poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Aspen do Brego - Przeszłość wymknęła się spod kontroli.


       Krótki lot nieco mnie rozbudził, ale gdy upadłam na ziemię, nie byłam w stanie zapanować nad sennością i ponownie odpłynęłam do świata morfeusza nawet nie zadając sobie trudu wstania, zasnęłam tak jak upadłam.
- Aspen! Aspen? Gdzie jesteś? Boże Skarbie ona się nie odzywa... Zabiliśmy ją. Ale myśmy nie chcieli...- Głos hybrydy wyrwał mnie znów do świata żywych.
- Żyję... Jeszcze...- Podniosłam się ziewając głośno, a obiecałam sobie, że koniec z zarywaniem nocek.
Jeszcze zaspana obejrzałam się w około. Chwila, a gdzie Brego? Zamrugałam mocniej by odzyskać w pełni wzrok i dopiero wtedy zobaczyłam leżącego w krzakach towarzysza.
- Dobrze, że żyjecie Skarbie, to dobrze. A pomożecie nam wyjść?- Zapytał niemal błagalnym tonem i spróbował się wyszarpnąć, ale zaraz znów zamarł. Podeszłam do niego bliżej. a gdy zobaczyłam jak leży powyginany w krzakach nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
- Z czego się śmiejecie skarbie? Pomoglibyście w potrzebie jak prawdziwy przyjaciel, a nie się śmiali. - Naburmuszył się lekko. Przyjaciel? On traktował mnie jak przyjaciela mimo, że tak krótko mnie zna? Przestałam się śmiać, ale uśmiechnęłam się szeroko. Od kiedy się obudziłam wokoło mnie byli sami obcy, a teraz mam przyjaciela! Rzuciłam się na hybrydę i przytuliłam mocno.
- Ał...Hola Skarbie? Co wy robicie? Mieliście mnie wydostać.
- Już, sorki. - Wyprostowałam się i podałam mu łapę tak by mógł się na niej wesprzeć.
- Dziękujemy, Skarbie. - Wyszczerzył się.
Nim jednak zdołał powiedzieć coś dalej skoczyłam na na niego już zdecydowanie rozbudzona.
- Broń się! - Zaśmiałam się głośno udając że atakuję.
 Brego od razu załapał zabawę i uskoczył równocześnie wykonując kontrę łapą mającą na celu mnie zatrzymać, ja jednak byłam mniejsza, wyminęłam ogromną kończynę i wskoczyłam mu na plecy.
- O nie, Skarbie! Atakują, musimy się bronić. - Zawołał śmiejąc się głośno po czym zaczął brykać i rzucać się starając się mnie zrzucić.
Chwilę trzymałam się, jednak w końcu zeskoczyłam. Udawana walka trwała w najlepsze, kiedy nagły, przeszywający ból sparaliżował mnie i cios, który miałam z łatwością uniknąć sięgnął mnie. Rozkręcona hybryda nie zapanowała nad siłą i uderzenie zwaliło mnie z nóg. Zamrugałam, w około było ciemniej niż przed chwilą, a nade mną zamiast Brego stał czarny wilczur. W jednym podskoku znalazłam się na czterech łapach. Uniosłam skrzydła, zjeżyłam sierść, a z gardła wydobywał mi się złowrogi warkot. Czarny wilk z nieprzyjemnym uśmiechem zbliżał się do mnie. Nie mogłam pozwolić mu mnie tknąć. Położyłam po sobie uszy i zaszarżowałam na nieznajomego. Nagle wszystko znikło, niebo zrobiło się jaśniejsze, a zamiast basiora stał Brego. Zamarłam na chwilę. Co to było?
- Aspen? - Zapytał, nie potrafiłam wyczuć czy w jego głosie było zdziwienie, czy strach że zwariowałam.
Dobrze, że to był on, był większy i silniejszy, gdybym w porę się nie opamiętała mógłby mnie unieruchomić, ale mimo wszystko mogłabym zdążyć go zranić.
- Przepraszam. - Wybełkotałam w końcu.
Te całe "wspomnienia" zaczęły stawać się niebezpieczne.
- Nic ci nie jest? - Przyjrzałam się mu dokładnie, ale nie, nie miał na sobie nawet zadrapania. Szybko musiałam wymyślić jakiś sposób by to się skończyło - Jen, ona mówiła o jakimś smoku, muszę go znaleźć, gdzie Jen?


<Brego?>

Od Gwenllian do Canay'a - Dlaczego miałam być Harytią?

        To była jedna, z najokropniejszych nocy, jakie kiedykolwiek przeżyła. Nie było w niej nic strasznego. Raczej męczącego. Wigilia świętego Marka. Dla wielu osób ten dzień przychodzi i mija zupełnie niepostrzeżenie. Nie organizuje się wtedy żadnych festynów, czy wspólnych zabaw. Nikt nie siedzi do późnej nocy przy ognisku i nie śmieje się z przyjaciółmi. Nikt nie daje nikomu prezentów, a wilki nie składają sobie życzeń. Właściwie to mało kto wie, że święty Marek miał swoje święto. A nawet ci, co o nim wiedzą, szybko zapominają.
- Ale umarli zawsze pamiętają. - powiedziała cicho Gwen.
Tamtej nocy nie kierowała tych słów do nikogo, choć wiele istot mogło jej odpowiedzieć. Tyle, że duchy nie należą do tych najbardziej rozmownych i jeśli jest to możliwe, unikają żywych jak ognia. Chociaż i tak tylko nieliczni są w stanie dostrzec dusze, podczas Wigilii świętego Marka.
Była to jedyna noc, w której Gotka mogła je zobaczyć bez korzystania z zaklęć przywołujących, ani łączników. Ale i tak coś bez przerwy ją męczyło. Coś, a raczej c o ś czerpało od niej energię. Zupełnie jakby dzięki temu mogło wrócić do tego świata. Zawsze tego próbowali, a przynajmniej ta odważniejsza, lub najgłupsza część z nich. Ale nigdy nie dostaną tego, za co byli gotowi umrzeć… Gdyby ponowna śmierć była możliwa.
Gwenllian zaczęła oddychać coraz płycej i coraz szybciej. Zupełnie, jakby resztkami sił walczyła o ostatni wdech. Nie miała już sił. Straciła przytomność i jak kłoda padła na ziemię, pokrytą grubą warstwą śniegu.

