piątek, 10 kwietnia 2015

Od Hakai do Andromedy, Alvy, Aspen, Brego, Chris'a i Jenny - Znalezieni

        Hakai westchnął bezradnie, a lekka irytacja zaczęła w nim wzrastać. Czemu rozmowy z Andromedą ostatnio były takie trudne? Co robił nie tak?
- Andromeda, słuchaj... – powiedział spokojnym głosem zatrzymując się – Wiem, że jestem dla ciebie ważny, ty dla mnie też, wiem że się o mnie martwisz, ale niepotrzebnie aż tak, na serio mi nic nie jest... – wadera już otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Hakai ją uprzedził – Dobra, dobra, czekaj... Dam ci się zbadać, okey? Ale nie teraz. Teraz chcę dojść do centrum watahy i zobaczyć czy wszystko jest na miejscu. Bezpieczeństwo watahy jest ważniejsze od mojego zdrowia. Póki co idę, trzymam się na nogach, nie chwieję i jestem w dobrej formie, naprawdę nie musisz się tak zamartwiać, przez gorsze przechodziłem i do dziś żyję. – wypluł na jednym oddechu, nie chciał, żeby wilczyca mu przerywała, toteż ostatnie słowa wręcz wystękał cicho z braku powietrza, po czym łapczywie zaciągnął pełne płuca tlenu – Więc jak? Dasz mi dojść do centrum, zobaczyć, czy wszyscy żyją i dopiero wtedy mnie zbadasz? Innej opcji nie przyjmuję. – wtrącił szybko ostatnie zdanie.
Wadera mruknęła coś pod nosem zirytowana, nie podobał jej się ten kompromis, był jednak jedynym wyjściem, teraz siłą i tak by nie przytrzymała basiora.
- Dobra, trzymam cię za słowo. – zgodziła się z ociąganiem.
- Zawsze ich dotrzymuję. – zapewnił ją z uśmiechm na ustach.
Alfa już miała się odwrócić i odejść, jednak czarny wilk zastąpił jej drogę, nie dając się wyminąć.
- Ponoć spieszy ci się do watahy. – rzuciła.
- Mógłbym tu stać i do rana cię zapewniać, że w stu procentach nic mi nie jest, ale byłoby to bez sensu, i tak byś trzymała się przy swoim. – zaczął, chcąc złagodzić jakoś sprawę, nie podobała mu się atmosfera między nimi – Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w watasze, dobrze wiesz, że po tym co razem przeszliśmy w ogień bym za tobą skoczył. Kocham cię i doceniam to, że się o mnie tak martwisz, nie chcę się więc teraz z tobą popsztykać o takie gówno...
- Tu chodzi o twoje zdrowie... – wtrąciła samica, jednak już delikatniejszym głosem.
- Któremu, jak narazie, nic nie jest i wytrzyma drogę powrotną, ale nie w tym sęk. Nie chcę żebyś się na mnie teraz gniewała, o to mi chodzi, wiem że cię wkurzam swoim szczeniackim zachowaniem, ale...
- Hakai, nie jestem na ciebie zła. – rzekła samica z lekkim uśmiechem na pysku – Chcę po prostu, żebyś wiedział ile dla mnie znaczysz.
- Nie musisz mi tego uświadamiać. – odparł wilczur z ulgą wypisaną na twarzy, czuł już że napięcie między nimi zelżało.
- Nasza wataha się chyba stęskniła. – zmieniła temat złotooka wyglądając mu przez ramię.
Hakai odwrócił się. Znad zarośli wystawał wielki łeb Brego odwróconego do nich tyłem, spomiędzy liści prześwitywały jakieś dziwne mieszanki kolorów - czerwony, szary, biały. Obok wielkiej hybryda widniały czubki czyiś jasnych uszu.
- Nie przyszedł Mahomet do góry to przyszła góra do Mahometa. – westchnął z radością w głosie Hakai, cieszył się, że widział resztę watahy, dopiero teraz uświadomił sobie, że jednak trochę stęsknił się za nimi.
Kiwnął głową Andzi i razem ruszyli truchtem w ich stronę. Wyskoczyli zza krzaków prosto w środek zebranych... Jednak jedyną znaną im twarzą była morda Brego, który jako pierwszy zareagował:
- Skarbie, to wy! Znaleźliście się! – zawołał i przygarnął dwa wilki w jednym wielkim uścisku, dusząc ich do siebie – Właśnie was szukaliśmy. – rzekł wypuszczając ich.
- Też się cieszymy, że cię widzimy. – mruknął czerwonooki masując sobie plecy, jednak szczery uśmiech dalej witał na jego twarzy.
- Słuchajcie nas teraz! – rozkazał wesoło Brego – Dużo rzeczy się działo, jak was nie było, mnustwo nowych twarzy przbyło, taka na przykład Alva, Skarbie. – samiec wskaza na wysoką kotkę, która była tylko o głowę od niego niższa.
