wtorek, 30 czerwca 2015

Od Hakai (do Andromedy i Jaskra) i Brego (do Dan) - Trzymaj się Dan! >3

        Hakai siedział tak chwilę wlepiając nieprzytomny wzrok w waderę siedzącą przed nim i do tej pory potrząsającą jego (już powoli tracącą czucie) łapą. Wadera zdecydowanie za dużo i za szybko mówiła zbyt raptownie zmieniając tematy, zadając zbyt dużo pytań i nie czekając na odpowiedź... Mózg Alfy miał lekki problem z poukładaniem sobie tego wszystkiego w głowie, a trawiąc te informacje w pewnym momencie po prostu się zaciął napotykając niewielkie trudności z myśleniem (nie ukrywajmy, Dania się zjawiła i system mu padł, coś o tym wiem *^*). Samiec jednak otrząsnął się z pierwszego zaskoczenia mozolnie rejestrując resztę wypowiedzi rudzielca, w międzyczasie szykując jakąś odpowiedź w myślach – co jak co, ale podzielność uwagi miał średnią.
Mineło kilka minut wpatrywania się w siebie nawzajem, nim czerwonooki odzyskał język w gębie i mógł powiedzieć coś z sensem.
- Eee... – (kreatywnie, prawda? Dalej mu jednak poszło nieco lepiej) – Cieszę się, żeś się tu już wśród nas nieźle zadomowiła... – w miarę jak wypowiadał następne słowa jego głos oraz wyraz twarzy stały się mniej rozlazłe i roztrzepane, a bardziej zwarte oraz naturalne – A skoro ci się tu już tak podoba, to czemu nie zostać tu na stałę wśród tych kopniętych szeregów? – Hakai uśmiechnął się przyjaźnie i obiął waderkę ramieniem rzucając jej spojrzenie tyou „przyjmujesz wyzwanie?”.
Dan aż zaciągnęła głośniej powietrze w płuca, a flet wypuściła z łapek, wlepiając wielkie ślepia w twarz wilka, jakby to co powiedział było spełnieniem jej najskrytszych marze.
- Mówisz serio?! Naprawdę?  Znalazłoby się tu miejsce dla mnie? – nie mogła uwierzyć w jego słowa.
- Jak rekrutować to hurtowo. – samiec puścił jej oczko.
Nie wiadomo czemu, ale jakoś luźno mu się z nią gadało, nie czuł żadnych hamulców, braku zaufania, ani cienia podejrzeń co do małej wilczycy, która teraz ze szczęścia aż nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Zanim jednak zdążyła cokolwiek uczynić małą wilczycę porwała koniowata hybryda i stojąc na dwóch łapach przyglądała się istotce trzymanej w przednich łapsakach.
- Co my tu mamy, Skarbie? Co to jest? Wiecie? Bo my nie... – rzekł oglądając ją ze wszystkich stron.

Hakai westchnął cicho, jednak uśmiech wdzięczności wypełzł mu na twarz. W normalnych okolicznościach ratowałby innego osobnika od wojskowego weterana, Brego jednak najprawdopodobniej o wiele lepiej dogada się z rudą niż on. Szczególnie, że Hakai w końcu miał chwilę, żeby zwiać. Porwać gdzieś Andromedę, Jaskra i spokojnie sobie z nimi pogadać, jak za starych dobrych czasów. A było co opowiadać, oj i to niemało... Tak też więc zrobił. Mało godziwe zachowanie ze strony Alfy, ale trudno, rodzina rodziną, jednak nawet tej wariackiej staje się czasem przesyt. A po drugie, czego tu się spodziewać po Hakai, który większość życia spędził w towarzystwie garstki wilków, a pozostałą część prawieże w samotności. Samotnik w głębi duszy zawsze zostaje samotnikiem, niektórzy bardziej, niektórzy mniej, bywały też odrębne wyjątki (na przykład taka Wind), ale zawsze nadchodził czas, w którym włuczęga nie pragnął niczego więcej jak ciszy, spokoju i swojego własnego towarzystwa albo przynajmniej (mocno) ograniczonej liczby osób wokół siebie. Teraz właśnie nadszedł taki moment, więc wykorzystał go i wymknął się ze swoją partnerką oraz poetą...

******

        Tym czasem Brego wywracał w łapach ciałkiem zdezoriętowanej Dani, której świat kołował przed oczyma, to stawał na głowie, to znów był normalny, to przechodziła gwałtowne turbulencje albo kosmiczny kołowrotek, a koniec końców nie wiedziała już którędy góra, a którędy dół.
- Nie mamy bladego pojęcia, widzieliście kiedy no takie co? Ni to wilkiem nie jest, ni gryzoniem, a rude jak lis... Choć i lisem nie jest...
~ Wiewiórka może, Skarbie?
- Wiemy! Kundel! Wiewiórki miała za dziadków, ojcem był lis, a matką... Wilk!
~ Choć wilki nie bywają rude, Skarbie...
- Nie?
~ Nie.
- A to, to do końca rude też nie jest! Tu brązowe ma, o tu i białego też...
~ No dobra, Skarbie, niech wam będzie...
- A niech nam! Mamy rację! Prawda, prawda Skarbie, że mamy rację? – hybryda podrzuciła samiczką i złapała biedną Danie za tylną łapkę dyndając nią sobie przed pyskiem szczerzyła się wesoło ~ Do cholery, Skarbie! Co wy robicie!
- Co my robimy?! Wy ją trzymacie! – i tym samym Brego upuścił pieska, ale złapał centymetry nad ziemią, nim rozpaćkała się o udeptany, stwardniały śnieg ~ I co wam do cholery odbiło?
- Kazaliście puścić to puściliśmy!
~ Ale nie z takiej wyskości! Krzywdę jej chcecie zrobić debile kopnięte?! Przecież to małe i kruche!...
- Wybaczcie, Skarbie, nie krzyczcie i pyski już zamknijcie! Następnym razem sprecyzujcie o co wam chodzi! – Brego westchnął łapiąc się jedną łapą za głowę ~ Czasem brak nam sił do was, Skarbie, brak na sił i słów.
- Dobra, dobra, sami lepsi nie jesteście, a teraz ją odstawcie!
I z tymi słowami hybryda odstawiła suczkę na ziemię, jednak ta mająca już kompletną papkę w głowie od powietrznych akrobacji zatoczyła się i klapnęła tyłkiem o ziemię chwiejąc się z boku na bok, próbując skalibrować swoją równowagę.
~ I widzicie? Popsuliście, Skarbie, popsuliście!
- Aj, zamknijcie się w końcu, bo nas wkurzacie! – Brego machnął łapą jakby chciał odgonić drugiego siebie i nachylił się nad waderką, której świat powoli przestawał kołować przed oczyma – Prawda to była? Odgadliśmy waszą rodzinę? Dlatego tacy rudzi jesteście, prawda? My się na tym znamy, my wiemy! – po tych słowach z jego gardła wyrwało się przenikliwe końskie rżenie, które blisko przypominało przeciagnięcie pazurami po szybie...

Danka? Dopadłam Cię! Nie wywinieś się już >3
Andromeda? Jaskier? Może Jaskier, bo Andzi nie ma ^^”

