czwartek, 20 sierpnia 2015

Od Rex'a do Dan i Liry - Kusząca Zjawa

        - Te, a ten dzyndzołek skąd masz? – zapytała Danka, kiedy układają się na jego mokrym karku zaplątała się w cieniutki srebrny łańcuszek nieco poszarzały od wieku oraz dzikich warunków życia jego właściciela.
- Pamiątka. – mruknął obojętnie.
- Uuu, a po kim lub od kogo? – ciekawość znów zabłysła w jej wielkich oczętach, zaczęła przyglądać się łańcuszkowi, obracając go w łapkach.
- Starych znajomych. – rzekł wymijająco.
Nagle coś zagrzechotało kiedy samiczka targała ozdóbką, coś co przykóło jej uwagę – jakaś rzecz było przyczepione do łańsuszka! Oczywiście musiała to sprawdzić, inaczej nie śmiała by się nazywać Szaloną Dan! Rex jednak nie miał zamiaru ułatwić jej tego zadania, w momencie, kiedy suczka zeskakiwała z jego karku na ziemię on przesunął głowę tak, że uwalił łeb na wisiorku.
- No weź pokarz... – jęknęłam błagającym tonem Danka robiąc wielke ślepia zbitego psa, na co Rex zareagował... W sumie w ogóle nie zareagował, zamknął oczy ignorując małego natrętliwca.
Jednak w co on wierzył? Że Rudzielec się tak prosto podda i da mu spokój? Niedoczekanie jego! Dan warknęła cicho po czym zanurkowała mu między łeb, a łapę zawzięcie drapiąc się do srebrnego wisiorka niczym kret drążąc tunel w swoim kumplu do celu. Rex warknął zirytowany, że mała nie odpuszcza, do tego łaskocze go swoimi małym pazurkami. Uniósł głowę, a dziewczyna napierająca na niego ze wszystkich sił straciwszy opór wturlała mu się na łeb na szyję między łapy i wyrżnęła brodą o jego obojczyk.
- O żeś w mordkę... – mruknęła masując się po dolnej szczęce, jednak ból został szybko zapomniany, kiedy jej oczom ukazał się owy wisiorek, do którego tak uparcie dążyła – Haha! Mam! – zawołała uradowana, chwyciła dwie srebrne plakietki w łapki i czmychnęła z nimi z powrotem na kark, gdzie samiec nie mógł jej zabrać znaleziska (prawie go przy tej radości dusząc).
- Nie ciągnij tak, do cholery. – charchnął do Danki, która stała na nim przyciągając do siebie naszyjniczek chcąc przyjrzeć się każdemu calowi (tak oto dbała o swojego wierzchowca X3) zapominając o fakcie, że wisiorek nie przenika tylko wżyna się samcowi w gardło.
- Rex... Bli-zna... – przeczytała jeden napis na każdej plakietce w międzyczasie kładąc się na brzuchu – Jedno dla przyjaciół, drugie dla wrogów? – rzuciła wychylając głowę i patrząc na Rex’a, któremu mimowolnie uniosły się kąciki ust.
- Szybko się uczysz. – pochwalił ją patrząc na nań kątem złowieszczego ślepia na co rudzielec uśmiechnął się dumnie.
Kiedy dwójka prowadziła swoją dyskusję z cieni ściany wypełzła Lira, która postanowiła, że bezsensem jest się boczyć, siedzieć w kącie oraz tracić czas na obrażanie się kiedy w jaskini toczą się różne rozmowy, nie do pomyślenia było, żeby ich nie usłyszała, jako kuzynka Wargerbund’ów nie stosownym było zostać w tyle z tematami bierzącymi (no i kto inny jak nie ona miał prawo, żeby naprzykszać się Rex’owi i stąpać po cieńkiej granicy między jego pozornym spokojem, a krwiożerczą furią?). Usiadła nieopodal białego „rumaka” i wpatrzyła się w ogień.
- I jak tam, motylico? – zagaił Blizna wypatrując okazję, żeby uwolnić się od ciekawskich pytań Dan.
- A jak ma być? – wzruszyła ramionami widząc kantem oka wredny uśmieszek samca, trochę urazy jeszcze chowała.
- Oj, nie bocz się już tak. – rzekł Rex wstając i podchodząc do niej powolnym krokiem – Wiesz... Pomyślałem sobie, że w sumie szkoda, że twoje moce nie działają zimą. -  psryknął małym płomyczkiem tóż obok jej łapy, który szybko zgasł na zimnej skale. Zaszedł ją od tyłu, jednak zielone ślepia Liry ciągle bacznie go obserwowały, samiec nachylił się nad jej lewym uchem – Moglibyśmy sobie urządzić mały sparing. – mruknął cicho niczym kusząca zjawa.
- Ha, wiesz stary, - zaczęła blondyna ciesząc się wyzwaniem – Chętnie bym cię rozwaliła, ale kurde no, mnie tu już latem nie będzie, niestety. – wzruszyła ramionami z udawanym żalem.
- Oj, nie szkodzi. – szepnął jej w drugie ucho. Czując jego ciepły oddech na futrze zastrzygła pomarańczowym radarkiem oraz uśmiechnęła się pod nosem, w końcu uwaga umięśnionego kolegi skupiła się na niej (choć Danka cały czas uczestniczyła w tej akcji jako wierny jeździec x3) – Nie należę do żadnej watahy... – zaczął okrążać ją powoli trzymając centrymetrowy dystans, jakby zacieśniając krąg wokół przegranego wroga, którego teraz dzielą tylko sekundy od końca. Tyle, że Lira nie czuła ani grama strachu, wręcz przeciwnie, basior imponował jej swoją prowokacją, a oczy aż jarzyły jej się od fascynacji,gdy obserwowała każdy jego ruch – Nie jestem przywiązany do żadnego miejsca, czemu więc nie mógłbym ruszyć z wami... Poczekać do lata? – w jego pysku na kilka chwil zabłysły pomarańczowe płomieniejego, a jego głos był niski, spokojny, jakby faktycznie był demonem pokusy chącym naprowadzić Lirę na swe czychające w mroku sidła.
- I niby byś z nami wtyle wytrzymał, stary? – prychnęła trzymajac się twardo, choć, żeby opanować siebie oraz ton swojego głosu i nie wybuchnąć jak ostatnio tekstem „Kami, czyż on nie jest the best?!” potrzebowała nielada wysiłku – Kozaczysz znowu, nie? – szturchnęła go w klatkę piersiową, bo akurat to miała pod łapą.
Basior uśmiechnął się diabolicznie, stanął na przeciwko niej zniżając łeb do jej poziomu.
– Dla wyzwania? Dla walki? Wytrzymałbym i o wiele więcej.
Uniósł (poduszką ku górze) łapę, drobne języczki ognia oplotły mu pazury, poczym zacisnął ją w pięść dusząc płomienie, a gdy znów  rozpostarł łapsko wyleciał z niej ognisty motyl. Zielone oczęta samiczki patrzyły za nim, gdy zataczał koła nad jej głową, po czym rozprysł się w kaskadę małych iskierek, które opadły ku ziemi, wygaszając się w połowie drogi...

Dan? Lirka? X3

Biały Rumak ^^:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)