~***~

       Dochodziło południe, gdy wadera ponownie otworzyła oczy. Przez chwile miała wrażenie, jakby jakieś małe kropki, migały jej przed twarzą. Potrząsnęła głową, by się otrząsną i być w stanie normalnie funkcjonować. Efekt był jeszcze gorszy.
~No, no… w końcu się obudziłaś!~ Głos, rozbrzmiewający w jej głowie miał dziś wyjątkowo dobry humor.
Gwen nie miała ochoty jej słuchać, a tym bardziej z nią gadać. Mijały tygodnie, a ona była w kropce. Nie miała bladego pojęcia, czym ten Głos jest i dlaczego gada akurat do niej. Nie wiedziała nawet, czy on istnieje. Równie dobrze mógł być tylko wytworem jej wyobraźni. Samotność to okrutna choroba i na każdego działa inaczej. Ale z drugiej strony… Być może któregoś dnia, przez przypadek udało jej się coś przywołać? Jakiegoś piepszonego demona, który gada w jej głowie?
- Dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej? - wadera zdecydowała się odezwać, gdy stwierdziła, że czuje się już dużo lepiej.
~ Oh, ależ budziłam! Dwa razy.-~odparł Głos ~Cholera.~ dodała do siebie, ale Gwen i tak wszystko słyszała.
W końcu to nawijało w jej głowie!
- Czuję się fatalnie, nie musisz kląć na dziendobry. - Gotka fuknęła zirytowana, choć w rzeczywistości jej humor odrobinę się poprawił - Jak zwykle; tyle czekania i wszystko na nic.
~ Może ujrzenie jego ducha nie jest ci pisane? Ja już dawno dałabym sobie z tym spokój. To nie jest twoje przeznaczenie!~ to ostatnie zdanie brzmiało tak teatralnie, a głos Głosu dźwięczał z ekscytacją w głowie wadery.
- Przeznaczenie… - mruknęła dziewczyna - Nie za ciężkie słowo, tak przed śniadaniem?
~Cały świat jest już dawno po śniadaniu.~ odparła po czym zniknęła.
Nie, „zniknęła” nie było odpowiednim słowem, gdyż kobiecy Głos nigdy nie był materialny. Powiedzmy więc, że ucichła. Zawsze tak robiła. Pojawiała się dość rzadko i na krótko. Tak, że Gwenllian nigdy nie otrzymała od niej odpowiedzi kim Głos jest i jak ma się do niego zwracać. Czy ta kobieta ma imię? Czy ona w ogóle istnieje? Cóż, to nie było w tej chwili istotne, gdyż Ona ucichła i to na dość długo.
Gwenllian, nie wiedząc co ze sobą zrobić, po prostu siedziała na śniegu, wpatrzona w błękitne niebo. Siedziała tak w ciszy, zupełnie nieruchomo… Do czasu, aż na polanę wszedł pewien wilk.

~tu mniej więcej mieści się opowiadanie od Canay’a~

        Nieznajomy wilk minął ją, jakby w ogóle nie istniała i poszedł w swoją stronę. Ciężko powiedzieć, że Gwen poczuła się urażona…. Raczej ciężko było ją naprawdę obrazić, a już na pewno nie takim drobiazgiem. Ale jedna rzecz ją zaciekawiła…. Dlaczego ten nieznajomy najpierw tak bardzo ożywił się na jej widok, a potem zupełnie ją olał? Tylko dlatego, że się przedstawiła… Tylko dlatego, że okazało się iż nie jest ową Harytią. Tutaj z kolei rodziło się kolejne pytanie. Mianowicie, kim była Harytia?! I dlaczego to o n a miała nią być?
Tak… Te dwie rzeczy naprawdę ją zaciekawiły. Do tego stopnia, że podniosła się z ziemi i jakby nigdy nic poszła za nieznajomym. Na jej szczęście, obcy basior szedł bardzo powoli… Właściwie to Gwen uznała, że „koleś wlecze się jak ślimak”, ale dzięki temu szybko zrównała z nim tempa. Teraz szła obok niego. Z początku naprawdę zdziwił ją fakt, że basior ani razu jej nie przepędził. Przecież tak robiła większość wilków… A później musiała żyć z tym, że Gotka przez długi czas nie dawała im spokoju. No ale jak tu kogoś straszyć, skoro zupełnie ją olewa?!
- I co z tego, że się połamią? - zagadnęła w końcu, pokazując swoje czerwone włosy.
Na ustach znów zagościł jej ten dziwny, tajemniczy uśmiech. Robiła taką minę, gdy była zadowolona… Tajemnicza mina zwycięzcy, który trzyma wszystkie najlepsze karty.
Zdawało się, że swoim pytaniem wyrwała obcego z jakichś głębokich przemyśleń, gdyż ten nie był zadowolony, gdy ponownie ujrzał Strzygę.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - odparł obojętnie.
Gwen coś nie odpowiadało w jego tonie… Nie chodziło o to, jak się do niej teraz zwrócił… No, nie do końca o to. Ale nie sadziła, by nieznajomy zawsze traktował tak inne wilki. Czuła od niego magię. Czarną Magię i mnóstwo podejrzanych zaklęć. Ktoś taki nie może być tak obojętną i spokojną osobą!
Uśmiechnęła się tajemniczo i zaczęła nucić pod nosem. Tak, teraz miała zdecydowanie lepszy humor.
- Dlaczego miałam być Harytią?
- Nie ważne. Nie jesteś nią, więc możesz mnie zostawić.
- Kim jest Harytia? - Gwenllian kontynuowała, nie zwracając uwagi na to, że nieznajomy nie ma ochoty z nią rozmawiać. A może miałby ochotę, ale w innych okolicznościach? Gdyby nie chodził taki obojętny i wyprany z życia? Z emocji? - To twoja przyjaciółka? Siostra? Kochanka?
Nieznajomy nadal nie odpowiadał, ale jeszcze raz przyjrzał się Gwen, jakby próbował po raz kolejny porównać ją do siostry. Do siostry, z którą chciał się spotkać. Ona nie była jego siostrą, chociaż wyglądała bardzo podobnie. Gdyby to wiedziała, może przestałaby zadawać kolejne pytania. Ale nie wiedziała i chciała się dowiedzieć. Była ciekawa. Ciekawość…
*zabiła demona; a gdy ją zaspokoił, wrócił cały i zdrowy*
… Nie dawała jej spokoju. Wywróciła oczami, gdy nieznajomy po raz kolejny ją ignorował. Zaśmiała się dziwnie i krótko, jak to miała w zwyczaju i szturchnęła obcego w ramię, jakby był jej starym, dobrym „kumplem” i oboje znów spotkali się po latach.
- Ej, co jest z tobą? Jesteś mniej żywy, niż te duchy, które widziałam wieczorem.



Efa? Ja wiem, że ona ma trudny charakter, ale jakoś wytrzymaj ^^”

Kilka spraw...

Niestety muszę poruszyć 2 nieprzyjemne sprawy...