Od Blindwind do Husk'a i Jenny - Zagadka

        Nieco zawiedziona... Dobra BARDZO zawiedziona zielonooka podeszła do ogniska wraz ze swoim towarzyszem. Gryzło ją, że nowy tak się jej bał. Tak chętnie by usiadła i z nim pogadała, pokazała mu wszystkie tereny, opowiedziała kilka miejscowych legend (po których Husk spiepszałby gdzie piepsz rośnie), albo chociażby poopowiadała o tutejszych mieszkańcach (znając życie po tym też by uciekł), a tu co? A tu lipa. Siedzi i boi się wszystkiego co się rusza, oddycha lub chociażby swoim prawem żyje. On bał się nawet Brego! No kurde! Co on mógłby mu zrobić? Wyglądem może przypominał podrasowaną wersję Rex’a, ale był przecież łagodny jak baranek w stosunku do innych... Przynajmniej póki się go nie zdenerwowało...
- Co cię gryzie? – zamyślona wadera aż podskoczyła słysząc nad uchem znajomy jej głos, jednak skojarzyła go dopiero kiedy do jej nozdży doleciała delikatna woń gór.
- Dean? – spytała, a uśmiech pojawił się na jej pyszczku.
- Bingo.
Dziewczyna usiadła na śniegu obok białego samca i zwróciła pyszczek w jego stronę, dawno z nim nie konwersowała, a lubiła jego towarzystwo. Tak krótko się znali, a ona go już uważała za zaufaną osobę, z którą może usiąść przy ognisku i pogadać o starych, dobrych czasach (czyli o wczorajszym dniu). Chociaż... Tak patrząc, to z kim Wind nie plotkowała jak ze starym druchem już po kilku godzinach znajomości? W przeciwieństwie do Trash’a, który odpędzał od siebie wszystkich, żeby móc żyć spokojnie, Kruk potrzebowała towarzystwa, by móc egzystować, w ogóle nie nadawała się na smotniczkę...
- Halo... Kontaktujesz ty dzisiaj? – Dean znów wyrwał ją z zamyśleń, które ogarnęły jej zmęczoną dzisiejszym dniem głowę.
- A! Tak! Jeszcze, przynajmniej chwilowo... – wypaliła i uśmiechnęła się przepraszająco – I nie, nic mnie nie gryzie... Nie licząc może kilku kleszczy...
Waderka pomacała się po miejscach, w których swego czasu znalazła już kilka przedstawicieli tego krwiopijczego gatunku, jednak nic tam nie znajdując skupiła się ponownie na towarzyszu, który rzucił jej niezrozumiałe spojrzenie. Skąd ona chciała znaleźć na sobie kleszcze zimą? Nie pytał jednak na głos, wystarczająco długo już z nią przebywał, żeby wiedzieć, że ma ona tendencję do dziwnych teorii.
- Wydajesz się jednak zmartwiona. – rzucił, żeby przerwać niezręczną ciszę panującą między nimi.
- Może trochę... Ej! Czy ja ci wyglądam na kogoś strasznego? – zapytała wstając i robiąc piruecik przed wilczurem, który o mało nie oberwał po nosie ogonem.
- Wręcz przerażająco... – stwierdził z ironią.
- No właś... Co?! Ej, zaraz! Nie! Przecież ja w życiu nikomu nic nie zrobiłam! Mam może blizne na twarzy... Z tego co mówił mi Renji... Ale aż tak źle? – dziewczyna złapała się za głowę i usiadła zażenowana – No przecie...
- Oj, wiesz, że żartuję. – zaśmiał się Dean czochrając waderce grzywkę.
- Śmieszne. – mruknęła wytykając mu język.
Nie pytała już o nic, nie doszłaby do rozwiązania zagadki, przynajmniej nie z Dean’em, który nie wyczuwał powagi sytuacji... Albo po prostu lubił ją na tyle, że nie wiedział w niej nic nietypowego. Ale za to dziewczyna miała okazję sobie na luzie z kimś pogadać o... Wszystkim! I o niczym! Tak! Usiadła więc obok samca i oddała się leniwej rozmowie, która między nimi się rozwiązała. Godzina była późna, a wadera była już zmęczona, jednak spać nie miała zamiaru iść! O nie, co to, to nie! Musiała jeszcze z Jenną pogadać! Jednak jej łeb stał się już dla niej zbyt ciężki w pewnym momencie i oparła go bezwładnie o ramię basiora, który zesztywaniał nieco pod nią, ale nic nie powiedział, ani nie odsunął się od niej.
- Wy też zasneliście, Skarbie? – głos Brego tuż nad głową spowodował, że dziewczyna oderwała się od białego samca, jej mózg był już tak ospały, że nie usłyszała nawet jak wielka hybryda człapie do niej.
- Niem, jejszczu ni’, a c’? – wybełkotała na szybko dobierając słowa, przy których nieznacznie jej się język poplątał.
- Bo Diablik już śpi. – rzekł.
- Co? Gdzie?
Blindwind skupiła się na otoczeniu. Kiedy niby Jenna znalazła się tak blisko niej?
„No tak, śnieg – jupi!”, warknęła w głowie klnąc na biały puch, który tak przysłonił jej przyjaciółkę, że stała się prawie niewidzialna dla Kruk, która kierowała się głównie jej miarowym oddechem i rytmicznym biciem serca, żeby ją zlokalizować.
I tak oto szansa na pogadanie z odnalezioną kumpelą przeszła jej koło nosa, szlaczki jaśniste! Choć może i lepiej? Teraz rozmowa między nimi i tak by szybko się urwała, obydwie były zbyt zmęczone.
- No nic. – wruszyła ramionami – Też pójdę spać w takim razie, dobranoc. – dziewczyna machnęła wszystkim ogonem na pożegnanie i podeszła do Dżej, uważnie stawiając każdy krok, żeby jej nie zdeptać, choć im bliżej się znajdowała tym łatwiej było jej ją „spostrzec” – Cholerniku mały, zmarzniesz. – szepnęła pod nosem kładąc się wokół małego ciałka, żeby je sobą ogrzać, a swój pyszczek delikatnie kładąc na jej plecach.
Dziewczyna ułożyła się do snu i powoli odpływała do krainy komara, kiedy jej na wpół już śpiące zmysły wyczuły delikatną obecność jakiejś osoby. Był to nikt inny jak Husk, który krył się po kątach, z dala od ogniska i w w miarę bezpiecznej odległości od Brego, który swoją drogą uznał Jaskra, Dan oraz Hakai za bardziej interesujące towarzystwo niż przysypiające już wadery, więc usadowił się przy nich.
- Hejao. – rzekła do niego sennym głosem, a w odpowiedzi dostała jakieś burkliwe mruknięcie, które możliwe, że było swego rodzaju słowem „cześć” albo czymś podobnym – Ej... Czemu jesteś w stosunku do mnie taki zniechęcony? Co ja ci kiedykolwiek zrobiłam? – dziewczyna podniosł głowę, zwracając ją w jego kierunku.
Skoro sama nie umiała odgadnąć, a nikt nie umiał jej pomóc w rozwiązaniu tej zagadaki... To musiała uderzyć w sedno problemu. Miała okazję teraz to nie mogła jej przepuścić, mimoże jej mózg powoli odmawiał posłuszeństwa, a jej skupienie było bardzo nikłe, już nawet nie wiedziała gdzie ma głowę skierować, za dużo osób było wokoła, a ustalenie kto był kim za dużo ją kosztowało sił, położyła więc głowę z powrotem na Jennie, jedynie oczy pozostawiając lekko otwarte, choć nawet i to przyszło jej z trudem (szczególnie, że tak średnio wiedziała kiedy są już zamknięte).
- Z...Zniechę – chę... cony? – jak widać komunikacja nie tylko Wind już przychodziła z trudem, basior już też dochodził do swych granic wytrzymałości, jednak on może z nieco innych przyczyn.
- No tak, odsuwasz się jak do ciebie podchodzę, boisz się każdego mojego ruchu... Czemu? Przecież ja nie chcę źle, tak strasznie wyglądam? – w ostatniej chwili uderzyła ją kolejna teoria, choć na samą jej myśl zrobiło jej się niezmierni przykro - Rozumiem, mozi jes’em ślepa, ale to chyba ni’ powód, żeby se ode mnie odzololowywłać... – słowa były już zbyt trudne dla jej języka, który plątał się z zębami przy wymowie, jednak mimo wszystko Trash raczej zrozumiał o co jej chodziło, w końcu sam miał problem z gadaniem, domyśli się...
- Nie jestem...
- Jak chcesz, ja widzę co si’ tu święci i mi pzykro, nie chces s’ę dogadac to ni’. – dziewczyna prychnęła przez nos zirytowana jego olewactwem (choć tak naprawdę zamieniała się psychicznie w marudnego szczeniaka ze zmęczenia).
Odwróciła głowę w stronę ciepłych płomieni ogniska, zacisnęła nieznacznie swoje ciałko wokół swej przyjaciółki, żeby i jej było ciepło, po czym westchnęła odpływając w błogi sen...


