wtorek, 21 kwietnia 2015

Od Hakai i Brego do Wszystkich - W Watasze Siła

        <Pozwólcie, że cofnę się trochę w czasie do momentu sprzeczki Brego i Chris’a)
- No właśnie, słyszycie go, zamknijcie pyski! – warknął Brego i strzelił go w łeb ogonem.
- To ty robisz rabanu za trzech! Nikt nie wie nawet o co ci chodzi! – odwarknął się Chris szczerząc kły.
- Dobrze wiecie o co nam chodzi! – jego głos tłumiony był przez głośny warkot w jego gardle.
- Skąd mam wiedzieć, gdzie one są, ty się wszędzie wciskasz, ty powinieneś wiedzieć!
- Macie jakiś problem?!
Nagle słychać było głuchy huk, kiedy ich łby zderzyły się ze sobą w przepychance. Chris jednak miał mniejszą masę od Brego, który bez problemu pchał wilczura na ścianę. Warkoty rozlegały się po całej jaskini, teraz już nikt nie spał, wszyscy patrzyli na dwa samce – Hakai, Andromeda i Zafiro wrócili się z podziemnych źródełek zobaczyć co się dzieje, nawet Wind z Dean’em się pojawili, a Alva była już w drodze, rozwścieczona niczym byk. Zanim jednak ktokolwiek zdołał zareagować warkot niczym niedźwiedzi ryk zagłuszył dwóch rywali i chwilę później pojawił się Rex.
Kły wbił w kark Chris’a, odrzucając go na bok, a Brego wymierzył kopniaka w klatkę piersiową, co wybiło mu dech z piersi. Wszyscy zamilkli ze zdziwienia, nikt się nie spodziewał jego interwencji.
- Czy wam naprawdę na głowy się rzuciło?! – wrzasnął obnarzając kły, a od jego basowego głosu aż ściany zadrżały – Jesteście jedną watahą, a zachowujecie się jak banda wojskowych, nie wiedzących kto jest im wrogiem, a kto bratem!
- Głośniej, porszę, Ferdale nas jeszcze nie słyszały. – Hakai wkroczył między ich nich, z ogonem wysoko podniesionym, a uszami położonymi wzdłuż głowy, jego głos był jednak spokojny, przerywany tylko cichym warkotem. Widząc Alfę wszelkie oznaki wrogości oraz krzywe miny zniknęły z ich twarzy, nawet Rex przybrał neutralny wyraz pyska i odsunął się – Do cholery jasnej, moglibyście chociaż na chwilę zachować wasze spory na kiedy indziej? Później będziecie mieli mnóstwo czasu, żeby zachowywać się jak niewyżyte dzieci! Teraz mamy inne problemy. – patrzył raz na Brego, raz na Chris’a, którzy oboje mieli teraz miny, na których widniał wstyd.
Faktycznie, jak na taką sytuacje w watasze jaka była teraz zachowywali się niedorzecznie.
- Wybaczcie nam, nasza wina. – rzekł cicho Brego, z bólem przyznając się do winny – Nie da się ukryć, Skrabie, nie da się ukryć. – Brego zrobił wielkie oczy – Co wy tu robicie? – zapytał zaskoczony obecnością drugiego siebie – No wiesz, Skarbie wadery nie ma, więc przyszliśmy z powrotem, zobaczyć co tam u was, niezły bigos się szykuje. – rzekł obojętnym głosem.
- Jak to Aspen nie ma? – zapytała Andromeda ze zdziwieniem.
- No nie ma. – wzruszył ramionami Brego – Wymsknęła się, Skrabie, wybaczcie nam, mieliśmy jej pilnować, ale zawiedliśmy!
- Jenna i Varen też wybiegli z jaskini. – rzekł Leonardo.
W tym momencie wściekłe ryknięcie spowodowało, że wszyscy zwrócili głowy ku wyjściu.
- Pięknie, brakuje nam trzech członków i mamy Ferdala na karku, gratuluję. – warknęła Alva, patrząc wymownie na Brego i Chris’a
- Brego, Dean, Alva, Rex, idzecie ze mną! – warknął Hakai, nie miał zamiaru powtarzać błędów z poprzedniej potyczki, teraz miał zamiar poprowadzić watahę do boju, jak prawdziwy Alfa – Raph, Chris, Zafiro, zostajecie tu i pilnujecie wader i lisa! – z tymi słowami ruszył biegiem do wyjścia, a wyznaczeni ruszyli pędem za Alfą.
U wejścia do jaskini jednak Hakai zahamował gwałtownie, a cała świta władowała mu się na plecy. Czwórka wilków oraz hybryda z chedeerianem w plątninie łap i ogonów runęła na Varen’a, który właśnie wbiegał do groty.
- Chciałeś czegoś? – mruknął Hakai, który leżał basiorowi na plecach, a jego kręgosłup wbijał mu sie w brzuch.
- Ferdal nas atakuje. – warknął zirytowany, bowiem jego przestrzeń osobista została gwałtownie naruszona, aż zbyt gwałtownie.
- Co ty, Skarbie, nie powiesz. – prychnął Brego i stuknął go kopytem w głowę (ta oto kończyna była tylko do dyspozycji, cała reszta była przygnieciona stertą wilków i chedeerianką).
- Złaźcie, pchlarze. – warknął Rex, wstając na równe nogi, rozpychając członków i przewracając ich jeszcze bardziej (o ile to było możliwe).
Hakai wyskrobał się na nogi, otrzepał ze śniegu, który go oblepił, po czym ruszył pędem dalej.
- Za mną! – rzucił przez ramię, a cała szycha błyskawicznie pozbierała się po zderzeniu.

        Kiedy dobiegli już na pole bitwy przerażenie sparaliżowało Hakai od stóp do głów. Zarył łapami o ziemię, wpatrując się w małe ciało Jenny między kłamy Ferdala. Krótko to jednak trwało, nie mógł znów ogłupieć tak jak poprzednim razem! Potrząsnął głową, furia zabłysła mu w oczach. Ruszył niczym strzała w kierunku Ferdala, odbił się od ziemi, po czym zacisnął kły za jednym z uszu – wilki miały tam czuły punkt, miał nadzieję, że te bestie również. Poczwara zawyła z bólu, wypuściła ze szczęk Jennę, trzepnęła głową, a Hakai odczepił się od niej, lądując na czterech nogach na śniegu. Tego chciał - żeby zwrócić na siebie uwagę potwora.
Był on jednak jakiś dziwny. Zataczał się na łapach, był ospały, jakby w ogóle nie kontaktował.
Wataha jednak nie miała zamiaru zostawiać Alfy na pastwę losu. Wróg może był  poszkodowany, ale dalej niebezpieczny. Szybko rzucili się na przeciwnika, a Hakai miał chwilę, żeby wydać rozkazy.
- Alva! Zabierz Jennę do jaskini, zajmij sie nią, przyślij Zafiro!
- Ale...
- To rozkaz! – warknął, chedeerianka odsunęła się od pola bitwy.

Hakai domyślił się o co jej chodziło. Sądziła zapewne, że nie dadzą mu rady, jednak on był innego zdania. Raz dali radę, wtedy nie byli nawet prowadzeni przez nikogo, wszyscy po prostu rzucili się na poczwarę i ją pokonali. Tym razem jednak Hakai miał zamiar ich pokierować, tak jak na Alfę przystało, była to w końcu jego wataha, życia jego rodziny i on miał zamiar przeprowadzić to tak, by wszyscy przeżyli...

Kto chce się wykazać? Może Dean? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)