1.    Fidelka ostatnio wpadła na pomysł, by zwracać trochę uwagę na prawa autorskie i te sprawy, nie sądzę, żeby zmiana postaci była odrazu potrzebna, jednak rozumiem do czego dąży jej myślenie i zgadzam się, że nie pownniśmy tak sobie przywaszczać czyiś artów. Sama jestem osobą, która tworzy postacie - siedzę nad nimi długo, staram się i poświęcam na nie czas, nadaję im wygląd, osobowość, godzinami wybieram imię oraz dopasowuję historię życia i nie chciałbym, żeby ktokolwiek zabierał mi tą postać bez mojej zgody bowiem jako właścicielka (i kobieta - jak to uznała Fidela) przywiązuję się do tej postaci.

    Dlatego też, żeby chociaż po części uszanować właścicieli artów chciałbym, żeby każdy z Was przysłał mi link do autora swoich postaci. Jest to porśba, jednak obowiązkowa, więc darujcie se teksty typu "Ale inni tak nie robią, to czemu my mamy?", "To bez sensu, i tak nikt ich tu nie znajdzie."  - nie, NIE, cholera jasna NIE! O ile mi wiadomo jesteśmy Wariatami, odstajemy od reszty na tyle, że słowa "jak inni" nas nie dotyczą, więc proszę Was ładnie (mimo tego, że przekaz jest może trochę podkurzony i nie zbyt pokojowy, za co Was przperaszam, ale wkurzyły mnie zamieszki w komentarzach) macie 2 tygodnie, żeby dać mi te linki, jeżeli będziecie mieli z tym problem - pomożemy ja z Fidelą znamy DeviantArt jak swoją własną kieszeń, każdy zakątek, każdy zaułek, więc nikt mi nawet nie mówi "mojego wilka tam nie ma" już nie raz widziałam Wasze postacie wśród artów na DA, więc nikt się nie wybroni (no chyba, że Jenna, której przynaję się bez bicia - nie widziałam Twojej wadery w tamtych szeregach o.O). A oporni, którym nie podoba się ten pomysł ostrzegam - zawieszę Wasze postacie póki, puty nie dostanę tego szeregu literek, cyferek i interpunkcji potocznie zwanego linkiem.

Dziękuję za uwagę, a także osobom, które mimo tego, że ten pomysł im nie spodobał jakoś próbowały inaczej zaradzić w tej sprawie. Dodam jeszcze, że nie życzę sobie żadnych wrednych docinek oraz spin w komentarzach, bo kurna zamknę do nich dostęp i poszczuję Rex'em...


2.    Obawiam się, że będziemy musieli pożegnać się z naszą wariatką Esterą, o której słuch zaginął po prostu. Pisałam, pytałam, prosiłam, ostrzegałam - nie wyszło, więc skoro Morze nie zależy na tym, żeby być wśród nas, to nie ma co trzyamć jej tu na siłę. Z ciężkim sercem, ale muszę oznajmić, że nie jest ona już częścią watahy...

    A co do osób zawieszonych - Tommy ruszyła zarówno Andzię jak i Canay'a, a Zafiro trafia do postaci pobocznych, więc czepiać się nie będę, jedynie zostaje jeszcze Alva, jednak może ktoś do niej zagada? Bo w sumie nie jest to kotka, która garnie do ludzi.
KoTa - ruszyła wszystkie swoje postacie (po długich namowach oraz poganianiach ;P) oprócz Varen'a, który również nie jest towarzyskim samcem, więc może tutaj też ktoś by ją wspomógł? Oraz ktoś by dołączył do Marcysi i Dean'a, którzy utknęli razem na polanie i nikt nie chce dokończyć ich opowiadania?
Ursa - czepiać się nie będę jak mówiłam, bo Cię nie było, a po powrocie odrazu napisałaś coś od Aspen, ale przydałoby się coś zrobić z Silvą, c'nie?
Annabeth - Ładnie wybrnęła z sytuacji z Angel (którą wystawił Jaskier niestety ;P) oraz Maurą, która kręci coś z Chris'em, Finn sobie coś maluje, więc narazie się czepiać też nie będę ^^

Dziękuę Wam, żeście się postarali i nie olali moich próśb o ruszenie postaci, jest lepiej niż było (odpókać tfu, tfu) boście się trochę wzięli do pracy, jednak wiem, że może być jeszcze lepiej, bowiem jeszcze nie wszystkie postacie uczestniczą w opowiadaniach, mam jednak nadzieję, że co do tych nieśmielszych i mniej towarzyskich ktoś wyciągnie łapę i wplącze ich w jakąś wariacką przygodę :)


A na ostatek już mniej nieprzyjemna psrawa - powstały 2 nowe zakładki, które mam nadzieję Wam się spodobają oraz które szybko weźmiemy w obroty i zapełnimy po brzegi :)

