poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Gwenllian do Canay'a - Dlaczego miałam być Harytią?

        To była jedna, z najokropniejszych nocy, jakie kiedykolwiek przeżyła. Nie było w niej nic strasznego. Raczej męczącego. Wigilia świętego Marka. Dla wielu osób ten dzień przychodzi i mija zupełnie niepostrzeżenie. Nie organizuje się wtedy żadnych festynów, czy wspólnych zabaw. Nikt nie siedzi do późnej nocy przy ognisku i nie śmieje się z przyjaciółmi. Nikt nie daje nikomu prezentów, a wilki nie składają sobie życzeń. Właściwie to mało kto wie, że święty Marek miał swoje święto. A nawet ci, co o nim wiedzą, szybko zapominają.
- Ale umarli zawsze pamiętają. - powiedziała cicho Gwen.
Tamtej nocy nie kierowała tych słów do nikogo, choć wiele istot mogło jej odpowiedzieć. Tyle, że duchy nie należą do tych najbardziej rozmownych i jeśli jest to możliwe, unikają żywych jak ognia. Chociaż i tak tylko nieliczni są w stanie dostrzec dusze, podczas Wigilii świętego Marka.
Była to jedyna noc, w której Gotka mogła je zobaczyć bez korzystania z zaklęć przywołujących, ani łączników. Ale i tak coś bez przerwy ją męczyło. Coś, a raczej c o ś czerpało od niej energię. Zupełnie jakby dzięki temu mogło wrócić do tego świata. Zawsze tego próbowali, a przynajmniej ta odważniejsza, lub najgłupsza część z nich. Ale nigdy nie dostaną tego, za co byli gotowi umrzeć… Gdyby ponowna śmierć była możliwa.
Gwenllian zaczęła oddychać coraz płycej i coraz szybciej. Zupełnie, jakby resztkami sił walczyła o ostatni wdech. Nie miała już sił. Straciła przytomność i jak kłoda padła na ziemię, pokrytą grubą warstwą śniegu.

~***~

       Dochodziło południe, gdy wadera ponownie otworzyła oczy. Przez chwile miała wrażenie, jakby jakieś małe kropki, migały jej przed twarzą. Potrząsnęła głową, by się otrząsną i być w stanie normalnie funkcjonować. Efekt był jeszcze gorszy.
~No, no… w końcu się obudziłaś!~ Głos, rozbrzmiewający w jej głowie miał dziś wyjątkowo dobry humor.
Gwen nie miała ochoty jej słuchać, a tym bardziej z nią gadać. Mijały tygodnie, a ona była w kropce. Nie miała bladego pojęcia, czym ten Głos jest i dlaczego gada akurat do niej. Nie wiedziała nawet, czy on istnieje. Równie dobrze mógł być tylko wytworem jej wyobraźni. Samotność to okrutna choroba i na każdego działa inaczej. Ale z drugiej strony… Być może któregoś dnia, przez przypadek udało jej się coś przywołać? Jakiegoś piepszonego demona, który gada w jej głowie?
- Dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej? - wadera zdecydowała się odezwać, gdy stwierdziła, że czuje się już dużo lepiej.
~ Oh, ależ budziłam! Dwa razy.-~odparł Głos ~Cholera.~ dodała do siebie, ale Gwen i tak wszystko słyszała.
W końcu to nawijało w jej głowie!
- Czuję się fatalnie, nie musisz kląć na dziendobry. - Gotka fuknęła zirytowana, choć w rzeczywistości jej humor odrobinę się poprawił - Jak zwykle; tyle czekania i wszystko na nic.
~ Może ujrzenie jego ducha nie jest ci pisane? Ja już dawno dałabym sobie z tym spokój. To nie jest twoje przeznaczenie!~ to ostatnie zdanie brzmiało tak teatralnie, a głos Głosu dźwięczał z ekscytacją w głowie wadery.
- Przeznaczenie… - mruknęła dziewczyna - Nie za ciężkie słowo, tak przed śniadaniem?
~Cały świat jest już dawno po śniadaniu.~ odparła po czym zniknęła.
Nie, „zniknęła” nie było odpowiednim słowem, gdyż kobiecy Głos nigdy nie był materialny. Powiedzmy więc, że ucichła. Zawsze tak robiła. Pojawiała się dość rzadko i na krótko. Tak, że Gwenllian nigdy nie otrzymała od niej odpowiedzi kim Głos jest i jak ma się do niego zwracać. Czy ta kobieta ma imię? Czy ona w ogóle istnieje? Cóż, to nie było w tej chwili istotne, gdyż Ona ucichła i to na dość długo.
Gwenllian, nie wiedząc co ze sobą zrobić, po prostu siedziała na śniegu, wpatrzona w błękitne niebo. Siedziała tak w ciszy, zupełnie nieruchomo… Do czasu, aż na polanę wszedł pewien wilk.

