Akurat wiązałam sobie chustę na szyi, kiedy Bhai spytał niewinnie i niewyraźnie:
- Kim jes' ten… Skrzyd'y wilk, którego więzi…cie? - Ścisnęłam mocno chustę, wbijając wzrok w ciemności daleko stąd. Wydawało mi się, że czuję ból skrzydeł JEGO, ból pokopanego ciała, poturbowanego i czuję jego smutek w swoim sercu, a potem nagły trzask.
Ocknęłam się. Zdjęłam chustę nie czując w zasadzie nic i nadal patrząc w ciemności, na których pojawiła się samotna niewielka gwiazda.
- To ktoś, o kim nie warto rozmawiać - wyszeptałam twardo. Jednak kiedy spojrzałam na Bhai ujrzałam na jego pysku dziwny ślad i dotarło do mnie, że przecież takie słowa mógł sobie skojarzyć sam ze sobą, bo przecież tak o sobie myśli Jeżokop jeden. - To znaczy, on... Nie sądzę, żebyś chciał słuchać całej historii, ale tak w skrócie mówiąc, to ja go tu sprowadziłam. Miałam drobny wypadek i się zgubiłam. W górach znalazłam jego i... Jakoś tak przylazł ze mną. A potem okazało się, że jest zdrajcą. Perfidnym, okropnym, ohydnym, pieprzonym zdrajcą, który o mało co nie zabił mojej rodziny. Nienawidzę go za to. Siebie też nienawidzę. - A kiedy skończyłam, zauważyłam że ściskam chustę w łapie i jakimś sposobem wbijam sobie kolczyk w drugą łapę.
Spojrzałam powoli na ranę z której ciekła krew. Przyglądałam się jej chwilę a potem założyłam kolczyk z powrotem w ucho i jak gdyby nigdy nic położyłam łapę na śniegu. Nic dziwnego to dla mnie nie było, czucie w łapach straciłam dawno. Jednak kiedy podniosłam pusty wzrok na Bhai...
Prawie nie oddychał. No cóż, raz że mówiłam z okropną wściekłością, ale tak stłumioną, że była chyba jeszcze gorsza niż taka otwarta. Dwa, nie zwracałam najmniejszej uwagi na wzorki krwi na śniegu pod łapą. Uśmiechnęłam się melancholijnie do wilka i potrząsnęłam łbem. W efekcie grzywka opadła mi całkiem na oczy.
- Czyli... To on wezwał tego potwora? - spytał cicho Bhai i ku mojego ogromnemu zdziwieniu zrobił krok w moją stronę.
- Nie. To jego wspólnik. Ale ON go przyprowadził do nas. I myślał, że... Och, pieprzony cholernik! - Uderzyłam łapą w śnieg, a jego drobinki osiadły mi na nosie, co poskutkowało kichnięciem. Nie wierzyłam, że w takiej chwili, cholera będę kichać. Opamiętałam się więc, pamiętając że mam towarzystwo i strzepałam śnieg z nosa.
Najgorsze było to, że moje kichnięcia brzmiały jak piski małego kotowatego. To najbardziej mnie wkurzało.
- No, w każdym razie, nie zbliżaj się do niego, potrafi naprawdę zmieszać komuś łeb. Poza tym czyta w myślach. I robi wszystko z niczego, taka rasa... O rzesz w mordę bałwana! - Otworzyłam szeroko oczy i złapałam szybko chustę. Zawiązałam ją migusiem i już miałam pędzić do jaskini gdzie go zostawili, kiedy Bhai zapytał:
- Gdzie idziesz? Stało się coś?
- Tak. Przecież on... A nie, czekaj. Och, mam okropny mętlik w głowie. Myślałam, że może zwiał bo mógł sobie zrobić broń ze wszystkiego co ma pod łapą, ale przecież po pierwsze dali mu środki nasenne, a po drugie jest cały połamany, Brego tak go urządził, że... Ops! No ładnie, miałam ci jakoś ułatwić pobyt tutaj, żebyś sie zaaklimatyzował a opowiadam najgorsze z możliwych rzeczy. No świetnie. Nie nadaję się na przewodnika. No ale cóż, staram się o Szamana a nie o takie pierdoły jak... Przewodnik. Mamy w ogóle coś takiego...? Rany, zaczynam gadać od rzeczy. Nie jest dobrze. Musisz coś powiedzieć, bo inaczej się nie zamknę. Rany, rany, rany.... Ale to niebo jest ładne, prawda? Tyle gwiazd... Ale dlaczego tylko po jednej stronie? Hym, muszę to sprawdzić. - I poleciałam najwyżej i najszybciej jak umiałam w górę. Kilka wilków spojrzało w moją stronę, a już szczególnie Bhai, który zdezorientowany i być może też trochę przerażony, że ma do czynienia z psychopatką zadarł głowę najwyżej jak mógł i patrzył...
A potem spiepszał w popłochu bo jak sie okazało, mój mózg postanowił się najarać śniegu i rzuciłam się jak głupia prosto w dół. Leciałam jak meteor... Aż na samym końcu rozłożyłam skrzydła na pełną szerokość, siadając lekko na puchu. Bhai zbliżył się o 2 kroki z pytającym spojrzeniem.
- Nic mi nie jest tylko trochę... Śpiąca jestem, tak myślę. Idziesz ze mną do ogniska, Bhai czy może... - Bełkotałam coś jeszcze na wpół ziewając. Dolazłam do ogniska i położyłam się w kłębek obok Brego i Blind. Ostatnie co zarejestrowałam, to było że obróciłam głowę do tyłu, a tam, dosłownie metr od mnie leżał niewidoczny Bhai. Uśmiechnęłam się i zasnęłam, trącana jeszcze chwilę przez nic nie ogarniających Brego i Blind.