Od Andromedy do Hakai - Mały Wybuch

        Andromeda wpatrywała się wściekła jak nigdy w kotkę, która ponownie zatrzepotała rzęsami. Miała wrażenie jakby ktoś ją uderzył prosto po pysku, a później jakby została dla czystej zabawy podpalona. Cała ta Zira była okropna, wogóle nie miała ani odrobiny uprzejmości. Nawet nie spojrzała na Andromedę, gdy Hakai ją przedstawiał. Co ona sobie myślała? Czyżby sądziła, że Hakai mógłby się w niej zakochać? A co jeśli tak? Jej partner wcale nie wydawał się inny niż na codzień, chociaż nie... Był niezwykle wpatrzony w kocicę.
Poza tym to było głupie pytanie. Skoro był tu z kimś jeszcze to według logiki nie mógł mieszkać sam. Przecież Andromeda stała tuż obok swojego partnera, powinna to zauwa... No właśnie, ta ślepa kotka jej nie dostrzegła skupiając się na czarnym basiorze, który jej słuchał i ciągle patrzył w jej oczy. Andromeda warczała z początku cicho, ale gdy nikt nadal jej nie słyszał zaczęła warczeć jeszcze głośniej. Nie uzyskała jednak żadnego pozytywnego efektu. Nagle młodsza kocica zwróciła uwagę wilczycy gdy powiedziała do Ziry "Mamo". No pięknie! Po prostu pięknie! Andromeda wybuchła, źrenice rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów. Wilczyca wycofała się trochę ściszając warkot. Po sekundzie jak strzała wystrzeliła w stronę Ziry. Niestety kocica będąc zapatrzona w wilka nie dostrzegła Andromedy szykującej się do ataku. Naskoczyła więc na nią z największą siłą jaką tylko potrafiła w sobie zebrać, na szczęście była ona wystarczająca, aby obie samice przeturlały po śniegu przez kilka dobrych metrów. Andromeda owszem mogłaby rozwiązać ten problem pokojowo, ale nie teraz, dawała znak ostrzegawczy wystarczająco długo i wyraźnie - zostały zignorowane, a to jednak musiało ponieść ze sobą konsekwencje. Andromeda ugryzła Zirę w ucho, a później zanurzyła kły w karku gdzie przeszkadzało jej futro, ale dała radę dobrać się do skóry. Niestety po chwili poczuła jak kotka przetoczyła się na plecy przygniatając przy tym wilczycę. Andromeda po chwili zdołała się wyczołgać spod kotki i chcąc ugryźć ją w szyję poczuła jak kilka pazurów rozcina jej skórę na plecach. Wilczyca cicho pisnęła czując pieczenie. Jeszcze bardziej się denerwując Andromeda walcząc nadal starała się ugryźć kotkę, która tylnymi łapami podniosła ją i podrzuciła tak, że wilczyca padła w śnieg tuż obok niej.
Hakai podszedł od Andromedy, która leżała nieruchomo w śniegu. Nie trwało to jednak długo gdyż wilczyca mogąc znów nabrać powietrze z nową dawką znów ruszyła na kotkę, która zdążyła się podnieść. Miała tylko zraniony kark więc straciła mało krwi. Jednak Andromeda ponownie na nią naskoczyła tym razem jednak kotka zdołała uniknąć ataku. Andromeda dalej próbujac w końcu zdołała ugryźć ją w łapę. Kotka starając się uwolnić łapę od zębów wilczyca, chwyciła ją za kark na co ta od razu rzuciła się na jej gardło. Niestety nagle coś ją przetrzymało za ogon. Wściekła spojrzała na wilka, który trzymał jej ogon w pysku. Chroniąc w ten sposób Zirę od jego niezadowolonej partnerki.
- Puść mnie! Ja jeszcze nie skończyłam! - Powiedziała wyrywając ogon ze szczęk partnera - Nie dość, że matka... To jeszcze podrywa cudzych partnerów! Już nigdy... Nikogo nie będziesz czarowała, tymi oczami jak ci je wydrapie! I zęby ci też wybiję za to szczerzenie się! - Krzyczała biegając za Zirą, która w końcu wskoczyła na jakieś drzewo z uśmiechem patrząc na wilczycę, która krążyła pod drzewem wykrzykując kolejne groźby.
- Andromeda. - Powiedział Hakai obserwując jak wściekła wilczyca czeka aż kotka zejdzie z drzewa.
- Zamknij się! - Wrzasnęła nawet nie spoglądając na wilka i Misę, która stała obok niego - Jeśli ci się podoba bardziej ode mnie to jej broń! No dalej! Ona nie będzie czekała całe wieki na swojego księcia z bajki! - Dalej krzyczała Andromeda, nadal krążyła i wpatrywała się w kocicę, która obserwowała wszystko z uśmiechem.


~Hakai? Ona się nie ruszy spod tego drzewa.~

niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Rex'a do Mini-Stadka, Trash'a i Dwóch Pokrętów - "Your Bones Will Perish im Flames..."

