czwartek, 30 kwietnia 2015

Od Dean'a do Estery i Blindwind - Pomyłka

        Zmartwiony, Dean pobiegł za Wind. Biegli przez las, o dziwo wadera się nie rozbijała o drzewa, tak jakby wiedziała którędy biec.
Nie rozmawiali ze sobą, bo po co? W dodatku Blindwind tak się skupiła, że chyba nawet nie zauważała jego obecności. Nie wiedział zbytnio jak zareagować. Może wybić jej z głowy ten pomysł? Z tego co mówiła, wywnioskował, że ten cały Frost jest niebezpieczny. Może przydać się wsparcie. We dwójkę mogą nie dać mu rady... Arggh!!
-Wind, zaczekaj!- wadera nie zwróciła na niego uwagi. Zirytowany, zagrodził jej drogę, a ona zderzyła się z nim jak z murem.- Stój- warknął.
-O, pobiegłeś za mną. Chodź, musimy znaleźć Renji'ego.- chciała go wyminąć, ale znowu zagrodził jej drogę.- O co ci chodzi? Musimy znaleźć Renji'ego.- powtórzyła, tym razem niezbyt rozumiejąc jego intencje.
-Słuchaj, z tego co się domyślam, nie damy rady temu.. Frost'owi czy jak mu tam. Potrzebujemy wsparcia!- obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem.
-Nie mamy czasu! Musimy. Mu. Pomóc.- zaakcentowała uparcie każde słowo, znowu próbując go wyminąć, lecz jak na razie jego taktyka odnosiła skutek.
-Pomożemy mu, ale z innymi. Sama przyznasz, że Brego mógłby pomóc, a Alfy... myślę, że też. Wróćmy po pomoc.
-Nie rozumiesz, że nie mamy czasu?! Renji już może nie żyć!- przełknęła słone łzy. W końcu udało jej się uciec, prześlizgując mu się pod brzuchem.
-Wind!- zawołał, lecz wadera już wystrzeliła jak z procy, w ogóle go nie słuchając.
Rozerwany psychicznie na pół, nie wiedząc do końca czy ma wrócić do watahy po pomoc czy pobiec za nią, w końcu zrezygnowany i wściekły popędził za nią. A jak jej by się coś stało, to oczywiście byłoby na niego, no bo jakżeby inaczej?
Biegli ścieżką jeleni, Dean po prawej stronie. Wtem- zbyt zamyślony by wyczuć czyjąś obecność- oberwał czymś w oczy. Syknął z bólu i wyhamował. Blind wracając do rzeczywistości również się zatrzymała, bo kogoś wyczuła. Z resztą usłyszała syk. Basior chciał przetrzeć oczy łapą, lecz było jeszcze gorzej. Nagle z krzaków wypadła mała wadera z zakręconymi rogami i długą grzywką przysłaniającą jej szarawe ślepia. Dean powoli odzyskiwał wzrok, widział jak przez łzy nieznajomą sylwetkę. Usłyszał głos zniecierpliwionej Blindwind:
-Kim ty jesteś?
Wadera najprawdopodobniej myślała, że chcą ją zaatakować. Gdy ich usłyszała, zbierała akurat zielska. Usłyszała jakieś głosy, wściekłe, lecz nie usłyszała o co się kłócą.


Estera?

środa, 29 kwietnia 2015

Od Hakai do Wszystkich - Strategia

        Brego wierzgnął kopytami wydając specyficzny odgłos paszczowy – rżenie przechodzące w ryk.
- Jesteśmy z tobą, Skarbie! – rozpostarł szeroko skrzydła rozpychając i przewracając na boki osoby stojące obok niego.
Ze zbiorowiska Zafiro, Alvy, Bran, Raphael’a, Chris’a – który chwilowo opuścił swoje stanowisko przy Jennie - , Aspen i Leo tylko ostatnie dwie osoby się utrzymały na nogach ze względu na swoje pozycje stania oraz nikły wzrost.
- Weź uważaj trochę. – mruknął Chris wyskrobując się spod Drzazgi.
- Jaskinia jest duża, ale ne na takie manewry! – fuknęła Alva złażąc z czarnego basiora, który nic nie powiedział, tylko rzucił hybrydzie zimne spojrzenie niebieskich oczu.
Brego jednak nie zwracał na nich uwagi. Pochłonięty był chęcią walki i wpatrywał się z wyczekiwaniem na Alfy z iskrami w oczach, aż serce mu szybciej biło. Podobało mu się takie walczenie z potworami, było to dla niego wyzwaniem. Brakowało mu bijatyk oraz krwawych starć, a teraz miał ich tyle, ile dusza zapragnie! Przynajmniej do czasu wytępienie potworów.
Hakai spojrzał na zbiorowisko. Byli rodziną, a to był ich dom. Mimo tego, że Andromeda wydawała się mówić rozsądnie... Jednak jego ducha wojownika nie trzeba było długo przekonywać. Oczy mu się zaiskrzyły, a na ustach wypełzł mały uśmiech.
- Silva ma racje, Aspen, Brego.... Będziemy walczyć! – zakrzyknął a co waleczniejsi i mniej rozsądni zakrzykneli głosami aż pzepełnionymi pewnością siebie – To nasz dom, tak daleko zaszliśmy razem, że dojdziemy do końca.
- Hakai, to głupi pomysł! – zaprotestowała Andromeda – Przecież możecie zginąć.
- Proszę cię, jesteśmy watahą wariatów, nas najgorsza plaga nie wytępi. – wzruszył ramionami – Po drugie, mamy ciebie, Alvę oraz Blindwind, bez problemu damy im radę. Zostały zresztą tylko dwa potwory. Trzy pokonaliśmy bez taktyki, a teraz będziemy mieli odpowiednią strategię, wygrana jest nasza.
- Będzie miejsce dla mnie w tej strategii? – basowy głos z cieni jaskini spowodował, że wszyscy odwrócili głowę i spojrzeli na ogromną sylwetkę Rex’a z nie do końca jeszcze dogojonymi ranami.
- Jakże inaczej? – Hakai uśmiechnął się doń, ale w odpowiedzi dostał jedynie  ciche „Ha” i basior odwrócił się wlokąc się do swojego kąta.
- Zanim jednak zaczniecze obmyślać strategię... – rzucił przez ramię – Poszukajcie może wpierw Wind.
- Co? – Hakai rozejrzał się po jaskini – Szlag niech trafi tą dziewczynę! – warknął szczerząc kły – ...Dobra... – rzekł wymuszonym spokojnym głosem – Mamy rannych i zmęczonych członków, Varen i Jenna jeszcze śpią... I niektórych nam brakuje... – warknął pod nosem zauważając brak mglistego samca.
- To co robimy? – zapytała Aspen.
- Eh... Napewno trzeba znaleźć te sieroty, bo inaczej ujrzymy już same ich strzępki... – mruknął pod nosem – Okey, robimy tak, - rzekł wpadając na pomysł – Andromeda i Leonardo wraz z Bran i Zafiro zostają w jaskini. Przenieście się do podziemnych źródeł wraz z Jenną i Varen’em, tam Ferdale was nie dosięgną. Razem z Silvą, Aspen i Alvą ustalimy teraz szybko jakąś trategię i wszyscy razem idziemy znaleźć tych dwóch półgłówków. – obajśnił stanowczym głosem Alfy, gdzie wyczuć można było, że nie życzy sobie żadnych sprzeciwów...


