Powoli otworzyłam
oczy, jeszcze niespełna przytomnie oceniając sytuacje. Co się działo? Ferdale,
plan, walczyliśmy, jeden potwór wymknął się spod kontroli, musiałam go zatrzymać
i... Przez moment nie potrafiłam sobie przypomnieć, poczułam jednak ból w całym
boku. No tak... głupia... Walka trwała, otrułam gadzinę, a oni go rozszarpali,
wróciłam, jak? Tego już nie pamiętałam. Ale co działo się teraz? Omiotłam
wzrokiem wnętrze jaskini. Nagle podskoczyłam i szarpnęłam skrzydłami jakbym
chciała wzlecieć. Nic z tego. Łupki i rwące rany skutecznie mnie unieruchomiły.
Jak wtedy. Oni walczyli, poświęcali się dla watahy, z uśmiechem na pysku
zapewne już wygrywali z dziecinną łatwością. A ja? Leżałam tutaj, słaba, ranna,
bezużyteczna... Szarpnęłam się raz jeszcze i przeciągłym rykiem bezsilnej
wściekłości. Chce pomóc! Chcę walczyć! Chcę łowić potwory! Chcę być
niezatrzymana! Uspokoiłam się i położyłam na zimnej skale, byłam w jaskini.
Nienawidziłam tego. Wszystko było NIE TAK! Ale uśmiechnęłam się. Nie był to
jednak ten miły i wesoły uśmiech co zwykle, ten miał w sobie coś z szaleństwa i
determinacji, był obłąkany. Chwyciłam drewniane deseczki przytwierdzone do
kończyn i poczęłam je wyrywać. Już po niedługim czasie łapa i skrzydło były
wolne. Bandaży z boku jednak nie zdejmowałam, wiedziałam że to co mogłam tam
znaleźć mogłoby mnie załatwić na dobre. W końcu wstałam nieobciążając rannej
nogi. Byłam sama więc ze spokojem mogłam teraz wyjść, bez potrzeby użycia
szczeliny w głębi jaskini. Przez chwilę oślepiło mnie jaskrawe światło którego
byłam pozbawiona dłuższy czas. Szybko jednak odzyskałam wzrok. Słońce chyliło
się ku dołowi, południe musiało minąć dość dawno. Moim oczom, choć oddalony nie
umknął widok walki. Potężna bestia wystawała nieco nad korony drzew, a wokoło
latało troje wilków. Zapewne każdy inny zauważyłby jedynie "jakąś plamkę i
trzy latające muchy", ja widziałam dokładnie Brego, Jenne i Chrisa. Gdybym
mogła zapewne już bym się tam znalazła by im pomóc. Odsłoniłam jednak tylko kły
w ponurym uśmiechu. Gdyby chcieli mojej pomocy, nie usypiali by mnie.
-Nie, to nie!
Łaski bez. Dadzą sobie radę, na co im kaleka?- Mruknęłam do siebie i obróciłam
się napięcie. Wolno i kuśtykając weszłam między drzewa. Wątpię by udało mi się
upolować cokolwiek, chciałam po prostu pooddychać świeżym powietrzem.
Zachichotałam wyobrażając sobie jak zareaguje reszta gdy mnie przyłapią znów
poza jaskinią.
-"Jesteś
nieodpowiedzialna! Ranna nie powinnaś się nigdzie ruszać, a szczególnie przy
takim zagrożeniu!"- Wyprostowałam się by udać Hakai.
-"Silva nie
pozwoliła jej się ruszać! Czemu Aspen jej nie posłuchała"- Tym razem
przybrałam cienki głosik rogacza.
Tak zajęłam się
zabawą, że potknęłam się o leżący konar i upadłam przysparzając sobie jeszcze
więcej bólu. Zaklęłam najszpetniej jak umiałam. Przeklinałam to na czym świat
stoi, swoją niezdarność, swoją głupotę i to że mnie zostawili. A gdy skończyłam
się wyżywać znów się uśmiechnęłam.
-To chyba koniec
wycieczki.- Westchnęłam do siebie.
Przeszłam góra
dwa kilometry. Zerknęłam na wysoki dąb, który rósł koło mnie. Normalnie
podfrunęłabym na najwyższą gałąź. Teraz byłam zmuszona do wspinaczki... na 3
łapach. Uznałam to jednak za trening. Gdy wspięłam się na wybraną gałąź
uśmiechnęłam się do siebie z satysfakcją.
-Kaleka co?
Patrzcie! Wpięłam się! Mogę walczyć!- Zawołałam głośno, odpowiedziało mi jednak
tylko echo. Położyłam się z zwisającą bezwładnie łapą i skrzydłem, którym
mogłam ledwo ruszyć -Mogę stać, mogę iść, mogę się wspiąć, więc mogę i
walczyć.- Mruknęłam nieco niezadowolona, jak szczenię, któremu nie pozwolono
wyjść na polowanie.
Oparłam głowę o
zdrową łapę i zasnęłam.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)