        Trzy wadery zagłuszające spokój jego samotnego życia – był w stanie zdzierżyć, kulącego się w kącie uległego Trash’a, który udawał, że go nie ma w tej zakrwawionej jaskini i myślami już uciekał gdzie pieprz rośnie przed tymi satanistami rozpoczynącymi swoje obrzydliwe obrzędy rzucania się czyimś mięsem (które (o zgrozo! Teraz sobie dopiero uświadomił) mogło należeć do niego) – był w stanie zdzierżyć, dwóch intruzów wesoło wpierdzielających się bez zaproszenia na jego teren, zapoznających się z jego pseudo-mini-stadkiem i zachowujących się jakby byli u siebie wśród starych znajomych – był w stanie zabić...
Husk’a już dawno uznał za niepotrzebne ogniwo, nie zagrażające nikomu i niczemu. Jego instynkty może przysłaniały mu rozsądek, ale nie na tyle, żeby nie mógł zauważyć z jaką chęcią samiec by się stąd wydostał, jak bardzo chciał ponownie zostać sam, sam jeden na tym mrozie, byle by mieć cisze i spokój od całego świata. Już wolał zamarznąć w tej dzikiej puszczy wśród srogich śniegów niż spędzić kolejne 5 minut wśród tych rozwrzeszczanych bab, rudego demona i białego zabójcy – Rex to widział (w sumie zauważyć to mógł każdy oprócz Liry i Dani, z których jedna nie oszczędzała dyscypliny fizycznej, a druga integrowała go ze wszystkim co żywe i się rusza) dlatego też młodzik został wykreślony z jego czarnej listy wrogów oraz uznany za niewartego uwagi śmiecia.
Za to rudzielec i wilk, którzy wparowali do jaskini bez żadnej dyskrecji, drąc mordy wraz z dziewczynami, pętając się tu i ówdzie bez stresu, na luzie jakby to oni byli (psuedo) przywódcami tego (pseudo) mini-stadka działali na wilczura jak czerwona płachta na byka, drażniąc wszystkie zmysły, wysyłając tyle pobudzających bodźców, że samiec momentalnie zapomniał o jedzeniu. Spiął mięśnie, a zabójczy wzrok wbił w przybyszów obserwując każdy ich ruch, każdy gest... Beztroscy... Pewni siebie... Weseli... Towarzyscy... Idealny materiał na wroga, materiał na przeciwnika, który bez zastanowienia jest skory podważyć jego autorytet, zjednać sobie zaufanie wader, obrócić je przeciwko niemu i wygryźć go z jego terenów, z jego własności...
Agresja wzrastała w nim z każdą sekundą, z każdym słowem wypowiedzianym przez intruzów - motała jego myśli, tłumiła zdrowy rozsądek, który z lat doświadczeń nawet nie próbował przebić się przez grube mury morderczych instynktów. Samiec powoli podchodził, w głowie układając już sobie plan jak którego rozszarpać, które organy wyrwać najpierw i na ile części je rozerwać...
Niczego nie świadoma grupka gawędziła dalej wesoło, zapoznając się, integrując, zagłuszajac kompletnie ciężki chód samca - którego nogi uginały się z każdym krokiem gotując się do ataku, jego chrapliwy oddech – który dopiero gdy przerodził się we wściekły, gardłowy warkot dotarł do uszu zebranych i wtem zapadła cisza...
Rex mierzył rozjuszonym spojrzeniem przybyłą dwójkę, których rozweselone pyszczki nagle przybrały grobowy wyraz, a rudzielec cichaczem wpełzł pod swojego kompana, żeby wrazie niespodziewanego ataku ucierpiała jego nowa buźka, z którą nie zdążył się jeszcze zżyć niż jego pysk, do którgo zdołał przywyknąć przez te pięć lat lisiego życia.
- A to jest Rex! Kochani, poznajcie się! – zawołała Dania, która jak zwykle jako pierwsza odnajdywała się w niezręcznych/dziwnych/wiszących na włosku (tak jak ta) sytuacjach, po czym oparła się plecami o przednią łapę basiora jakby jej nacisk miał go powstrzymać przed ruszeniem się z miejsca. Samiec postąpił krok do przodu, a mała jedynie szurnęła tylnymi łapkami po skale przesuwając się wraz z jego łapą – Choć... Może lepiej zostańcie gdzie siedzicie, poznawanie się z bliska jest przereklamowane, trzeba myśleć nowocześnie, w dzisiejszych czasach dużo osób... – kolejny krok - ...Poznaje się... – cichy warkot - ... Na odległość? – szczerząca się głupio Danka już leżała na brzuchu całym ciężarem uwieszając się na przedniej łapie samca, którą basior wstrząsnął energicznie, pozbywając się nieznacznej przeszkody.
Lira i Kami dzielnie siedziały na przeciwko Blizny osłaniając tym samym nowych przybyszów, jednak niewiele to dało, gdy potężny samiec na upartego wszedł między nie rozbijając ich mały murek na boki oraz stając naprzeciwko intruzom, górując nad nimi wzrostem. Wilczur nachylił napakowany ostrymi kłami pysk nad białym (w większej części) wilkiem, który skórczył sie nieco nie chcąc przyglądać się z aż tak bliska wyszczerzonym po nasady dziąseł kłom.
- P-po co te nerwy? – zapytał przyjacielsko nowy chcąc jakoś załagodzić sytuację nim pożegna się ze swoim nowo zdobytym ciałkiem – Złość piękności szko... – wściekły ryk przerwał jego wypowiedź.
Sylaba „dzi” stanęła mu w gardle, nie był w stanie jej wydusić, bowiem istniała szansa, że jeżeli teraz to zrobi będzie to ostatnia sylaba jaką w życiu wypowie...
- Jeden zły ruch... – wychrypiał Rex przez zaciśnięte kły, a jego słowa były trudno zrozumiałe przez warkot, który wyrywał mu się z gardzieli – Jeden fałszywy gest... – basior zaczął okrążać dwójkę powolnym krokiem, nie zmniejszając minimalnej odległości jaka między nimi była, a pomarańczowe płomienie błyskały w jego pysku – Jakiekolwiek złe intencje... – rozwścieczony wzrok przypominający ogłupiałe spojrzenie opętanego wbity był w bursztynowe oczy, w których widać było strach, maskowany powagą, jednak przed weteranem nie dało się go skryć, najmniejszą jego oznakę, najdelikatniejsze jego odczucie on zawsze wychwytywał, bowiem było to doznanie, które uwielbiał wywoływać u swych rywali, napawał się każdą jego namiastką,  nawet niewielka dawała mu siły, pobudzała jego rozeźlone zmysły – A to wasze oragany będą pałętać się po ziemi... – ognisty krąg zapłonął wokół dwóch przybyszów tak blisko ich łap, że aż parzyło ich rozgrzane powietrze – I wasze kości będą płonęły w ogniu...
- On tylko tak żartuje! On żartuje! Naprawdę! Serio, to taki nasz... Em... Dowcipniś, tak, dowcipniś pierwsza klasa, hehe, niezły co nie? Efekty specjalne i w ogóle... – Danka znów próbowała wybić samca z amoku i jakoś odwrócić jego uwagę, jednak jej słowa nawet nie zarejestrowały się w jego świadomości, a przyjacielskiego szturchańca nawet nie poczuł, był zbyt skupiony na swej ofierze, na jednej myśli - „wróg”.
Dwójka spojrzała z powątpiewaniem na rudą waderkę, która sama w ogóle nie wierzyła w swoje słowa, ale próbowała je im przekazać tak przekonująco jak tylko mogła. Nagle biały wilk zachichotał nerwowo zdając się na słowa dziewczyny, w końcu był poetą – wiele osób w swoim życiu spotkał, wielu artystów, którzy mieli najdziwniejsze pomysły oraz najwybitniejsze talenty. Może ten tu po prostu był aktorem? Przerażająco realistycznym, wczuwającym się w rolę aktorem, który chciał ich tylko tak miło powitać?
- Uf... Hehe, a przez chwilę serio myślałem, że rozszarpiesz nas na strzępy. – uśmiechnął się na powrót przyjaźnie, jednak jego mięśnie wciąż były spięte.
Szalona Dan szczęśliwa z efektów swojej pracy odetchnęłą z ulgą uspakajając swoje dziko bijące serce.
- No widzisz? Przekonujący prawda? Wybitny talent, mówię ci, jaja są z nim nie raz są jak berety! –  oboje z samcem zaśmiali się już luźniej – Mówimy na niego...
Tego było za wiele - wpierw wtargnął na jego teren, zaczął jednoczyć sobie jego wadery, a teraz śmiał mu się prosto w twarz, lekceważąc jego autorytet oraz pozycję, traktując go jako jeden wielki żart...
Nagle śmiech białego chłopaka został przerwany, Dan pisnęła cicho, a lis stracił dach nad głową, gdy wielkie łapsko zmiotło poetę z nóg chwytając go za szyję, zaciskając się wokół niego niczym wąż z przerażającą siłą i przygważdżając go do ściany jaskini.
- Blizna... – dokończył zdanie Szalonej zachrypniętym szeptem przesączonym nienawiścią...


I jak wrażenia? >3



Sprawa o Prawa Autorskie...

        Hejo, to ja, Fidelka tym razem trochę bardziej prywatnie i trochę mniej entuzjastycznie, bowiem sprawa dotyczy drażliwego tematu obrazków. Chciałam Wam (i sobie z resztą też) przypomnieć, że niestety nie wszyscy z dA (i nie tylko) zgadzają się na używanie ich często bardzo dobrej jakości artów. 
Mówię to od siebie jako użytkowniczka powszechnie dostępnych zasobów internetu i chciałabym byście w wolnej chwili przemyśleli tą sprawę, nie jest to jednak jakiekolwiek oficjalne ogłoszenie osób zarządzających blogiem.
A o co idzie... no cóż... spora część obrazków naszych wilków jest 'zwędzona' autorom, którzy wyraźnie zapisali pod nimi, że nie życzą sobie, by ktoś używał tych plików. Niektórzy zapisują to nawet na samych pracach co jest znakiem nie zawsze rzucającym się w oczy, ale przypominającym dość wyraźnie o tego typu sprawach.
Chciałam to do Was napisać tym bardziej, że sama na prośbę Wiewióry zaprojektowałam ostatnio nasze własne oznaczenia spod znaku 'don't copy and use'. Skoro my nie chcemy rozpowszechniać niektórych z naszych prac to tym bardziej powinniśmy zrozumieć innych, którzy się na to nie zgadzają.