~tu mniej więcej mieści się opowiadanie od Canay’a~

        Nieznajomy wilk minął ją, jakby w ogóle nie istniała i poszedł w swoją stronę. Ciężko powiedzieć, że Gwen poczuła się urażona…. Raczej ciężko było ją naprawdę obrazić, a już na pewno nie takim drobiazgiem. Ale jedna rzecz ją zaciekawiła…. Dlaczego ten nieznajomy najpierw tak bardzo ożywił się na jej widok, a potem zupełnie ją olał? Tylko dlatego, że się przedstawiła… Tylko dlatego, że okazało się iż nie jest ową Harytią. Tutaj z kolei rodziło się kolejne pytanie. Mianowicie, kim była Harytia?! I dlaczego to o n a miała nią być?
Tak… Te dwie rzeczy naprawdę ją zaciekawiły. Do tego stopnia, że podniosła się z ziemi i jakby nigdy nic poszła za nieznajomym. Na jej szczęście, obcy basior szedł bardzo powoli… Właściwie to Gwen uznała, że „koleś wlecze się jak ślimak”, ale dzięki temu szybko zrównała z nim tempa. Teraz szła obok niego. Z początku naprawdę zdziwił ją fakt, że basior ani razu jej nie przepędził. Przecież tak robiła większość wilków… A później musiała żyć z tym, że Gotka przez długi czas nie dawała im spokoju. No ale jak tu kogoś straszyć, skoro zupełnie ją olewa?!
- I co z tego, że się połamią? - zagadnęła w końcu, pokazując swoje czerwone włosy.
Na ustach znów zagościł jej ten dziwny, tajemniczy uśmiech. Robiła taką minę, gdy była zadowolona… Tajemnicza mina zwycięzcy, który trzyma wszystkie najlepsze karty.
Zdawało się, że swoim pytaniem wyrwała obcego z jakichś głębokich przemyśleń, gdyż ten nie był zadowolony, gdy ponownie ujrzał Strzygę.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - odparł obojętnie.
Gwen coś nie odpowiadało w jego tonie… Nie chodziło o to, jak się do niej teraz zwrócił… No, nie do końca o to. Ale nie sadziła, by nieznajomy zawsze traktował tak inne wilki. Czuła od niego magię. Czarną Magię i mnóstwo podejrzanych zaklęć. Ktoś taki nie może być tak obojętną i spokojną osobą!
Uśmiechnęła się tajemniczo i zaczęła nucić pod nosem. Tak, teraz miała zdecydowanie lepszy humor.
- Dlaczego miałam być Harytią?
- Nie ważne. Nie jesteś nią, więc możesz mnie zostawić.
- Kim jest Harytia? - Gwenllian kontynuowała, nie zwracając uwagi na to, że nieznajomy nie ma ochoty z nią rozmawiać. A może miałby ochotę, ale w innych okolicznościach? Gdyby nie chodził taki obojętny i wyprany z życia? Z emocji? - To twoja przyjaciółka? Siostra? Kochanka?
Nieznajomy nadal nie odpowiadał, ale jeszcze raz przyjrzał się Gwen, jakby próbował po raz kolejny porównać ją do siostry. Do siostry, z którą chciał się spotkać. Ona nie była jego siostrą, chociaż wyglądała bardzo podobnie. Gdyby to wiedziała, może przestałaby zadawać kolejne pytania. Ale nie wiedziała i chciała się dowiedzieć. Była ciekawa. Ciekawość…
*zabiła demona; a gdy ją zaspokoił, wrócił cały i zdrowy*
… Nie dawała jej spokoju. Wywróciła oczami, gdy nieznajomy po raz kolejny ją ignorował. Zaśmiała się dziwnie i krótko, jak to miała w zwyczaju i szturchnęła obcego w ramię, jakby był jej starym, dobrym „kumplem” i oboje znów spotkali się po latach.
- Ej, co jest z tobą? Jesteś mniej żywy, niż te duchy, które widziałam wieczorem.



Efa? Ja wiem, że ona ma trudny charakter, ale jakoś wytrzymaj ^^”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)