sobota, 29 sierpnia 2015

Od Jaskra do Pseudo-stadka i Trash'a - Stare i nowe znajomości

        - Spokojnie Jaskier. Ty nie musisz się mnie obawiać - po tych słowach Ann szturchnęła chłopaka w bark.
  Basior nie do końca wiedział czy ma się cieszyć czy obrazić na kundelkę. W końcu przed chwilą wspomniała, że podskakuje tylko silniejszym. Chciał coś do tego dorzucić, jednak ponownie chwycił go kaszel. Cholera jasna, trzeba będzie coś z tym w końcu zrobić.
  - Annie, mam prośbę - zaczął chrypliwie.
  - Słucham - odparła na wpół skupiając się na basiorze, na wpół na wydostaniu się ze śniegu.
  - Zaprowadziłabyś mnie do jakiegoś medyka? Obawiam się, że wataha zmieniła się dla mnie aż za bardzo.
  Szczeniak zadarł łeb do góry i pokręcił przecząco łebkiem.
  - Wybacz. Jestem tu od wczoraj - odpowiedziała bez większego współczucia. - Nie znam tu praktycznie nikogo poza tym bałwanem...no i tobą.
  - Nic nie szkodzi - wilk ruszył z kundelką w nieprzemyślanym do końca kierunku. - Może Hakai mi...
  Basior urwał nagle. Zamarł w pół kroku z uniesioną łapą i wzrokiem utkwionym w jednym punkcie z lewej. Wyglądał przy tym niczym pies myśliwski. Angel spojrzała na niego zdziwiona.
  - Emmm...Jaskier? - podskoczyła kilka razy przed jego pyskiem. - Zaciąłeś się czy jak? Resetujesz coś w mózgu?
  Wierszokleta jednak nic a nic nie słyszał. Znaczy się owszem, słyszał, ale nie słuchał. Oczy utkwił w kulce puchatej rudej sierści leżącej na przewalonym pniaku. Gdy ogon zakończony białą kitą osunął się z głowy śpiącego lisa odsłaniając gogle i skrawek zielonego szala, poeta uśmiechnął się szeroko. Po minucie ku zupełnemu zaskoczeniu Ann wystartował na ślepo w stronę rudzielca. Tej jednej osoby za nic w świecie się tutaj nie spodziewał...
  - LEOŚ! - wrzasnął radośnie i zebrał lisiastego ściskając go niczym przytulankę. - Nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię widzę!
  Pół przytomny Pokręt szczeknął tylko po nagłym wyrwaniu ze snu, by chwilę później walczyć o oddech w uścisku poety. Dopiero po chwili uświadomił sobie co, a raczej kto go zaatakował.
  - Ja...skier?! - wydusił.
  - No pewnie, że ja! Wygląd inny, ale wariat ten sam! Wszystko ci opowiem! Od zera! Zaraza, od czego tu zacząć...
  - Od postawienia mnie na ziemię! - wycharczał błagalnie lis.
  Wierszokleta natychmiast puścił Trybika. Jako, że basior miał przewagę wysokości Leonardo wylądował niezbyt miło na ubitym śniegu. Stęknął leżąc pod pyskiem Jaskra. Miał okazję przyjrzeć się swojemu staremu przyjacielowi. Zmienił się. I to bardzo. Leo zdawał sobie sprawę, że widział go bardzo dawno temu jako jeszcze narwanego młodzika i przez ten czas basior na pewno wydoroślał i zmienił się...ale żeby aż tak?!
  - Co ci się stało z...całym ciałem? - zapytał podnosząc się na łapy.
  - To długa, naprawdę długa historia i...dobra, nie wiem dokładnie co mi się stało, ale po prostu cieszę się, że cię widzę, stary druhu! - powtórzył poeta i lis w ostatniej chwili zrobił unik przed kolejnym uściskiem.
  - Też się cieszę. Myślałem, że nie żyjesz - odpowiedział Pokręt.
  - Chyba wszyscy tak myśleli - przyznał basior. - Ale jak widać tego poety tak łatwo świat się nie pozbędzie! - dodał wypinając pierś i kładąc na niej przednią łapę, jakby składał jakieś przyrzeczenie.
  - Tak, zdecydowanie. Tylko nie jestem pewny czy świat ma być z tego dumny, czy uznać to za wyzwanie - odpowiedział z przekąsem Trybik.
  - A tam, pal licho! Trudno mnie wytępić czy zagłuszyć! Jestem niczym... - wilk urwał szukając poetyckiego porównania.
  - Plaga? - rzucił Leonardo podnosząc jedną brew.
  - Tak...Znaczy NIE! Od kiedy ty w ogóle korzystasz z takiego typu odzywek? - burknął z lekka oburzony Jaskier.
  - Całe życie spędziłem w towarzystwie idiotów. Mam wprawę.
  - Ech, dość, bo zaraz cię palnę w ten rudy łeb - Wierszokleta zakończył tym obecną dyskusję. - Lepiej pokaż mi nieco terenów. Dawno mnie tu nie było, oj dawno.

