Od razu padły następne rozkazy.
-Brego, atakuj łapy tej bestii!- warknął Hakai. Stał
niedaleko Ferdala. Rex znalazł się chyba najszybciej przy stworze i zaatakował.
Po chwili zjawił się Zafiro, oczywiście niechętnie nastawiony do Alfy.- Dean,
Zafiro! Atakujcie gardziel! - wydarł się, po czym sam zaczął atakować.
Zafiro ociągał się lekko, ale mimo wszystko usłuchał. Ferdal
kręcił się wokół siebie niczym nakręcany bączek. Co i raz zamachiwał się
łapami, ale widać było, że jest jakiś nieswój. Hakai śmigał między jego łapami,
wiele razy był blisko oberwania, ale wykonywał uniki i ranił co jakiś czas
brzuch. W między czasie parę razy ranił gardło. Dean zmienił się we mgłę i
szybko zjawił się przy bestii. Pojawił się znów na karku zwierzęcia. Wgryzł się
i to porządnie. Ryk. Zmienił się z powrotem i gdy Ferdal stracił nim
zainteresowanie, i zajął się pozostałymi, zmaterializował się ponownie. Po
chwili pojawił się też Zafiro. Obaj zajęli się szyją. Drapiąc i gryząc wczepili
się w niego. Zaryczał. Varen w tym czasie również atakował, ale czuł się już
znacznie gorzej i gdy było blisko powalenia bestii, wycofał się pod drzewo.
Brego i Rex rozrywali boki bestii, która chwiała, i
zataczała się coraz bardziej. Po kilkunastu minutach szamotaniny, padła na
ziemię z łomotem. Dean i Zafiro podczas upadania, odskoczyli na bok. Dumni z
siebie, zakrwawieni, ale żywi stanęli w grupce, w małej odległości od Ferdala,
którym trząchały ostatnie drgawki.
Hakai rozejrzał się po członkach watahy.
-Dean.- zwrócił się do białego samca. - Przyprowadź Alvę,
Andromedę i Blindwind. Trzeba się zająć rannymi. - cały czas był wściekły na
Varen'a i Jennę, ale to już później się nimi zajmie...
Wilczur kiwnął łbem i pędem skierował się ku jaskini.
Wystarczyło kilka chwil by znalazł się z powrotem na polanie wraz z
wymienionymi wcześniej waderami. Rex i reszta, która brała udział w walce
siedziała i wylizywała rany. Varen pod drzewem dalej siedział z pochylonym
łbem, nadal przez nikogo nie zauważony. Jednak, gdy tylko Dean wrócił zauważył
go i podbiegł do niego.
- Co Ci jest?
- Oberwałem...- wykręcił się do Caligo i pokazał mu grzbiet.
Krew ledwo było widać przez barwę sierści Varen'a, ale dało
się zauważyć jakie obrażenia odniósł. Trzy rowki ciągnące się przez całą
długość kręgosłupa. Dean pacnął go w tył łba.
- Odbiło Ci? Żeby w pojedynkę stawać oko w oko z takim
Ferdalem?- pokręcił zrezygnowany łbem. Westchnął - Jednak to nie moja działka,
żeby cię opierniczać.
Z tyłu dało się słyszeć Alvę, która magią starała się
wyleczyć niektóre obrażenia. Blindwind biegała w kółko i opatrywała rany tam
gdzie mogła, a Andromeda starała się pomagać Alvie. Latała po wodę i potrzebne
zielska, które zostały w jaskini. Najbardziej jednak zamartwiała się o Hakai.
Wiedziała, że lubił ryzykowne akcje.
-Chodź, niech ktoś cię obejrzy.- Dean zwrócił się do
Varen'a.
Ten wstał i ruszył za białym wilczurem. Gdy podeszli do Alvy
dostał dreszczy, zaczęły się drgawki. Z trudem łapał oddech. Alva spojrzała na
przybyłe samce, tak różne od siebie.
-O, jesteś, Varen. Mam nadzieję, że dobrze oberwałeś za swój
debilizm.- powróciła do leczenia Alfy.
-D-d-dzię..ki- wydukał wilczur w odpowiedzi i usiadł. Alva
podniosła jedną brew.
-Czyżby nasz wielki, waleczny i rycerski Varen oberwał?
Zaskakujące.- teatralnie pokazała zaskoczenie.
-P-p-przestań...- warknął Asmo, a Dean zirytowany spojrzał
na Alvę.
-Jesteś pewien?- spytała podejrzliwie.
-Alva, przestań!- warknął wściekle Hakai.- Czyżbyś nie
wiedziała czym masz się teraz zająć? A może ci przypomnieć?
Cheederianka schyliła lekko łeb niechętna i przerwała
leczenie Alfy.
-Pokaż, coś ty tam zbroił...
Varen pokazał grzbiet, trzęsąc się.
-Fiu, fiu, fiu- zagwizdała.- Płytkie cięcia, ale jakże
skuteczne.... hmm... chyba będziemy się zbierać do jaskini, zanim inne Ferdale
się przypałętają. Tam będzie mi wygodniej opatrywać rannych.
-Zbierajcie się, wracamy do reszty!- zakrzyknął i wszyscy-
mniej lub bardziej ranni- już kierowali się z powrotem. Hakai zwrócił się do
Varen'a.
-Dasz radę iść?
-Ja mu pomogę- wtrącił się Dean. Alfa spojrzał na niego.
-Okay...- skierował się za Alvą i innymi.
Dean zmienił się w
mgłę i pochwycił Varen'a. Po kilku minutach wszyscy byli już na miejscu. Rex
także, jednak on nie dopuszczał do siebie nikogo. Jak zwykle. Lunatic odstawił
go na miejscu, jednak ten nie utrzymał się już na łapach i padł na ziemię.
Nadal jednak przytomny. Dean zmaterializował się obok niego.
-Alva! Przyjdź tu!- zawołał, po czym poruszył krótko
szczęką. Cheederianka szybko się zjawiła, odsuwając na bok złość i
rozczarowanie rozumem watahy, a raczej Varen'a i Jenny.
Alva? Hakai? Oszczędźcie biednego Varen'a, a Dean go trochę
polubił i wstawi się za nim jak coś ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)