Kto dokończy?  ^^

wtorek, 28 kwietnia 2015

Od Silvy Bane do Alf - Chcemy Walczyć

        Jeden z wilków wybiegł z jaskini, co wywołało kolejną fale poruszenia. Dla Silvy było jednak jasne. że nie uda się im utrzymać tylu stworzeń na tak małej przestrzeni na długo. Waderka jedynie pokiwała głową z rezygnacją. Mimo względnie młodego wieku Ciapka była dojrzałą i mądrą waderą. Wymknęła się spod ostrzału pytań kilku innych stworzeń, by podejść do alf watahy. Czarny basior był wyraźnie rozdrażniony, a wadera chyba zmartwiona. Nawet nie zauważyli gdy maleństwo podeszło do niego.
-Silva wie o potworach i jej też nie podoba się jak niszczą jej las. - Odezwała się nagle, ton miała spokojny, ale głęboki wydźwięk.
Dopiero teraz na nią spojrzeli, wydawali się zaskoczeni taką powagą, u takiego stworzonka.
- Nikomu się one nie podobają.- Fuknął na małą czarny, ta jednak nie zareagowała.
- Mnie tam się one podobają! - Zawołała rozbawiona skrzydlata hybryda, która wymknęła się w nocy. -Walka z nimi jest naprawdę zabawna. - Wyszczerzyła się w wesołym uśmiechu, a wilk zaraz obrzucił ją lodowatym spojrzeniem.
-Ty już lepiej się nie odzywaj... I tak sobie nazbierałaś...- Mruknął, a wadera pokiwała głową.
Dla Silvy było oczywiste, że ta tutaj i tak nie usłucha, ale usiadła w ciszy.
-Silva pomoże wilkom, jeśli wilki pomogą Silvie. - alfy zamrugały oczami jakby nie dowierzając i będąc rozbawionymi.
-Ona wie gdzie są potwory i może wilkom powiedzieć gdzie. Wilki już zabiły trzy potwory i zapewne zabiją resztę. Silva może też przygotować truciznę dla potworów, a wilki będą zabijać potwory...- Wadera chciała kontynuować, ale wilczyca przerwał jej stanowczo.
-Nie. Nikt nie będzie walczył z potworami, mamy już i tak za dużo rannych.
-Więc Silva poszuka innej pomocy. Jeśli wilki nie chcą walczyć, mogą tutaj tchórzowsko czekać, aż potwory je wytropią.- Wadera odwróciła się w stronę wyjścia.
Nagle jednak drogę zagrodził jej wielki lwio-podobny stwór.
-My nie chcemy się tchórzowsko ukrywać, skarbie.- Powiedział patrząc na nią.
-Ja też się chętnie zabawie.- Druga hybryda stanęła obok z szelmowskim uśmieszkiem.
-Powinniśmy bronić naszego domu.- Dodała większa hybryda z nieco zmienionym głosem.
Po chwili wejście do jaskini zapełniło się drapieżnikami, a leśny duch znów spojrzał na alfę.
-Potwory można pokonać, ale Silva nie zrobi tego sama bez ofiar, żadne inne zwierze też nie da rady, ale wataha jeśli ułoży się dobrą taktykę. Silva uważa, że wszystkie stworzenia tu mogą coś wnieść od siebie. A jeśli alfa nadal nie chce, Silva zrobi to sama, ona sama wytruje potwory, ale wtedy wilki też poniosą straty.- Zmora patrzyła przenikliwie na alfy i innych czekając na reakcje.
-Wczoraj gdy z nimi walczyłam, jak już mówiłam zauważyłam pewne wyjście i mam pewien plan, a z wiedzą Alvy i wsparciem w walce wszystkich będzie musiało się udać.- Skrzydlata samica wystąpiła przed szereg równając się z małą zmorą -Wiem, że nie jestem tutaj długo, ale to jedyne miejsce w jakim byłam, od kiedy jestem nikim, gdzie mnie przyjęto i nie chciałabym, by wszyscy tutaj po prostu czekali na zbawienie boskie, bo czegoś takiego nie ma. Dlatego, do jasnej cholery! Zróbmy coś, wszyscy tutaj myślę, że chcą skopać te kościste tyłki za zepsucie nam ogniska i poharatanie członków watahy! - W błękitnych oczach hybrydy igrały małe ogniki co znaczyło, że ona chciała walczyć.
Silvie zdawało się, że już gdzieś widziała takie ogniki... Ogniki łowcy, gotowego na wszystko, by tylko się "zabawić". Silva spojrzała na samice którą uratowała, następnie przeleciała wzrokiem po innych wilkach i znów skupiła się na alfach.


hm???

niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Blindwind i Frost'a do (Dean'a) Wszystkich - Spisek

    - Brego! – zawołała Wind, która wyczuwając wielką ciekawość hybrydy aż musiała przyjść (po ostatnich zajściach z Chris’em trochę nieufała temu jak samiec zareaguje wobiec Bran- choć nie zapowiadało się najgorzej) – Przywitaj się, to jest Bran, córka Raphae... matko, jak od ciebie śmierdzi krwią! – zawołała Blindwind odsuwając się o kilka kroków i łapiąc za nos, smród aż zagryzł ją w nozdża – Alva ponoć wszystkich wyleczyła...
- Aj, wyleczyła, ale my nie chcieliśmy. – wzruszył ramionami – Szkoda na nas miksturek, nic nam nie będzie, sił nam nie ubyło, a truciznę usunęły z nas, problemu nie ma, a rany się zagoją. – Brego uśmiechnął się, w końcu co to był za wojownik bez ran oraz blizn bojowych? Bardzo podobała mu się pocharatana sylwetka Rex’a, sam żałował, że takiej nie ma, choć o wiele dłużej żył na tym świecie i więcej wojen przeżył niż on – Po drugie, nie tylko my. Rex nie dał się do siebie zbliżyć, tylko jad usuneli, ale potem odgonili Alvę...
Biała wadera czasem nie rozumiała toku myślenia swoich przyjaciół, ale skoro rany im nie przeszkadzały i byli szczęśliwy nosząc je na sobie... To czemu nie? Ich życiu nie zagrażały.
- Z resztą, nie ważne... – pokiwała głową Kruk – Bran, to jest Brego, mój przyjaciel.
- Witamy, witamy. – hybryda uśmiechnęła się szeroko i uścisnęła jej małą łapkę.
- Jest jeszcze drugi Brego, ale Aspen przyszła i chyba właśnie wyszedł. – dodała zielonooka.
- Drugi Brego? – Bran spojrzała na nią i na hybyrdę nie rozumiejąc o co chodzi.
- A tak! U nas w głowie mieszkają, Skarbie, ale Apsen przychodzi, a oni wychodzą, nie lubią jej, Skarbie, nie lubią za grosz, choć osóbka bardzo fajna, my ją lubimy, towarzysz nasz w przestworzach! – wytłumaczyła jej hybryda, a Bran zdawała się już kompletnie pogubiona w tym kto kogo lubi, jednak uśmiechnęła się mówiąc:
- Miło mi was poznać, Brego... i Brego. – dodała niepewnie, a samiec zarżał, smiejąc się z zakłopotania dziewczyny.
Blindwind zawturowała mu – jednak już bez rżenia.
- Nie martw się, połapiesz się w tym w końcu. – szturchnęła ją przyjacielsko w bark.
Później do rozmowy dołączył jeszcze Raph i cała trójka zatopiła się w rozmowie. Wind też przez chwilę gadała z nimi, jednak wśród wszystkich zebranych drapieżników, wśród tej plątaninie emocji oraz przeżyć – z których widomy wyczułby wściekłość Alvy oraz irytację Hakai – błąkało się coś silnie ją niepokojącego. Nie wiedziała od kogo czuje tak silny żal... może nawet zazdrość, ale nie nawidziła tych fal, zaciskały zimne szpony na jej sercu, psując jej cały dobry humor. Zamknęła oczy – choć różnicy to w niczym nie zrobiło – i skupiła swoje zmysły na wychwyceniu właściciela tych fal. Musiała coś z tym zrobić, po to byli rodziną, żeby pomagać sobie nawzajem.
Nagle otworzyła zielone ślepia. Tak mocno wytężyła zmysły, że znała położenie i stan emocjonalny każdej pobliskiej istoty. Nie wiedziała o czym mówią, czy ktoś gada do niej, a wszelkie inne dźwięki były tylko szmerem w tyle jej głowy. Znalazła nadąsaną osóbkę – Chris. Nie wiedziała jedynie co jest przyczyną tych negatywnych uczuć, jednak długo zastanawiać się nie musiała – Jenna. Znała, jak nikt inny, uczucia szarego basiora do małego diablika – a tak z innej beczki – jako jedyna domyślała się, że ich Alfy już sa oficjalnie parą. Ich emocje do siebie nawzajem były tak mocne, że wyczuwała je nawet z drugiego końca jaskini. Nawet gdy siedzieli w podziemnych źródełkach majaczyły jej one gdzieś w głowie, splecione w praktycznie jedną całość.
Wpadła więc na fajny pomysł. Powoli zrelaksowała umysł. Wszelkie szmery oraz głosy stawały się craz wyraźniejsze
- Ej, co wy na to, żeby zapoznać się z tą nową? – zapytała, jej skupienie pozwoliło jej na zindentyfikowanie nowej osóbki w jaskini.
- Jeszcze jedni dołączyli? – zapytał Brego, wyrwany z jakieś wesołej rozmowy z córką Raphael’a – Chodźcie, Skarby, zapoznamy się. Was też wszystkim przedstawimy. – rzekł do Bran i zanim Drzazga zdołał mrugnąć hybryda porwała mu waderę sprzed nosa i tyle ich widział.
- Ej! Zaraz!... – zawołał biegnąc za nimi.
Kruk zaśmiała się pod nosem – przynajmniej z tymi nowymi nie było problemu. Z Chris’em pewnie też prędzej czy późńiej dojdzie do porozumienia, a Hakai... Jak Chris nie będzie robił żadnych podejrzanych rzeczy to też nie powinno zająć długo zanim jej kuzyn pozbędzie się podejrzeń. W sumie wszyscy mieli prawo coś mieć do Chris’a. Jenna miała wobec niego wpierw trochę niechętne uczucia, więc pewnie dlatego Brego go tak nie lubił, a Hakai... Z reguły był nieufny – choć dobrze to ukrywał – Brego jedynie dał mu większe powody do wątpliwości wobec skrzydlatego.
Wind uśmiechnęła się, gdy niegatywne emocje zaczęły słabnąć, przeradzając się w ciekawość i zadowolenie. Lubiła robić rzeczy dla innych, powodowało to, że sama miała lepszy humor... Ale zaraz... Wszystkich się pozbyła - oprócz siebie! No tak, wypadało się też zmyć, Chris pewnie chciał momencik sam na sam z Jenną. Dziewczyna skierowała głowę w jego stronę i puściła mu oczko, z nadzieją, że zauważył, po czym odtruchtała, znaleźć sobie jakieś zajęcie.

