Wspaniale! W końcu coś się ruszyło! Trash tyle czekał, aż ten **** Alfa w końcu się pokaże! I pokazał się, a jakże! Tyle, że nie sam… Wystąpienie potwora-giganta, mówiącego do siebie szaleńca skutecznie odwróciło uwagę jeżastego od czarnego basiora i na nowo sparaliżowało jego ciało, które odmówiło utrzymywania pozycji pionowej, toteż biedak skulił się przy ziemi.
Co to do cholery ostatniej ma być!? To-to-to coś!? Gada od rzeczy, to ciszej to głośniej, patrzy białymi ślepiami na wszystkie strony i nawet Alfa mu nie przerywa! NIE MAJĄ NAD NIM KONTROLI!
Ta świadomość niemal ostatecznie dobiła Husk'a, który zaskamlałby gdyby tylko nie bał się, że to niepotrzebnie zwróci na niego uwagę. Niepożądaną uwagę niepożądanych osób. Szlag! Gdyby tylko wcześniej postanowił uciec! Chociaż nie, nie oszukujmy się… nic by to nie dało, tak już po prostu musiało być. Jak jakiś pech, to pewnie, że na niego! To on teraz musi tu siedzieć naprzeciw tego potwora… a reszta? Reszta jak widać widziała już wszystko i ma to w d, albo… to SZALEŃCY, WARIACI, CHOLERY NIEPOCZYTALNE JEDNE! Załamki przerwał mu w końcu głos spokojniejszy, jakby rozsądny, a należący do nikogo innego jak czarnego Alfy!
Tak, ten mówił z sensem, choć… no miej-więcej. Z jego słów Trash poznał kawałeczek historii watahy, a w nowym osobniku kazano mu ujrzeć starego przyjaciela Alfy, ważną niegdyś dla watahy osobę, obecnie… no cóż wyglądało na to, że niewielu go kojarzy. Bywa. Trash też miewał dni gdy traktowano go jak nieznajomego w jego własnym stadzie. Tak 'przyjacielu', życie to nie bajka… Chociaż nie. Witają cię z entuzjazmem, z radością… dla ciebie to w sumie może być wspaniała opowieść. Dla was wszystkich może być. Tylko jeden Trash nie jest warty bajki. Ale może to i dobrze - w niektórych dziełach dzieją się naprawdę straszne rzeczy, może więc lepiej by pisarze życia jednak nadal go nie zauważali. Chyba tak będzie spokojniej. Choć chwilowo o spokoju nie ma co mówić. Okrzyki, powitania, wiwaty - wszystko się ze sobą przeplatywało, a Dania oczywiście jak na komendę wyskoczyła przed szeregi. Jakże by inaczej! Głupi rudzielec - i czego tak się pcha? Ale tym lepiej dla niego. Choć z drugiej strony ten cały tłum zagradzał mu drogę do Alfy… Do Alfy, który zaczął gadać jakieś głupoty o swoich sprawach sercowych. A niech się wypcha! Co go to obchodzi, że se nową kobietę znalazł, niech się cieszy smoluch jeden jak już z nim wyjaśni wszystkie sprawy! Halo, on jest tu nowy, podejrzany, razem z resztą tego całego ustrojstwa, ale nie, to zostawiamy panie Alfo na potem, hę!? I dobra, jak ktoś wam przez waszą nieuwagę zagryzie szczeniaki to wasza strata. Trash był tym bardziej sfrustrowany, że ów 'smoluch', od którego bądź co bądź zależały jego przyszłe losy powoli zaczął dogadywać się z każdym nowym przybyszem… tylko nie z nim!
Świetnie!
Tym lepiej, że zamiast w miarę ogarniętego Alfy normalnych rozmiarów tuż przy spiętym w oczekiwaniu młodzieńcu ulokował się nie kto inny lecz rogaty olbrzym z dwiema coś za bardzo radosnymi pannami - białą waderą, która - tak! To ona pierwsza dorwała go gdy wylądował w śniegu! - i karzełkiem, który sprawiał mimo wszystko wrażenie dość groźnego. Cała trójka na szczęście była tak pochłonięta sobą, że na cicho siedzącego obok Trash'a nie zwróciła najmniejszej uwagi. On natomiast sparaliżowany ogromem hybrydy nie mógł się poruszyć. Sytuacja patowa, ale jeszcze nie tragiczna, bowiem póki na niego nie spojrzeli chłopak był w stanie przynajmniej normalnie myśleć. Oraz słuchać.
