- Brego! – zawołała Wind, która wyczuwając wielką
ciekawość hybrydy aż musiała przyjść (po ostatnich zajściach z Chris’em trochę
nieufała temu jak samiec zareaguje wobiec Bran- choć nie zapowiadało się
najgorzej) – Przywitaj się, to jest Bran, córka Raphae... matko, jak od ciebie
śmierdzi krwią! – zawołała Blindwind odsuwając się o kilka kroków i łapiąc za
nos, smród aż zagryzł ją w nozdża – Alva ponoć wszystkich wyleczyła...
- Aj, wyleczyła, ale my nie chcieliśmy. – wzruszył
ramionami – Szkoda na nas miksturek, nic nam nie będzie, sił nam nie ubyło, a
truciznę usunęły z nas, problemu nie ma, a rany się zagoją. – Brego uśmiechnął
się, w końcu co to był za wojownik bez ran oraz blizn bojowych? Bardzo podobała
mu się pocharatana sylwetka Rex’a, sam żałował, że takiej nie ma, choć o wiele
dłużej żył na tym świecie i więcej wojen przeżył niż on – Po drugie, nie tylko
my. Rex nie dał się do siebie zbliżyć, tylko jad usuneli, ale potem odgonili
Alvę...
Biała wadera czasem nie rozumiała toku myślenia swoich
przyjaciół, ale skoro rany im nie przeszkadzały i byli szczęśliwy nosząc je na
sobie... To czemu nie? Ich życiu nie zagrażały.
- Z resztą, nie ważne... – pokiwała głową Kruk – Bran, to
jest Brego, mój przyjaciel.
- Witamy, witamy. – hybryda uśmiechnęła się szeroko i
uścisnęła jej małą łapkę.
- Jest jeszcze drugi Brego, ale Aspen przyszła i chyba
właśnie wyszedł. – dodała zielonooka.
- Drugi Brego? – Bran spojrzała na nią i na hybyrdę nie
rozumiejąc o co chodzi.
- A tak! U nas w głowie mieszkają, Skarbie, ale Apsen
przychodzi, a oni wychodzą, nie lubią jej, Skarbie, nie lubią za grosz, choć osóbka
bardzo fajna, my ją lubimy, towarzysz nasz w przestworzach! – wytłumaczyła jej
hybryda, a Bran zdawała się już kompletnie pogubiona w tym kto kogo lubi,
jednak uśmiechnęła się mówiąc:
- Miło mi was poznać, Brego... i Brego. – dodała
niepewnie, a samiec zarżał, smiejąc się z zakłopotania dziewczyny.
Blindwind zawturowała mu – jednak już bez rżenia.
- Nie martw się, połapiesz się w tym w końcu. –
szturchnęła ją przyjacielsko w bark.
Później do rozmowy dołączył jeszcze Raph i cała trójka
zatopiła się w rozmowie. Wind też przez chwilę gadała z nimi, jednak wśród
wszystkich zebranych drapieżników, wśród tej plątaninie emocji oraz przeżyć – z
których widomy wyczułby wściekłość Alvy oraz irytację Hakai – błąkało się coś
silnie ją niepokojącego. Nie wiedziała od kogo czuje tak silny żal... może
nawet zazdrość, ale nie nawidziła tych fal, zaciskały zimne szpony na jej
sercu, psując jej cały dobry humor. Zamknęła oczy – choć różnicy to w niczym nie
zrobiło – i skupiła swoje zmysły na wychwyceniu właściciela tych fal. Musiała
coś z tym zrobić, po to byli rodziną, żeby pomagać sobie nawzajem.
Nagle otworzyła zielone ślepia. Tak mocno wytężyła
zmysły, że znała położenie i stan emocjonalny każdej pobliskiej istoty. Nie
wiedziała o czym mówią, czy ktoś gada do niej, a wszelkie inne dźwięki były
tylko szmerem w tyle jej głowy. Znalazła nadąsaną osóbkę – Chris. Nie wiedziała
jedynie co jest przyczyną tych negatywnych uczuć, jednak długo zastanawiać się
nie musiała – Jenna. Znała, jak nikt inny, uczucia szarego basiora do małego
diablika – a tak z innej beczki – jako jedyna domyślała się, że ich Alfy już sa
oficjalnie parą. Ich emocje do siebie nawzajem były tak mocne, że wyczuwała je
nawet z drugiego końca jaskini. Nawet gdy siedzieli w podziemnych źródełkach
majaczyły jej one gdzieś w głowie, splecione w praktycznie jedną całość.
Wpadła więc na fajny pomysł. Powoli zrelaksowała umysł.
Wszelkie szmery oraz głosy stawały się craz wyraźniejsze
- Ej, co wy na to, żeby zapoznać się z tą nową? –
zapytała, jej skupienie pozwoliło jej na zindentyfikowanie nowej osóbki w
jaskini.