******

    Wadera długo zajęcia szukać nie musiała, znalazła se dość fajne towarzystwo – choć grono osób do wyboru było mocno zawężone; Varen i Dżej wciąż spali, Chris czuwał przy Jennie, Hakai usnął, gdyż ledwo trzymał się na nogach (a tym samym Andromeda oraz Zafiro też byli przy nim) Brego, Aspen, Bran i Raph byli pochłonięci nową waderą, wpierw chciała do nich podejść, ale Silva –tak się przedstawiła – wydawała się już dosyć osaczona. Do Leonardo oraz Alvy się nie pchała, bo jedyne co mogła dostać to kojelną zjebkę, a Rex nie wydawał się chętny na odwedziny w swym kącie, aktualnie odsypiał straconą noc. Nieprzespana noc i dwie walki z Ferdalami oraz potyczka z Raphael’em w końcu znurzyły go na tyle, że mógł zapaść w niespokojny lekki sen.
- Widzę, że błąkasz się bez celu. – głos za jej plecami stwierdził obojętnie, a Wind zastrzygła uszami, nie mogła go skojarzyć, jednak gdy swojski zapach gór doleciał do jej nozdży uśmiech pojawił się na jej twarzy i odwróciła się prędko.
- Aj tam, cel zawsze jakiś jest, trzeba go tylko ustalić. – odrzekła siadając i drapiąc się za uchem.
- A gdzie zgubiłaś Renji’ego? – zapytał rozglądając się.
- Uh?... – dziewczyna przestała się drapać i „rozejrzała” się po jaskini. Faktycznie. Nigdzie nie mogła go znaleźć – Nie wiem... Widziałeś go? – zapytała po chwili lekko zmartwiona, Renji nigdy jej nie opuszczał na tak długo, nawet jeżeli spał to rozgardiasz w jaskini powinien był go obudzić...
- Pewnie jest tam gdzie go zostawiłaś. – stwierdził.
- A-ha... Czyli że gdzie? – mruknęła podnosząc jedną brew z ponurym wyrazem pyska, jakby to wiedziała gdzie ten „ostatni raz” był.
- Eh... Nie wiem. – wzruszył ramionami.
- Ej... Ty wiesz, że ja też nie? – zamrugała oczyma z udawanym wesołym uśmieszkiem -  A teraz choć, musimy go znaleźć. – rzuciła przez ramię i nawet nie interesowała, czy samiec za nia idzie, tylko ruszyła z nosem przy ziemi...

******

    - Szlag jaśnisty, co mogło się z nim stać? – zapytał ze zmartwieniem, kiedy już piąty raz okrążali jaskinię, nie mogąc znaleźć tropu ptaka – Przecież nie zapadł się pod ziemię... Ej zaraz... – wadera jeszcze raz przyłożyła nos do podłoża i wwąchała się w zimny kamień.
Skądś znała ten zapach, znała i to aż nabyt dobrze – ale oczywiście (jak zawsze) nie mogła sobie przypomnieć – nie czuła go jednak już od lat, choć nie wiadmo czemu zalatywało jej trochę futrem swojego czerwonookiego kuzyna...
- Zaraz... – dziewczyna skupiła się przez moment, miała to na końcu języka... - Frost! – wyszeptała niedosłyszalnie.
To dlatego zapach był jej znajomy! Przecież bracia podobnie pachnieli, dlatego w pierwszym momentcie nie odróżniła go od Hakai... Tylko czemu przeplatał się on z tropem jej skrzydlatego przyjaciela?
- Coś mi tu nie gra. – rzekł Dean podejrzliwie patrząc na trop – Wydaje się jakby ktoś go niósł w pysku...
Blindwind jak osłupiała wpatrywała się w stronę, w którą prowadziła woń. Skąd miał się tutaj znaleźć Frost? Przecież już dawno wszyscy uznali go za martwego... chociaż jego śmierć nigdy nie była potwierdzona – wyjaśnia to trochę sprawę. Hakai wiedział o nim? A jeżeli tak, to czemu jej nie powiedział?
W każdym bądź razie – najprawdopodbniej był tu kiedy wszyscy wybiegli do Ferdali oraz rannych. Teraz jego oraz Renji’ego brakło znaczyło to, że:
- Frost go uprowadził! – wykrztusiła wadera i aż usiadła.
- Kto? – Dean spojrzał na nią nie rozumiejąc, nie znał nikogo o tym imieniu.
- Frost!
- Kto to?
- Brat Hakai!
- To źle?
- Bardzo! – wadera była bliska łez.
Bez namysłu wstała i niczym strzała wybiegła z jaskini, nie zwracając uwagi na krzycząca Alvę - jak wróci będzie miała przekichane, ale jeden więcej opiepsz jej różńicy nie zrobi ( przynamniej teraz, gdy jej przyjaciel  był zagrozony).  Popędziła za tropem w kierunku lasu, wprost na spotaknie ze śmiercią...

******

    Tym czasem daleko poza terenami watahy, w jednej z jaskiń na odludnej polanie schorowany, czarny basior o zimnych niebieskich oczach siedział w ciemnościach z małym krukiem między łapami. Ptak wyrywał się, drapał, dziobał i darł się w niebogłosy, ale kończyło się to tylko bolesnymi ranami oraz utratą pięknych piór.
- A teraz proszę cię grzecznie, zanim rzucę cię na pożarcie szkaradom, które chadzają tymi lasami, powiedz mi wszystko co wiesz o słabych punktach tej watahy. Gdzie Hakai popełnił błąd? Gdzie uderzyć, żeby zrzucić go ze stanowiska Alfy? – warknął szczerząc kły, a jego wypowiedź przerywana była wściekłym charczeniem z gardzieli oraz napadami kaszlu.
- Nic ci nigdy nie powiem! Jak cię Hakai znajdzie to ci kłaki z dupy wyrwie, kundlu zapchlony! – wrzasnął czerwonooki – Nigdy ci się nie uda przejąć watahy, wszyscy wstawią się za Hakai murem! Nigdy się nie dostaniesz do tego stanowiska! Wataha cię zagryzie i wpluje w szczątkach i ochłapach! – buntował się kruk, choć wiedział, że za takie wybryki straci kolejne pióra i zyska następne rany.
Był jednak wierny. Wierny swojej przyjaciółce oraz jej kuzynowi wraz z watahą, nigdy nie byłby w stanie wbić im noża w plecy, choćby jego małe krucze serce miało przestać bić w tym o to momencie, wyrwane i rozgryzione przez kły Frost’a.
- Oj... Mi nie chodzi o stanowisko. – rzekł przejeżdżając pazurem po jego dziobie – Chodzi tu o bolesną śmierć wszystkich członków watahy, by złamać tego sukinsyna, zabrać mu wszystko oraz wszystkich dla których żyje, a potem wykończyć jego samego...
Wtem kuleczki w głowie Renji’ego się zderzyły i pojął do czego dąży błękitnooki.
To było planem Frost’a od początku. Wszystko szło po jego myśli. To on wysłał Ferdale na ich watahę, teoria Alvy była mylna – choć samiec pewnie specjalnie wybrał ten moment, by Alva swoją teorią mogła mu nieświadomie pomóc i zmylić członków. Błękitnooki wiedział o jadzie stworów. Chciał, żeby wataha umarła w trujących szponach poczwar, zwijając się z bólu, powolną śmiercią na oczach Alfy, który nie przeżyłby tego widoku i byłby prostym celem dla swojego brata...


Dean? X3

sobota, 25 kwietnia 2015

Gdy jest słońce musi być cień.


