poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Jenny do Blind i Bran

        Wydaje się to dziwne, że skakałyśmy z wodospadu w środku zimy, co? Ale wyobraźcie sobie, to akurat były gorące źródła, w jakiejś odległości od wulkanu więc woda była przyjemna, a i śniegu tu było mniej - ziemia była ciepła, w końcu gdzieś pod nami była lawa, nie?
Kiedy Blind skoczyła, myślałam że dostanę zawału. Jeszcze wcześniej chodziła tam i z powrotem, zrobiła napięcie... Chciałam tam podlecieć, skoczyć z nią, a ona co? Oczywiście, skoczyła sama! Nie powiem, byłam okropnie dumna, że dała radę. Zaimponowała mi, że tak to nazwę. Ale... Ochhhhh, zawału można dostać. Dobrze, że biednego Renji'ego nie było na bank jego małe serducho by nie wytrzymało.
- Ha! Ja chcę jeszcze raz! – krzyknęła wychodząc z wody, a ja ledwo się uchyliłam od jej piąstki, którą majtała w powietrzu.
Skrzywiłam się na widok tej latającej łapki, ale Blind w końcu siadła spokojnie - no, w miarę - i odetchnęła.
- Jestem za, ładnie ci poszło. Tylko tym razem może... Któraś z nas zostanie na górze, żeby cię lepiej pokierować bo... Bo tak - stwierdziłam.
- Okey, ale chodźmy już! - Blind popchnęła mnie i Bran (jakimś cudem, znów, trafiła nas obie łapami w plecy) więc uśmiechnęłam się tylko i poszłyśmy.
To znaczy, ja podlatywałam trochę, dziewczyny wchodziły. Na wszelki wypadek cały czas byłam obok Sapany, nie wiadomo czy się jakiś kamol nie rozkaprysi i nie powie "cześć!" tuż pod łapami białej. W końcu stanęłyśmy na górze. Pierwsza skoczyła Bran - bardzo ładnie, bez większego rozbryzgu, robiąc ciekawe akrobacje - nazwałam jej skok jeżykiem. Nie pytajcie dlaczego, takie skojarzenia. Wadera pomachała mi i Blind z dołu, wypluła wodę "fontanną" i wyszła na brzeg.
- No, Blind teraz ty. Jesteś... - przeszłam odległość od miejsca gdzie stałyśmy do krawędzi - Pięć kroków od krawędzi. Jak skoczysz prosto, a skoczysz jak myślę, to luzik. Nie ma skał, ani wirów. Tylko nie skacz na lewo, tam jest kilka głazów. Jak będziemy na dole, możemy sobie na nich posiedzieć, woda powinna fajnie pryskać. A tak poza tym to okey.
- Dobrze. Pięć kroków?
- Tak jest.
- Okey. To lecę! - Wadera wzięła rozbieg i rzuciła się z wodospadu w pozycji... Jakby latała, wiecie przednie łapy po bokach, tylne złożone ładnie.
Wpadł mi wtedy do głowy pewien pomysł. Rzuciłam się tuż za nią i kiedy byłam w odpowiedniej odległości rozłożyłam skrzydła i złapałam lecącą już pyskiem w dół Blind za przednie łapy, wyrzuciłam w górę, a ona przez sekundę zdziwiona, potem ucieszona tym co zrobiłam, zrobiła ładne salto i spadła do wody obracając się jak bączek, tyłkiem do dołu. Ja natomiast po podrzuceniu kumpeli zrobiłam kilka salt i tak się obracając spałam w toń.
Wynurzyłyśmy się prawie w tym samym czasie. Wyplułam wodę jak wcześniej Bran i rozejrzałam się za Wind, która już wychodziła na brzeg, tyle że w odwrotną stronę do Bran.
- Sapana, nie tam. W drugą stronę - zaśmiałam się.
- A, no tak. Wiedziałam przecież, tylko mnie zniosło - zażartowała biała.
Poskakałyśmy jeszcze parę razy, robiąc takie właśnie kombinacje - raz ja z Blind, innym razem z Bran, potem Bran z Blind itp. W końcu dosyć zmęczone skakaniem i wymyślaniem akrobacji, usiadłyśmy na tych właśnie głazach, o których mówiłam wcześniej.
- Ale super było! Musimy to kiedyś powtórzyć, tylko weźmy kogoś ze sobą, co wy na to? Wtedy będą takie wielkie kupy futra fruwające nad wodospadem - zaśmiała się Blind.
- Genialny plan! Załóżmy takie coś, grupę skoków... - zaczęła Bran.
- Taaaak, o nazwie „Łamiemy Granice i Nie Tylko”. - prychnęłam.
Dziewczyny się zaśmiały, a ja wsadziłam łeb pod strumień wody, kapiący z góry. Nie był mocny, ale jakoś kojąco działał na kark, który podczas akrobacji ucierpiał lekko przez Blind - no przecież nie można wymagać, żeby zawsze trafiała idealnie, no nie? Jednak teraz coś innego trafiło idealnie - idealnie w mój łeb, pozbawiając mnie przytomności i wrzucając do wody na oczach wader.


<Dziewczyny? Wybaczcie to zakończenie, ale teraz to Jenka musi akumulatory podbudować>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)