- Jeszcze jedni dołączyli? – zapytał Brego, wyrwany z
jakieś wesołej rozmowy z córką Raphael’a – Chodźcie, Skarby, zapoznamy się. Was
też wszystkim przedstawimy. – rzekł do Bran i zanim Drzazga zdołał mrugnąć
hybryda porwała mu waderę sprzed nosa i tyle ich widział.
- Ej! Zaraz!... – zawołał biegnąc za nimi.
Kruk zaśmiała się pod nosem – przynajmniej z tymi nowymi
nie było problemu. Z Chris’em pewnie też prędzej czy późńiej dojdzie do
porozumienia, a Hakai... Jak Chris nie będzie robił żadnych podejrzanych rzeczy
to też nie powinno zająć długo zanim jej kuzyn pozbędzie się podejrzeń. W sumie
wszyscy mieli prawo coś mieć do Chris’a. Jenna miała wobec niego wpierw trochę
niechętne uczucia, więc pewnie dlatego Brego go tak nie lubił, a Hakai... Z reguły
był nieufny – choć dobrze to ukrywał – Brego jedynie dał mu większe powody do
wątpliwości wobec skrzydlatego.
Wind uśmiechnęła się, gdy niegatywne emocje zaczęły
słabnąć, przeradzając się w ciekawość i zadowolenie. Lubiła robić rzeczy dla
innych, powodowało to, że sama miała lepszy humor... Ale zaraz... Wszystkich
się pozbyła - oprócz siebie! No tak, wypadało się też zmyć, Chris pewnie chciał
momencik sam na sam z Jenną. Dziewczyna skierowała głowę w jego stronę i
puściła mu oczko, z nadzieją, że zauważył, po czym odtruchtała, znaleźć sobie
jakieś zajęcie.
******
Wadera długo zajęcia szukać nie musiała, znalazła se dość
fajne towarzystwo – choć grono osób do wyboru było mocno zawężone; Varen i Dżej
wciąż spali, Chris czuwał przy Jennie, Hakai usnął, gdyż ledwo trzymał się na
nogach (a tym samym Andromeda oraz Zafiro też byli przy nim) Brego, Aspen, Bran
i Raph byli pochłonięci nową waderą, wpierw chciała do nich podejść, ale Silva
–tak się przedstawiła – wydawała się już dosyć osaczona. Do Leonardo oraz Alvy
się nie pchała, bo jedyne co mogła dostać to kojelną zjebkę, a Rex nie wydawał
się chętny na odwedziny w swym kącie, aktualnie odsypiał straconą noc.
Nieprzespana noc i dwie walki z Ferdalami oraz potyczka z Raphael’em w końcu
znurzyły go na tyle, że mógł zapaść w niespokojny lekki sen.
- Widzę, że błąkasz się bez celu. – głos za jej plecami
stwierdził obojętnie, a Wind zastrzygła uszami, nie mogła go skojarzyć, jednak
gdy swojski zapach gór doleciał do jej nozdży uśmiech pojawił się na jej twarzy
i odwróciła się prędko.
- Aj tam, cel zawsze jakiś jest, trzeba go tylko ustalić.
– odrzekła siadając i drapiąc się za uchem.
- A gdzie zgubiłaś Renji’ego? – zapytał rozglądając się.
- Uh?... – dziewczyna przestała się drapać i „rozejrzała”
się po jaskini. Faktycznie. Nigdzie nie mogła go znaleźć – Nie wiem...
Widziałeś go? – zapytała po chwili lekko zmartwiona, Renji nigdy jej nie
opuszczał na tak długo, nawet jeżeli spał to rozgardiasz w jaskini powinien był
go obudzić...
- Pewnie jest tam gdzie go zostawiłaś. – stwierdził.
- A-ha... Czyli że gdzie? – mruknęła podnosząc jedną brew
z ponurym wyrazem pyska, jakby to wiedziała gdzie ten „ostatni raz” był.
- Eh... Nie wiem. – wzruszył ramionami.
- Ej... Ty wiesz, że ja też nie? – zamrugała oczyma z
udawanym wesołym uśmieszkiem - A teraz
choć, musimy go znaleźć. – rzuciła przez ramię i nawet nie interesowała, czy
samiec za nia idzie, tylko ruszyła z nosem przy ziemi...
******
- Szlag jaśnisty, co mogło się z nim stać? – zapytał ze
zmartwieniem, kiedy już piąty raz okrążali jaskinię, nie mogąc znaleźć tropu
ptaka – Przecież nie zapadł się pod ziemię... Ej zaraz... – wadera jeszcze raz
przyłożyła nos do podłoża i wwąchała się w zimny kamień.