- Kim jes' ten… Skrzyd'y wilk, którego więzi…cie? - Ścisnęłam mocno chustę, wbijając wzrok w ciemności daleko stąd. Wydawało mi się, że czuję ból skrzydeł JEGO, ból pokopanego ciała, poturbowanego i czuję jego smutek w swoim sercu, a potem nagły trzask.
Ocknęłam się. Zdjęłam chustę nie czując w zasadzie nic i nadal patrząc w ciemności, na których pojawiła się samotna niewielka gwiazda.
- To ktoś, o kim nie warto rozmawiać - wyszeptałam twardo. Jednak kiedy spojrzałam na Bhai ujrzałam na jego pysku dziwny ślad i dotarło do mnie, że przecież takie słowa mógł sobie skojarzyć sam ze sobą, bo przecież tak o sobie myśli Jeżokop jeden. - To znaczy, on... Nie sądzę, żebyś chciał słuchać całej historii, ale tak w skrócie mówiąc, to ja go tu sprowadziłam. Miałam drobny wypadek i się zgubiłam. W górach znalazłam jego i... Jakoś tak przylazł ze mną. A potem okazało się, że jest zdrajcą. Perfidnym, okropnym, ohydnym, pieprzonym zdrajcą, który o mało co nie zabił mojej rodziny. Nienawidzę go za to. Siebie też nienawidzę. - A kiedy skończyłam, zauważyłam że ściskam chustę w łapie i jakimś sposobem wbijam sobie kolczyk w drugą łapę.
Spojrzałam powoli na ranę z której ciekła krew. Przyglądałam się jej chwilę a potem założyłam kolczyk z powrotem w ucho i jak gdyby nigdy nic położyłam łapę na śniegu. Nic dziwnego to dla mnie nie było, czucie w łapach straciłam dawno. Jednak kiedy podniosłam pusty wzrok na Bhai...
Prawie nie oddychał. No cóż, raz że mówiłam z okropną wściekłością, ale tak stłumioną, że była chyba jeszcze gorsza niż taka otwarta. Dwa, nie zwracałam najmniejszej uwagi na wzorki krwi na śniegu pod łapą. Uśmiechnęłam się melancholijnie do wilka i potrząsnęłam łbem. W efekcie grzywka opadła mi całkiem na oczy.
- Czyli... To on wezwał tego potwora? - spytał cicho Bhai i ku mojego ogromnemu zdziwieniu zrobił krok w moją stronę.
- Nie. To jego wspólnik. Ale ON go przyprowadził do nas. I myślał, że... Och, pieprzony cholernik! - Uderzyłam łapą w śnieg, a jego drobinki osiadły mi na nosie, co poskutkowało kichnięciem. Nie wierzyłam, że w takiej chwili, cholera będę kichać. Opamiętałam się więc, pamiętając że mam towarzystwo i strzepałam śnieg z nosa.
Najgorsze było to, że moje kichnięcia brzmiały jak piski małego kotowatego. To najbardziej mnie wkurzało.
- No, w każdym razie, nie zbliżaj się do niego, potrafi naprawdę zmieszać komuś łeb. Poza tym czyta w myślach. I robi wszystko z niczego, taka rasa... O rzesz w mordę bałwana! - Otworzyłam szeroko oczy i złapałam szybko chustę. Zawiązałam ją migusiem i już miałam pędzić do jaskini gdzie go zostawili, kiedy Bhai zapytał:
- Gdzie idziesz? Stało się coś?
- Tak. Przecież on... A nie, czekaj. Och, mam okropny mętlik w głowie. Myślałam, że może zwiał bo mógł sobie zrobić broń ze wszystkiego co ma pod łapą, ale przecież po pierwsze dali mu środki nasenne, a po drugie jest cały połamany, Brego tak go urządził, że... Ops! No ładnie, miałam ci jakoś ułatwić pobyt tutaj, żebyś sie zaaklimatyzował a opowiadam najgorsze z możliwych rzeczy. No świetnie. Nie nadaję się na przewodnika. No ale cóż, staram się o Szamana a nie o takie pierdoły jak... Przewodnik. Mamy w ogóle coś takiego...? Rany, zaczynam gadać od rzeczy. Nie jest dobrze. Musisz coś powiedzieć, bo inaczej się nie zamknę. Rany, rany, rany.... Ale to niebo jest ładne, prawda? Tyle gwiazd... Ale dlaczego tylko po jednej stronie? Hym, muszę to sprawdzić. - I poleciałam najwyżej i najszybciej jak umiałam w górę. Kilka wilków spojrzało w moją stronę, a już szczególnie Bhai, który zdezorientowany i być może też trochę przerażony, że ma do czynienia z psychopatką zadarł głowę najwyżej jak mógł i patrzył...
A potem spiepszał w popłochu bo jak sie okazało, mój mózg postanowił się najarać śniegu i rzuciłam się jak głupia prosto w dół. Leciałam jak meteor... Aż na samym końcu rozłożyłam skrzydła na pełną szerokość, siadając lekko na puchu. Bhai zbliżył się o 2 kroki z pytającym spojrzeniem.
- Nic mi nie jest tylko trochę... Śpiąca jestem, tak myślę. Idziesz ze mną do ogniska, Bhai czy może... - Bełkotałam coś jeszcze na wpół ziewając. Dolazłam do ogniska i położyłam się w kłębek obok Brego i Blind. Ostatnie co zarejestrowałam, to było że obróciłam głowę do tyłu, a tam, dosłownie metr od mnie leżał niewidoczny Bhai. Uśmiechnęłam się i zasnęłam, trącana jeszcze chwilę przez nic nie ogarniających Brego i Blind.
Trash? A może w końcu Blind? Jennie się silniczki wyczerpały jak na jeden dzień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)