Piękne białe futro ozdabiało całe jej ciało, a kilka kolców wyrastało jej nad nosem oraz na uszach. Jej zimne oczy nie były wrogie. Widać było w nich mądrość, którą dzierżyła samica, a od całej jej postaci bił majestat oraz – dobrze znany czarnemu Alfie z dziecinstwa - chłód.
- Witajcie, jestem Alva. – przedstawiła się, a jej ostry akcent spowodował, że Hakai uśmiechnął się pod nosem, tak dziwny i odrębny od innych, że aż swoijski dla basiora.
Odrazu domyślił się, że kotka pochodzi z tak samo mroźnych krain co on.
- Ja jestem Hakai, a to Andromeda. – odpowiedział z lekkim skinieniem głowy – Rozumiem, że szukasz miejsca wśród nas.
- W zasadzie to pozwoliłam już sobie zakwaterować jedną z jaskiń na tych terenach. – przyznała się samica – Mam nadzieję, że to nie problem.
- Nie, oczywiście, że nie. – pospieszyła z odpowiedzią Andromeda – Jesteś u nas mile widziana, jak wszyscy inni.
- Aspen jeszcze jest, Skarbie, z Jenną poszły i gadają o czymś, nie wiemy o czym. – pokiwał głową Brego, jednak wiedział, że jeszcze są niedaleko, gdyż jego „kumpel” z głowy nie zawitał jeszcze z powrotem.
- Jenna? Jej dawno nie widziałem. – stwierdził Hakai.
- Aj, Skarbie, bo jej nie było! Wystrzeliła z wulkanu wraz z Wind i wylądowała heeeeeeen daleko, do domu musiała wracać i przyszwędała ze sobą to. – wskazał na Chris’a, który uśmiechnął się przyjaźnie.
- Witam, jestem Chris...
- Zaraz, zaraz, jak to wystrzeliła z wulkanu? Z Wind? – Hakai zrobił wielkie oczy, ale nie musiał znać odpowiedzi na zadane przez siebie pytania, pokiwał tylko głową i mimowolnie uśmiechnął się pod nosem – Wiedziałem, że coś zmaluje. – mruknął, jego ton jednak był wesoły, gdyż pomysł z wulkanem szczerze go rozśmieszył, wymienił porozumiewawcze spojrzenie z drugą Alfą, po czym zwrócił się do Chris’a, nad którym już stał warczący Brego.
- ... Ej, gościu, czekaj, bez spiny, co ja ci zrobiłem? – samiec skurczył się przy ziemi i cofał powoli przed kłami hybrydy.
- Ej, zaraz, co tu się dzieje? – Hakai wkroczył między samców – Nie po to jesteśmy jedną watahą, żeby ze sobą walczyć. – warknął przywołując hybrydę na miejsce
- On do nas nie należy. – warknął cicho potężny samiec, cofnął się o parę kroków, czając się przy ziemi – Nie lubimy go, Skarbie, nieufamy.
Czerwonooki spojrzał podejrzliwie na Chris’a. Teorytycznie nie wyglądał na seryjnego zabójcę, mordercę, gwałciciela, ani zbiega... Z jego postury i wyrazu pyska głupi by się tego pewnie nie domyślił, jednak Brego był agresywny wobec niego, a to wzbudziło nieufność Alfy. Odezwał się jednak niezmienionym głosem.
- Jak już zapewne wiesz jestem Hakai, z tego co słyszałem zwiesz się Chris? – samiec wyprostował się kiwając głową, dopiero teraz Alfa dojrzał u niego pierzaste kończyny – I kumplujesz się z Jenną? – kolejne kiwnięcie – Więc chyba nie ma problemu byś ty również znalazł sobie miejsce wśród nas. – głośny warkot od strony Brego spowodował, że skrzydlaty wzdrygnął się, jednak ostrzegawcze spojrzenie Alfy załatwiło sprawę.
- Brego, mówiłeś coś jeszcze o jakiejś Aspen. – rzekła Andromeda, żeby rozładować napięcie, które zaczęło wzrastać między trójką samców.
- Ach tak, Skarbie, hybrydą jest jak my, no może nie koniecznie tak dziwną, ale hybrydą, świeci się jej futro i oczy w nocy, nie pamięta nic z tego co było kiedyś, latać umie, wspaniale latać umie i prowadziliśmy ją do was, ale jak mówiliśmy z Jenną gdzieś są teraz.
Kiedy Brego tłumaczył o co chodzi z Aspen Hakai podszedł do partnerki i szepnął jej w ucho.
- Jeżeli spotkasz gdzieś Zafiro powiedz mu, żeby przez parę dni obserwował tego Chris’a. – jego głos był ledwo słyszalny, jednak samica kiwnęła lekko głową słysząc go.

- Czyli nie zaszkodzi poczekać, chyba powinny się zaraz zjawić? – stwierdziła Andromeda z uśmiechem, jednym uchem słysząc koniec wypowiedzi Brego – A może powiecie nam coś o sobie, tak żeby skrócić czekanie? – zaproponowała, patrząc na nowoprzybyłych.

Aspen? Jenna? Alva? Chris? Andromeda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)