I nasłuchał się, oj tak, niemało, choć raczej na jeden, dość wąski temat. A więc mieli urodziny tak? I w dodatku zapomnieli o prezentach. Poruszające. Jakby Trash kiedykolwiek coś dostał. Prezenty są zbędne gdy jest się drapieżnikiem łażącym na czterech łapach. Chociaż może oni mają inne zdanie na ten temat. Może z resztą on sam też by miał, gdyby uważał się za godnego posiadania czegokolwiek poza odrobiną spokoju. A i to ostatnio nie było mu dane. Ale pomijając jego rozterki oraz temat poniekąd podsłuchanej rozmowy. Wszystko wskazywało na to, że 'Bestia' umie się z kimś dogadać! Więcej! On jest nawet lubiany, przez te dwie wariatki! Biedne, co im musiało się stać w przeszłości, by tak ześwirować?
Trash westchnął bezgłośnie i dalej bacznie obserwował giganta tulącego do siebie wyglądające przy nim jak miniaturka i miniaturka miniaturki dziewczyny. Jak to możliwe, że się go nie boją? Nie umieją nad nim zapanować, a po nich nie widać w tej chwili nic prócz szczerej sympatii… jak? Jak? Z tego całego Brego to chyba jest kawał niezłego szczęściarza… Albo one są zdrowo stuknięte. I tego Trash wolał się trzymać.
A potem uważnie wsłuchał się w życzenia… Nie wszystkie były składne, choć skrzydlaty karzełek przemawiał niezwykle płynnie i dał chyba największy popis umiejętności w tej dziedzinie. Jednak nie to przykuło uwagę chłopaka. Oni razem… składając sobie te ciepłe życzenia, ściskając się i obcałowywując niezdarnie byli po prostu… tacy wkurzający! Ale przy tym niepowtarzalnie uroczy. Naprawdę - banda za głośnych, niewyszumianych jeszcze jak widać przemiłych skurczybyków. Z którymi Husk nie chciał mieć nic do czynienia. Tym bardziej, że gdy usłyszał ten ich ciepły ton jakim hojnie obdarowywali siebie nawzajem oraz to czego sobie nawzajem życzyli coś zabolało go w klatce piersiowej, a przed oczami raptownie pociemniało. Czuł się jakby w jednej chwili ktoś go złapał za gardło zmuszając do zaciśnięcia szczęk, a jego łapy mimowolnie zaczęły zaciskać się na białym, mokrym śniegu formując na nim szramy od długich pazurów. Znał ten stan i to uczucie. Było dla niego typowe w takich sytuacjach. Choć bardzo chciał być obojętnym na inne wilki, a także jak tylko się da - na swój własny los TO jednak bolało go za każdym razem. A najgorsze, że mimo usilnych prób NADAL nie umiał nad tym zapanować! ~ Ale spokojnie… masz dopiero 3 lata - jeszcze nauczysz się co to znaczy być nieczułym na takie błahostki ~ Tak zawsze mówił mu ochrypły głos gdzieś z tyłu czaszki. A on mu chciał wierzyć i nie mógł doczekać się kiedy ta obietnica się spełni. Póki co jednak musiał jak ognia unikać podobnych zdarzeń, więc wszelkie święta, wygrane, imprezy i tego typu głupoty spędzał jak najdalej od reszty. I było super. Sam ze sobą czuł się naprawdę najlepiej.
Ale nie…
Już miał odzyskać panowanie nad sobą, gdy biała wadera cały czas coś gadając do swojej kumpeli o mało go nie staranowała, co byłoby niczym w porównaniu z tym, że zwróciła uwagę olbrzyma na jego marną, najeżoną przez nagły bodziec osóbkę, która siedziała jak wbita w ziemię patrząc z narastającym szokiem jak gigant otwiera usta i mówi o nim per 'jeż'. To było niezapomniane przeżycie, które chyba jeszcze przez 10 lat będzie się Trashowi objawiać w koszmarach sennych i kiedyś go w końcu wykończy.
O ile wcześniej nie zrobi tego biała wadera. A była na dobrej drodze.
Raz, że najpierw go nie zauważyła (w sumie normalne), dwa potem jak opętana zaczęła paplać o tym, że nie pamięta jego imienia (też normalne), ale sobie przypomni, bo przecież jej się kojarzy! No i literkami! A kiedy już skleciła parę bzdur w końcu oświeciło ją i odgadła. Odgadła, że Śmieć to śmieć i nikim innym nie będzie. Nawet 'szczurem'.* A jak po tym podskoczyła! Wrzasnęła jego imię i skacze wariatka jedna dając chłopakowi nowe powody do obaw. Cale szczęście, że przez te trzy dni Dania go przetrenowała swoim ciągłym gadulstwem i takimiż podskokami bez celu, bo inaczej by pewnie teraz za siebie już nie odpowiadał.