Husk? Jenna? ^^

Od Danii do Hakai - Miło poznać i nawzajem ~

        Kto jak kto, ale Szalona Dan była w swoim żywiole. Co prawda chwilowo nie mogła zająć się fletem, ale nie to jej było w głowie gdy dookoła tyle nowych twarzy! I ojeju, tak! Gadający do siebie, wielki rogaty pieszczoch pojwił się na horyzoncie! Co prawda pierwsze wrażenie mógł sprawiać makabryczne, ale nie można było żec, że nie jest on osobą ciekawą i godną bliższego poznania. Tak, z nim Dania musi porozmawiać jeszcze przed końcem ogniska, koniecznie! Ciekawę czy lubi słuchać gry na flecie... I dlaczego mówi tak jakby w jego głowie mieszkały dwie zupełnie różne osoby. Gdyby tego było mało używał liczby mnogie do określenia 'siebie', więc może coś w tym było... Tak czy siak choć gabaryty miał porażające, a sam najpiękniej nie wyglądał Dania zamiast pójść w ślady Trash'a i konać ze strachu z zafascynowaniem patrzyła na każdy dostępny jej oczom centymetr umięśnionego, hybrydziego ciała. Gigant był najlepszym w świecie przykładem osoby posiadającej zarówno ciekawe wnętrze jak i wygląd, a fakt, że należał do tego stada było dla waderki jasnym sygnałem, że spokojnie można się z nim dogadać. Tego przynajmniej postanowiła się trzymać.
A potem przyszedł czas na wystąpienie Alfy... Bardzo młodego Alfy! Dziewczyna nie potrafiła dokładnie stwierdzić ile ma już wiosen, ale obstawiała, że niewiele więcej od jej grzywiastego towarzysza, a nawet od niej samej. Poza tym wyglądał... No po prostu w porównaniu z tymi wszystkimi drapieżcami, których miał w watasze... Jakoś tak zawstydzająco normalnie. Nie był ogromnych rozmiarów, nie miał skrzydeł, czy łusek, rogów, kopyt ani niczego w tym rodzaju. Był najzwyklejszym w świecie, czarnym, przystojnym młodzieńcem o kradnących spojrzenie czerwonych oczach. Hihi - przypominał jej w tym jej ponurego kolegę, z tym, że on miał o wiele bardziej otwarty i towarzyski charakter. Ale mimo to... Jakoś tak jej się z nim kojarzył. Mieli jak na jej oko jakiś taki wspólny pierwiastek. Ale może to tylko chwilowe złudzenie. Tak czy siak na Danii zrobił bardzo pozytywne wrażenie, zarówno jako przywódca stada jak i po prostu normalna osoba. Ale nie był ostatnim ciekawym 'gościem' na kolorowym ognisku. Przyprowadził bowiem ze sobą wilka co prawda nie znanym dziewczynie ani z wyglądu, ani z przeszłości, ale jego imię - Jaskier - mówiło jej aż nad to. A Alfa nie poskąpił wyjaśnień. 
Dan sama nie wiedziała dlaczego tak bardzo ucieszyła ją wiadomość o powrocie nieznanego jej przecież poety, ale wzruszenie przywódcy udzieliło jej się momentalnie do tego stopnia, że wyrwała do przodu i o mało nie rzuciła się Jaskrowi na szyję. Powstrzymała się jedynie dlatego, że Alfa już zaczął  witać się z nowymi, do których zacnego grona i ona wszakże należała! No cóż - Jaskier nie zając, nie ucieknie, tym bardziej, że już oblężony był przez gromadkę rozentuzjazmowanych ciekawskich. Wyglądał na mocno zdezorientowanego całą tą sytuacją, ale jakoś dawał radę, więc Dan westchnąwszy zostawiła go na razie w spokoju. Ale chwila... Leonardo! Przecież z tego co mówił wynikało, że on nie tylko znał tego osobnika, ale byli w bardzo dobrej komitywie! I flet... Dan z niepokojem zerknęła na trzymany cały czas w łapce instrument. 'Jaskier' - głosił wyrzeźbiony na nim, wyraźny napis. Dania chciwa nie była, ale już polubiła drewniany instrument i szczerze chciała na nim jeszcze zagrać... Tym bardziej, że nie miała żadnego innego. No cóż, tę kwestię na pewno jeszcze z chłopakami omówi, wszak nie odpuści sobie spotkania w tak ciekawym gronie, ale teraz... Teraz już musiała biec, bo Alfa zerknął w jej kierunku i chyba czekał aż skończy się gapić na jego starego druha! Podskoczyła więc jak oparzona, chwyciła flet w zęby i w podskokach przemieściła się tuż pod nos młodego mężczyzny, który spojrzał na nią tak z zaciekawieniem jak rozbawieniem.
- Witaj - Przywitał ją uprzejmie posyłając w jej stronę łagodny uśmiech - Wybacz, że tak późno przybyłem się wami zająć, ale mieliśmy kilka bardzo ważnych spraw do omówienia... Khm, jestem Hakai, Alfa tej skromnej watahy, czy może...
- Cześć! - Dan przerwała mu wpół słowa, bowiem entuzjazm i energia już zaczynały ją rozsadzać od środka (cóż poradzić, nie należała do zbyt cierpliwych osóbek, a przy tym była aż zanadto żywotna) i zadarłwszy głowę spojrzała mu z radością w oczy. - Jestem Dania, Dania Wargerbund, bardzo miło cię poznać, panie Alfo! - Wyszczebiotała odrywając przemocą od ziemi jedną z jego przednich łap i potrząsając nią z niespodziewaną siłą. - Wszystko rozumiem, pewnie! Nie ma sprawy, my tu sobie jakoś poradziliśmy, nawet udało mi się zaprzyjaźnić z paroma osobami! Naprawdę fajna z was ekipa, nic tylko chwalić się taką watahą! Naprawdę, banda z was dziwaków, ale razem jesteście genialni! I każdy z osobna też napewno jest super, choć nie zdążyłam ze wszytskimi porozmawiać... A od Leonarda dostałam flet! - To mówiąc podniosła instrument i energicznym ruchem podetknęła samcowi pod nos, po czym szerzej otworzyła oczy, jakby zdziwiona czy zakłopotana swoim czynem i dokończyła:
- Flet... Jaskra - Zaczerwieniła się przy tym minimalnie, bo jednak poczuła, że to niekoniecznie na miejscu chwalić się posiadaniem przedmiotu, który należał do przyjaciela rozmówcy.
- No nic, haha, później to sobie z nim wyjaśnię, jeszcze się nawet mu nie przedstawiłam... - Wymigała się dziecinnie patrząc na ukos do góry i chowając flet za plecami jakby chciała powiedzieć 'nic nie widziałeś'.  
-  Swoją drogą bardzo gratuluję ci związku z tą śliczną panią! - Przy tych słowach wskazała na stojącą dalej Adnromedę i znów ścisnęła jego łapę flet przytrzymując jedynie ogonem. - Ah, to musi być cudowne żyć w związku! Ja nie mam szczęścia do mężczyzn... Nie to co ty do kobiet jak widzę - Wyszczerzyła się serdecznie zamykając na chwilę oczy co wyeksponowało jej duży, brązowy nos. - Naprawdę, życzę wam szczęścia i wszystkiego dobrego! Swoją drogą to twoja pierwsza dziewczyna? - Uśmiechnęła się szelmowsko i trąciła go w ramię - Ah, wy to macie fajnie! Ale, ale, sorki, chyba się zapędziłam... Naprawdę przepraszam, po prostu się cieszę! - Dodała na koniec już lekko zmieszana i uśmiechnęła się przepraszająco. 
Wiedziała, że w stosunku do Alfy powinna być ciut bardziej... Opanowana. Nic jednak nie poradziła, że wydawał jej się tak dobry do zwierzeń i pogaduszek! Taki młody, z urokiem osobistym... Taki po prostu na luzie. I weź się tu teraz zamknij i nic do niego nie gadaj. No nie da się! Liczyła na to, że zrozumie jej nagły przypływ entuzjazmu i nie będzie miał jej już na wstępie dość, bo miała jeszcze bardzo dużo rzeczy do powiedzenia... I omówienia. Wszak wszelkie sprawy mieszkaniowo-pracodawcze musiała załatwić właśnie z nim. A była pełna pomysłów i nadziei.



Hakai? ~ Żywa wiewiórka do Ciebie przemawia ;3

Od Jenny do Trash'a i Blind - Psychopatka na dobranoc

        Akurat wiązałam sobie chustę na szyi, kiedy Bhai spytał niewinnie i niewyraźnie:
 - Kim jes' ten… Skrzyd'y wilk, którego więzi…cie? - Ścisnęłam mocno chustę, wbijając wzrok w ciemności daleko stąd. Wydawało mi się, że czuję ból skrzydeł JEGO, ból pokopanego ciała, poturbowanego i czuję jego smutek w swoim sercu, a potem nagły trzask.
 Ocknęłam się. Zdjęłam chustę nie czując w zasadzie nic i nadal patrząc w ciemności, na których pojawiła się samotna niewielka gwiazda.
 - To ktoś, o kim nie warto rozmawiać - wyszeptałam twardo. Jednak kiedy spojrzałam na Bhai ujrzałam na jego pysku dziwny ślad i dotarło do mnie, że przecież takie słowa mógł sobie skojarzyć sam ze sobą, bo przecież tak o sobie myśli Jeżokop jeden. - To znaczy, on... Nie sądzę, żebyś chciał słuchać całej historii, ale tak w skrócie mówiąc, to ja go tu sprowadziłam. Miałam drobny wypadek i się zgubiłam. W górach znalazłam jego i... Jakoś tak przylazł ze mną. A potem okazało się, że jest zdrajcą. Perfidnym, okropnym, ohydnym, pieprzonym zdrajcą, który o mało co nie zabił mojej rodziny. Nienawidzę go za to. Siebie też nienawidzę. - A kiedy skończyłam, zauważyłam że ściskam chustę w łapie i jakimś sposobem wbijam sobie kolczyk w drugą łapę.
Spojrzałam powoli na ranę z której ciekła krew. Przyglądałam się jej chwilę a potem założyłam kolczyk z powrotem w ucho i jak gdyby nigdy nic położyłam łapę na śniegu. Nic dziwnego to dla mnie nie było, czucie w łapach straciłam dawno. Jednak kiedy podniosłam pusty wzrok na Bhai...
 Prawie nie oddychał. No cóż, raz że mówiłam z okropną wściekłością, ale tak stłumioną, że była chyba jeszcze gorsza niż taka otwarta. Dwa, nie zwracałam najmniejszej uwagi na wzorki krwi na śniegu pod łapą. Uśmiechnęłam się melancholijnie do wilka i potrząsnęłam łbem. W efekcie grzywka opadła mi całkiem na oczy.
 - Czyli... To on wezwał tego potwora? - spytał cicho Bhai i ku mojego ogromnemu zdziwieniu zrobił krok w moją stronę.
 - Nie. To jego wspólnik. Ale ON go przyprowadził do nas. I myślał, że... Och, pieprzony cholernik! - Uderzyłam łapą w śnieg, a jego drobinki osiadły mi na nosie, co poskutkowało kichnięciem. Nie wierzyłam, że w takiej chwili, cholera będę kichać. Opamiętałam się więc, pamiętając że mam towarzystwo i strzepałam śnieg z nosa.
Najgorsze było to, że moje kichnięcia brzmiały jak piski małego kotowatego. To najbardziej mnie wkurzało.
 - No, w każdym razie, nie zbliżaj się do niego, potrafi naprawdę zmieszać komuś łeb. Poza tym czyta w myślach. I robi wszystko z niczego, taka rasa... O rzesz w mordę bałwana! - Otworzyłam szeroko oczy i złapałam szybko chustę. Zawiązałam ją migusiem i już miałam pędzić do jaskini gdzie go zostawili, kiedy Bhai zapytał:
 - Gdzie idziesz? Stało się coś?
 - Tak. Przecież on... A nie, czekaj. Och, mam okropny mętlik w głowie. Myślałam, że może zwiał bo mógł sobie zrobić broń ze wszystkiego co ma pod łapą, ale przecież po pierwsze dali mu środki nasenne, a po drugie jest cały połamany, Brego tak go urządził, że... Ops! No ładnie, miałam ci jakoś ułatwić pobyt tutaj, żebyś sie zaaklimatyzował a opowiadam najgorsze z możliwych rzeczy. No świetnie. Nie nadaję się na przewodnika. No ale cóż, staram się o Szamana a nie o takie pierdoły jak... Przewodnik. Mamy w ogóle coś takiego...? Rany, zaczynam gadać od rzeczy. Nie jest dobrze. Musisz coś powiedzieć, bo inaczej się nie zamknę. Rany, rany, rany.... Ale to niebo jest ładne, prawda? Tyle gwiazd... Ale dlaczego tylko po jednej stronie? Hym, muszę to sprawdzić. - I poleciałam najwyżej i najszybciej jak umiałam w górę. Kilka wilków spojrzało w moją stronę, a już szczególnie Bhai, który zdezorientowany i być może też trochę przerażony, że ma do czynienia z psychopatką zadarł głowę najwyżej jak mógł i patrzył...
 A potem spiepszał w popłochu bo jak sie okazało, mój mózg postanowił się najarać śniegu i rzuciłam się jak głupia prosto w dół. Leciałam jak meteor... Aż na samym końcu rozłożyłam skrzydła na pełną szerokość, siadając lekko na puchu. Bhai zbliżył się o 2 kroki z pytającym spojrzeniem.
 - Nic mi nie jest tylko trochę... Śpiąca jestem, tak myślę. Idziesz ze mną do ogniska, Bhai czy może... - Bełkotałam coś jeszcze na wpół ziewając. Dolazłam do ogniska i położyłam się w kłębek obok Brego i Blind. Ostatnie co zarejestrowałam, to było że obróciłam głowę do tyłu, a tam, dosłownie metr od mnie leżał niewidoczny Bhai. Uśmiechnęłam się i zasnęłam, trącana jeszcze chwilę przez nic nie ogarniających Brego i Blind.