Szczerze mówiąc przy tak niewielkim blogu (jest mały, ale za to dobrej jakości >3) szanse, że ktoś 'przyłapie nas' na posiadaniu jego prac są bardzo znikome, ale jednak głupio się czuję łamiąc na blogu do którego dołączyłam ich wyraźne prośby by nie używać obrazków na blogach/forach i im podobnych (bo takie też są - widać się znają...).

Tak więc proszę, zastanówcie się, czy możecie zmienić niektóre arty. Wiem, że to nigdy nikomu nie na rękę, ale to będzie mimo wszystko bardziej fair.^^ A jeśli definitywnie nie jest wam w smak zmiana już dopracowanych postaci, do których się przyzwyczailiście, to pomyślcie nad tym wybierając nowe obrazki do nowych postaci, by od razu mieć czystą sytuację ;3


Decyzja co zrobicie należy oczywiście od Was, ja nie będę ani naciskać, ani mieć do nikogo żadnych pretensji, nic w tym guście, choć faktycznie, ogłaszam wszem i wobec, że nie będę wstawiać postów z obrazkami typu 'not use, ale w sumie mogę' x3



Tyle chciałam tym razem, następne posty będą - zapewniam - o wiele przyjemniejsze ;3



~Fidela

Od Hakai do Andromedy, Misy i Ziry - Niezręcznie Wyszło...

        Samiec stał ogłupiały. Wszystko stało się tak szybko - jeszcze przed chwilą stał sam z Andromedą w mrocznej ciszy opuszczonego (tak im się zadawało) pałacyku, a w drugiej doskoczył do nich wiewiórko podobny biały wilk i nim Hakai zdążył cokowliek powiedzieć ta już zdążyła obejść ich kilka razy, obwąchać i przedstawić się z małym uśmiechem na ustach jako Misa. Samiec już miał jej na to odpowiedzieć, kiedy przed oczyma wyskoczyła mu kolejna postać, wpiła swoje spojrzenie w jego i z wyszczerzem na pysku melancholijnym głosem przedstawiła mu się jako Zira, podtykając mu swoją łapę pod nos. Lekkie zdziwienie ogarnęła wilka, nie wiedział czy wrócić się oraz przywitać z małą wilczycą, która z pretensją patrzyła na koto-podobną samicę lub spojrzeć na Andromedę, która zjeżyła się na gesty przybyłej, czy też odrazu zająć się pumą, która z każdą chwilą zmniejszała odległość między nimi.
- Ha – Hakai... – mruknął ogłupiały kierując te słowa do obydwu dziewczyn – Ekhem... – odchrząknął pozbywając się głupkowatego zdziwienia z pyska i cofnął się o krok, siadając – Jestem Hakai, a to Andromeda, witajcie na naszych ziemiach. – z tymi słowami uścisnął łapę kotowatej, która niczym magnez przylgnęła do niego.
- Miło mi cię poznać. – rzekła Zira miłym tonem, zatrzepotała rzęsami zlewając kompletnie drugą Alfę, która stała z boku zabójczym spojrzeniem gapiąc się na nowoprzybyłą w każdej chwili gotowa strzelić i rzucić jej się do gardła.
- Mi ciebie również. – wymamrotał czerwonooki, który niezręcznie poczuł się tak blisko obcej mu osoby.
Miły, słodki zapach samicy wypełnił jego nozdża motając mu w zmysłach, a zimne oczy zahipnotyzowały jego spojrzenie, którego nie był w stanie od niej oderwać.
- Twoje tereny powiadasz? – zagaiła – Masz w takim razie watahę? Czy też mieszkasz sam na tych rozległym  terenach?
Samica mówiła powoli i spokojnie, jej głos niczym cichy syreni śpiew wciągał umysł wilka w stuprocentowe skupienie na niej, prowadząc go na swoją zgubę (szczególnie z Andzią tuż obok).
- Mamo... – mruknęła Misa przewracając oczyma i łapiąc się jedną łapą za głowę, „Znowu to samo”, pomyślała z irytacją.
Samica spiorunowała małą kątem oka spojrzeniem. Czy ta gówniara musiała się zawsze wcinać? Nie dość tego, że uprzykszała jej życie na każdym kroku to jeszcze robiła jej przed wszystkimi wstyd mówiąc, że jest jej córką.
Odpowiedzi na pytania zadane Alfie jednak nie dane jej było usłyszeć z ust czerwonookiego, który właśnie odzyskał trzeźwość umysłu, znalazł język w gębie i chciał się wycofać z tego wszystkiego nim sprowokuje Andromedę, jednak zbyt późno zdołał się opanować, bowiem czarnej samicy strzeliły w tym momencie nerwy i wparowała w to całe przedstawienie...