Imię: Estera
Pseudonim: Aster, Eter.
Wiek: 4 lata
Płeć: Samica
Punkty Walki: 16
Czym Ty jesteś?: Jakieś małe coś.
Co robisz najlepiej?:
Przepięknie maluje i tworzy czasami swoje melodie.
Potrafi posługiwać się językiem migowym, ale zwykle mówi normalnie. Jest lingwistką i dogada się z wieloma rasami, taki chodzący słownik języków obcych.
Ma niesamowicie dobry węch i słuch co często wykorzystuje, gdy czuje się zagrożona lub jest sama.
Bardzo dobrze się kamufluje , choć nie często to robi.
Kiedyś interesowała się fizyką i nadal bardzo wiele pamięta.
Potrafi wleźć dosłownie wszędzie ze względu na swoją drobną posturę.
Kiedyś nauczyła się kontrolowania temperatury ciała.
Zna się na anatomii, zachowaniu i funkcjonowaniu zwierząt wielu gatunków, więc potrafi leczyć. Ma uczulenie na wodę, ale nosi ze sobą w woreczku odpowiednie lekarstwa.
Rodzina: Opuściła ich jakiś czas temu, ale najbardziej tęskni za swoim przyjacielem.
Partner: Kiedyś wydawało się że coś czuje do kogoś, ale... Zrobiła mu przypadkowo krzywdę i na pewno ją znienawidził.
Potomstwo: Brak.
Klan: -
Stanowiska/ Ranga: Malarz/ Omega
Charakter i Osobowość: Estera jest żywym srebrem, ale potrafi być spokojna gdy trzeba. Mądra chociaż i dla niej przychodzą różne dziwne pomysły. Podejrzliwa wobec wszystkich osób, więc nie zdziw się że jeśli ją zaskoczysz to sypnie w ciebie jakimś proszkiem. Śmiała i zawsze gotowa na wszystko. Nie przepada za zbyt wesołymi i zbyt poważnymi osobnikami. Jest posłuszna i stara się wykonywać powierzone jej zadania jak najlepiej, ale to chyba nic dziwnego skoro jest lingwistką. Nie pozwala jednak nikomu sobą pomiatać, to że jest mała nie znaczy, że nie ma rozumu. Nie denerwuje się, a jeśli komuś się to uda to zwyczajnie sypie mu proszkiem w twarz lub po prostu ignoruje go. Nie rozczula się nad sobą gdyż wie, że to nic nie da. Powie o sobie dużo, ale niektóre rzeczy trzyma dla siebie. Towarzyska choć nie przepada za tłokiem, gdzie zawsze jest rumor. Jeśli wyznaczy sobie cel to stara się go utrzymać, lecz nie zawsze to się udaje. Potrafi poświęcić swój czas dla innych jeśli ktoś chce jej pomocy, lub ma ochotę z nią porozmawiać. Nikomu się nie narzuca i zwykle to ktoś inny rozpoczyna z nią rozmowę. Jest skromna i nie lubi gdy ktoś prawi jej komplementy, czy za coś chwali. Może stać się wtedy troszkę niemiła, ale szybko mija u niej takie zachowanie. Stara się nie wyróżniać się spośród innych ponieważ to niczego nie daje. Unika kłopotów tak samo jak wody, która powoduje silną wysypkę, swędzenie i opuchliznę. Interesuje się wszystkim co dzieje się wokół niej, ale nie wtyka nosa w nieswoje sprawy. Jest uczciwa, ale czasem oszukuje jeśli ma to przynieść duże korzyści. Nie lubi osób, które chcą pokazać swoją świetność, na szczęście nie spotyka zbyt wiele takich osobników. Honor jest u niej cechą, która czasem zostaje czasem odsunięta na bok. Jest odważna, ale nie pozwala ona zdobyć wszystkiego co chce się mieć. Za to skupienie oraz wyobraźnia zawsze szczytują, ale to są częste cechy artystów i naukowców. Uwielbia sztukę, niezależnie z czego i jak coś zostało zrobione. Zna się dobrze na jednostkach co cechuje wielu fizyków, ale w malarstwie to również się przydaje. Jest bardzo czujna i ciągle wszystkich obserwuje, jej oczy niczym kamerki zapisują każdy twój ruch wyszukując informacji, które zawsze można w jakiś sposób wykorzystać. Czasem może być trochę nieogarnięta, ale zdarza się to na prawdę rzadko. Mimo wszystko jest miła i zawsze pomoże, jeśli ją poprosisz, chyba że próbujesz ją oszukać to wtedy będziesz miał nieprzyjemną okazję poznania jej okazji.
Dodatkowy Opis: Estera jest mniejsza od wilka, ale nadrabia to zwinnością i szybkością. Ma krótkie jasne futro, które podczas zachodów i wschodów słońca ma lawendowy odcień. Posiada nakręcone rogi i krótki ogonek, ma grzywkę, która często przysłania oczy nie posiadające źrenic i tęczówek. Charakterystyczny spiczasty nos zapamiętujący każdy zapach.
Styl Walki: W walce raczej nie jest najlepsza, ale bardzo dobrze wykonuje uniki i zwroty gdy biegnie. Potrafi gryźć i drapać, co nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. Jako iż walka powinna być wyrównana Estera wykorzystuje fizykę i swoje proszki, oślepiające, drażniące czy usypiające. Wtedy ma całkiem wielkie szanse na wygraną, a właściwie to na zostawienie przeciwnika samego. No bo co to za walka z śpiącym wrogiem?
Hobciostki: Estera uwielbia wszelkiego rodzaju przechadzki. Lubi poznawać nowe rzeczy, osoby i kultury z nimi związane. Nigdy nie rozstaje się z swoimi woreczkami, w których trzyma wiele lekarstw, ale i proszków, których używa do obrony.Czesem coś majsterkuje, jednakże trzyma się zielarstwa i malarstwa. Palce w jej łapach potrafią się ruszać oddzielnie, więc nie muszą zawsze stanowić całości, co pomaga przy malowaniu, pisaniu, masterkowaniu czy języku migowym.
Historia: Wychowała się w małym stadzie mieszkającym w miejscu gdzie było bardzo gorąco, ale roślinność była bujna i przystosowana do wysokich temperatur. Estera miała wielu przyjaciół, z którymi codziennie brała nauki od swoich nauczycieli. Eter była bardzo pilną uczennicą, która bardzo szybko uczyła się nowych umiejętności. Pewnego dnia, gdy zajmowała się zbieraniem roślin do swoich proszków, nagle usłyszała jak coś się za nią poruszyło. Przewidując gdzie jest przeciwnik, wzięła do łapy trochę proszku z jednego spośród wielu woreczków. Sypnęła nim prosto w przeciwnika, jednak okazało się, że był to samiec, który przyniósł jej kwiaty. Niestety Estera sypnęła zbyt wiele proszku, który spowodował utratę wzroku u samca. Eter postanowiła opuścić miejsce gdzie się urodziła i poszukać nowego domu, gdzie nikt nie będzie wiedział co zrobiła swojemu przyjacielowi. Mimo wszystko nadal tworzyła proszki, wiedząc że nie zrobi niczego złego swoim bliskim, skora nie ma ich już przy niej. Nie wędrowała zbyt długo gdyż trafiła na tereny tej oto watahy.
Vigle Verty: 6,5٧ 

Właściciel: Mora

piątek, 24 kwietnia 2015

Vigle Verty, gdby nie Keira to by odeszły w zapomnienie ^^"

Jenna - 162
Andromeda - 109
Hakai - 91
Raphael - 57,5
Aspen - 53
Brego - 52
Blindwind - 36 
Zafiro - 30
Alva - 27
Varen - 25,5
Dean - 25
Bran - 20,5
Leonardo - 20 
Chris - 5,5
Zira - 5,5
Silva Bane - 5
Misa - 0,5

Jak widać Andromeda wraz Jenną naskrobały najwięcej pieniędzy, skąpce małe o.0
Bran, Dean, Varen oraz Alva wraz Leonardo mimo krótkiego pobytu między nami mają też nie najgorsze sumki (pewnie podkradają Andromedzie i Jennie :D ).
No, a najbogatszym z nas, jak widzicie, jest - Misa xD
Sin of Sorrow x3