Trash? A może w końcu Blind? Jennie się silniczki wyczerpały jak na jeden dzień

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Trash'a do Jenny - 'Brat'


Trudno jest pojąć zachowanie pewnych osób. Trudno też nieraz wymyślić jak się od nich uwolnić. Bo jak widać tak łatwo się nie da. Jednak z trójki złego to już chyba najlepiej żeby właśnie pokurczka tu siedziała. Chociaż… Nie, nie było źle. Przede wszystkim zdawała się nieźle dostosowywać do tych, których wybrała sobie na rozmówców. A co najważniejsze - oddelegowała mutanta! Tak! Czyli ten świat ma w sobie jednak odrobinę litości! No powiedzmy - czasami. Co nie zmienia faktu, że i ona za dużo gadała… ten to ma szczęście: jak nie Dan, to biała, jak nie biała to czupryniasta. A ona nie owijała w bawełnę… ale to i lepiej, Trash wolał kostropatą szczerość niż jedwabne kłamstwa. Poza tym, że nie rozumiał przez dłuższy czas czemu ma odpowiadać na jej - było nie było dość dziwne - pytania czuł się spokojniejszy gdy w pewnej odległości siedziała mała wadera niż gdy ktoś (pozdrowienia dla Blind) podtykał się mu pod nos.
Z początku jej zachowanie uznał za typowe - stwierdziła, że nie mówi poważnie, przezwała go i podeszła bliżej z miną bynajmniej nie anielską. Nie pierwszy raz mu się to zdarzało. Ale potem… chwila, czy ona chce mu wymyślić, tak jak pozostałej dwójce, jakieś inne imię!? CO!? Tego już nie potrafił zrozumieć. Mogła wyśmiać to jak się nazywał, nie ona jedna robiła takie rzeczy, a samo imię piękne faktycznie nie było. Mogło się nie podobać. Ale zmieniać je? Czemu miałaby to robić, wszak pasowało idealnie! Może chciała wymyślić jakieś gorsze? Ale da się? Nie sądził… Choć po takich typkach nigdy nic nie wiadomo! Już przekonał się, że karzełki potrafią być wyjątkowo nieprzewidywalne.
Jednak to, że kazała pozostałej dwójce się troszkę oddalić z lekka zmieniło jego nastawienie. Raz, że nie mając w zasięgu wzroku hybrydy czuł się o wiele bezpieczniej (przynajmniej chwilowo) to jeszcze przez ułamek sekundy dziewczyna w jego oczach zmieniła się w lśniącego wybawcę na kucyku (koń byłby dla niej za duży). Spadła jednak z niego z hukiem godnym niemałej atomówki gdy tylko otworzyła usta zatrzymując go w jego próbie ulotnienia się. Czy naprawdę musiałaś to zrobić paskudo!?
Zatrzymał się jednak świadom, że lepiej nie stawiać oporu członkom watahy, na której tereny wtargnęło się raptem kilka dni temu. Gotów był już na wszystko. Nawet na tortury.
- …powiedz mi, jak to jest żyć z taką Szaloną Dan? - Tak, to o to zapytała szkrzydlata w pierwszej kolejności bacznie go obserwując. 
Nieźle go zaskoczyła. Nie tyle tym, że pytanie nie było ani wredne czy uszczypliwe, ale tym, że skojarzyła jego osobę z postacią rudej rozgadanej dziewczyny, z którą co prawda podróżował przez moment, ale z którą nawet słowa nie zamienił przy ognisku gdzie mogła ich zobaczyć… Musiała być w takim razie niezłym obserwatorem i ogólnie znać się na wilkach. Wszak on i Dan jedynie razem się pojawili, by potem chwilę tylko siedzieć obok siebie. No i czasem smarkata zawołała na niego i wspomniała jego imię… Pani-nietoperz musiała to jednak jakoś wyłapać. Choć może wyciągnęła wniosek, że zna się z nią dłużej niż te kilka dni i stąd takie, a nie inne sformułowanie pytania. Jednak mimo wszystko trafiła wyjątkowo celnie.
Postanowił jej więc coś odpowiedzieć, choć nie za bardzo wiedział czego konkretnie oczekuje. Powiedział więc o tym co zdominowało całkowicie jego podróż z nią oraz ich późniejsze kontakty:
- N-no… Dużo mówi. 
Tak, to cała prawda o Szalonej Dan i o ich relacji. Kiedy szedł w stronę stada, a ona wraz z nim jadaczka jej się nie zamykała. Nie irytowało go to tylko dlatego, że potrafił się 'wyłączyć' i w spokoju myśleć o czym mu tylko chciał kiedy ona opowiadała mu kolejne historie robiąc przy tym za jego uszy i oczy, kiedy on bujał w obłokach. Co mógł jeszcze powiedzieć… nie był pewien czy lubił tą dziewczynę, wiedział tylko, że na pewno nie jest odwrotnie. Prędzej ją lubił niż nienawidził. Jednak przede wszystkim była przydatna. Mogła słuchać, patrzeć i mówić zamiast niego nie mając o to żadnych pretensji, więcej! - Ciesząc się, że ktoś wreszcie jej towarzyszy i słucha co mówi podczas gdy on tak naprawdę zajęty był swoimi wewnętrznymi problemami. Ta bezkonfliktowość była kluczem ich porozumienia. Jednak o tym nie będzie się rozgadywał…
Z kolejnymi pytaniami było podobnie. Choć dogłębnie je sobie analizował i miał na ich temat sporo przemyśleń to odpowiedzi były zdawkowe, krótkie i bynajmniej niewiele mówiące. Zwłaszcza, że dwie były oznajmieniami, że Trash naprawdę nie rozumie po co są te pytania. Ale co innego mógł powiedzieć, gdy naprawdę ni widział w nich sensu?
Mała jednak nie dala się zbyć i dzielnie robiła swoje to dając mu chwilę odetchnąć to oddając po kawałku jego przestrzeni osobistej. Bardzo mądre swoją drogą posunięcia szkoda, że wprowadzone w życie już po tym jak jednym tchem wypaliła mu w pysk jak jej cierpliwość jest ograniczona oraz przypomniała mu, że mogą go w każdej chwili rozszarpać… przynajmniej tak to odebrał.
Nadal jednak nie pojmował czemu się tak uparła na to imię, co fetyszystka kurna, czy jak? Bardzo miło, że chciała mu pomóc, ale byłoby lepiej gdyby robiła to w sposób dla niego zrozumiały. Ale dobra… ona tu jest z watahy, ona rządzi, jej wola jego los. Mocne imię… ale on by swojego wcale nie zmieniał. I 'Trash' i 'Husk', było w porządku, z tym, że 'Husk' o wiele rzadziej używane. A to pierwsze… czemu miałby być tak arogancki i pewny siebie by je zmieniać? I czemu oni wszyscy mieliby jego widzimisię zaakceptować? Wcześniej nie ośmieliłby się myśleć o zmianie nazwy jaką mu nadano. A teraz jedna z tych tutejszych, nieznanych mu osób go do tego namawia. Więcej! Ona tego WYMAGA. Właśnie tego tak na dobrą sprawę nie umiał pojąć. Może chce by zmienił sobie imię na jakieś zakazane, a potem wszyscy się na niego rzucą znów wbijając mu do łba, że 'Trash' i tylko to jedno zawsze będzie do niego pasować? Podstępnie… jednak o dziwo tym razem nie zaufał swojemu pesymizmowi. Tym bardziej, że nie miał na to więcej czasu, bo na horyzoncie pojawił się Efa. Tylko jego tu brakowało… Nikt go nie wołał, dziewczyna w wypowiedzi nawet przekręciła jego imię. Ale jak widać 'Efi' było mu już znane i wystarczyło aby go wywołać. Świetnie!
Ale chwila… Trash zdążył jedynie jęknąć gdy nietoperzyca wzięła sprawy w swoje ręce i w jednej chwili z miłej choć charakternej osoby przeobraziła się w sarkastyczną, wredną babę, której naprawdę lepiej zejść z drogi. Co ciekawe po potraktowaniu starszego samca paroma nieprzyjemnymi tekstami z powrotem wróciła do 'poprzedniej siebie' oraz rozmowy z młodzieńcem i to w bardzo entuzjastycznym tonie, bowiem już wymyśliła dla niego przezwisko. A brzmiało ono 'Bhai'.
- Co to znaczy? - Zapytał gdy znów do niego podeszła. Bał się, że wypali z czymś typu 'bękart', 'ogryzek', 'rzygi' czy coś w tym rodzaju, co jeszcze bardziej obniżyłoby jego i tak czołgający się po ziemi status społeczny, a następnie zacznie się śmiać i wraz z Efą (niby nie trzymała jego strony, ale…) będą wytykać go palcami, a może w ogóle go stąd przegonią. Cały więc się spiął i zacisnął łapy na mokrym śniegu. Jednak zamiast wulgarnego przezwiska usłyszał…
- Brat. 
Jak się dalej okazało 'kolczykowy brat' od faktu, że oboje - i on i iluzjonistka - mieli w uszach po kilka kolczyków. Ale mimo wszystko… Brat?
- Ładnie sobie rodzinę dobierasz, Trash. Nie wiem czy powinieneś się śmiać czy płakać - Rzucił Efa co brutalnie przywróciło go do rzeczywistości, z której na chwilę jakby odpłynął pod wpływem szoku jaki wywołało u niego to jedno, krótkie słowo.