Skądś znała ten zapach, znała i to aż nabyt dobrze – ale
oczywiście (jak zawsze) nie mogła sobie przypomnieć – nie czuła go jednak już
od lat, choć nie wiadmo czemu zalatywało jej trochę futrem swojego
czerwonookiego kuzyna...
- Zaraz... – dziewczyna skupiła się przez moment, miała
to na końcu języka... - Frost! – wyszeptała niedosłyszalnie.
To dlatego zapach był jej znajomy! Przecież bracia
podobnie pachnieli, dlatego w pierwszym momentcie nie odróżniła go od Hakai...
Tylko czemu przeplatał się on z tropem jej skrzydlatego przyjaciela?
- Coś mi tu nie gra. – rzekł Dean podejrzliwie patrząc na
trop – Wydaje się jakby ktoś go niósł w pysku...
Blindwind jak osłupiała wpatrywała się w stronę, w którą
prowadziła woń. Skąd miał się tutaj znaleźć Frost? Przecież już dawno wszyscy
uznali go za martwego... chociaż jego śmierć nigdy nie była potwierdzona –
wyjaśnia to trochę sprawę. Hakai wiedział o nim? A jeżeli tak, to czemu jej nie
powiedział?
W każdym bądź razie – najprawdopodbniej był tu kiedy
wszyscy wybiegli do Ferdali oraz rannych. Teraz jego oraz Renji’ego brakło
znaczyło to, że:
- Frost go uprowadził! – wykrztusiła wadera i aż usiadła.
- Kto? – Dean spojrzał na nią nie rozumiejąc, nie znał
nikogo o tym imieniu.
- Frost!
- Kto to?
- Brat Hakai!
- To źle?
- Bardzo! – wadera była bliska łez.
Bez namysłu wstała i niczym strzała wybiegła z jaskini, nie
zwracając uwagi na krzycząca Alvę - jak wróci będzie miała przekichane, ale
jeden więcej opiepsz jej różńicy nie zrobi ( przynamniej teraz, gdy jej
przyjaciel był zagrozony). Popędziła za tropem w kierunku lasu, wprost na
spotaknie ze śmiercią...
******
Tym czasem daleko poza terenami watahy, w jednej z jaskiń
na odludnej polanie schorowany, czarny basior o zimnych niebieskich oczach siedział
w ciemnościach z małym krukiem między łapami. Ptak wyrywał się, drapał, dziobał
i darł się w niebogłosy, ale kończyło się to tylko bolesnymi ranami oraz utratą
pięknych piór.
- A teraz proszę cię grzecznie, zanim rzucę cię na
pożarcie szkaradom, które chadzają tymi lasami, powiedz mi wszystko co wiesz o
słabych punktach tej watahy. Gdzie Hakai popełnił błąd? Gdzie uderzyć, żeby
zrzucić go ze stanowiska Alfy? – warknął szczerząc kły, a jego wypowiedź
przerywana była wściekłym charczeniem z gardzieli oraz napadami kaszlu.
- Nic ci nigdy nie powiem! Jak cię Hakai znajdzie to ci
kłaki z dupy wyrwie, kundlu zapchlony! – wrzasnął czerwonooki – Nigdy ci się
nie uda przejąć watahy, wszyscy wstawią się za Hakai murem! Nigdy się nie
dostaniesz do tego stanowiska! Wataha cię zagryzie i wpluje w szczątkach i ochłapach!
– buntował się kruk, choć wiedział, że za takie wybryki straci kolejne pióra i
zyska następne rany.
Był jednak wierny. Wierny swojej przyjaciółce oraz jej
kuzynowi wraz z watahą, nigdy nie byłby w stanie wbić im noża w plecy, choćby
jego małe krucze serce miało przestać bić w tym o to momencie, wyrwane i
rozgryzione przez kły Frost’a.
- Oj... Mi nie chodzi o stanowisko. – rzekł przejeżdżając
pazurem po jego dziobie – Chodzi tu o bolesną śmierć wszystkich członków
watahy, by złamać tego sukinsyna, zabrać mu wszystko oraz wszystkich dla
których żyje, a potem wykończyć jego samego...
Wtem kuleczki w głowie Renji’ego się zderzyły i pojął do
czego dąży błękitnooki.
To było planem Frost’a od początku. Wszystko szło po jego
myśli. To on wysłał Ferdale na ich watahę, teoria Alvy była mylna – choć samiec
pewnie specjalnie wybrał ten moment, by Alva swoją teorią mogła mu nieświadomie
pomóc i zmylić członków. Błękitnooki wiedział o jadzie stworów. Chciał, żeby
wataha umarła w trujących szponach poczwar, zwijając się z bólu, powolną
śmiercią na oczach Alfy, który nie przeżyłby tego widoku i byłby prostym celem
dla swojego brata...
Dean? X3