Od Chris'a do Wszystkich - Czuwając

        <Taaaaaaaak, no więc Chris w końcu coś piszę. Ale muszę się tak zdeczka cofnąć, do momentu kiedy wróciliście z walki z ferdalem>
Wpadli do jaskini, cały tłumek. Jednak w tym tłumku ja wypatrywałem jednej jedynej osoby - Jenny. Wyciągałem szyję i przechodziłem pomiędzy nimi, aż w końcu ją znalazłem. Położyli ją na kamieniu i poszli się zajmować Varenem. Świetnie! To ona została przegryziona na pół, znaczy tak myślę z tego co widać po śladach zębów, a oni się zajmują wilkiem który jest 3 razy większy od niej i 10 razy masywniejszy. Zarąbiście!
- Trzymaj się Jenahia - wyszeptałem.
Tak, tak, powiedziałem do niej Jenahia... Ale co zrobić, kiedy tak bardzo mi się jej imię podoba, a teraz mi przynajmniej nie przyłoży. Jasne, nie powiedziała mi swojego pełnego imienia, ale w końcu czytam w myślach, tak?
- Odsuń się, muszę ją opatrzyć. - usłyszałem głos nad głową.
Alva, no tak... Okey.
- Jasne, ale zawołaj mnie, jak skończysz, dobrze? - poprosiłem, na co cheedarianka się zgodziła.
Odszedłem więc nad źródła, w tamtej części jaskini i tak było tłoczno. Tylko bym przeszkadzał, a teraz najważniejsze jest zdrowie Jenn.
Leżąc nad wodą rozmyślałem o tym, że w zasadzie to się wygadałem. Kiedy się pokłóciłem z Diablikiem w górach powiedziałem, że nie wiem czy będę tu pasował. No i się wygadałem, wygląda na to, że nie pasuję. Skoro nawet Hakai mi nie ufa...
Ale najgorszy jest ten Brego. No kurczę, o co mu chodzi?! Przecież Dżej i ja jesteśmy kumplami, on to chyba widzi, nie? No to co jest do licha? Ma Aspen, tak często z nią rozmawia... Myślałem, że nawet się w niej zakochał... A on takie cyrki o Jenahię odstawia. Świetnie. A w jego mózgu... jest problem. On ma tam za dużo myśli na sekundę, w dodatku coś tam jest, jakaś blokada... Za każdym razem, gdy chcę zajrzeć w jego umysł, jest taki pomarańczowy rozbłysk i okropny wrzask. Nie wiem o co chodzi, naprawdę. Przeglądałem też w umyśle naszą kłótnię. Wiecie o co poszło? Na pewno chcecie wiedzieć.
No więc, kiedy się przebudziłem, obok mnie leżał rozwalony Brego, oparty łapami o mój grzbiet, a Jenna leżała po jego drugiej stronie. Była okropnie przyciśnięta do ściany. Prychnąłem wtedy cicho, ale zasnąłem, nie chciałem budzić reszty. A potem nagle Brego mnie okropnie brutalnie obudził warcząc i drąc się, że Dżej zniknęła i to na pewno moja wina.
- Chris?! Skończyłam, jak chcesz to chodź. - zawołała mnie Alva, wyrywając ze wspomnień.
Otrząsnąłem się i poszedłem szybko do Diablika. Jednak gdy tam dotarłem, obok siedziała Blind z Raphem i jakaś wadera oraz – niestety – Brego. Spojrzałem na wejście do jaskini, na które patrzyli teraz wszyscy bo stała tam niewielka biała i nakrapiana wadera z rogami na głowie. Skrzywiłem się, bo żal mi się jej zrobiło, biedna teraz wszyscy się na nią gapią. I zauważyłem, że zaczyna się nowy dzień. Przemyślałem pół nocy, wkurzając się na Brego i bijąc sam ze sobą! No nic... Wskoczyłem na półkę skalną, zwinąłem się i stamtąd obserwowałem wszystkich... Ale najbardziej kółko wielbicieli Jenn i raz na jakiś czas spoglądałem na Varen’a. Musiałem z nim później pogadać. To przez niego küçük şeytan wylądowała w pysku ferdala. Nie ujdzie mu to na sucho, nie będę się z nim bił, jasne, ale pogadamy sobie, to na pewno.


<Czy ktoś mnie wreszcie puści do küçük şeytan? Tak w ogóle to to znaczy mały demon default smiley :D >

Od Bran do Blindwind i Brego - Rodzinka w komplecie

        Zabrakło mi słów.
  Mój ojciec? TUTAJ? Pobiegłam za odchodzącymi wilkami. Zrównałam się z czerwonookim.
  - Jak wygląda ten wasz Raphael? - zapytałam by się upewnić.
  - Dość wysoki, ciemne futro i ma jedno oko złote, a drugie...
  - Niebieskie? - wypaliłam czując nagły przypływ mieszanych emocji.
  - Tak... - Hakai zamyślił się. - Czyli to chyba rzeczywiście twój ojciec...
  - No nie wierzę! - przerwała mi Wind wpychając między nas. - Raph nigdy nie wspominał, że ma córkę.
  - Bo może to był dla niego trudny temat? - rzucił jej kuzyn. - A poza tym nie zna nas przecież zbyt długo, prawda?
  - No w sumie...Ale powinien powiedzieć!
  - I pewnie by kiedyś powiedział. Grunt, że wszyscy są cali i zdrowi, a ferdale na jakiś czas sobie odpuściły...pytanie, na jak długi.
  Przyjrzałam się basiorowi. Rzeczywiście wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał kilka dni. Blindwind natomiast wyglądała na zestresowaną, jakby fakt, że jestem córką jej znajomego miał jej zaszkodzić. Zaczęło mnie to trochę martwić. A co jeśli coś mu się stało? ,,Uspokój się, dziewczyno!" warknęłam do siebie w myślach. Przecież znam swojego tatę, trudno go wykończyć. No dobra, poprawka: trudno go FIZYCZNIE wykończyć. Nerwowo wykończyłam go już dawno temu (jak każda ,,porządna" córka wykańcza swojego ojca).
  W końcu dotarliśmy do jakiejś wielkiej jaskini. W środku była całkiem spora grupa wilków. Zamarłam w miejscu gdy nagle wszyscy utkwili we mnie wzrok uświadamiając sobie, że jeszcze mnie wcześniej nie widzieli.Uśmiechnęłam się nerwowo. Na szczęście Blind chwyciła mnie za łapę i odciągnęła na bok. 
  - Chodź! Chyba chciałaś kogoś zobaczyć, prawda? - powiedziała, dalej niezrozumiale dla mnie zdenerwowana.
  Rozglądałam się po każdym szukając znajomej twarzy. Serce biło mi szybciej niż zwykle. Niby od naszego rozstanie minęły dwa lata, a ja czułam się jakbym nie widziała taty przez wieki. W końcu zauważyłam Hakai rozmawiającego z jakimś rosłym basiorem ze śladami po świeżo zasklepionych ranach...
  - Raph! - zawołała Blind.
  Wilk spojrzał w naszą stronę. Zamarłam w miejscu. Basior wyglądał na równie wstrząśniętego. Na moim pysku wykwitł uśmiech ulgi. Nie wytrzymałam i pierwsza rzuciłam się Raphaelowi na szyję.
  - Tato, nie wierzę, że cię znalazłam! - wypaliłam mu niemal prosto do ucha.
  Ojciec odsunął mnie na długość wyciągniętych łap, jakby upewniał się, że nie ma zwidów. Po czym również się uśmiechnął.
  - Nic się nie zmieniłaś - powiedział wyraźnie uszczęśliwiony.
  Tym razem to ja mu się przyjrzałam. Uśmiech znikł mi z pyska. Blind, która do tej pory odetchnęła z ulgą, znowu zaczęła się nerwowo uśmiechać.
  - Kto cię tak urządził? - spytałam z troską.
  - Aaa...Miałem ,,wypadek" - basior coś cicho do ślepej wadery. Nie uszło to mojej uwadze.
  - Nie żartuj sobie. Jestem tropicielem z wykształcenia - przypomniałam Raph'owi. - I widzę, że to są rany po pazurach i kłach.
  - Skarbie, później ci wszystko wyjaśnię, dobrze?
  Nadąsałam się nieco. Nie lubię, gdy własny rodzic coś przede mną ukrywa. Czasem zastanawiałam się, ko tu tak naprawdę jest dorosły.
  Naszą rozmowę przerwało jakieś zamieszanie z tyłu jaskini.
  - Co się stało? - spytała Blind, która oczywiście nie miała po co wyciągać głowy ponad resztę.
  - Chyba Aspen wróciła - odpowiedział nagle rozgniewany Hakai i przepchnął się na tyły.
  Nie wiem kim była owa Aspen, ale najwyraźniej miała spore kłopoty. Nagle Blind się ożywiła, jakby sobie o czymś przypomniała.
  - Jenna! - powiedziała do siebie.
  Tata ruszył za waderą, lekko zaniepokojony. Nie miałam ochoty siedzieć sama w tłumie nieznanych mi osób, więc również ruszyłam za Wind.
  - Co z nią? - zapytał Raphael.
  Blind zatrzymała się przy jakiejś śpiącej małej waderze. Przyłożyła do niej ucho i odetchnęła z ulgą.
  - Chyba już wszystko w porządku... - tu zaczęła coś wyjaśniać mojemu ojcu. Pewnie co się właściwie stało owej Jennie.
  Chciałam do nich podejść kiedy nagle na ktoś obok mnie na mnie wpadł. Poczułam się jakbym walnęła w górę. Na szczęście tylko lekko się zatoczyłam, ale utrzymałam równowagę. Żywa góra obróciła się w moją stronę. położyłam uszy po sobie. Na widok olbrzymiej hybrydy aż ciarki przeszły mi po plecach. Widziałam w życiu parę hybryd, w tym nawet waderę ziejącą ogniem jak prawdziwy smok*, ale czegoś takiego nigdy. Zaśmiałam się nerwowo.
  - Emmm...Cześć? - powiedziałam niepewnie.
  Hybryda zmarszczyła brwi i obwąchała mnie zaciekawiona.
  - Kim wy jesteście, skarbie? Nie znamy was - powiedział olbrzymi samiec.
  Na szczęście znowu uratowała mnie Blindwind.

