Hakai westchnął bezradnie, a lekka irytacja zaczęła w nim
wzrastać. Czemu rozmowy z Andromedą ostatnio były takie trudne? Co robił nie
tak?
- Andromeda, słuchaj... – powiedział spokojnym głosem
zatrzymując się – Wiem, że jestem dla ciebie ważny, ty dla mnie też, wiem że
się o mnie martwisz, ale niepotrzebnie aż tak, na serio mi nic nie jest... –
wadera już otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Hakai ją uprzedził – Dobra,
dobra, czekaj... Dam ci się zbadać, okey? Ale nie teraz. Teraz chcę dojść do
centrum watahy i zobaczyć czy wszystko jest na miejscu. Bezpieczeństwo watahy
jest ważniejsze od mojego zdrowia. Póki co idę, trzymam się na nogach, nie
chwieję i jestem w dobrej formie, naprawdę nie musisz się tak zamartwiać, przez
gorsze przechodziłem i do dziś żyję. – wypluł na jednym oddechu, nie chciał,
żeby wilczyca mu przerywała, toteż ostatnie słowa wręcz wystękał cicho z braku
powietrza, po czym łapczywie zaciągnął pełne płuca tlenu – Więc jak? Dasz mi
dojść do centrum, zobaczyć, czy wszyscy żyją i dopiero wtedy mnie zbadasz?
Innej opcji nie przyjmuję. – wtrącił szybko ostatnie zdanie.
Wadera mruknęła coś pod nosem zirytowana, nie podobał jej
się ten kompromis, był jednak jedynym wyjściem, teraz siłą i tak by nie
przytrzymała basiora.
- Dobra, trzymam cię za słowo. – zgodziła się z
ociąganiem.
- Zawsze ich dotrzymuję. – zapewnił ją z uśmiechm na ustach.
Alfa już miała się odwrócić i odejść, jednak czarny wilk
zastąpił jej drogę, nie dając się wyminąć.
- Ponoć spieszy ci się do watahy. – rzuciła.
- Mógłbym tu stać i do rana cię zapewniać, że w stu
procentach nic mi nie jest, ale byłoby to bez sensu, i tak byś trzymała się
przy swoim. – zaczął, chcąc złagodzić jakoś sprawę, nie podobała mu się
atmosfera między nimi – Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w watasze, dobrze
wiesz, że po tym co razem przeszliśmy w ogień bym za tobą skoczył. Kocham cię i
doceniam to, że się o mnie tak martwisz, nie chcę się więc teraz z tobą
popsztykać o takie gówno...
- Tu chodzi o twoje zdrowie... – wtrąciła samica, jednak
już delikatniejszym głosem.
- Któremu, jak narazie, nic nie jest i wytrzyma drogę
powrotną, ale nie w tym sęk. Nie chcę żebyś się na mnie teraz gniewała, o to mi
chodzi, wiem że cię wkurzam swoim szczeniackim zachowaniem, ale...
- Hakai, nie jestem na ciebie zła. – rzekła samica z lekkim
uśmiechem na pysku – Chcę po prostu, żebyś wiedział ile dla mnie znaczysz.
- Nie musisz mi tego uświadamiać. – odparł wilczur z ulgą
wypisaną na twarzy, czuł już że napięcie między nimi zelżało.
- Nasza wataha się chyba stęskniła. – zmieniła temat
złotooka wyglądając mu przez ramię.
Hakai odwrócił się. Znad zarośli wystawał wielki łeb
Brego odwróconego do nich tyłem, spomiędzy liści prześwitywały jakieś dziwne
mieszanki kolorów - czerwony, szary, biały. Obok wielkiej hybryda widniały
czubki czyiś jasnych uszu.
- Nie przyszedł Mahomet do góry to przyszła góra do
Mahometa. – westchnął z radością w głosie Hakai, cieszył się, że widział resztę
watahy, dopiero teraz uświadomił sobie, że jednak trochę stęsknił się za nimi.
Kiwnął głową Andzi i razem ruszyli truchtem w ich stronę.
Wyskoczyli zza krzaków prosto w środek zebranych... Jednak jedyną znaną im
twarzą była morda Brego, który jako pierwszy zareagował:
- Skarbie, to wy! Znaleźliście się! – zawołał i
przygarnął dwa wilki w jednym wielkim uścisku, dusząc ich do siebie – Właśnie
was szukaliśmy. – rzekł wypuszczając ich.
- Też się cieszymy, że cię widzimy. – mruknął czerwonooki
masując sobie plecy, jednak szczery uśmiech dalej witał na jego twarzy.
- Słuchajcie nas teraz! – rozkazał wesoło Brego – Dużo rzeczy
się działo, jak was nie było, mnustwo nowych twarzy przbyło, taka na przykład
Alva, Skarbie. – samiec wskaza na wysoką kotkę, która była tylko o głowę od
niego niższa.
Piękne białe futro ozdabiało całe jej ciało, a kilka
kolców wyrastało jej nad nosem oraz na uszach. Jej zimne oczy nie były wrogie.