Bhai…
Po krótkiej wymianie nieuprzejmości wężowaty odszedł pozostawiając zamyślonego na nowo Husk'a i waderę samych w milczącym towarzystwie świecących po jednej stronie nieba gwiazd. Dziewczyna patrzyła na niego z szerokim uśmiechem czekając na jego reakcję, a on siedział z miną nie wyrażającą żadnych emocji, co często się działo, gdy głęboko się nad czymś zastanawiał. Dobrze, że tym razem była dość cierpliwa…
- M-może być. - Wydusił w końcu i spojrzał na nią z góry swoim czerwonym okiem o wąskiej mimo otaczającej ich ciemości źrenicy. Nie było to wszystko co chciał powiedzieć, a bystra wadera instynktownie to wyczuła i powstrzymała się od chwilowo zbędnych komentarzy dając mu szansę na dokończenie myśli. A Trash… znaczy Bhai zbierał się w sobie.
- Nie… nie żartujesz sobie? - Zapytał w końcu, a w jego głosie drgała jakaś bolesna nuta. Trafił jednak zbyt dobrze, by móc się nad sobą poużalać.
- Oczywiście, że nie! Myślisz, że wysilałabym się tak dla żartu? - Prychnęła dziewczyna posyłając mu szelmowski uśmieszek. Jednak jej oczy błyszczały nie złośliwie, ale przyjaźnie. Tyle Trash potrafił zobaczyć. I to chwilowo musiało mu wystarczyć.
- Dobrze - Odparł w końcu głosem dziwnie spokojnym i w końcu odetchnął. Jego poza też się zmieniła - mięśnie dotąd sztywno utrzymujące jego plecy teraz rozluźniły się pozwalając mu się lekko pochylić, a także łatwiej nabierać powietrze w płuca. A ono tego wieczoru było naprawdę rześkie. I chłodne.
- I o to chodziło! - Uśmiechnęła się dziewczyna zadowolona z efektów swojej roboty, która z kim jak z kim, ale z nastroszonym wilkiem nie była zbyt lekka. Tym więcej jednak dawała satysfakcji.
- No Bhai, to teraz już się możesz odprężyć. Przestanę cię nękać pytaniami! - Zwróciła się przyjaźnie ku niemu jakby oznajmiając tym samym koniec jej zadania. Jednak wcale go to nie ucieszyło. Znaczy - jeśli ona odejdzie to czy on w końcu zostanie sam, czy może będzie musiał wrócić do tego całego zgiełku, nad którym unosiła się kolorowa poświata ogniska? Gdyby mógł w końcu oddać się w kojące objęcia nocy i brnąć w śniegu przez ciche pustkowia pewnie nie mógłby się doczekać aż nietoperzyca zniknie i zostawi go samego. Jednak spokój na pewno nie czekał na niego tej nocy. Przepędzono go wraz z rykiem bestii dzisiejszego popołudnia kiedy kroki ich czwórki skierowały się na pole bitwy… A teraz już było za późno by się wycofać. Teraz musiał spotkać się z Alfą, przyjąć to co on mu rozkaże i odpowiednio ustosunkować się do nowej sytuacji. Czyli na dobrą sprawę wszystko dopiero przed nim… nie! Lepiej o tym nie myśleć! Poprzedni temat był o wiele… przyjemniejszy. 
Znów spojrzał czujnie na skrzydlatą, która najpewniej zbierała się do odejścia. Do odejścia, które tym razem nie było mu na rękę. Tak przy okazji, skoro już do niej wraca… czy wiedziała co robi nazywając go bratem? Kolczykowy czy nie przecież nie będą się jej pytać DLACZEGO tak mówi lecz przyjmą JAK go nazywa. A bycie nawet słowną rodziną z kimś takim jak on… skoro imiona tyle dla niej znaczą powinna głupia nie nadawać takiego miana byle komu! Zwłaszcza jemu! A jak teraz i z niej zaczną kpić? Jeśli przez jeden głupi błąd odwrócą się i od niej? Czemu robi takie idiotyczne rzeczy? Choć z drugiej strony… gdyby nazwała go przyjacielem było by gorzej. Wszak rodziny się tak na dobrą sprawę nie wybiera, a przyjaciół tak, prawda? To nie jej wina, że on też nosi kolczyki, więc tylko stwierdziła fakt. Może jednak nie jest tak tragicznie...
- Coś nie tak, Bhai? - Wadera odwróciła się wyczuwając od niego zmieszanie i niepewność i zerknęła, tym razem, prosto w jego oczy. 
Chłopak bez problemu przyjął jej spojrzenie, ale nie umiał wypowiedzieć słowa. Zamiast tego tradycyjnie, ledwo zauważalnie pokręcił głową, po czym po kilku takich ruchach ku swojemu własnemu zdziwieniu zmienił kierunek i zamiast zaprzeczać gestem przytaknął, że tak - nie wszystko jest w porządku, po czym znów, jakby próbując to zatuszować na nowo począł obracał łbem.
Waderka o mało nie zaśmiała mu się prosto w twarz, bo nieco głupio wyglądał tak bezradny gest wykonywany przez najeżonego, ponurego wysokiego chłopaka, którym notabene był. 
- Zdecydujesz się? - Zapytała miło choć z lekka uszczypliwie, a Trash znów przytaknął. Niech chociaż wyjaśni z nią tą sprawę… spotkanie z Alfą czeka go i tak i tak. Ale może nim skończy z nią rozmawiać to tłum przy 'najwyższym władcy' trochę się przerzedzi. Oby tak było, ułatwiłoby mu to życie. Aha… czyli nie ma co na to liczyć. Pięknie. Na nowo dobity tą króciutką wstawką mruknął:
- Jesteś pewna?
- Czego? - Zapytała, bo faktycznie, trudno było tak na wyrywki zrozumieć o co mu chodzi.
- Przezwiska - Odparł równie grobowym co uprzednio głosem wlepiając w nią coraz mroczniejsze spojrzenie jednego oka.
- Aaa, to? Już ci chyba mówiłam Bhai, że nie wysilałabym się z byle powodu. A wysilając się miałam czas, by sobie wszystko przemyśleć. Nie wiem czemu panikujesz, ale uwierz mi to imię na pewno ci pomoże! - Zapewniła odwracając się w już nieźle bojowym nastroju. Strasznie żywiołowa kobieta.
- A tobie? - Zapytał ostatkiem sił, czując, że już dawno przekroczył dzienny limit na komunikację z innymi żywymi organizmami, co teraz zaczęło się odbijać na jego energii. Dodatkowo z racji, że przebywając tylko w obecności skrzydlastej nieco się uspokoił stężenie adrenaliny mocno u niego spadło, a ciągle spinane dzisiaj mięśnie dały o sobie znać nieprzyjemnym, lecz na szczęście niezbyt mocnym bólem.
- Co mi? Mi nie pomoże, ja już mam świetne imię, chociaż nic nie znaczy. - Wzruszyła z uśmiechem ramionami i machnęła długim ogonem owijając go sobie wokół tylnych łap. - Ale miło, że pytasz, zapamiętam, że nie taki z ciebie gbur na jakiego wyglądasz. - Zażartowała. 
Tak - musiała czuć się swobodnie w jego towarzystwie, tylko on coś tak nie bardzo… ale czemu się dziwić - wszyscy tu byli dla niego obcy, straszni… a co poniektórzy niepoczytalni i tyle. Dawał sobie z tym radę tak jak umiał (czyli niezbyt dobrze), ale mimo wszystko to co dzisiaj dane mu było poczuć i zobaczyć, a także usłyszeć najzwyczajniej w świecie przerastało jego odporność psychiczną. Efektem tego było nie tylko omdlenie, ale także ciągłe napady paniki i stres utrzymujący się zdecydowanie ponad górną granicą normy. Tylko czekać, aż to wszystko się skończy…
Jednak Trash nie byłby sobą, gdyby zostawił wszystko we w miarę dobrym stanie, atmosferze całkiem zdatnego porozumienia. Na sam koniec musiał palnąć coś, co zdecydowanie mogło popsuć nastrój jego do tej pory wcale nie mało cierpliwej i wyrozumiałej rozmówczyni. Zapytał bowiem:
- Kim jes' ten… skrzyd'y wilk, którego więzi…cie?
Złych intencji nie miał. Nie usłyszał rozmów dotyczących tęczowego i tak jak na początku - nie wiedział kim on dla watahy jest. Ani kim był dla skrzydlatej. Obawiał się jedynie, że może to - tak jak oni - przybysz nie-wiadomo-skąd i że tak go po prostu przywitali. A rozsądniej było się tego dowiedzieć nim wyląduje się obok niego ze związanymi łapami. Ze względu na swoją małą utratę przytomności nie kojarzył nawet jego walki z Brego, a w miarę luźną rozmowę z karzełkiem potraktował jako najlepszą okazję do zdobycia potrzebnych informacji (gdyby to jednak BYŁ przybysz to może jeszcze udałoby się ogłuszyć tą kolczykową siostrunię i zwiać póki łapy nie odmawiają posłuszeństwa. A najlepiej gdzieś daleko w góry.) W ten sposób starał się wywalczyć sobie jeszcze trochę życia (bo oczywiście za trudno zrozumieć, że tak na dobrą sprawę nikt tutaj nie jest jego wrogiem) i zapewnić sobie jaśniejszy ogląd sytuacji i realiów w jakich się znalazł.