A odpowiedzieć powinien, bo wszak zadano mu pytanie. I to o urodziny… no nie spodziewał się czegoś takiego. A biała wpatrywała się w miejsce gdzie stał, choć nie patrzyła mu w oczy (w ogóle spojrzeniem jakoś nie mogla wcelować w jego twarz) i oczekiwała odpowiedzi. Ją na dobrą sprawę mógł jeszcze olać, ale nietoperzyca siedząca za jej plecami i co gorsza ten rogaty mutant skutecznie zniechęcali go do jakichkolwiek niegrzeczności względem tego narwańca. No dobrze, ale czego niby oczekują?
Trash cofnął się odzyskawszy dzięki napływowi adrenaliny władzę w kończynach i chrzęszcząc tak usztywnioną sierścią jak i śniegiem nagromadzonym pod łapami zaczął w panice przyglądać się tej trójce. Jednak dla własnego zdrowia psychicznego w końcu skupił wzrok na rozmówczyni stojącej z resztą najbliżej niego. Ona przynajmniej wyglądała normalnie.
- J..j… - Próbował coś powiedzieć, ale słowa nie przechodziły mu przez gardło. Nie wiedział już co ma zrobić. Jak mają go zagryźć to od razu do cholery jasnej! Czego jeszcze go dręczą!?
- Tak? - Spytała wadera podchodząc krok bliżej i niwelując odległość, którą on z takim trudem sobie wywalczył. No co z nią nie tak jest!?
- Co się stało, zimno ci? - Spytała z troską, słysząc jak się jąka.
'Pewnie, że tak, dupsko mam już jak kostka lodu do koktajlu dla tego wielkoluda! Mam nadzieję, że lubi chrupiące!'
Trash w myślach już nie wytrzymywał. Nie byłby jednak sobą gdyby to uzewnętrznił, a potem dał się pożreć. Musiał jakoś się trzymać i nadal zachowywać maksymalną ostrożność. Także w dobieraniu słów (w czym notabene nie był mistrzem).
- Nie…ważne - Odparł odwracając wzrok i odzyskując typową dla siebie zgorzkniałą, lecz spokojną minę, której Wind naturalnie nie mogła zobaczyć. Jednak słyszała ton jego głosu. To wystarczyło, by lepiej zrozumiała stan emocjonalny młodziaka, na tyle przynajmniej na ile pozwalał go innym zarejestrować.
- Jak to nie ważne!? - Spytała niemal z przerażeniem i jednym susem już znalazła się przy nim wprawiając go w nerwowe drgawki, które przez następne chwile usilnie próbował opanować. - Urodziny są bardzo ważne! Upamiętniają kiedy każdy z nas przyszedł na świat, to wspaniałe wydarzenie! Nie mów więc, że ą nieważne! - Uśmiechnęła się i niewidzącym wzrokiem zaczęła błądzić po okolicach jego pyska, co wywoływało u niego kolejne dreszcze, nie zorientował się bowiem nadal dlaczego dziewczyna kieruje swoje patrzałki tak nieprecyzyjnie.
On z kolei nie widział teraz innego wyjścia jak tylko nadal jej odpowiadać i może w pewnym momencie jakoś grzecznie zasugerować, że nie ma ochoty na dalszą konwersację… z żadnym z nich.
- Są - Odparł krótko tonem już nie bojaźliwym lecz stanowczym, czarnym od negatywnych emocji i nieznoszącym sprzeciwu. Jakoś trzeba było to wszystko władować w jedno słowo, skoro nie da rady powiedzieć ich więcej.
Blindwind aż drgnęła, zdziwiona jego reakcją, ale nie zamierzała zmieniać swojego nastawienia.
- Pewnie, że nie! - Odparła tak samo radośnie jak on ponuro i usiadła tuż przy nim, by móc swoje następne argumenty poprzeć wyraźną gestykulacją. - Urodziny to czas kiedy trzeba się cieszyć wraz z przyjaciółmi z tego, że przeżyło się kolejny rok! Nie wiem jak można nie lubić takiej radosnej chwili, gdy wszyscy życzą ci jak najlepiej. No nie mów, że nie lubisz urodzin!
- Nie lubię - Znów ten sam ton, ta sama mina - no, może ciut bardziej poirytowana. Wadera aż zmarszczyła brwi.
- No co ty opowiadasz! Z urodzin TRZEBA się cieszyć! My się zawsze cieszymy! - Strzelała dalej, coraz bardziej zawzięcie starając się jakoś przekonać marudera, że takie święto to jednak wspaniała sprawa.
