niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Canay'a do Gwen - Mylne wrażenie

        Canay przemierzał las w ciszy czując dziwne przytłoczenie. Nie chodziło o Angel, ani o jej przyjaciela. Coś go niepokoiło, może to była Alva? Ona była inna, w sensie takim że była dobra. Ale to i nie ona powodowała jego niepokój, czuł się dziwnie za mało pusty, za mało zły i denerwujący. Z obojętną twarzą pobiegł przed siebie. Gdyby jego matka go zobaczyła w takim stanie to by się po prostu załamała. Gdzie się pojawił jego uśmiech, a oczy zaszły mgłą? Może się czymś zatruł i dlatego się źle czuł? Bardzo możliwe, woda w tamtej rzece była rzeczywiście dziwna. Następnym razem powinien bardziej uważać z jakiego źródła pije wodę.
Biegł dalej przed siebie gdy nagle przy jednym z drzew wyczuł coś co obudziło wszystkie jego zmysły w mgnieniu oka. Podszedł do drzewa dostrzegając na jednej z gałązek odrobinkę futra. Właściciel futra nie był zwyczajnym stworzeniem, posługiwał się magią, którą Efa rozpoznałby na drugim końcu świata po kilkuset latach. Ruszył więc za śladem magii, gdyż na śniegu nie było żadnego widocznego tropu. Czyżby to magiczne stworzenie przed kimś uciekało skoro zaczepiało tak często o jakieś krzaki? A może po prostu się spieszyło. Efa dalej szedł śladem magii, stworzenie musiało tu przechodzić kilka godzin temu podczas gdy padał śnieg, dlatego nie było widocznych śladów, a magia była wyraźnie wyczuwalna. Canay podążał dalej gdy nagle od strony polany dobiegły go odgłosy ptaków, które musiały czegoś się wystraszyć. Po kilku minutach trop wskazywał na to, że i poszukiwane stworzenie poszło w kierunku polany. Czy udało mu się dogonić tę istotę? Dobiegł w końcu do miejsce gdzie spało magiczne stworzenie, ponieważ pod jednym z drzew dostrzegł ślad który świadczył o tym, że ktoś tu spał. Jednak zaraz po drzemce musiał się skierować na polanę, zapewne w celu pożywienia się. Canay ruszył śladem łap, wilczych łap, w stronę gdzie większość osób poluje na sarny czy młode dziki, albo jeszcze inne zwierzaki. Aż dziwne, że obcy wilk tu się krzątał, przyszedł od strony gór i nikogo nie wyczuł? Może tylko tędy przechodzi, kto wie?
Canay dotarł w końcu na polanę gdzie spodziewał się dostrzec przybysza, nie mylił się... Ale to co zobaczył mało go nie zwaliło z nóg. Wysoka wilczyca właśnie stała na samym środku polany obserwując niebo po którym przepływały chmury zwiastujące kolejną śnieżycę. Nie o to chodziło, wilczyca miała czarno-czerwone włosy, a jej czarne futro było również białe. Nie spodziewał się ją tu kiedykolwiek spotkać. W sumie to się nawet z nią nie pożegnał kiedy odchodził z ich rodzinnej watahy... Co ona tu robiła? Mógł to sprawdzić w jedyny sposób. Podbiegł do wilczycy, która gdy tylko go dostrzegła spojrzała na niego w nietypowy dla niej sposób. Zwykle miała raczej tajemnicze spojrzenie i raczej nie pokazywała tego, że się czegoś obawia. Efa zatrzymał się przed nią z uśmiechem, z wyglądu nic się nie zmieniła, ale jej magia miała jakiś inny odcień. Ale kogo to obchodziło, jego siostra była tu i stała przed nim obserwując go uważnie.
- Harytia? Halo? Słyszysz mnie? - Spytał Canay obserwując wilczycę z ogromnym uśmiechem. - Kompletnie nic się nie zmieniłaś, choć mam wrażenie, że podcięłaś trochę włosy. Poza tym mówiłem abyś je w coś wiązała, wtedy mniej się niszczą. Szczególnie teraz zimą, później będą bardzo łamliwe. - Powiedział mrużąc lekko oczy i patrząc z niezadowoleniem na rozpuszczone włosy swojej siostry. Jak tu trafiłaś? Harytia? - Spytał ponownie widząc zdziwione spojrzenie wilczycy.
- Nazywam się Gwenllian. - Odpowiedziała wilczyca, a Canay zrobił ogromne oczy... Przecież... Cooo? Był pewien że to Harytia, a okazuje się, że to zupełnie inna wilczyca o podobnym wyglądzie. O takim samym wyglądzie jak jego siostra, która jednak tu wcale nie przybyła. Poczuł jakby coś się w nim potłukło. Jakby czarny kryształek zastępujący jego serce ułamał się. Przybrał więc ponownie obojętny i znudzony wyraz twarzy i wyminął wilczycę w zamyśleniu. Jak mógł być taki głupi? Jego siostra na pewno siedzi w swojej jaskini w rodzinnej watasze i nigdy się z nią już nie zobaczy, tak samo jak z bratem... Szkoda. Pomyślał snując się w ślimaczym tempie przez ośnieżoną polanę. Naprawdę miał nadzieję, że spotkał swoją siostrę, niestety była to jakaś wilczyca, która niczego z Harytią nie miała wspólnego. - Och... Harytio, wierzę, że niebawem się z tobą i Rubyker'em spotkam. - Powiedział cichutko do siebie pozostawiając wilczycę samej sobie. Czemu od razu mu nie powiedziała, że jest kim innym? Canay by po prostu ją zostawił i dalej spacerował po lesie. W sumie znów to będzie robił przez resztę dnia.


~Gwen? Paczaj na smutnego Efę O.O~

1 komentarz:

  1. Ommm... Efa smuta?
    Z początku było mi naprawdę ciężko wyobrazić go sobie, bez tego złośliwego uśmiechu na ustach. o.O

    OdpowiedzUsuń

Podziel się z nami Swoją opinią :)