- Aspen! Aspen? Gdzie jesteś? Boże Skarbie ona
się nie odzywa... Zabiliśmy ją. Ale myśmy nie chcieli...- Głos hybrydy wyrwał
mnie znów do świata żywych.
- Żyję... Jeszcze...- Podniosłam się ziewając
głośno, a obiecałam sobie, że koniec z zarywaniem nocek.
Jeszcze zaspana obejrzałam się w około.
Chwila, a gdzie Brego? Zamrugałam mocniej by odzyskać w pełni wzrok i dopiero
wtedy zobaczyłam leżącego w krzakach towarzysza.
- Dobrze, że żyjecie Skarbie, to dobrze. A
pomożecie nam wyjść?- Zapytał niemal błagalnym tonem i spróbował się
wyszarpnąć, ale zaraz znów zamarł. Podeszłam do niego bliżej. a gdy zobaczyłam
jak leży powyginany w krzakach nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
- Z czego się śmiejecie skarbie? Pomoglibyście
w potrzebie jak prawdziwy przyjaciel, a nie się śmiali. - Naburmuszył się
lekko. Przyjaciel? On traktował mnie jak przyjaciela mimo, że tak krótko mnie
zna? Przestałam się śmiać, ale uśmiechnęłam się szeroko. Od kiedy się obudziłam
wokoło mnie byli sami obcy, a teraz mam przyjaciela! Rzuciłam się na hybrydę i
przytuliłam mocno.
- Ał...Hola Skarbie? Co wy robicie? Mieliście
mnie wydostać.
- Już, sorki. - Wyprostowałam się i podałam mu
łapę tak by mógł się na niej wesprzeć.
- Dziękujemy, Skarbie. - Wyszczerzył się.
Nim jednak zdołał powiedzieć coś dalej
skoczyłam na na niego już zdecydowanie rozbudzona.
- Broń się! - Zaśmiałam się głośno udając że
atakuję.
Brego
od razu załapał zabawę i uskoczył równocześnie wykonując kontrę łapą mającą na
celu mnie zatrzymać, ja jednak byłam mniejsza, wyminęłam ogromną kończynę i
wskoczyłam mu na plecy.
- O nie, Skarbie! Atakują, musimy się bronić. -
Zawołał śmiejąc się głośno po czym zaczął brykać i rzucać się starając się mnie
zrzucić.
Chwilę trzymałam się, jednak w końcu
zeskoczyłam. Udawana walka trwała w najlepsze, kiedy nagły, przeszywający ból
sparaliżował mnie i cios, który miałam z łatwością uniknąć sięgnął mnie.
Rozkręcona hybryda nie zapanowała nad siłą i uderzenie zwaliło mnie z nóg.
Zamrugałam, w około było ciemniej niż przed chwilą, a nade mną zamiast Brego
stał czarny wilczur. W jednym podskoku znalazłam się na czterech łapach.
Uniosłam skrzydła, zjeżyłam sierść, a z gardła wydobywał mi się złowrogi warkot.
Czarny wilk z nieprzyjemnym uśmiechem zbliżał się do mnie. Nie mogłam pozwolić
mu mnie tknąć. Położyłam po sobie uszy i zaszarżowałam na nieznajomego. Nagle
wszystko znikło, niebo zrobiło się jaśniejsze, a zamiast basiora stał Brego.
Zamarłam na chwilę. Co to było?
- Aspen? - Zapytał, nie potrafiłam wyczuć czy
w jego głosie było zdziwienie, czy strach że zwariowałam.
Dobrze, że to był on, był większy i
silniejszy, gdybym w porę się nie opamiętała mógłby mnie unieruchomić, ale mimo
wszystko mogłabym zdążyć go zranić.
- Przepraszam. - Wybełkotałam w końcu.
Te całe "wspomnienia" zaczęły stawać
się niebezpieczne.
- Nic ci nie jest? - Przyjrzałam się mu
dokładnie, ale nie, nie miał na sobie nawet zadrapania. Szybko musiałam
wymyślić jakiś sposób by to się skończyło - Jen, ona mówiła o jakimś smoku,
muszę go znaleźć, gdzie Jen?
<Brego?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)