piątek, 3 kwietnia 2015

Od Hakai do Andromedy - Odpowiedzialność

        Hakai zdyspoułzował jelenia naprawdę szybko, zostawiając jedynie niewylizane kości oraz część od szyji w górę, na którą nie miał już miejsca. Szybko rzucił ochłap w krzaki, będzie miał go na później, a Andromeda przynajmniej nie będzie musiała na to patrzeć. Wyturalł się w śniegu, żeby pozbyć się resztek krwi, po czym podszedł do wadery, która smacznie drzemała. Ułożył się obok niej, jednak ona otworzyła oczy.
- Idź spać. – rzekł cicho.
- Nie jestem śpiąca. – odpowiedziała – Jak się czujesz?
- Ja? Zdrowy i silny niczym koń. – rzucił z przekonaniem w głosie, a żeby to udwodnić wstał, obrócił się przed nią kilka razy oraz potrzepał głową (co przyprawiło go o lekki zawrót głowy, ale zamaskował to).
- Coś nie chce mi się wierzyć, porządnie oberwałeś, wybiło cię to na całą noc. – powiedziała wilczyca wstając, by obejrzeć go porządnie.
- Naprawdę, nic mi nie jest. – odpowiedział odsówając się od niej.
Nikt nigdy nie poświęcał mu tyle uwagi oraz troski, więc i teraz jej nie potrzebował. Wręcz czuł się dziwnie przy takiej opiece, przecież nic mu nie było, a wielu innych radziło sobie dobrze po gorszych wypadkach. Alfa obrzuciła go podejżliwym spojrzeniem, jednak nie chcąc się kłócić dała spokój. W końcu jakby na serio mu coś było nie skakałby jak źrebak.
Hakai spojrzał w niebo w zamyśleniu.
- Nie chciałbym psuć dobrej zabawy, kochana, ale musimy wrócić na chwilę do Centrum. – stwierdził mało wesołym głosem. Dobrze mu tu było z Andromedą, sam na sam, bez żadnych obowiązków oraz problemów watahy. Powoli zaczął odczuwać tęsknotę za życiem samotnika... teraz jednak nie miał o czym myśleć. Kości zostały rzucone i nie było drogi powrotnej. Sam zdecydował się na watahę, przyjął do niej tyle osób, tyle razem przeszli, nie mógł ich teraz zostawić, przecież byłoby to niczym nóż w plecy dla wielu z nich – Jesteśmy Alfami. Mamy swoje obowiązki. Nie możemy zostwiać naszej watahy na tak długo bez nadzoru. – mruknął stanowczo na wpół do siebie, na wpół do Andromedy.
Samiec uśmiechnął się delikatnie do niej, po czym wstali i ruszyli razem ramię w ramię w stronę Chwasta.
- Ciebie też ciekawi co takiego zdążyli zmalować pod naszą nieobecność? – zagaił czerwonooki.
- Masz na myśli wszystkich, czy kładziesz nacisk na Blindwind? – zapytała z uśmiechem samica.
Hakai zaśmiał się krótko. Faktycznie. Co do reszty nie miał aż takich podejrzeń jak do Blindwind. Mógł sobie dać łapę uciąć, że napewno przeskrobała już niejedną rzecz...


Andromeda? Wybacz „wartką akcję” opowiadania, ale serio mi brak pomysłów ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)