..

        - O! A tej okolicy nie znam! - powiedział zadowolony wilk. Biały basior przesadził susami kilka zasp.
  Leonardo z trudem nadążał za Jaskrem. Całe szczęście mimo małego wzrostu potrafił wysoko skakać. W końcu zrównał się z pyskiem poety.
  - Jaskier, chyba powinniśmy zawrócić. Nawet ja nie wiem gdzie jesteśmy, a już trochę tych terenów zwiedziłem jeszcze przed dołączeniem - lis próbował wyperswadować przyjacielowi pomysł zagłębiania się w obce tereny.
  - Nie ufasz moim traperskim umiejętnościom? - odparł z uśmiechem poeta.
  - Przecież one nie istnieją!
  - A właśnie, że istnieją! Dlaczego nikt we mnie nie wierzy? - basior dalej uparcie brnął do przodu.
  -  Jaskier, po raz ostatni...
  - ĆŚŚŚŚ! - Wierszokleta przyłożył do łapę do pyska.
  Leo aż fuknął oburzony.
  - Co mnie cichasz?! Sam paplasz jak...
  - No mówię CICHO! Słyszysz to?
  Trybik nadstawił uszu według polecenia wierszoklety. Przez chwilę nic nie słyszał. Zaraz jednak dotarły do niego dziwne odgłosy...jakby walki. Spojrzał na towarzysza i od razu pokręcił przecząco głową. O nie, to zły pomysł...
  Wilk ruszył w kierunku odgłosów. Lis westchnął i ruszył za nim. To zły pomysł i na pewno źle się skończy. Spróbuj jednak przekonać Jaskra do zaniechania swojego kolejnego planu. Nie był to właściwie nawet plan. Poeta po prostu biegł za odgłosami jakiejś zażartej potyczki. W końcu trafili także na ślady grupki osób. Coraz bardziej podekscytowany poeta przyspieszył zmuszając Pokręta do niemożliwego tępa biegu (każdy krok Jaskra odpowiadał kilku jego). W końcu dotarli do jakiejś jaskini oświetlonej pomarańczowym blaskiem ogniska. Na widok rozgrywającej się w niej sceny obaj stanęli jak wryci.
  Na środku podłogi usłanej krwią i wnętrznościami leżała jakaś blond włosa wadera. Nad nią z wyciągniętym ku górze płonącym metalowym pudełeczkiem (ani Jaskier ani Leo w życiu nie widzieli zapalniczki) i demonicznym uśmiechem tryumfu stała brunetka. Niedaleko w trzymany przez brunetkę przedmiot z namaszczeniem wpatrywała się mała waderka z rudymi kłakami. Z boku wielki biały basior z osłupieniem wpatrywał się w dziewczyny trzymając łapę na wpół rozszarpanym ciałem jelenia. A w kącie kulił się jakiś trójkolorowy biedak.
  Jaskier wciągnął głośno powietrze, niemal doprowadzając się do kolejnego ataku kaszlu. Wszystkie pięć łbów zwróciło się na niego i Leonarda.
  - Jeny julek, Leoś! - powiedział tonem równocześnie wyrażającym przerażenie i fascynację. - Sataniści!


Rex/Dan/Trash/Kami/Lira? x3 (Angel, wybacz, że cię tak porzuciłam *^*)

4 komentarze:

  1. Dziewczyno, piękne! ~ SATANIŚCI!
    Jaskier wybrał najodpowiedniejszy moment ever x3
    Ja odpiszę, JA! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałam dodać, że niesamowicie podoba mi się relacja Leo i Jaskierka, a ich dialogi są pomysłowe miejscami tak, że wierzyć się nie chce ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat mnie wena zaatakowała x3 Czekam na to dokończenie.
      A z tymi satanistami to sama nie wiem co mi do głowy strzeliło, ale jestem z tego dumna XD

      Usuń

Podziel się z nami Swoją opinią :)