Gdybyście mili znaleźć się w głębokiej otchłani i musielibyście wybrać tylko jeden kolor: czarny lub biały, jakbyście wybrali? Innymi słowy - wolelibyście by do końca waszych dni otaczała was czerń, czy biel?
Chociaż to ostatnie słowo wymaga odrobiny doprecyzowania. Ten jasny i przeraźliwie czysty kolor, określamy pewnym mianem. Mówimy przecież „biały”, bo trzeba go jakoś nazwać, ale moim zdaniem jego prawdziwe imię brzmi „nicość”. Czerń to brak światła, a biel natomiast - to brak wspomnień, barwa pustej pamięci.
Wiele istot rozumnych na tym świecie boi się ciemności. Nie lubią czerni, ani nocy, gdyż kojarzy się ona z najgłębiej skrywanymi lękami. Chociaż to również powinniśmy sprecyzować. Wiele wilków nie boi się samej ciemności, ale tego co czyha na nie w tej czarnej pustce. A co takiego szczerzy się do nas w głębi mroku, ukazując swe wielkie, ostre zęby? Co takiego bacznie nas obserwuje, swymi czerwonymi ślepiami? Powiem wam co na nasz czyha. To nasza wyobraźnia, nasza niewiedza i emocje. Gdy czegoś się boimy, niepotrzebnie się nakręcamy, a przez to przestajemy racjonalnie myśleć. A gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Tak przynajmniej mi się wydaje.
Ja jednak wolałabym znaleźć się w czarnej otchłani, a nie białej. Nie lubię nicości, i to właśnie jej lękam się bardziej niż mroku. Właściwie to ciemności nigdy się nie bałam. Zawsze twierdziłam, że w noc jesteśmy bezpieczniejsi, gdyż wszystkie uczynki - zarówno dobre jak i złe - są chowane przed światem. Nie, nie obawiałam się czerni. Jednak zawsze bardzo nie lubiłam bieli. Tej pustej, jasnej nicości. Wyczyszczonej pamięci, umysłu bez wspomnień.
Dlatego właśnie nigdy nie lubiłam śniegu.
- Lepkie cholerstwo. - mruknęłam, otrzepując futro z kolejnych warstw białego puchu. To nie jest tak, że nie lubiłam zimna. Sam śnieg też nie był taki zły, gdyż przypominał mi o tym, jak kiedyś bawiliśmy się z Finn’em w wojnę na śnieżki. Do dzisiaj się w nią bawimy, gdy mamy dobry humor, mimo, że już dawno powinniśmy z niej wyrosnąć.
Ale gdy byłam sama, nie czułam się komfortowo. Tylko ja i otaczająca mnie biała nicość. Dzisiaj nie było ze mną nawet Finn’a, bo wspomniał, że ma zamiar coś malować. Nie wiem jak on znajduje zapał do sztuki, gdy jest otoczony tak jasną pystką. Zwłaszcza, że płótno również jest białe.
Moim oczom ukazała się jaskinia. Nigdy wcześniej jej nie widziałam, ale to może dlatego, że do tej pory nie było nikogo, kto mógłby nas oprowadzić. A właściwie, to ja do tej pory nikogo o to nie poprosiłam. Finn ciągle narzekał i jęczał mi nad uchem, mówiąc, że powinnam kogoś poprosić o to, by nas tutaj oprowadził. Ale gdy odpowiadałam mu, że sam może pójść do kogoś z tym pytaniem, brat nagle milkł i zmieniał temat. Nikogo o nic nie prosiliśmy i oto tego skutki.
Bez dłuższego wahania, weszłam do jaskini.
W środku było ciemno, jednak nie na tyle, bym nie mogła niczego dostrzec. Właściwie to czułam się lepiej otoczona przez czerń i szarość, niż ten przeklęty wytwór szatana, zwany śniegiem.
Nagle dostrzegłam wilka. Był on wysoki i miał ciemne futro. Leżał zwinięty w kłębek, przy ścianie jaskini. Czyżby spał? A może tylko odpoczywał? Nie miałam pojęcia, ale nie przypominałam sobie, bym widziała tego samca przy ognisku. A ciężko byłoby przeoczyć skrzydlatego wilka, z tęczową grzywką.