Blindwind? Brego? Mam nadzieję, że tym razem nie namieszałam ;-;

* pozdro dla kumatych XD

czwartek, 23 kwietnia 2015

Od Aspen do Wszystkich - Cięzki Poranek

        Tej nocy nie było mi chyba dane się wyspać. Rany na boku piekły, a całym moim ciałem wstrząsały konwulsje. Przewracałam się z boku na bok. Rana była zbyt płytka by sprawiać mi takie kłopoty. Zakażenie również nie wchodziło w grę, w końcu się opatrzyłam. Jad! Teraz dopiero sobie przypomniałam o tym detalu o jakim wspominała Alva. Byłam tak pochłonięta "zabawą" z ferdalami, że zapomniałam o tym fakcie. A teraz gdy sobie przypomniałam, było za późno. W gorączce odpłynęłam w ciemność.
Obudził mnie cichy trzask gałązek tuż nad ranem. W półmroku niedaleko mnie przechodził młody potwór z którym wcześniej już się zetknęłam. Wyglądał marnie, ciężko sapał i powłóczył nogami. Był ledwo żywy, moje rany zebrały żniwo. Uniosłam się i wystrzeliłam jak strzała jednym ciosem skręcając cienki kark. Teraz widziałam, że prócz ran przeze mnie zadanych miał też kilka innych. Czyżby inne ferdale mściły się na nim za porażkę jaka poniósł ze mną w walce?
-Już nie śpi?- Niedaleko mnie odezwał się cichy głosik. 
Zamrugałam, w pierwszej chwili myślałam że mam przed sobą małego jelonka, ale nie... Był to wilk z rogami. Teraz dopiero zauważyłam, że mój wzrok, tak doskonały zazwyczaj, teraz nieco szwankował. Przestraszyłam się, ale zaraz uspokoił mnie głos waderki.
-Przytępione zmysły to jeden z skutków jadu jaki płynął w jej żyłach. Ale Silva już cię wyleczyła, za chwilę powinno przejść.- Wyjaśniła. Racja, wczoraj rany dokuczały, miałam też gorączkę i drgawki, teraz objawy zniknęły a ja czułam się doskonale. Może byłam trochę obolała, ale nie czułam już nic dziwnego -Silva znalazła samice w złym stanie i wyleczyła. Silva nie może zostawić dziecka lasu na pastwę losu.- Imię, które tak często powtarzała, było pewnie jej imieniem, dlatego nie pytałam o nie.
-Kim jesteś? Znasz mnie może?- Zapytałam, tak jak mówiła, zaczynałam odzyskiwać swój sokoli wzrok. I mogłam się jej uważniej przyjrzeć. 
Mimo takiej małej postury było w niej coś co budziło respekt.
-Silva Bane jest leśną zmorą i duchem lasu, i Silva cię nie zna, ale jeśli jesteś już zdrowa Silva wróci do obowiązków. Silva nie może pozwolić potworom niszczyć jej lasu.- Oznajmiła odwracając się i odbiegając. 
Nie wiem czemu ruszyłam jej śladem, nim jednak zdążyłam zrobić kilka kroków na drogę wyskoczył mi szary wilk.
-Nareszcie cię znalazłem.- Odpowiedział basem i spojrzał mi w oczy.
-Znasz mnie?- Zawyłam uradowana. 
W odpowiedzi jednak wilk uśmiechnął się parszywie.
-Znam? Dobre sobie...- Wskazał na bliznę szpecącą jego pysk. 
Rozpromieniłam się mimo jego niemiłego nastawienia.
-Skąd mnie znasz? Wiesz coś o mnie? Jak długo się znamy? Kim jesteś i kim ja jestem?- Zadawałam serie pytań a basior obnażając kły podchodził powoli.
-Wiem jedynie, że zaraz będziesz martwa.- Warknął i rzucił się na mnie. 
Coś we mnie drgnęło. Jakby włączyła się inna ja. Mój uśmiech zmienił się w paskudny i przenikliwy uśmieszek łotrzyka.
-Zobaczymy...- Rzuciłam pół głosem i w momencie gdy już prawie mnie miał jednym ruchem wzbiłam się w powietrze i zataczając niewielką pętle przeleciałam nad jego grzbietem rozdzierając go. 
Wilk zawył, zatrzymał się a ja wylądowałam tuż obok powoli podchodząc. Basior spróbował rozpaczliwie odganiać się kłapaniem szczęk. Jednak bez problemu robiłam uniki. Przy jednym z nich poczułam ostry, rwący ból w boku. Rozerwałam świeżo zasklepianą ranę. Warknęłam i wyszczerzyłam kły gotowa by przycisnąć go i zmusić go gadania. Nagle jednak "tatuś" ferdal wybiegł i rozerwał wilka. Głośno mlaszcząc po prostu go jadł. Cofnęłam się o krok i zaklęłam pod nosem. Ten potwór właśnie zabił jedyne stworzenie, które mnie znało. Już miałam zaatakować go gdy poczułam krótkie ukłucie w łapę i film mi się urwał.
Gdy znów otworzyłam oczy byłam niedaleko jaskini, która opuściłam zeszłej nocy, a słońce dopiero zaczynało pojawiać się na horyzoncie. Czyli długo nie byłam nieprzytomna tym razem. Obok mnie leżała mała waderka Silva.
-Jeśli Silva daje jej dar życia, nie marnuje się go. Dlatego Silva zaprowadzi ją do watahy.- Była wyraźnie młodsza, a mówiła, jakbym to ja była szczeniakiem.
-Co? Zaraz, chwila!- Zerwałam się z miejsca. - Jak mnie tu przeniosłaś? Jak uśpiłaś? I ja wcale nie chce!- Naburmuszyłam się jak dziecko.
-Silvie pomogły zwierzęta, które odciągnęły uwagę potwora i zaniosły tu ją. Silva uśpiła ją strzałka z miksturą Silvy. A teraz Silva zaprowadzi cię do towarzyszy.- Oświadczyła podchodząc. 
To by oznaczało, że wszyscy zauważą, iz mnie nie było, a ja miałam nadzieje wślizgnąć się niepostrzeżenie. Szybko wzbiłam się w powietrze zakołowałam i wbiłam się przez małą szczelinę do środka jaskini, tę samą którą wyszłam, tym samym uciekając Silvie. Teraz szybko przebyłam tę samą drogę do głównej groty gdzie wszyscy spali. A przynajmniej powinni... Wielu było rannych, Jenna i Varen leżeli uśpieni, a oczy wszystkich zwróciły się ku mnie. Nie biła od nich sympatia... Wyszczerzyłam się w niewinnym uśmieszku, tak szerokim jak tylko na to pozwalała moja anatomia, a i tak chyba przekraczał jej granice.
-Coś mnie ominęło? Musiałam wyjść za potrzebą.- Powiedziałam jak gdyby nigdy nic.
-Ty chyba sobie żartujesz?!- Wydarła się Alva. -Wymykasz się na całą noc! A teraz wracasz tak o sobie cała poharatana jakbyś walczyła z stadem wygłodniałych lwów!.- Kotka powoli zbliżała się do mnie. 
Mój uśmiech nie znikał, kiwałam tylko spokojnie głową.
-Tak dokładnie to były ferdale... chyba tak je nazwałaś?- Poprawiłam ją, a ona wybałuszyła oczy. Wyglądała na naprawdę wściekłą.
-Czy tobie rozum odjęło dziecko?!- Warknęła tak, że sufit się zatrząsł, ja jedynie znów przytaknęłam głową z uśmiechem. -Wymyka się niszcząc jaskinię i wraca uśmiechnięta po walce z ferdalem!
-Trzema...- Znów poprawiłam. -Z czego jeden padł, taki malutki.- Zmieniłam uśmieszek na dumny.
-Ja chyba śnię!- Warknął ktoś jeszcze.
-Potem taka malutka wadera z rogami mnie opatrzyła, bo mówiła że byłam zatruta, czy jakoś tak i potem inny wilk mnie zaatakował, i potem znów ten potwór, i potem trafiłam tu, ale miałam nadzieje że śpicie i nie zauważycie.- Mówiłam tak jakbym opowiadała jakąś fajną historyjkę. 
Miałam wrażenie, że zaraz wszyscy tu rzucą się na mnie i zwiążą, żebym nie mogła już wpaść na żaden inny "genialny" pomysł, mimo to nie przestawałam się szczerzyć, gotowa wziąć nogi za pas.
-Ferdale, wilk z rogami, inny wilk i co jeszcze?! Inne genialne pomysły, żeby wytłumaczyć się z tych ran i ucieczki?- Zapytał z niedowierzaniem Hakai.
-Kiedy to prawda!- Obruszyłam się. -W walce z nimi wpadłam na pewien pomysł!
-Lepiej chodź szybko ktoś cię opatrzy zanim padniesz.- Warknął ktoś jeszcze, ale cofnęłam się o krok.
-Mówię wam że nic mi nie jest! I mam plan! I już mnie opatrzono!- Wilki krzyczały na mnie jeden przez drugiego. 
W sumie miały racje... ale nawet jeśli zabronią mi wychodzić, czy mnie zwiążą. Ja i tak będę musiała znaleźć sposób by się wyrwać.
-Silva ją widziała i Silva ją uzdrowiła, Silva może też pomóc innym chorym...- W wejściu do jaskini stanęła mała wilczyca i popatrzyła na wszystkich tymi swoimi dziwnymi oczkami.


