czwartek, 4 czerwca 2015

Od Angel - Oszukać złodziejkę?


 Angel nie potrafiła sobie przypomnieć ile razy musiała uciekać. Działo się to za każdym razem, gdy napotykała na swej drodze jakieś stado. Nie mogła zostawić ich w spokoju. Nie mogła ich nie zauważyć. Po prostu nie potrafiła odejść z pustymi rękoma. Nie, ona koniecznie musiała coś komuś ukraść!

Dziewczyna odskoczyła na bok, unikając bliskiego spotkania z drzewem. Niestety, część jej prześladowców nie miała takiego szczęścia. Jednak Angel żałowała, że tylko dwa wilki wpadły na drzewo. Musiała jeszcze pozbyć się kolejnej pary, a z nimi już nie będzie tak łatwo.

„Takie plagi są gorsze od pcheł.", pomyślała, kiedy przeskakiwała kolejne pnie. 
Las był dla niej o tyle dobrym miejscem do pościgów, gdyż Piper miała tutaj przewagę. Co prawda była drobna, niska i niepozorna, ale przez to bardzo zwinna. Potrafiła wykorzystać swoje wady i zmienić je w zalety. Nie każdy tak umie.

Dziewczyna odwróciła się z nadzieją, że jej prześladowcy już sobie odpuścili. Niestety. Dwa wilki dalej za nią biegły, ale nie tak zawzięcie jak wcześniej. Gonili kundla już ponad pół godziny i widać, że ten bieg już ich męczył. W przeciwieństwie do Angel, która uważała go za zwykłą stratę czasu.

„Skoro tak łatwo nie odpuszczają, trzeba się uciec do dawnych metod!”

Ann przyspieszyła, zwiększając dystans między nią, a zmęczonymi wilkami. Później, zupełnie jak wiewiórka, wdrapała się na drzewo i skryła pośród grubych gałęzi. Miała zamiar ich przeczekać. W końcu te dwa bałwany domyślą się, że biegną za nikim. A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że wilki nie goniły Angel, aby odzyskać swą zgubę. Dziewczyna ich okradła, a i owszem, ale później oddała kosztowności, z wrednym uśmiechem na ustach. I to właśnie d l a t e g o wilki się wkurzyły.

„Banda pacanów.”, pomyślała Piper nie po raz pierwszy, gdy wilki przebiegły obok jej drzewa. 
Parka pognała dalej, zostawiając swoją ofiarę w tyle. Dziewczyna odczekała niecałe 10 minut, by upewnić się , że jej prześladowcy są już daleko. Dopiero wtedy zeszła z drzewa.