Jenna, kolczykowa siostro? Proszę przebacz mu jego niezamierzony debilizm ~
A jeśli bić to oszczędź żebra i to co męskie, bo może jeszcze kiedyś będzie chciał sprezentować Ci bratanków, a nie chcemy mu tego uniemożliwić, prawda? ^^

Od Jennydo Trash'a - Siła Imion

        Kiedy nasz jeżo-podobny koleżka w końcu wydusił swoje imię... No cóż, ukrywać nie będę. Byłam jednocześnie gotowa wybuchnąć śmiechem, a z drugiej strony zatkało mnie. Jak ktoś może mieć tak na imię?! Rodzice albo go nienawidzili albo ma inne ale uważa, że to jest odpowiednie albo inne takie bzdety. Zdziwiło mnie to, aż się skrzywiłam.
- Słucham? Żartujesz, jeżyku - rzuciłam spokojnie, podchodząc powoli do wilka.
Ten zrobił minimalny kroczek w tył, tym samym siadając już prosto, bo Blind nie wpychała mu się tak noskiem w łeb.
- Diabliku, wydaje mi się, że on jednak ma tak na imię - odparła Sapana.
- Pffffffffft, imię. Też mi coś. To zawsze można zmienić. A ponieważ wy - wskazałam na Brego i Blind - macie już swoje przezwiska ten tu, też będzie je miał. I na pewno nie będzie takie... Nudne. - Mówiąc to, cały czas patrzyłam na wilka, omijając oczy oczywiście, i robiłam w jego stronę stanowcze acz niewielkie kroki. Gdy skończyłam, siedziałam na ukos od niego.
- Wiesz, Skarbie, nie wiem czy on się...
- Ciiiiiiii, Brego. Poczekaj - mruknęłam spokojnie.
Hybryda westchnęła ale zamilkła.
- No więc... Nie, tak nic nie wymyślę. Blind, Brego, możecie nas na chwilę zostawić samych? Żeby wymyślić mu odpowiednie... Imię, bo tak właśnie będę go używać, muszę go trochę poznać.
„A wygląda na to, że nasz Cora troszkę go straszy”, dodałam w myślach.
No cóż, moi towarzysze nie byli zachwyceni ale zrobili to. Blind dała mi tylko dobitnie do zrozumienia, że później koniecznie musimy pogadać na... PEWNE TEMATY i poszli do ogniska.
Ja natomiast usiadłam i wpatrzyłam się w niebo. Nie zwracałam przez chwilę szczególnej uwagi na Trash'a ale miałam wrażenie, że USŁYSZAŁAM jak kamień spada mu z serca, kiedy Brego odchodzi, a jednocześnie wpada na jego miejsce mniejszy, bo JA nadal tu jestem. W pewnym momencie uśmiechnęłam się krzywo, kiedy mignęło mi ucho wilka. Próbował się ulotnić.
- Ej, kolego! - Stanął. - Ja przecież nie czytam w myślach, ja nie jestem Ch... - A kiedy uświadomiłam sobie co powiedziałam, spoważniałam. - Ekhem, w każdym razie siadaj tu i powiedz mi, jak to jest żyć z taką Szaloną Dan?
Wilk zdawał sie być zaskoczony pytaniem, bo w sumie z jego punktu widzenia nie miało ono znaczenia, jednak ja... Mogłam w tym znaleźć wiele rzeczy.
- N-no... Dużo mówi.
„W przeciwieństwie do ciebie”, pomyślałam.
- Tyle to się domyśliłam. Ale... Jest ci lepiej kiedy jest obok? Wiesz, luźniej?
- Jest lepsza atmosfera.
- Okey, am... Żyłeś kiedyś w watasze?
- Nie rozumiem po co te pytania.
- Och, dobra, dobra... To może... Jak się teraz czujesz?
- Normalnie.
- Aha, świetna odpowiedź! - Czułam się, jakbym była psychiatrą.
Aczkolwiek, jak można być psychicznym psychiatrą? Może faktycznie powinnam się tym zająć? Hym...
- A, no tak. Okey, więc powiedz mi jeszcze, w czym jesteś dobry?
- Naprawdę nie rozumiem po co te pytania...
- Słuchaj no, Jeżokopie! Moja cierpliwość nie jest wieczna, a i tak bardzo długa jeśli mam być szczera, a przynajmniej na razie. Chce ci pomóc, jasne? Więc potrzebuję się grzecznie dowiedzieć, co lubisz, kim się czujesz, jaki jesteś... Żeby nadać ci odpowiednie imię bo w imieniu siła, jak mawia... Ja, żeby nie było. I mimo, że moje tak w zasadzie nic nie znaczy, choć to głębszy temat dla myślicieli, to uważam że dla ciebie trza znaleźć jakieś mocne, bo jak nie to tacy jak ten tu... Efi, czy jak mu tam, cię rozszarpią, kapujesz? Więc powiedz mi grzecznie te wszystkie rzeczy, albo po prostu jak byś chciał mieć na imię czy też przezwisko a ja to załatwię, okey?! - Całą tę wypowiedź powiedziałam na jednym wdechu, zbliżając się szybko do Jeżokopa.
Wydawał się dosyć przerażony moim nagłym rozdrażnieniem, ale cholercia, no! Od wielu, wielu dni nie pomagałam innym w takim stopniu a jak już chcę, to nie! Wstałam i dałam mu trochę przestrzeni. Dziubałam kolczykiem w śniegu różne wzorki, potem bawiłam się chustą. Następnie po prostu położyłam się w śniegu i obserwowałam gwiazdy miażdżąc śnieg w łapach i myśląc, że tym śniegiem jest pewna osoba...
- Ktoś mnie tu wołał? - usłyszałam.
- O nie... - jęknął cicho Trash.
A kiedy przechyliłam trochę łeb ujrzałam Efiego. Oho, będzie ciekawie.
- Witam panią. Cześć Trash! O czym tu sobie świorgoczecie?
- Łał, ale wejście! Normalnie... Żenujące - rzuciłam ironicznie z takim samym uśmiechem.
- My to się chyba nie znamy, prawda? Jestem Efa. - Wyciągnął łapę.
Ja natomiast wstałam powoli, ignorując jego pomoc. Usiadłam i uniosłam trochę łeb, bowiem jak zwykle, był wyższy niż ja. Uniosłam też jedną brew.
- Naprawdę? Taki szarmancki z ciebie Elf? - spytałam. - Wiesz, problem w tym, że nie umiem się z takimi... Panami porozumiewać. Więc pozwolisz, że wrócę do rozmowy z... Bhā'ī! Tak właśnie, dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam?! Suń się... - Odepchnęłam się od Efy, oczywiście jego nie ruszając z miejsca, i podeszłam do Bhā'ī.
- O-o czym ty mówisz? - spytał lekko przerażony.
- O tym, że też masz kolczyki! Nie rozumiem, czemu wcześniej tego nie zauważyłam, zwykle jako pierwsza...
- Co to znaczy? - spytał czerwonooki.
- Brat. Jesteś moim, to głupio brzmi, ale taka prawda, kolczykowym bratem! Bhai, to uproszczona wersja słowa, oznacza brat.
- Ładnie sobie rodzinę dobierasz, Trash. Nie wiem, czy powinieneś sie śmiać czy płakać - rzucił złośliwie Efa.
- No cóż, bój się bo w pewnym sensie ty też jesteś teraz moją rodziną, Iluzjonisto - odparowałam przechylając lekko głowę w jego stronę. - Ciebie też mogę nazywać Bhai, Efa.
On jednak prychnął i poszedł. Wyczułam jego iluzję od początku, no w końcu sama się nią posługuję. Taka rasa, dosłownie. Ale wracając do Bhai, siedział na przeciwko mnie z miną tak... Nieodgadnioną, że tylko uśmiechnęłam się szeroko i czekałam co on na to powie.