Ktoś? Coś? Sorki że wcinam się w akcje, ale samemu się kiepsko pisze, mam nadzieje że nie będziecie długo źli na mnie i As... default smiley :)

Słowa Mądrości Wkrótce się Wymyśli ^^"


Imię: Misa
Pseudonim: Kulka
Wiek: 1,5 roku
Płeć: Samica
Punkty walki: 6
Czym Ty jesteś?: Połączenie pantery śnieżnej i pumy.
Co robisz najlepiej?: Świetnie pływa
Rodzina: Matka Zira, ojca nie zna.
Potomstwo: -
Klan: -
Stanowisko: -
Charakter i osobowość: Jest strasznie uparta i wesoła. Jest duszą towarzystwa, uwielbia żartować. Mało czego się boi, lubi wyzwania. W przeciwieństwie do swojej matki, umie zachować powagę. Jest uczuciowa i wrażliwa. Czasem lubi, gdy nikt nie zwraca na nią uwagi, bo może robić co chce. Jest nieposłuszna.
Dodatkowy opis: Jest śnieżnobiała i ma lekko skośne oczy, chyba po tacie, jednak barwę odziedziczyła po matce. Jest smukła i zwinna.
Styl walki: -
Hobciostki: Kocha zabawę. Nie lubi za dużo jeść.
Historia: -
Vigle Verty:

Właściciel: Ko Ta

"Wiesz, gdy jest bardzo smutno to kocha się zachody słońca"

akeli DeviantArt


Imię: Zira
Pseudonim: -
Wiek: 2,5 lat
Płeć: Samica
Punkty walki: 6
Czym Ty jesteś?: Pantera śnieżna
Co robisz najlepiej?: Wspina się po górach.
Rodzina: Wyrzuciła ją z domu.
Partner: Jeszcze nie szuka
Potomstwo: Córka Misa
Klan: Stara się o stanowisko w Czerwonych Krukach
Stanowisko: Łowca
Charakter i osobowość: Zira jest typem imprezowiczki. Uwielbia szaleć, wiecznie chodzi wesoła. Jest trochę nieodpowiedzialna jako matka, zdarza jej się nie zauważać córki. Miewa szalone pomysły, ryzykowne akcje. Jest przyjacielska, ale potrafi być wredna. Nie potrafi być poważna, niezależnie jaka jest sytuacja. Nierozważność to jej "drugie" imię. Jest nieuleczalną flirciarą.
Dodatkowy opis: Zira jest smukłą kotką, o lodowato niebieskich oczach. Ma gęste, krótkie beżowe futro w cętki, które na brzuchu, pod ogonem i pyskiem jest białe.
Styl walki: Zira nigdy nie musiała walczyć, jest lewa w tym temacie. Oczywiście potrafi zadrapać czy ugryźć, jednak nie powinna zbliżać się do pola walki, bo się tam nie przyda. Jedyne co, mniej- więcej, potrafi to oczywiście polować, no ale... to nie jest walka.
Song Theme: Ben Cocks - So Lazy
Hobciostki: Lubi imprezy i mocne wrażenia.
Historia: Dawno temu w górach żyło stado panter. W okolicy nie było innych stad, więc było tam spokojnie, obywało się bez wojen. Odbywały się tam często festiwale, święta i uroczystości. O pożywienie, o dziwo, było tam łatwo. Któregoś razu, gdy Zira wymknęła się spod pieczy rodziców, udała się na odbywający się właśnie festiwal Ognia. Były ogniska, fajerwerki i tłum kotów. Gdy Zira wkręciła się na dobre w tą imprezę, spotkała pewnego kota. Był chyba nowy, bo nie kojarzyła jego pyska. No i stąd wzięła się Misa. Kiedy rodzice się o tym dowiedzieli, wyrzucili ją ze stada. Oczywiście w nocy, by nie narobić sobie wstydu nieodpowiedzialną córką. Zira zeszła z gór i długo wędrowała. No i tak znalazła się tutaj.
Vigle Verty:

Właściciel: Ko Ta

Od Alvy do wszystkich - Myślenie jest potrzebne


        Alva zbliżyła się do wilka obserwując jego zachowanie, w Ferdalu z którym walczyli musiała zacząć się przemiana. Trucizna musiała się przedostać do krwiobiegu. I na co im to wszystko było? Niech no ona go wyleczy to go znów będzie składać bo będzie chciała nauczyć go dyscypliny. Teraz jednak musiała go uratować.

- Czujesz ból w łapach? Czy widzisz mnie? Spójrz mi w oczy. - Powiedziała Alva chcąc się dowiedzieć w jakim stanie jest jej pacjent. Było to bardzo ważne aby Alva mogła go wyleczyć szybciej niż ktokolwiek mógłby to zrobić.
- Tak bolą mnie, ale nie mocno i całkiem dobrze cię widzę. - Powiedział z trudem skupiając wzrok na jej oczach.
- Co z nim jest? - Spytał Dean który stał w pobliżu Varen'a.
- Jad nie jest mocny, ale powoduje silne zakrzepy krwi i utratę wzroku, a także powoli ogarnia mózg powodując rozkojarzenie. Jeśli mu nie pomogę może w końcu przestać rozumieć naszą mowę i nie będzie potrafił wykonywać prostych zadań. - Odpowiedziała Alva delikatnie rozcinając skórę na ciele wilka.
- Co ty wyrabiasz? - Spytał Hakai wyraźnie niezadowolony tym co właśnie zrobiła kotka.
- Jeśli potrafisz go wyleczyć to proszę bardzo. 
Nie mam zamiaru czekać aż będę musiała mu amputować łapy. Niedługo będę mogła mu wyrwać wątrobę to nawet tego nie poczuje. Trucizna ogarnia szybko układ nerwowy co pozwala mi na uratowanie go. - Powiedziała biorąc jedną fiolkę spośród setek innych butelek. Do każdego rozcięcia walała po kropelce eliksiru, który wnikał natychmiast w krew, a Alva cicho szeptała słowa w swoim pradawnym języku. Po chwili wszystkie rany się zasklepiły, a Alva wzięła suchy liść i włożyła do pyska wilka i wzięła go na przednie łapy idąc na tylnych. Zniosła go do podziemnej jaskini.
- Będzie cały? - Spytał ktoś gdy Alva obserwowała chwilę wilka i ruszyła w stronę jaskini na czterech łapach.
- Już jest cały, teraz trzeba dopilnować aby się wyspał, musi być gotowy do walki.
- Do jakiej walki? - Spytała Andromeda patrząc z troską w oczach na śpiącego wilka.
- Ferdale są co chwila przez was zaczepiane. Więc nic dziwnego jeśli zaraz znów będziemy z nimi walczyć. I wiem którędy wyleciała Aspen. - Powiedziała Alva czując jak znów wzbiera się w niej gniew. 
Wcześniej dziura w suficie była mniejsza, ale była teraz trochę większa. Będzie musiała to załatać. Ona nikomu nie rozwalała jaskini, to świadczy już nie tyle o złym wychowaniu co o logicznym myśleniu. Przecież od naruszenia dziury mogły pojawić się pęknięcia i nie wzmacniana jaskinia mogłaby wszystkim zapewnić super grobowiec. Całe szczęście nic konkretnego się nie działo z sufitem, więc raczej jaskinia nie powinna się zawalić. Alva ruszyła w stronę Jenny, musiała teraz nią się zająć. Nie miała problemów z wyleczeniem wilczycy. Zajęła się również resztą osobników z watahy, jednak do żadnego z nich nie odezwała się ani słowem. Nie dało się ukryć że była zła, Varen i Jenna nie powinni zachowywać się jak szczeniaki. Czy oni posiadali choć odrobinę oleju w głowie? Przecież to logiczne, że nie powinni się bawić jeśli wiedzą że Ferdale są czujne. 
Gdy już wszystkich opatrzyła coś jej nie pasowało. Gdzie była Wind? Jednym susem wskoczyła do jaskini i spojrzała na wilki będące w jej wnętrzu.
- Widział ktoś Wind? - Spytała domyślając się, że nie ma tu ślepej wilczycy.
- Wyszła? -  Spytał Hakai rozglądając się po wilkach.
- Najwidoczniej usłyszała jak mówiłam o jednej z nadmorskich roślin. Tylko, że one rosną tylko latem w jednym miesiącu. Ale mam kilka sadzonek tutaj, więc nie wiem czemu poszła. - Powiedziała Alva wskazując mały podziemny ogródek w głąb jaskini.
- Idę jej poszukać. - Powiedział Hakai wbiegając po schodach, Alva wskoczyła na najwyższe schody blokując drogę wilkowi.
- Weź kogoś ze sobą. - Odpowiedziała kotka patrząc na Alfę z niezadowoleniem.
- Nie będę nikogo brał, nie chcę aby ktoś ucierpiał. - Alva tylko przechyliła głowę i wskoczyła do głównej jaskini, pozwalając wilkowi na poszukiwanie Blindwind. 
Andromeda pojawiła się tuż obok kotki, w jej oczach można było dostrzec strach i łzy.
- Nie martw się, wróci tu cały. Najwyżej znajdzie się inną Alfę. - Powiedziała sprawdzając jak czują się wszystkie wilki.
- Nie powinnaś tak mówić. - Powiedziała zdenerwowana Andromeda.
- Mówię to co może się wydarzyć.
- Nie rozumiem, dlaczego jesteś niezadowolona.
- Przez Varena i Jennę mieliśmy kilku rannych. Nie wydaje mi się to zbyt pocieszające... Poza tym, ty nawet niczego nie robisz, martwisz się o innych, ale nic z tym nie robisz. Nie pomagasz im i nie stajesz w boju.
- Pozwalasz sobie na zbyt wiele Alvo. - Powiedziała wilczyca cicho warcząc.
- Mówię jak jest nie będę cię okłamywać. Jeśli twierdzisz, że jesteś odpowiednim materiałem na Alfę to pokaż to. To nie we mnie brakuje czegoś, to w tobie brakuje waleczności i poświęcenia. Wszyscy potrzebują przywódcy, a nie kogoś kto tylko się martwi. Pokaż im, że jesteś Alfą i potrafisz im pomóc i za nich walczyć... Jesteś Alfą, powinnaś wiedzieć co to znaczy. - Wilczyca ruszyła w stronę wyjścia i tam usiadła.
- Będę pilnować jaskini, teraz nie mogę niczego więcej zrobić. 
Gdy minęło pół godziny Alva przełożyła wilczycę na swoje gniazdo i stanęła na warcie. Czemu wilki były takie a nie inne? Zbyt uczuciowe, to właśnie ta cecha powodowała ich słabość. Przyjrzała się Andromedzie. była drobna, słaba, a uczucia były silne. Gdzie więc była chęć walki za innych? Alva pokręciła głową i wróciła do obserwowania ściany lasu. Po chwili wzięła jednak grubą księgę i zaczęła przewracać pazurem strony. Po chwili znalazła Ferdale, co jakiś czas spoglądała przed siebie i ponownie wracała do lektury, nasłuchując wszelkich odgłosów.