Andzia? Czyń honory wściekłej partnerki XD

Od Canay'a do Gwen - Mylne wrażenie

        Canay przemierzał las w ciszy czując dziwne przytłoczenie. Nie chodziło o Angel, ani o jej przyjaciela. Coś go niepokoiło, może to była Alva? Ona była inna, w sensie takim że była dobra. Ale to i nie ona powodowała jego niepokój, czuł się dziwnie za mało pusty, za mało zły i denerwujący. Z obojętną twarzą pobiegł przed siebie. Gdyby jego matka go zobaczyła w takim stanie to by się po prostu załamała. Gdzie się pojawił jego uśmiech, a oczy zaszły mgłą? Może się czymś zatruł i dlatego się źle czuł? Bardzo możliwe, woda w tamtej rzece była rzeczywiście dziwna. Następnym razem powinien bardziej uważać z jakiego źródła pije wodę.
Biegł dalej przed siebie gdy nagle przy jednym z drzew wyczuł coś co obudziło wszystkie jego zmysły w mgnieniu oka. Podszedł do drzewa dostrzegając na jednej z gałązek odrobinkę futra. Właściciel futra nie był zwyczajnym stworzeniem, posługiwał się magią, którą Efa rozpoznałby na drugim końcu świata po kilkuset latach. Ruszył więc za śladem magii, gdyż na śniegu nie było żadnego widocznego tropu. Czyżby to magiczne stworzenie przed kimś uciekało skoro zaczepiało tak często o jakieś krzaki? A może po prostu się spieszyło. Efa dalej szedł śladem magii, stworzenie musiało tu przechodzić kilka godzin temu podczas gdy padał śnieg, dlatego nie było widocznych śladów, a magia była wyraźnie wyczuwalna. Canay podążał dalej gdy nagle od strony polany dobiegły go odgłosy ptaków, które musiały czegoś się wystraszyć. Po kilku minutach trop wskazywał na to, że i poszukiwane stworzenie poszło w kierunku polany. Czy udało mu się dogonić tę istotę? Dobiegł w końcu do miejsce gdzie spało magiczne stworzenie, ponieważ pod jednym z drzew dostrzegł ślad który świadczył o tym, że ktoś tu spał. Jednak zaraz po drzemce musiał się skierować na polanę, zapewne w celu pożywienia się. Canay ruszył śladem łap, wilczych łap, w stronę gdzie większość osób poluje na sarny czy młode dziki, albo jeszcze inne zwierzaki. Aż dziwne, że obcy wilk tu się krzątał, przyszedł od strony gór i nikogo nie wyczuł? Może tylko tędy przechodzi, kto wie?
Canay dotarł w końcu na polanę gdzie spodziewał się dostrzec przybysza, nie mylił się... Ale to co zobaczył mało go nie zwaliło z nóg. Wysoka wilczyca właśnie stała na samym środku polany obserwując niebo po którym przepływały chmury zwiastujące kolejną śnieżycę. Nie o to chodziło, wilczyca miała czarno-czerwone włosy, a jej czarne futro było również białe. Nie spodziewał się ją tu kiedykolwiek spotkać. W sumie to się nawet z nią nie pożegnał kiedy odchodził z ich rodzinnej watahy... Co ona tu robiła? Mógł to sprawdzić w jedyny sposób. Podbiegł do wilczycy, która gdy tylko go dostrzegła spojrzała na niego w nietypowy dla niej sposób. Zwykle miała raczej tajemnicze spojrzenie i raczej nie pokazywała tego, że się czegoś obawia. Efa zatrzymał się przed nią z uśmiechem, z wyglądu nic się nie zmieniła, ale jej magia miała jakiś inny odcień. Ale kogo to obchodziło, jego siostra była tu i stała przed nim obserwując go uważnie.
- Harytia? Halo? Słyszysz mnie? - Spytał Canay obserwując wilczycę z ogromnym uśmiechem. - Kompletnie nic się nie zmieniłaś, choć mam wrażenie, że podcięłaś trochę włosy. Poza tym mówiłem abyś je w coś wiązała, wtedy mniej się niszczą. Szczególnie teraz zimą, później będą bardzo łamliwe. - Powiedział mrużąc lekko oczy i patrząc z niezadowoleniem na rozpuszczone włosy swojej siostry. Jak tu trafiłaś? Harytia? - Spytał ponownie widząc zdziwione spojrzenie wilczycy.
- Nazywam się Gwenllian. - Odpowiedziała wilczyca, a Canay zrobił ogromne oczy... Przecież... Cooo? Był pewien że to Harytia, a okazuje się, że to zupełnie inna wilczyca o podobnym wyglądzie. O takim samym wyglądzie jak jego siostra, która jednak tu wcale nie przybyła. Poczuł jakby coś się w nim potłukło. Jakby czarny kryształek zastępujący jego serce ułamał się. Przybrał więc ponownie obojętny i znudzony wyraz twarzy i wyminął wilczycę w zamyśleniu. Jak mógł być taki głupi? Jego siostra na pewno siedzi w swojej jaskini w rodzinnej watasze i nigdy się z nią już nie zobaczy, tak samo jak z bratem... Szkoda. Pomyślał snując się w ślimaczym tempie przez ośnieżoną polanę. Naprawdę miał nadzieję, że spotkał swoją siostrę, niestety była to jakaś wilczyca, która niczego z Harytią nie miała wspólnego. - Och... Harytio, wierzę, że niebawem się z tobą i Rubyker'em spotkam. - Powiedział cichutko do siebie pozostawiając wilczycę samej sobie. Czemu od razu mu nie powiedziała, że jest kim innym? Canay by po prostu ją zostawił i dalej spacerował po lesie. W sumie znów to będzie robił przez resztę dnia.


~Gwen? Paczaj na smutnego Efę O.O~

sobota, 29 sierpnia 2015

Here's a riddle, my love, my love, my love What grows, my love, my love, my love From dark, my love, my love, my love To dark, my love, my love, my love.

