<Pozwólcie, że cofnę się trochę w czasie do momentu
sprzeczki Brego i Chris’a)
- No właśnie, słyszycie go, zamknijcie pyski! – warknął
Brego i strzelił go w łeb ogonem.
- To ty robisz rabanu za trzech! Nikt nie wie nawet o co
ci chodzi! – odwarknął się Chris szczerząc kły.
- Dobrze wiecie o co nam chodzi! – jego głos tłumiony był
przez głośny warkot w jego gardle.
- Skąd mam wiedzieć, gdzie one są, ty się wszędzie
wciskasz, ty powinieneś wiedzieć!
- Macie jakiś problem?!
Nagle słychać było głuchy huk, kiedy ich łby zderzyły się
ze sobą w przepychance. Chris jednak miał mniejszą masę od Brego, który bez
problemu pchał wilczura na ścianę. Warkoty rozlegały się po całej jaskini,
teraz już nikt nie spał, wszyscy patrzyli na dwa samce – Hakai, Andromeda i
Zafiro wrócili się z podziemnych źródełek zobaczyć co się dzieje, nawet Wind z
Dean’em się pojawili, a Alva była już w drodze, rozwścieczona niczym byk. Zanim
jednak ktokolwiek zdołał zareagować warkot niczym niedźwiedzi ryk zagłuszył
dwóch rywali i chwilę później pojawił się Rex.
Kły wbił w kark Chris’a, odrzucając go na bok, a Brego
wymierzył kopniaka w klatkę piersiową, co wybiło mu dech z piersi. Wszyscy
zamilkli ze zdziwienia, nikt się nie spodziewał jego interwencji.
- Czy wam naprawdę na głowy się rzuciło?! – wrzasnął
obnarzając kły, a od jego basowego głosu aż ściany zadrżały – Jesteście jedną
watahą, a zachowujecie się jak banda wojskowych, nie wiedzących kto jest im
wrogiem, a kto bratem!
- Głośniej, porszę, Ferdale nas jeszcze nie słyszały. –
Hakai wkroczył między ich nich, z ogonem wysoko podniesionym, a uszami
położonymi wzdłuż głowy, jego głos był jednak spokojny, przerywany tylko cichym
warkotem. Widząc Alfę wszelkie oznaki wrogości oraz krzywe miny zniknęły z ich
twarzy, nawet Rex przybrał neutralny wyraz pyska i odsunął się – Do cholery
jasnej, moglibyście chociaż na chwilę zachować wasze spory na kiedy indziej? Później
będziecie mieli mnóstwo czasu, żeby zachowywać się jak niewyżyte dzieci! Teraz
mamy inne problemy. – patrzył raz na Brego, raz na Chris’a, którzy oboje mieli
teraz miny, na których widniał wstyd.
Faktycznie, jak na taką sytuacje w watasze jaka była
teraz zachowywali się niedorzecznie.
- Wybaczcie nam, nasza wina. – rzekł cicho Brego, z bólem
przyznając się do winny – Nie da się ukryć, Skrabie, nie da się ukryć. – Brego
zrobił wielkie oczy – Co wy tu robicie? – zapytał zaskoczony obecnością
drugiego siebie – No wiesz, Skarbie wadery nie ma, więc przyszliśmy z powrotem,
zobaczyć co tam u was, niezły bigos się szykuje. – rzekł obojętnym głosem.
- Jak to Aspen nie ma? – zapytała Andromeda ze
zdziwieniem.
- No nie ma. – wzruszył ramionami Brego – Wymsknęła się,
Skrabie, wybaczcie nam, mieliśmy jej pilnować, ale zawiedliśmy!
- Jenna i Varen też wybiegli z jaskini. – rzekł Leonardo.
W tym momencie wściekłe ryknięcie spowodowało, że wszyscy
zwrócili głowy ku wyjściu.
- Pięknie, brakuje nam trzech członków i mamy Ferdala na
karku, gratuluję. – warknęła Alva, patrząc wymownie na Brego i Chris’a
- Brego, Dean, Alva, Rex, idzecie ze mną! – warknął
Hakai, nie miał zamiaru powtarzać błędów z poprzedniej potyczki, teraz miał
zamiar poprowadzić watahę do boju, jak prawdziwy Alfa – Raph, Chris, Zafiro,
zostajecie tu i pilnujecie wader i lisa! – z tymi słowami ruszył biegiem do
wyjścia, a wyznaczeni ruszyli pędem za Alfą.
U wejścia do jaskini jednak Hakai zahamował gwałtownie, a
cała świta władowała mu się na plecy. Czwórka wilków oraz hybryda z
chedeerianem w plątninie łap i ogonów runęła na Varen’a, który właśnie wbiegał
do groty.
- Chciałeś czegoś? – mruknął Hakai, który leżał basiorowi
na plecach, a jego kręgosłup wbijał mu sie w brzuch.
- Ferdal nas atakuje. – warknął zirytowany, bowiem jego
przestrzeń osobista została gwałtownie naruszona, aż zbyt gwałtownie.
- Co ty, Skarbie, nie powiesz. – prychnął Brego i stuknął
go kopytem w głowę (ta oto kończyna była tylko do dyspozycji, cała reszta była
przygnieciona stertą wilków i chedeerianką).
- Złaźcie, pchlarze. – warknął Rex, wstając na równe
nogi, rozpychając członków i przewracając ich jeszcze bardziej (o ile to było
możliwe).
Hakai wyskrobał się na nogi, otrzepał ze śniegu, który go
oblepił, po czym ruszył pędem dalej.
- Za mną! – rzucił przez ramię, a cała szycha
błyskawicznie pozbierała się po zderzeniu.
Kiedy dobiegli już na pole bitwy przerażenie
sparaliżowało Hakai od stóp do głów. Zarył łapami o ziemię, wpatrując się w
małe ciało Jenny między kłamy Ferdala. Krótko to jednak trwało, nie mógł znów
ogłupieć tak jak poprzednim razem! Potrząsnął głową, furia zabłysła mu w
oczach. Ruszył niczym strzała w kierunku Ferdala, odbił się od ziemi, po czym
zacisnął kły za jednym z uszu – wilki miały tam czuły punkt, miał nadzieję, że
te bestie również. Poczwara zawyła z bólu, wypuściła ze szczęk Jennę, trzepnęła
głową, a Hakai odczepił się od niej, lądując na czterech nogach na śniegu. Tego
chciał - żeby zwrócić na siebie uwagę potwora.
Był on jednak jakiś dziwny. Zataczał się na łapach, był
ospały, jakby w ogóle nie kontaktował.
Wataha jednak nie miała zamiaru zostawiać Alfy na pastwę
losu. Wróg może był poszkodowany, ale
dalej niebezpieczny. Szybko rzucili się na przeciwnika, a Hakai miał chwilę,
żeby wydać rozkazy.
- Alva! Zabierz Jennę do jaskini, zajmij sie nią,
przyślij Zafiro!
- Ale...
- To rozkaz! – warknął, chedeerianka odsunęła się od pola
bitwy.
Hakai domyślił się o co jej chodziło. Sądziła zapewne, że
nie dadzą mu rady, jednak on był innego zdania. Raz dali radę, wtedy nie byli
nawet prowadzeni przez nikogo, wszyscy po prostu rzucili się na poczwarę i ją
pokonali. Tym razem jednak Hakai miał zamiar ich pokierować, tak jak na Alfę
przystało, była to w końcu jego wataha, życia jego rodziny i on miał zamiar
przeprowadzić to tak, by wszyscy przeżyli...
Kto chce się wykazać? Może Dean? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)