~Ktoś może chce odpisać?~

Od Blindwind do Bran i Hakai - Wspominka o Ojcu

        - Znów nowy wilk! – ucieszyła się Wind i podbiegła do wadery – Ja jestem Wind, Blindwind w zasadzie, a to jest mój kuzyn, Hakai, znajdujesz się na terenach Watahy Nieznanych Wariatów, a ja jestem Alfą Klanu Czerwonych Kruków, specjalizującego się w łowiectwe, a na razie nasza wataha jest pod atakiem krwiożerczych Ferdali, więc lepiej, żebyś poszła z nami, jeżeli chcesz dożyć następnego dnia. – Blindwind wypluła te kilka zdań z siebie na jednym oddechu, uśmiechając się przy tym życzliwie, co spowodowało, że wyglądała dziwnie... Psychicznie dziwnie...
- Aha... – pokiwała głową szara wilczyca chłonąc powoli słowa Wind i próbując z nich wyciągnąć jakiś sens – Ja jestem Bran. – wydukała po chwili i wstała ze swojej pozycji leżącej, wyciągnęła łapę do wadery, żeby ta ją uścisnęła.
- Miło mi. – Blind wyciagnęła swoją łapę czekając aż ta ją uściśnie.
Bran spojrzała na nią zakłopotana, dopiero po chwili dotarło do niej, że przecież wadera jest ślepa skoro potknęła się o śpiącego wilka i chwyciła jej czekającą łapę.
- Mi również miło. – rzekł Hakai, uchyliwszy głowy delikatnie, to samo uczyniła dziewczyna.
Wind skupiła się na zapachu wadery. Majaczył w nim jakiś dziwnie znajomy jej zapach, ale za nic nie mogła sobie skojarzyć kogo jej to przypomina, choć miała to na końcu języka.
- Jak Blindwind mówiła, lepiej się stąd zmywajmy, bo jest tu nie... – zaczął Hakai, ale Kruk nagle podskoczyła i krzyknęła:
- Raphael! – Bran spojrzała na nią zdziwiona, a Hakai z zapytaniem wyrytym na twarzy.
- Skąd znasz imię mojego ojca? – zapytała zaciekawiona Bran.
- Co? – zapytali jednosześnie Hakai z Wind, a szczęki im opadły.
- Od kiedy on ma córkę? – mruknęła Blind, z tępym wyrazem twarzy skierowała głowę do Hakai.
- No tak, znacie go? Jest tu? – nowoprzybyła nie rozumiała zdziwienia wilków.
- Nie! Znaczy się... Tak... Jakby... – pospieszyła biała wadera przypominając sobie w jakim stanie jest ojciec wadery – Nie, może...
- Wind chciała powiedzieć, że jest późno, dzisiaj miał ciężki dzień i najprawdopodbniej śpi. – pomógł kuzynce wybrnąć z sytuacji, jednak nie wiele to chyba dało...
Blindwind uśmiechnęła się głupkowato i aż dreszcz przeszedł jej po plecach na myśl co Bran jej zrobi jak dowie się, że to z jej winy Raph’a trzeba było tak sklejać i leczyć rany, po których zostaną brzydkie blizny...


Bran?

środa, 22 kwietnia 2015

Od Bran do Blindwind i Hakai - I kto by się spodziewał...

        - To niedorzeczne - powiedziałam sama do siebie.
  Słowik olał mnie zupełnie. Dalej śpiewał. Ile to już będzie? Z dwie godziny? Dwie, cholerne, nieprzespane przez tego sukinkota godziny. Chciałam wyspać się za dnia, żeby móc później podróżować w nocy (wiem, głupi pomysł), ale ten cwaniak oczywiście musiał akurat wtedy dać koncert. Mały, wstrętny, pierzasty szczur...
  Durne ptaszysko jakby słyszało moje myśli - zaczęło jeszcze głośniej drzeć japę.
  - STUL DZIÓB! - warknęłam.
  Znowu głośniejsze tony.
  - Bo zaraz tam wejdę!
  I znowu...
  Miarka się przebrała. Wstałam wściekła i już oparłam przednie łapy o pień, kiedy nagle na przeciwnym drzewie pojawiła się konkurencja mojego kata. Drozd, pięknie upierzony samczyk, wypiął dumnie pierś i również zaczął śpiewać. Nieco skrzekliwiej, ale widać było, że nie robi tego tylko dla popisu. Słowik już olał mnie całkowicie. Starał się przekrzyczeć drozda i, rzeczywiście, trudno było wyróżnić z jego śpiewu koślawe, lecz równie piękne nuty drugiego samczyka. Z ciekawości porzuciłam plany o kolacji z pieczonego słowika i wsłuchałam się w trele. Trwało to zaledwie piętnaście minut, po czym obok drozda przysiadł inny przedstawiciel jego gatunku - tym razem samiczka. Słowik chyba zdębiał, bo siedział cicho gdy parka odleciała. Uśmiechnęłam się czysto złośliwie.
  - No widzisz? On jest mniej niedorzeczny, bo jego praca przynajmniej nie poszła na marne - powiedziałam zadowolona do słowika. - A ty co?
  Ten tylko napiął się dumnie i odleciał między drzewa. Zadowolona ułożyłam się z powrotem w miejscu, które wcześniej odgarnęłam ze śniegu. Mój sen przerywały już tylko słyszane z dala, lecz kompletnie ignorowane przeze mnie ryki. Nawet mi do głowy nie przyszło co w rzeczywistości je wydawało...

  W nocy obudził mnie potężny kopniak. 
  Oberwałam od kogoś w głowę tak, że ,,atakujący" się przewrócił, a ja obróciłam na drugi bok otumaniona. Chwyciłam się łapą za głowę i obejrzałam dookoła. Na ziemi przede mną leżała jakaś biała wadera, również pojękując.
  - Boże, co to było? - powiedziała jakby do siebie.
  - Kobieto, czy ty masz we łbie poprzewracane?! - warknęłam. - Próbuję tutaj spać!
  Wadera aż podskoczyła zaskoczona. Obejrzała się na mnie. Było ciemno, ale ku własnemu zawstydzeniu zauważyłam, że moja rozmówczyni jest ślepa.
  - O matko, wybacz! - podeszła do mnie. - Nie wyczułam cię...a poza tym, czemu do licha śpisz na drodze?
  - Od dawna nie używanej drodze - poprawiłam wstając. - Myślałam, że jeszcze na jakiś czas pozostanie nieużywana.
  Obejrzałam się za siebie. Musiała na mnie spaść jakaś czapa śniegu, skoro nawet węch ślepej wadery nie pomógł. Z doświadczenia wiedziałam, że wilki pozbawione jakiegoś zmysłu mają poprawione pozostałe.
  - Blind! - nagle z krzaków wyszedł jakiś czerwonooki czarny basior. - Miałaś tylko sprawdzić, czy da się tędy przejść, więc co ty do... - i tu mnie zauważył. Zatrzymał się zaskoczony.
  - Em...Dobry wieczór? - uśmiechnęłam się głupkowato.
  Cholercia. Chyba trafiłam na zamieszkane tereny.


Hakai? Blind? Wybacz, że się tak pod nogi wykładam x3