- Nic tu po mnie. - mruknęłam cicho i skierowałam swe kroki do wyjścia.
Nagle usłyszałam szelest. No, może nie tyle szelest co ruch. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że nieznajomy się poruszył.
- Jenna…? - usłyszałam jego niepewny głos.
Wywróciłam oczami i z powrotem skierowałam się w stronę skrzydlatego basiora.
- Niezły strzał, aczkolwiek nie celny. Swojej dziewczyny poszukaj gdzie indziej. - mruknęłam.
Nie chciałam by brzmiało to opryskliwie, ale taka już się urodziłam. Poza tym ogromne ilości śniegu na dworze też się do tego przyczyniły.
Kolorowy podniósł się i zaczął mi się przyglądać uważnie. Po chwili na jego pysku zagościł przyjacielski uśmiech, ale ja widziałam już zbyt wiele, by wziąć go na poważnie.
- Oh, nie przypominam sobie byśmy się kiedykolwiek spotkali.
Wzruszyłam ramionami.
- Może dlatego, że faktycznie tak było?
- Rozumiem. Ale ja nigdy nie miałem nic przeciwko nowym znajomościom, wiesz? - ton jego głosu wcale mi się ni podobał. - Jak ci na imię?
- Na pewno nie Jenna. - mruknęłam.
Miałam już okazje poznać ową waderę i muszę przyznać, że całkiem ją polubiłam. Wydawałyśmy się dość podobne, więc może powinnyśmy spędzać ze sobą więcej czasu?
- To już wiem. Należysz do tej watahy?
- Aha. Jestem nowa. Przyszliśmy tutaj w trakcie wojny i… - urwałam.
Nagle sobie o czymś przypomniałam. Zrobiłam wielkie oczy i zaczęłam dokładniej przypatrywać się wnętrzu jaskini. Że też wcześniej nie zwróciłam na to uwagi! Basior, który wcześniej leżał przy ścianie, gdy się obudził i zaczął ze mną rozmawiać, nie podszedł bliżej. Zupełnie jakby… Nie mógł tego zrobić? Ze względów bezpieczeństwa? Nie, najwyraźniej ktoś chciał by ten nie mógł stąd wyjść. Nie był niczym przywiązany, ale wyczuwałam tutaj coś innego. Tak, to była magia. Od początku wisiała tutaj w powietrzu. A zatem ta niewielka jaskinia, do której weszłam… Była więzieniem?
Tak, teraz wszystko było jasne. To dlatego nie widziałam tego wilka przy ognisku. On był tutaj zamknięty, to on był więźniem. Podczas rozmów przy ogniu wychwyciłam imię tylko jednego wilka, który szczególnie podpadł stadu. A brzmiało ono…
- A więc już wiesz kim jestem. - basior przestał uśmiechać się przyjacielsko. I dobrze bo od tego zaczęło mnie mdlić. - Prawda, Mauro? Oh, czy może wolisz Puck?
- Jesteś Chris, prawda? Ten wilk, który zdradził Wariatów, to ty. - przymrużyłam oczy, nie spuszczając wzroku z więźnia.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że on znał moje imię, a ja nie miałam pojęcia skąd. Zupełnie jakby był jakąś istotą wszechwiedzącą. Ale czy wtedy nie zamknęliby go w jakimś lepiej chronionym miejscu? Tak, zapewne tak. Skąd on zatem to wszystko wie?! Zupełnie jakby… Jakby czytał w myślach? Nie, to przecież głupie. Chociaż…
- Oh, zdrada to zbyt mocne słowo, nie sądzisz?
- Słowa określają czyny. Skoro ono jest mocne, to znaczy, że dopuściłeś się jakiegoś wielkiego występku. - wzruszyłam ramionami i spojrzałam Chis’owi głęboko w oczy - Ale ja myślę, że ty doskonale to wiesz.
Basior nie odpowiadał, ale nie musiał tego robić. Słowa nie zawsze były potrzebne.