<Bhai?>

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Trash'a do Blindwind, Brego i Jenny - Wasza wola


Wspaniale! W końcu coś się ruszyło! Trash tyle czekał, aż ten **** Alfa w końcu się pokaże! I pokazał się, a jakże! Tyle, że nie sam… Wystąpienie potwora-giganta, mówiącego do siebie szaleńca skutecznie odwróciło uwagę jeżastego od czarnego basiora i na nowo sparaliżowało jego ciało, które odmówiło utrzymywania pozycji pionowej, toteż biedak skulił się przy ziemi.
Co to do cholery ostatniej ma być!? To-to-to coś!? Gada od rzeczy, to ciszej to głośniej, patrzy białymi ślepiami na wszystkie strony i nawet Alfa mu nie przerywa! NIE MAJĄ NAD NIM KONTROLI!
Ta świadomość niemal ostatecznie dobiła Husk'a, który zaskamlałby gdyby tylko nie bał się, że to niepotrzebnie zwróci na niego uwagę. Niepożądaną uwagę niepożądanych osób. Szlag! Gdyby tylko wcześniej postanowił uciec! Chociaż nie, nie oszukujmy się… nic by to nie dało, tak już po prostu musiało być. Jak jakiś pech, to pewnie, że na niego! To on teraz musi tu siedzieć naprzeciw tego potwora… a reszta? Reszta jak widać widziała już wszystko i ma to w d, albo… to SZALEŃCY, WARIACI, CHOLERY NIEPOCZYTALNE JEDNE! Załamki przerwał mu w końcu głos spokojniejszy, jakby rozsądny, a należący do nikogo innego jak czarnego Alfy!
Tak, ten mówił z sensem, choć… no miej-więcej. Z jego słów Trash poznał kawałeczek historii watahy, a w nowym osobniku kazano mu ujrzeć starego przyjaciela Alfy, ważną niegdyś dla watahy osobę, obecnie… no cóż wyglądało na to, że niewielu go kojarzy. Bywa. Trash też miewał dni gdy traktowano go jak nieznajomego w jego własnym stadzie. Tak 'przyjacielu', życie to nie bajka… Chociaż nie. Witają cię z entuzjazmem, z radością… dla ciebie to w sumie może być wspaniała opowieść. Dla was wszystkich może być. Tylko jeden Trash nie jest warty bajki. Ale może to i dobrze - w niektórych dziełach dzieją się naprawdę straszne rzeczy, może więc lepiej by pisarze życia jednak nadal go nie zauważali. Chyba tak będzie spokojniej. Choć chwilowo o spokoju nie ma co mówić. Okrzyki, powitania, wiwaty - wszystko się ze sobą przeplatywało, a Dania oczywiście jak na komendę wyskoczyła przed szeregi. Jakże by inaczej! Głupi rudzielec - i czego tak się pcha? Ale tym lepiej dla niego. Choć z drugiej strony ten cały tłum zagradzał mu drogę do Alfy… Do Alfy, który zaczął gadać jakieś głupoty o swoich sprawach sercowych. A niech się wypcha! Co go to obchodzi, że se nową kobietę znalazł, niech się cieszy smoluch jeden jak już z nim wyjaśni wszystkie sprawy! Halo, on jest tu nowy, podejrzany, razem z resztą tego całego ustrojstwa, ale nie, to zostawiamy panie Alfo na potem, hę!? I dobra, jak ktoś wam przez waszą nieuwagę zagryzie szczeniaki to wasza strata. Trash był tym bardziej sfrustrowany, że ów 'smoluch', od którego bądź co bądź zależały jego przyszłe losy powoli zaczął dogadywać się z każdym nowym przybyszem… tylko nie z nim!
Świetnie!
Tym lepiej, że zamiast w miarę ogarniętego Alfy normalnych rozmiarów tuż przy spiętym w oczekiwaniu młodzieńcu ulokował się nie kto inny lecz rogaty olbrzym z dwiema coś za bardzo radosnymi pannami - białą waderą, która - tak! To ona pierwsza dorwała go gdy wylądował w śniegu! - i karzełkiem, który sprawiał mimo wszystko wrażenie dość groźnego. Cała trójka na szczęście była tak pochłonięta sobą, że na cicho siedzącego obok Trash'a nie zwróciła najmniejszej uwagi. On natomiast sparaliżowany ogromem hybrydy nie mógł się poruszyć. Sytuacja patowa, ale jeszcze nie tragiczna, bowiem póki na niego nie spojrzeli chłopak był w stanie przynajmniej normalnie myśleć. Oraz słuchać.
I nasłuchał się, oj tak, niemało, choć raczej na jeden, dość wąski temat. A więc mieli urodziny tak? I w dodatku zapomnieli o prezentach. Poruszające. Jakby Trash kiedykolwiek coś dostał. Prezenty są zbędne gdy jest się drapieżnikiem łażącym na czterech łapach. Chociaż może oni mają inne zdanie na ten temat. Może z resztą on sam też by miał, gdyby uważał się za godnego posiadania czegokolwiek poza odrobiną spokoju. A i to ostatnio nie było mu dane. Ale pomijając jego rozterki oraz temat poniekąd podsłuchanej rozmowy. Wszystko wskazywało na to, że 'Bestia' umie się z kimś dogadać! Więcej! On jest nawet lubiany, przez te dwie wariatki! Biedne, co im musiało się stać w przeszłości, by tak ześwirować?
Trash westchnął bezgłośnie i dalej bacznie obserwował giganta tulącego do siebie wyglądające przy nim jak miniaturka i miniaturka miniaturki dziewczyny. Jak to możliwe, że się go nie boją? Nie umieją nad nim zapanować, a po nich nie widać w tej chwili nic prócz szczerej sympatii… jak? Jak? Z tego całego Brego to chyba jest kawał niezłego szczęściarza… Albo one są zdrowo stuknięte. I tego Trash wolał się trzymać.
A potem uważnie wsłuchał się w życzenia… Nie wszystkie były składne, choć skrzydlaty karzełek przemawiał niezwykle płynnie i dał chyba największy popis umiejętności w tej dziedzinie. Jednak nie to przykuło uwagę chłopaka. Oni razem… składając sobie te ciepłe życzenia, ściskając się i obcałowywując niezdarnie byli po prostu… tacy wkurzający! Ale przy tym  niepowtarzalnie uroczy. Naprawdę - banda za głośnych, niewyszumianych jeszcze jak widać przemiłych skurczybyków. Z którymi Husk nie chciał mieć nic do czynienia. Tym bardziej, że gdy usłyszał ten ich ciepły ton jakim hojnie obdarowywali siebie nawzajem oraz to czego sobie nawzajem życzyli coś zabolało go w klatce piersiowej, a przed oczami raptownie pociemniało. Czuł się jakby w jednej chwili ktoś go złapał za gardło zmuszając do zaciśnięcia szczęk, a jego łapy mimowolnie zaczęły zaciskać się na białym, mokrym śniegu formując na nim szramy od długich pazurów. Znał ten stan i to uczucie. Było dla niego typowe w takich sytuacjach. Choć bardzo chciał być obojętnym na inne wilki, a także jak tylko się da - na swój własny los TO jednak bolało go za każdym razem. A najgorsze, że mimo usilnych prób NADAL nie umiał nad tym zapanować! ~ Ale spokojnie… masz dopiero 3 lata - jeszcze nauczysz się co to znaczy być nieczułym na takie błahostki ~ Tak zawsze mówił mu ochrypły głos gdzieś z tyłu czaszki. A on mu chciał wierzyć i nie mógł doczekać się kiedy ta obietnica się spełni. Póki co jednak musiał jak ognia unikać podobnych zdarzeń, więc wszelkie święta, wygrane, imprezy i tego typu głupoty spędzał jak najdalej od reszty. I było super. Sam ze sobą czuł się naprawdę najlepiej.
Ale nie…
Już miał odzyskać panowanie nad sobą, gdy biała wadera cały czas coś gadając do swojej kumpeli o mało go nie staranowała, co byłoby niczym w porównaniu z tym, że zwróciła uwagę olbrzyma na jego marną, najeżoną przez nagły bodziec osóbkę, która siedziała jak wbita w ziemię patrząc z narastającym szokiem jak gigant otwiera usta i mówi o nim per 'jeż'. To było niezapomniane przeżycie, które chyba jeszcze przez 10 lat będzie się Trashowi objawiać w koszmarach sennych i kiedyś go w końcu wykończy. 
O ile wcześniej nie zrobi tego biała wadera. A była na dobrej drodze.
Raz, że najpierw go nie zauważyła (w sumie normalne), dwa potem jak opętana zaczęła paplać o tym, że nie pamięta jego imienia (też normalne), ale sobie przypomni, bo przecież jej się kojarzy! No i literkami! A kiedy już skleciła parę bzdur w końcu oświeciło ją i odgadła. Odgadła, że Śmieć to śmieć i nikim innym nie będzie. Nawet 'szczurem'.* A jak po tym podskoczyła! Wrzasnęła jego imię i skacze wariatka jedna dając chłopakowi nowe powody do obaw. Cale szczęście, że przez te trzy dni Dania go przetrenowała swoim ciągłym gadulstwem i takimiż podskokami bez celu, bo inaczej by pewnie teraz za siebie już nie odpowiadał. 
