Wyprostowałam się by udać Hakai.
-"Silva nie pozwoliła jej się ruszać! Czemu Aspen jej nie posłuchała"- Tym razem przybrałam cienki głosik rogacza.
Tak zajęłam się zabawą, że potknęłam się o leżący konar i upadłam przysparzając sobie jeszcze więcej bólu. Zaklęłam najszpetniej jak umiałam. Przeklinałam to na czym świat stoi, swoją niezdarność, swoją głupotę i to że mnie zostawili. A gdy skończyłam się wyżywać znów się uśmiechnęłam.
-To chyba koniec wycieczki.- Westchnęłam do siebie.
Przeszłam góra dwa kilometry. Zerknęłam na wysoki dąb, który rósł koło mnie. Normalnie podfrunęłabym na najwyższą gałąź. Teraz byłam zmuszona do wspinaczki... na 3 łapach. Uznałam to jednak za trening. Gdy wspięłam się na wybraną gałąź uśmiechnęłam się do siebie z satysfakcją.
-Kaleka co? Patrzcie! Wpięłam się! Mogę walczyć!- Zawołałam głośno, odpowiedziało mi jednak tylko echo. Położyłam się z zwisającą bezwładnie łapą i skrzydłem, którym mogłam ledwo ruszyć -Mogę stać, mogę iść, mogę się wspiąć, więc mogę i walczyć.- Mruknęłam nieco niezadowolona, jak szczenię, któremu nie pozwolono wyjść na polowanie.
Oparłam głowę o zdrową łapę i zasnęłam.


CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)