środa, 22 kwietnia 2015

Od Bran do Blindwind i Hakai - I kto by się spodziewał...

        - To niedorzeczne - powiedziałam sama do siebie.
  Słowik olał mnie zupełnie. Dalej śpiewał. Ile to już będzie? Z dwie godziny? Dwie, cholerne, nieprzespane przez tego sukinkota godziny. Chciałam wyspać się za dnia, żeby móc później podróżować w nocy (wiem, głupi pomysł), ale ten cwaniak oczywiście musiał akurat wtedy dać koncert. Mały, wstrętny, pierzasty szczur...
  Durne ptaszysko jakby słyszało moje myśli - zaczęło jeszcze głośniej drzeć japę.
  - STUL DZIÓB! - warknęłam.
  Znowu głośniejsze tony.
  - Bo zaraz tam wejdę!
  I znowu...
  Miarka się przebrała. Wstałam wściekła i już oparłam przednie łapy o pień, kiedy nagle na przeciwnym drzewie pojawiła się konkurencja mojego kata. Drozd, pięknie upierzony samczyk, wypiął dumnie pierś i również zaczął śpiewać. Nieco skrzekliwiej, ale widać było, że nie robi tego tylko dla popisu. Słowik już olał mnie całkowicie. Starał się przekrzyczeć drozda i, rzeczywiście, trudno było wyróżnić z jego śpiewu koślawe, lecz równie piękne nuty drugiego samczyka. Z ciekawości porzuciłam plany o kolacji z pieczonego słowika i wsłuchałam się w trele. Trwało to zaledwie piętnaście minut, po czym obok drozda przysiadł inny przedstawiciel jego gatunku - tym razem samiczka. Słowik chyba zdębiał, bo siedział cicho gdy parka odleciała. Uśmiechnęłam się czysto złośliwie.
  - No widzisz? On jest mniej niedorzeczny, bo jego praca przynajmniej nie poszła na marne - powiedziałam zadowolona do słowika. - A ty co?
  Ten tylko napiął się dumnie i odleciał między drzewa. Zadowolona ułożyłam się z powrotem w miejscu, które wcześniej odgarnęłam ze śniegu. Mój sen przerywały już tylko słyszane z dala, lecz kompletnie ignorowane przeze mnie ryki. Nawet mi do głowy nie przyszło co w rzeczywistości je wydawało...

  W nocy obudził mnie potężny kopniak. 
  Oberwałam od kogoś w głowę tak, że ,,atakujący" się przewrócił, a ja obróciłam na drugi bok otumaniona. Chwyciłam się łapą za głowę i obejrzałam dookoła. Na ziemi przede mną leżała jakaś biała wadera, również pojękując.
  - Boże, co to było? - powiedziała jakby do siebie.
  - Kobieto, czy ty masz we łbie poprzewracane?! - warknęłam. - Próbuję tutaj spać!
  Wadera aż podskoczyła zaskoczona. Obejrzała się na mnie. Było ciemno, ale ku własnemu zawstydzeniu zauważyłam, że moja rozmówczyni jest ślepa.
  - O matko, wybacz! - podeszła do mnie. - Nie wyczułam cię...a poza tym, czemu do licha śpisz na drodze?
  - Od dawna nie używanej drodze - poprawiłam wstając. - Myślałam, że jeszcze na jakiś czas pozostanie nieużywana.
  Obejrzałam się za siebie. Musiała na mnie spaść jakaś czapa śniegu, skoro nawet węch ślepej wadery nie pomógł. Z doświadczenia wiedziałam, że wilki pozbawione jakiegoś zmysłu mają poprawione pozostałe.
  - Blind! - nagle z krzaków wyszedł jakiś czerwonooki czarny basior. - Miałaś tylko sprawdzić, czy da się tędy przejść, więc co ty do... - i tu mnie zauważył. Zatrzymał się zaskoczony.
  - Em...Dobry wieczór? - uśmiechnęłam się głupkowato.
  Cholercia. Chyba trafiłam na zamieszkane tereny.


Hakai? Blind? Wybacz, że się tak pod nogi wykładam x3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)