„A szczególnie jeśli ktoś może czytać w myślach.”, zauważyłam ironicznie, „Chyba powinnam już pójść. Tak będzie najlepiej.”
- Już idziesz? Zostań, tak miiiiiłoo się z tobą rozmawia. - usłyszałam, gdy znajdowałam się już przy wyjściu.
W tym momencie powinnam zrobić kolejny krok w przód i odejść, nie oglądając się za siebie. Ale jak często myślimy jedno, a robimy drugie?
- Szkoda, że bez wzajemności. Żeby było jasne, nie lubię gdy zagląda mi się do głowy, jasne? A z resztą! Tylko strzępię sobie język, ty i tak zrobisz odwrotnie.
Chris uniósł jedną brew.
- Skąd taka pewność? Nie znasz mnie i moich motywów. A co jeśli to ty jesteś po złej stronie, hę? Zastanawiałaś się kiedyś?
- Że przepraszam, co? - wypaliłam, a kolorowy uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Nie znasz tej watahy i nie znasz Wariatów. A może to ja jestem tutaj tym dobrym?
Wywróciłam oczami, śmiejąc się z irytacją.
Może i miał rację, ja jednak nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Nie lubię mieszać w przeszłości, zwłaszcza jeśli nie dotyczy ona ani mnie, ani moich przyjaciół. Póki co nie mam w tej watasze wielu znajomych. Może jeśli ich zyskam, wtedy… Wtedy trochę ponamieszam.
- Posłuchaj, Tęczowy. Może i jesteś dobry, a może zły. Szczerze? Gówno mnie to obchodzi. Nie wyznaję pojęcia dobra i zła, to zbyt proste. Ale wiesz co? Mam do ciebie pytanie. Dlaczego to zrobiłeś, co? Aż tak źle ci tutaj było?
- Pfff, za kogo ty się masz, co? Przychodzisz tutaj, ja nawet cię nie znam i co?! I myślisz, że odpowiem ci na którekolwiek z pytań?
Westchnęłam, po raz kolejny wywracając oczami. Wszyscy faceci są tacy sami.
- Nie musisz odpowiadać. - odwróciłam się i po raz drugi skierowałam się w stronę wyjścia.
Ta rozmowa od początku nie miała sensu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że chciałam być zła na Chris’a. Chciałam mieć do tego pełne prawo, ale nigdy go nie uzyskam. Z jednego prostego powodu: nie znałam go. I nigdy nie poznam. Z resztą, z wzajemnością.
Jednak opuszczając jaskinię czułam się dziwnie niepewnie. Jakbym o czymś zapomniała. Nie zrobiłam czegoś, co powinnam zrobić już wcześniej? Ale to przecież głupie! Samo przyjście tutaj było łamaniem zasad, więc dlaczego czułam, że powinnam tutaj coś zrobić?
- Hej, Tęczowy! - krzyknęłam do niego i po raz ostatni podeszłam do jego „celi” - Wiesz dlaczego nie możesz być dobry? Już ci mówię. Słyszałam o tobie kilka słów, i chociaż sama nie dzielę świata na dobro i zło, to ty zdecydowanie do tych pierwszych nie należysz.
- Tak myślisz? Co zatem o mnie słyszałaś, Puck? - wywróciłam oczami, gdy usłyszałam swoje przezwisko, wypowiadane przez Chris’a.
Tylko Finn tak do mnie mówił, i dałabym głowę, że skrzydlaty dobrze o tym wiedział.
- Chcesz wiedzieć? A proszę cię bardzo! Wilk bez honoru, zdrajca, przeklęty. Zdradnica, wąż, gnida… Ostatnia szuja…
- Oh, doprawdy? Aż tyle? - basior uniósł jedną brew, a ton jego głosu wyraźnie wskazywał na to, że mi nie wierzy.
Wzruszyłam ramionami.
- Dodałam też coś od siebie. Mało obchodzi mnie to, że nie mam prawa być na ciebie zła. A co? Coś ci nie pasuje?
Chris? Keira, wybacz mi okropny stan opowiadania *^*
Nie mam Ci czego wybaczać, opko jest super ;)
OdpowiedzUsuńO, dzięki ;D
Usuń