- To się cieszcie - Powtórka z rozrywki. A miał być grzeczny! Nie mówiąc o tym, że chyba za bardzo się rozgadał…
- No co ty… - Blind złagodniała i ułożywszy przednie łapy, wcześniej żywo rozpruwające powietrze, na białym puchu pochyliła się ku niemu, co spowodowało naturalnie, jego automatyczne odchylenie się do tyłu (niezbyt wygodne). Najgorsze jednak było to, że teraz zerkała na niego od dołu, a on z góry łypiąc na nią czerwonym okiem czuł się co najmniej niekomfortowo. W tej chwili słabości złamał swoją świętą zasadę o nie zwracaniu na siebie dodatkowej uwagi i popatrzył niemal błagalnie po pozostałej dwójce. W tej samej sekundzie pożałował swojego wyboru.
- Skarbeńku, on to chyba coś nie halo… zostaw, może chory? - Bestia łypnął na nich białymi ślepiami i machnął ogonem. Nie chciał by jego przyjaciółka się czymś zaraziła. A nowy nie wyglądał zdrowo. Ani się tak nie zachowywał.
- No to tym bardziej trzeba z nim coś zrobić, nie? - Rzuciła skrzydlata, która do tej pory z zaciekawieniem przypatrywała się poczynianiom Blindwind, a teraz miała okazję dodać coś od siebie.
- Może faktycznie… - Biała westchnęła i bez zastanowienia przyłożyła łapę na chybił-trafił do czoła Trash'a o mało nie zmuszając go do odgryzienia jej ręki. Prędzej jednak niż on zdążył ją dziabnąć ona z typowym okrzykiem 'Ojć!' cofnęła pokłutą kończynę ze zdziwieniem podnosząc na niego niewidomy wzrok.
- Aaaa… to dlatego jeż! - Gdy na to wpadła uśmiechnęła się zadowolona. - No proszę, nie wiedziałam, że kłujesz… wygodnie Ci z tym? - Szczęście, że mówiła to z takim spokojem, bo Husk był pewien, że gdy tylko biała krzyknie to mutant rzuci się na niego i jednym ruchem odgryzie mu tą najeżoną głowę. Ona jednak - dzięki co Fortuno! - mówiła dalej:
- Oj, i wybacz, że nie potrafiłam od razu przypomnieć sobie twojego imienia, ale w końcu się udało! - Zaśmiała się i wyciągnęła do niego drugą - mniej obolałą - łapkę.
- To może jeszcze raz, abyśmy na pewno nie zapomnieli: Jestem Blindwind, miło cię poznać! - Jej gest zadziwił go porządnie, tym bardziej, że nie umiał znaleźć w nim najmniejszego sensu. Po kiego ma zapamiętywać jego imię? I po co on ma pamiętać jej? Przecież i tak zapomną… Bo czemu mięliby stale nadwyrężać pamięć na przypomnienie sobie paru bezwartościowych słów, których nie będą używać? Dziwne, cholerne zwyczaje kulturowe. Na szczęście jego imię oznacza to kim dla nich będzie - odpadkiem, śmieciem - słowem nikim. A więc może jest w tym jakiś sens… no, a przynajmniej nie będzie kłamstwa. Jej imię też z resztą zdawało się do niej pasować… tylko nie umiał sprecyzować czemu.
- J… - Słabo zaczął, ale udało mu się poprawić pod groźbą znajdującej się w zasięgu skoku umięśnionej sylwetki hybrydy.
- J… Jestem… Trash Husk - Wyrzucił w końcu z siebie z ogromnym zdziwieniem przyjmując fakt, że podał obydwa imiona. Wszak sam przed chwilą stwierdził, że jedynie przedstawianie się jako 'Trash' ma sens. A mimo tego dodał tą nieszczęsną 'Ość' jakby miało to jakieś znaczenie. Bo może jednak miało? Bądź co bądź śmieciem był dla wszystkich zawsze i to nie ulegało wątpliwości, zaś 'Husk' było zwróceniem uwagi na nietypową cechę jego fenotypu oraz na fakt iż jednak, w krytycznych sytuacjach może… się obronić. Może walczyć. Mniej więcej tyle znaczyło to imię.
Popatrzył niepewnie po zgromadzonych, jednak z każdą chwilą stawał się coraz spokojniejszy. Gdyby nie obecność giganta zapewne już jakiś czas temu przestałby okazywać strach, a stał się bardziej szorstki i gburowaty co zawsze następowało po wyjściu z fazy paniki. Na chwilę obecną jednak nie mógł pozwolić sobie na zbyt dużo. Nie póki te białe ślepia uważnie go obserwują…
_____________________________________________________________
* W poprzednim poście Blindwind próbując przypomnieć sobie jego imię wypowiada 'Rat'
Blind, Brego? A może Jenna? Wasza wola co z nim zrobicie >D