wtorek, 21 kwietnia 2015

Od Jenny do Wszystkich - Jak Feniks

        Kiedy odbiegłam zadowolona ze SWOIM WŁASNYM sztyletem, zastanawiałam się co się temu głupkowi wydaje. Ja naprawdę nie rozumiem, czy on myślał, że tak po prostu mu oddam swój sztylet?! Phi, naprawdę widać, że nie zna mnie długo...
I wtedy uśmiech zniknął z mojego pyska, usłyszałam bowiem potężne i groźne warczenie. Pomyślałam, że to Varen, ale... Kiedy usłyszałam zipanie... Wiedziałam, że to nie on.
Cholerny Ferdal! I cholerny Varen! Po kiego grzyba zwiewał ze sztyletem?! W ogóle, po co go zabierał?! Dupek! Zawróciłam więc szybciutko i... mało się nie porzygałam. Smród od potwora był tak wyraźny i kłujący, że ledwo się powstrzymałam. Jednak pokręciłam głową, żeby się ogarnąć i w momencie gdy podniosłam wzrok, trysnęła krew z grzbietu Varena. Oberwał pazurami po calutkim kręgosłupie. Ferdal pochylił się nad nim, jakby miał zamiar go zjeść i wtedy właśnie jęknął. Varen spojrzał na niego. Tia, cudny widok. Ferdal ze sztyletem w oku. Stwór zatoczył się i mało nie upadł na wilka, ale ten się przetoczył. Ostatni moment, bo stwór wpadł pyskiem w śnieg. Głupi błąd, sztylet wbił mu się jeszcze bardziej. Zajęczał więc i zamachnął się porządnie na boki łapami. Wstał i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się złośliwie i zamachałam ogonem. Stwór ruszył w moją stronę. Poderwałam się do góry i patrzyłam na wpadającego w skałę przy, której stałam Ferdala. Zaśmiałam się, a potwór ryknął groźnie. W tym czasie zauważyłam, że Varen podkrada się do potwora od tyłu. No okej, spoko. Gdyby Ferdal nie był jakieś 10 razy większy od Muki!!! Nie uśmiechało mi się, żeby mnie potem w watasze obwiniali, że dałam Panu Jaśnie Łańcuchowi zginąć więc zerwałam z gałęzi sopel i rzuciłam nim w wilka. Syknął, ale cicho, więc Ferdal, który aktualnie był zajęty próbami wyciągnięcia sobie z oka sztyletu, nie usłyszał go. Varen za to zerknął na mnie groźnie. Zleciałam do niego.
- Głupi jesteś?! Tak go nie pokonamy. Ja go zajmę iluzją, a ty leć w tej chwili po watahę, a przynajmniej po kogoś... Jassssne? - wyszeptałam.
- Aha, na pewno. Jeszcze żadna wadera mi nie rozkazywała i nie walczyła za mnie. Nie ma mowy, ja zostaję, ty idziesz - zagroził również szeptem.
- Nie ma teraz czasu na kłótnie, Muka. Ja mogę coś zrobić, żeby mnie nie zabił, a przynajmniej to zastopować. Ciebie już chlasnął. Lepiej idź!
- Jeden jedyny raz się ciebie posłucham. - warknął cicho pod nosem i popędził do watahy.
Uśmiechnęłam się zwycięsko. A potem rozległ się ryk Ferdala. Wyjął sobie sztylet z oka. No dobra, to teraz się pobawimy w kotka i myszkę.
Ferdal szukał mnie... ale kierował się węchem więc co jakiś czas stwarzałam mu iluzję mojego zapachu. Później zrozumiałam, że widocznie ma jakieś receptory, które wyczuwają ciepło ciała więc miałam utrudnione zadanie. Ferdal mimo swego masywnego cielska i niezbyt zgrabnego wyglądu, machał łapami na wszystkie strony i kilkakrotnie się na mnie zamachnął, ale tylko raz mnie zadrapał, przez łopatkę. Pieczenie się nasilało wraz z tym, jak długo byłam w powietrzu, bo wiatr był przeszywający. Wylądowałam więc w śniegu i posypałam nim ranę. Zacisnęłam szczęki. Szczypało i paliło jakby mi ktoś tam pod skórę ogień rozniecał, ale wytrzymałam i po chwili ponownie stwarzałam iluzję, które mocno dezorientowały przeciwnika. Stwarzałam ich nawet kilka naraz, żeby go bardziej zamotać. Przez cały czas jednak trzymałam się z daleka od jego łap, ale obserwowałam. Obserwowałam i dojrzałam to, co chciałam zobaczyć. Tak!
U smoków był jeden punkt, który usypiał smoka, a jeśli się mocno przywaliło lub przebiło, nawet zabijał. Widocznie Ferdale miały podobnie, albo przynajmniej ten. Na moje szczęście, bo stwarzanie iluzji tak długo, sporo mnie kosztowało. Kiedy więc ujrzałam malutki srebrny punkt na tylnej łapie stwora, nie myślałam. Rzuciłam się z powietrza, celując pazurami w ten punkt wielkości źrenicy. Jakimś sposobem potwór zobaczył co się kroi, więc odwrócił się w momencie, gdy byłam już na wyciągnięcie łapy od celu. Zdążyłam zadrasnąć ten cholerny punkcik, kiedy Ferdal zatrzasnął swoje szczęki na moim grzbiecie. 
Zdusiłam ryk, bo nigdy nie pokazywałam słabości. I bardzo dobrze, bo w tym momencie na polanę wpadł Varen w towarzystwie wilków. Ale niestety, nie zdążyłam zobaczyć których. Moje powieki się opierały, ale to było zbyt ciężkie. Zaczęłam zapominać, co się dzieje, co wcześniej robiłam, jak to się stało. Poczułam tylko gruchot żeber a potem usłyszałam groźne wrzaski.
Ostatnie, o czym pomyślałam to to, że cholernie się wściekam. Cholernie się wściekam, bo zaraz stracę przytomność jak jakieś durne waderki z mojego domu. Szlag...

*** Jakiś czas później ***

Usłyszałam stłumione głosy. Zobaczyłam kilka par oczu. I od razu to wszystko do mnie wróciło. Kłótnia z Varenem, iluzję z Ferdalem, jego szczęki na moich żebrach... Ał. Otworzyłam szerzej oczy. Ktoś jęknął, ktoś inny coś wyszeptał, ktoś ściskał mnie za łapę...
- Czy ślina Ferdala jest jeszcze na moim sztylecie? - zapytałam niemrawo, z takim samym uśmieszkiem.
Ktoś parsknął śmiechem, choć wyczuwalne były łzy w tym śmiechu. Inni coś sobie mówili, ale nie byłam w stanie wychwycić dźwięków.
- Wróciła do siebie, na pewno - powiedział głos.
Zamknęłam powieki i zabrałam łapę z uścisku. Chciałam się podnieść, ale poczułam coś ciężkiego na swoim brzuchu. Zmrużyłam oczy i ujrzałam... Inne oczy? Na brzuchu? Ale... jak?! Zaraz, łeb BREGO?!
- Nie możesz wstawać, Skarbie. Nie puścimy cię - odezwała się hybryda.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Mała, jesteś jak Feniks. Myśleliśmy, że nie żyjesz, a ty... odrodziłaś się normalnie! - zaśmiał się ktoś, ale nie wiedziałam kto, choć postanowiłam, że muszę się później dowiedzieć, kto mnie tak nazwał. Trzeba tego kogoś od razu udusić!


<Kto tak zrobił? default smiley :D >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)