Widać było w nich mądrość, którą dzierżyła samica, a od całej jej postaci bił
majestat oraz – dobrze znany czarnemu Alfie z dziecinstwa - chłód.
- Witajcie, jestem Alva. – przedstawiła się, a jej ostry
akcent spowodował, że Hakai uśmiechnął się pod nosem, tak dziwny i odrębny od
innych, że aż swoijski dla basiora.
Odrazu domyślił się, że kotka pochodzi z tak samo mroźnych
krain co on.
- Ja jestem Hakai, a to Andromeda. – odpowiedział z
lekkim skinieniem głowy – Rozumiem, że szukasz miejsca wśród nas.
- W zasadzie to pozwoliłam już sobie zakwaterować jedną z
jaskiń na tych terenach. – przyznała się samica – Mam nadzieję, że to nie
problem.
- Nie, oczywiście, że nie. – pospieszyła z odpowiedzią
Andromeda – Jesteś u nas mile widziana, jak wszyscy inni.
- Aspen jeszcze jest, Skarbie, z Jenną poszły i gadają o
czymś, nie wiemy o czym. – pokiwał głową Brego, jednak wiedział, że jeszcze są
niedaleko, gdyż jego „kumpel” z głowy nie zawitał jeszcze z powrotem.
- Jenna? Jej dawno nie widziałem. – stwierdził Hakai.
- Aj, Skarbie, bo jej nie było! Wystrzeliła z wulkanu
wraz z Wind i wylądowała heeeeeeen daleko, do domu musiała wracać i
przyszwędała ze sobą to. – wskazał na Chris’a, który uśmiechnął się przyjaźnie.
- Witam, jestem Chris...
- Zaraz, zaraz, jak to wystrzeliła z wulkanu? Z Wind? –
Hakai zrobił wielkie oczy, ale nie musiał znać odpowiedzi na zadane przez
siebie pytania, pokiwał tylko głową i mimowolnie uśmiechnął się pod nosem –
Wiedziałem, że coś zmaluje. – mruknął, jego ton jednak był wesoły, gdyż pomysł
z wulkanem szczerze go rozśmieszył, wymienił porozumiewawcze spojrzenie z drugą
Alfą, po czym zwrócił się do Chris’a, nad którym już stał warczący Brego.
- ... Ej, gościu, czekaj, bez spiny, co ja ci zrobiłem? –
samiec skurczył się przy ziemi i cofał powoli przed kłami hybrydy.
- Ej, zaraz, co tu się dzieje? – Hakai wkroczył między
samców – Nie po to jesteśmy jedną watahą, żeby ze sobą walczyć. – warknął przywołując
hybrydę na miejsce
- On do nas nie należy. – warknął cicho potężny samiec,
cofnął się o parę kroków, czając się przy ziemi – Nie lubimy go, Skarbie,
nieufamy.
Czerwonooki spojrzał podejrzliwie na Chris’a. Teorytycznie
nie wyglądał na seryjnego zabójcę, mordercę, gwałciciela, ani zbiega... Z jego
postury i wyrazu pyska głupi by się tego pewnie nie domyślił, jednak Brego był
agresywny wobec niego, a to wzbudziło nieufność Alfy. Odezwał się jednak niezmienionym
głosem.
- Jak już zapewne wiesz jestem Hakai, z tego co słyszałem
zwiesz się Chris? – samiec wyprostował się kiwając głową, dopiero teraz Alfa dojrzał
u niego pierzaste kończyny – I kumplujesz się z Jenną? – kolejne kiwnięcie –
Więc chyba nie ma problemu byś ty również znalazł sobie miejsce wśród nas. –
głośny warkot od strony Brego spowodował, że skrzydlaty wzdrygnął się, jednak
ostrzegawcze spojrzenie Alfy załatwiło sprawę.
- Brego, mówiłeś coś jeszcze o jakiejś Aspen. – rzekła Andromeda,
żeby rozładować napięcie, które zaczęło wzrastać między trójką samców.
- Ach tak, Skarbie, hybrydą jest jak my, no może nie
koniecznie tak dziwną, ale hybrydą, świeci się jej futro i oczy w nocy, nie
pamięta nic z tego co było kiedyś, latać umie, wspaniale latać umie i
prowadziliśmy ją do was, ale jak mówiliśmy z Jenną gdzieś są teraz.
Kiedy Brego tłumaczył o co chodzi z Aspen Hakai podszedł
do partnerki i szepnął jej w ucho.
- Jeżeli spotkasz gdzieś Zafiro powiedz mu, żeby przez
parę dni obserwował tego Chris’a. – jego głos był ledwo słyszalny, jednak
samica kiwnęła lekko głową słysząc go.
- Czyli nie zaszkodzi poczekać, chyba powinny się zaraz
zjawić? – stwierdziła Andromeda z uśmiechem, jednym uchem słysząc koniec
wypowiedzi Brego – A może powiecie nam coś o sobie, tak żeby skrócić czekanie? –
zaproponowała, patrząc na nowoprzybyłych.
Aspen? Jenna? Alva? Chris? Andromeda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)