~***~ 

Nastało popołudnie. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, kolorując przepięknie świat. Pomarańczowo-różowe niebo miało taki sam odcień, jak puszyste futro Angel. Ciężko powiedzieć, czy to za sprawą kolorów, padających na sierść, czy jej faktycznej barwy. Dziewczyna nigdy nie potrafiła określić swego ubarwienia, ale ostatnio już przestało ją to obchodzić. Miała ważniejsze rzeczy na głowie. Chociażby - jak tutaj załatwić posiłek.Kiedy jest się tak „malutkim” ciężko cokolwiek upolować. Nie może odżywiać się sarnami, ani jeleniami. A zjadanie lisów było dla niej prawie że kanibalizmem! Dlatego też Ann żywiła się głównie ptactwem bądź padliną. No, ewentualnie kradła jedzenie innym (nie, akurat t e g o już nie oddawała x3) .
Piper podniosła się z ziemi i ruszyła powolnym rokiem przed siebie. Nie minęła chwila, a dobiegł do niej trzask gałęzi. Z początku myślała, że to jakieś małe zwierze nadepnęło na patyk, więc uradowana ruszyła w tamtym kierunku. Schowała się w krzakach, obserwując z ukrycia otoczenie. Ale nigdzie nie dostrzegła drobnych zwierzaków. Widziała natomiast wilka. A przynajmniej z daleka wyglądał jak zwykły wilczur. Bowiem w rzeczywistości część jego skóry pokrywały lśniące łuski, przywołujące na myśl węża. Kiedy dziewczyna podeszła bliżej, poczuła, że od nieznajomego bije jakaś dziwna aura. Wilk był bardzo… tajemniczy? Nie jest to może odpowiednie słowo, ale zbliżone do właściwego. Kolejną rzeczą, która nie mogła umknąć uwadze Piper, był pierścień, który nosił nieznajomy. 
Kundelka uśmiechnęła się diabolicznie. Mały przedmiot pochłonął jej uwagę, ale jeszcze bardziej była ciekawa reakcji wilka, gdy zwróci mu jego własność. Angel już wielokrotnie kradła pierścienie, naszyjniki i przeróżne talizmany, a owy sygnet nie był dla niej żadnym wyzwaniem. Przynajmniej tak jej się zdawało. 
Mała diablica postanowiła skorzystać z tak zwanego „upozorowanego upadku”. Co prawda sztuczka znana i stara jak świat, ale nadal niezawodna.
Ann rozpędziła się i udając, że nie patrzy przed siebie, wpadła na nieznajomego. Basior był wysoki i gdyby nie prędkość, dziewczyna nie byłaby w stanie przewrócić go na ziemię.
-Uh, sorki. Nic ci nie jest?- Angel była dobrze wychowana i potrafiła skutecznie udawać zakłopotanie.
-Nie, w porządku.- mruknął wilk. 
Najwyraźniej nie był zachwycony z owego spotkania. W przeciwieństwie do Piper, która podnosząc się, zdążyła ukraść mu pierścień i włożyć go sobie na łapę.

-Przed kim uciekałaś?- wilk spytał się, gdy oboje już się podnieśli.
-Skąd pomysł, że ktoś mnie gonił?- Angel uniosła brwi, udając niedowierzanie. 
Na pysku obcego pojawił się przebiegły uśmiech.

-Intuicja.
-Phi! Nie muszę na to odpowiadać.
-Racja, nie musisz.
Reszta była już tylko grą, chociaż Ann musiała przyznać, że dobrze się podczas niej bawiła. Żadne z nich nie zorientowało się, kiedy zaczęli iść razem.
-Dlaczego wędrujesz sam?- skierowała pytanie do wilczura.
-A skąd pomysł, że nie ma nikogo dookoła?
-Hm… intuicja.- nieznajomy uśmiechnął się odrobinę, słysząc swoją odpowiedź w ustach niewielkiej samiczki.
-Nie muszę na to odpowiadać.- Angel przymrużyła oczy.
-Racja, nie musisz.
Tak wyglądał ten krótki pojedynek na słowa. Piper pozwoliła mu jeszcze trwać. A przynajmniej wtedy zdawało jej się, że to ona ma nad nim władzę.
-Ładny pierścień.- zwróciła się w końcu do wilczura, kryjąc złośliwy uśmiech. Nieznajomy spojrzał na swoją łapę.
-To cenna rzecz.
Angel wpatrywała się w basiora jak głupia. Wybałuszyła oczy z niedowierzania. 

„Ale… przecież… jak on to zrobił?!”

-Co?! Hej, chwila!- kundelka spojrzała na swoją łapę.
-Co „chwila”? Oh… Nie masz mojego pierścienia, tak? To dlatego na mnie „wpadłaś”, nieprawdaż?- wilk uśmiechnął się przebiegle. 
Rozgryzł ją. Nie miała jak z tego wybrnąć, bo on dysponował wszystkimi kartami.

-Jak to zrobiłeś?
-Nie muszę na to odpowiadać.- Ann spiorunowała obcego wzrokiem.
-Na to już m u s i s z.
-Ach tak? No dobrze: iluzja.
Teraz Piper nie mogła ukryć zdziwienia. Owszem, widywała już iluzjonistów, ale nawet oni nie potrafili jej oszukać. Więc… dlaczego on?!
-Nie wierzę.
-W co? W magię?
-Nie. W to, że oszukałeś mnie byle iluzją.- mruknęła. 
Kątem oka, Angel dostrzegła tajemniczy uśmiech wilczura.




Canay? Co ta za sztuczkę wykorzystałeś? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)