A odpowiedzieć powinien, bo wszak zadano mu pytanie. I to o urodziny… no nie spodziewał się czegoś takiego. A biała wpatrywała się w miejsce gdzie stał, choć nie patrzyła mu w oczy (w ogóle spojrzeniem jakoś nie mogla wcelować w jego twarz) i oczekiwała odpowiedzi. Ją na dobrą sprawę mógł jeszcze olać, ale nietoperzyca siedząca za jej plecami i co gorsza ten rogaty mutant skutecznie zniechęcali go do jakichkolwiek niegrzeczności względem tego narwańca. No dobrze, ale czego niby oczekują?
Trash cofnął się odzyskawszy dzięki napływowi adrenaliny władzę w kończynach i chrzęszcząc tak usztywnioną sierścią jak i śniegiem nagromadzonym pod łapami zaczął w panice przyglądać się tej trójce. Jednak dla własnego zdrowia psychicznego w końcu skupił wzrok na rozmówczyni stojącej z resztą najbliżej niego. Ona przynajmniej wyglądała normalnie.
- J..j… - Próbował coś powiedzieć, ale słowa nie przechodziły mu przez gardło. Nie wiedział już co ma zrobić. Jak mają go zagryźć to od razu do cholery jasnej! Czego jeszcze go dręczą!?
- Tak? - Spytała wadera podchodząc krok bliżej i niwelując odległość, którą on z takim trudem sobie wywalczył. No co z nią nie tak jest!? 
- Co się stało, zimno ci? - Spytała z troską, słysząc jak się jąka. 
'Pewnie, że tak, dupsko mam już jak kostka lodu do koktajlu dla tego wielkoluda! Mam nadzieję, że lubi chrupiące!' 
Trash w myślach już nie wytrzymywał. Nie byłby jednak sobą gdyby to uzewnętrznił, a potem dał się pożreć. Musiał jakoś się trzymać i nadal zachowywać maksymalną ostrożność. Także w dobieraniu słów (w czym notabene nie był mistrzem).
- Nie…ważne - Odparł odwracając wzrok i odzyskując typową dla siebie zgorzkniałą, lecz spokojną minę, której Wind naturalnie nie mogła zobaczyć. Jednak słyszała ton jego głosu. To wystarczyło, by lepiej zrozumiała stan emocjonalny młodziaka, na tyle przynajmniej na ile pozwalał go innym zarejestrować.
- Jak to nie ważne!? - Spytała niemal z przerażeniem i jednym susem już znalazła się przy nim wprawiając go w nerwowe drgawki, które przez następne chwile usilnie próbował opanować. - Urodziny są bardzo ważne! Upamiętniają kiedy każdy z nas przyszedł na świat, to wspaniałe wydarzenie! Nie mów więc, że ą nieważne! - Uśmiechnęła się i niewidzącym wzrokiem zaczęła błądzić po okolicach jego pyska, co wywoływało u niego kolejne dreszcze, nie zorientował się bowiem nadal dlaczego dziewczyna kieruje swoje patrzałki tak nieprecyzyjnie.
On z kolei nie widział teraz innego wyjścia jak tylko nadal jej odpowiadać i może w pewnym momencie jakoś grzecznie zasugerować, że nie ma ochoty na dalszą konwersację… z żadnym z nich.
- Są - Odparł krótko tonem już nie bojaźliwym lecz stanowczym, czarnym od negatywnych emocji i nieznoszącym sprzeciwu. Jakoś trzeba było to wszystko władować w jedno słowo, skoro nie da rady powiedzieć ich więcej.
Blindwind aż drgnęła, zdziwiona jego reakcją, ale nie zamierzała zmieniać swojego nastawienia.
- Pewnie, że nie! - Odparła tak samo radośnie jak on ponuro i usiadła tuż przy nim, by móc swoje następne argumenty poprzeć wyraźną gestykulacją. - Urodziny to czas kiedy trzeba się cieszyć wraz z przyjaciółmi z tego, że przeżyło się kolejny rok! Nie wiem jak można nie lubić takiej radosnej chwili, gdy wszyscy życzą ci jak najlepiej. No nie mów, że nie lubisz urodzin!
- Nie lubię - Znów ten sam ton, ta sama mina - no, może ciut bardziej poirytowana. Wadera aż zmarszczyła brwi.
- No co ty opowiadasz! Z urodzin TRZEBA się cieszyć! My się zawsze cieszymy! - Strzelała dalej, coraz bardziej zawzięcie starając się jakoś przekonać marudera, że takie święto to jednak wspaniała sprawa.
- To się cieszcie - Powtórka z rozrywki. A miał być grzeczny! Nie mówiąc o tym, że chyba za bardzo się rozgadał…
- No co ty… - Blind złagodniała i ułożywszy przednie łapy, wcześniej żywo rozpruwające powietrze, na białym puchu pochyliła się ku niemu, co spowodowało naturalnie, jego automatyczne odchylenie się do tyłu (niezbyt wygodne). Najgorsze jednak było to, że teraz zerkała na niego od dołu, a on z góry łypiąc na nią czerwonym okiem czuł się co najmniej niekomfortowo. W tej chwili słabości złamał swoją świętą zasadę o nie zwracaniu na siebie dodatkowej uwagi i popatrzył niemal błagalnie po pozostałej dwójce. W tej samej sekundzie pożałował swojego wyboru.
- Skarbeńku, on to chyba coś nie halo… zostaw, może chory? - Bestia łypnął na nich białymi ślepiami i machnął ogonem. Nie chciał by jego przyjaciółka się czymś zaraziła. A nowy nie wyglądał zdrowo. Ani się tak nie zachowywał.
- No to tym bardziej trzeba z nim coś zrobić, nie? - Rzuciła skrzydlata, która do tej pory z zaciekawieniem przypatrywała się poczynianiom Blindwind, a teraz miała okazję dodać coś od siebie.
- Może faktycznie… - Biała westchnęła i bez zastanowienia przyłożyła łapę na chybił-trafił do czoła Trash'a o mało nie zmuszając go do odgryzienia jej ręki. Prędzej jednak niż on zdążył ją dziabnąć ona z typowym okrzykiem 'Ojć!' cofnęła pokłutą kończynę ze zdziwieniem podnosząc na niego niewidomy wzrok.
- Aaaa… to dlatego jeż! - Gdy na to wpadła uśmiechnęła się zadowolona. - No proszę, nie wiedziałam, że kłujesz… wygodnie Ci z tym? - Szczęście, że mówiła to z takim spokojem, bo Husk był pewien, że gdy tylko biała krzyknie to mutant rzuci się na niego i jednym ruchem odgryzie mu tą najeżoną głowę. Ona jednak - dzięki co Fortuno! - mówiła dalej:
- Oj, i wybacz, że nie potrafiłam od razu przypomnieć sobie twojego imienia, ale w końcu się udało! - Zaśmiała się i wyciągnęła do niego drugą - mniej obolałą - łapkę. 
- To może jeszcze raz, abyśmy na pewno nie zapomnieli: Jestem Blindwind, miło cię poznać! - Jej gest zadziwił go porządnie, tym bardziej, że nie umiał znaleźć w nim najmniejszego sensu. Po kiego ma zapamiętywać jego imię? I po co on ma pamiętać jej? Przecież i tak zapomną… Bo czemu mięliby stale nadwyrężać pamięć na przypomnienie sobie paru bezwartościowych słów, których nie będą używać? Dziwne, cholerne zwyczaje kulturowe. Na szczęście jego imię oznacza to kim dla nich będzie - odpadkiem, śmieciem - słowem nikim. A więc może jest w tym jakiś sens… no, a przynajmniej nie będzie kłamstwa. Jej imię też z resztą zdawało się do niej pasować… tylko nie umiał sprecyzować czemu.
- J… - Słabo zaczął, ale udało mu się poprawić pod groźbą znajdującej się w zasięgu skoku umięśnionej sylwetki hybrydy.
- J… Jestem… Trash Husk - Wyrzucił w końcu z siebie z ogromnym zdziwieniem przyjmując fakt, że podał obydwa imiona. Wszak sam przed chwilą stwierdził, że jedynie przedstawianie się jako 'Trash' ma sens. A mimo tego dodał tą nieszczęsną 'Ość' jakby miało to jakieś znaczenie. Bo może jednak miało? Bądź co bądź śmieciem był dla wszystkich zawsze i to nie ulegało wątpliwości, zaś 'Husk' było zwróceniem uwagi na nietypową cechę jego fenotypu oraz na fakt iż jednak, w krytycznych sytuacjach może… się obronić. Może walczyć. Mniej więcej tyle znaczyło to imię. 
Popatrzył niepewnie po zgromadzonych, jednak z każdą chwilą stawał się coraz spokojniejszy. Gdyby nie obecność giganta zapewne już jakiś czas temu przestałby okazywać strach, a stał się bardziej szorstki i gburowaty co zawsze następowało po wyjściu z fazy paniki. Na chwilę obecną jednak nie mógł pozwolić sobie na zbyt dużo. Nie póki te białe ślepia uważnie go obserwują…

_____________________________________________________________
* W poprzednim poście Blindwind próbując przypomnieć sobie jego imię wypowiada 'Rat'


Blind, Brego? A może Jenna? Wasza wola co z nim zrobicie >D