Imię: Gwenllian, ale zwykłe Gwen lub Gotka wystarczy. Pełnych imion używają tylko mendy, lub aroganci z wyższych sfer.
Pseudonim: Przeklęta, Przypadek, Zjawa, Mara, Zdradnica, Włóczęga, Ściężka, Górka (to przezwisko traktuje jak swoje drugie imię), Strzyga, Wampir, Wiedźma, Czarownica i wiele innych... Piękny początek, prawda?
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Punkty Walki: 16
Czym ty jesteś?: Czarownica Imardińska
Co robisz najlepiej?: Gwen interesuje się wieloma rzeczami. Jest dobrą wojowniczką, ale zna się również na medycynie i przeróżnych ziołach. Jednak jej umiejętności w tych dziedzinach są raczej podstawowe. Gwenllian od zawsze bawi się Czarną Magią i wszystkimi podejrzanymi zaklęciami. Chcielibyście przywołać demona? Porozmawiać z duchami zmarłych przodków? Stworzyć lalkę voodoo? Nie ma problemu! Jeśli Gwen będzie miała dobry humor, to może ci pomoże? A może spławi, z kpiącym uśmiechem na ustach? To już zależy od waszego szczęścia. Jednak magia i iluzja to rzeczy, które z pewnością nie są jej obce i korzysta z nich bardzo często. Czasem nawet, pod wpływem emocji, nieświadomie rzuca jakieś zaklęcia o większej lub mniejszej mocy. Lepiej wtedy nie przybywać w jej towarzystwie, bo jeszcze zmieni was w magiczną żabę lub mrówkojada o.O
Rodzina: Jej wójkiem jest Hakai, a ciotką Blindwind. Miała kiedyś ojca, ale ten zginął podczas wojny. Domyślacie się kim mógł być?
Partner: Nie odczuwa potrzeby bliskości żadnego pana. Chociaż... Mogłoby być całkiem zabawnie.
Potomstwo: Oj, zdecydowanie nie. Dzieci ją przerażają.
Klan: -
Stanowisko/Ranga: Poetka/Omega
Charakter: Gwen z pewnością nie należy do tych zwykłych, stereotypowych wadery i nigdy się za taką nie uważała. Ciężko nazwać ją chłopczycą, ale bardzo dziewczęca też od razu nie jest. Nie obrazi się jeśli dasz jej kwiatka, czy coś podobnego. Ale tylko spróbuj traktować ją inaczej, że względu na płeć, a nie dożyjesz jutra (albo obudzisz się w ciele przerośniętej ropuchy). Wiele wilków, widząc Gotkę pierwszy raz w życiu od razu myśli o niej, jak o dziwaczne i wielkiej wariatce. Cóż, z pewnością mają rację.
Gwenllian jest najbardziej ekscentryczną waderą, jaką kiedykolwiek chodziła po świecie. Często leży sama, gdzieś z dala od tłumów i obserwuje wszystko dookoła. Oczywiście nie jest aspołeczna! Nie gardzi towarzystwem, ale obserwowanie innych daje jej dziwną satysfakcję. Poza tym ma tendencję do zapamiętywania dziwactw i nienormalnych nawyków innych wilków. Później często wykorzystuje zdobytą wiedzę, gdy spędza czas w czyimś towarzystwie. Nie ukrywajmy, ale taka wadera jak Gwen zdecydowanie lepiej odnajduje się w świecie wariatów i takich też wilków szuka. Chociaż mało kto jest w stanie wytrzymać z nią psychicznie. Uwielbia drażnić się z innymi, to jej sposób na zabicie czasu. Z łatwością wyczuwa, gdy ktoś się jej boi lub czuje niezręcznie w jej towarzystwie. Wtedy zaczyna łazić za tą osobą, nie dając jej spokoju i ciągle ją straszy. No właśnie... Strach. Gwenllian uwielbia straszyć innych, czasem w naprawdę okrutny sposób, czym nie jednego wilka doprowadziła do zawału, poważnych urazów psychicznych lub nieuleczalnej traumy. Wiedźma jest bardzo tajemniczą osobą i lubi, gdy inni tak o niej myślą. Cieszy się, gdy nieznajomi zadają jej pytania, gdyż dla niej jest to kolejna okazja do tajemniczej i niezrozumiałej odpowiedzi. Chociaż gdy ma zły humor to często zbywania tych, którzy chcą wiedzieć więcej, niż to jak ma na imię. A kiedy nie chce się jej im odpowiadać, mówi wszystko co chce wiedzieć ze słodkim uśmiechem na ustach, imitujące uprzejmy ton głosu. Lubi się droczyć, a już zwłaszcza z basiorami. Właściwie to milutka i potulna bywa tylko przy panach, choć zdażają się wyjątki. Oczywiście nie flirtuje z pierwszym lepszym, chyba że jest naprawdę znudzona i w pobliżu nie ma nikogo, kogo mogłaby straszyć. Mimo to wadera też potrafi być znośna, a czasem miła i pomocna. Choć jeśli komuś pomaga to bardzo rzadko z troski.
Geniuszem nazwać jej nie można, a przynajmniej nie w prostym tego słowa znaczeniu. Może i teoretycznie nie posiada żadnego wykształcenia, ale praktycznie całkiem spore. Jest świetną manipulantką i aktorką, która z łatwością omami najpotężniejsze umysły. Uwielbia robić innym wodę z mózgu, a swoimi dziwnymi zagadkami i mądrościami sprawiła, że nie jedni przez resztę dnia uderzali głową w drzewo.
Nie jednemu puściły nerwy przy tym wyjątkowym okazie wredoty. Mimo wszystko, Gwen jest waderą, którą da się tolerować, a nawet polubić. Oczywiście jeśli przyzwyczaisz się do tego, że gdy ma dobry humor będzie bez przerwy nucić ci nad uchem i śpiewać, zamiast mówić normalne zdania. Choć wiele wilków trzyma się od niej z daleka- ze strachu lub zwykłej przestrogi, to są też tacy, których dziwna (i lekko przerażająca) osobowość Gotki niezmiernie ciekawi i przyciąga.
Dodatkowy opis: To wysoka wadera, a długich nogach i wysportowanej, lecz wychudzonej sylwetce. Ma ciemne futro, z domieszką białego na pysku, łapach i szyi. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest nawe ładna, gdyby nie pewne szczegóły. Gwenllian ma długie, szkarłatne włosy, które zawsze są poczochrane i dziwnie nastroszone. Wpina w nie czerwone i pomarańczowe pióra ptaków. Jej oczy w kolorze płomieni, przyglądają się światu z zaciekawieniem i rozbawieniem, a na pysku zawsze tańczy jej ten sam tajemniczy uśmiech. Ma wiele kolczyków w uszach (choć najbardziej wyróżnia się ten duży, w lewym uczu) i jeden kolczyk w brwi.
Styl walki: Wbrew pozorom, Gwen jest bardzo niebezpieczną waderą. Walka po prostu ją bawi, podobnie jak widok krwi. Nie zdziwcie się więc, jeśli podczas ostrej bijatyki zaniesie się przeraźliwym i nieco psychopatycznym śmiechem. Poległ wilk. I co z tego, skoro zaraz polegną dwa kolejne? Ona będzie walczyć do upadłego, nie ważne co dzieje się w okół. Podczas walki często kożysta z różnych zaklęć (czasem nawet bezwiednie). Uwielbia robić lalki voodoo przeciwników, ale do tego potrzebuje więcej czasu, którym nie zawsze dysponuje. Wygrywa, czy przegrywa? To nie jest istotne. I tak nie przestanie się uśmiechać i nucić pod nosem.
Hobciostki:
~Gwenllian interesuje się wszelkiego rodzaju sztuką. Lubi obrazy, uwielbia śpiewać i tańczyć, kocha poezję. Nie wie czy ma do tego talent, czy nie. Wszystkie jej obrazy, piosenki, czy wiersze są dość... Dziwne, a miejscami niepokojące.
~Interesują ją duchy, zjawy i wszelkie opowieści z nimi związane. Sama zna również kilkaprzeraźliwych historii, które chętnie opowie przy jakimś ognisku. ^^"
~Czasem zdaje jej się, że ktoś do niej mówi. Miewa wrażenie, że słyszy w głowie kobiecy głos. Zastanawia się, czy to tylko jej wyobraźnia, czy może przez te podejrzane zaklęcia faktycznie udało jej się c o ś przywołać. Zdarza jej się rozmawiać z tym głosem, choć wygląda to tak, jakby gadała do siebie.
~Gdy ma dobry humor lub coś ją zaskoczy, czy zafascynuje, zaczyna nucić pod nosem lub śpiewać piosenki. Niestety, często zaczyna śpiewać to co miała powiedzieć, co wiele wilków bardzo denerwuje... A niektórych śmieszy.
~Ma eisoptrofobię- woli unikać przyglądania się swemu odbiciu, z obawy, że zachowa się inaczej, zrobi coś innego niż ona. Dlatego bardzo rzadko spogląda w taflę wody.
Historia: W krótce się dowiwcie. Jeśli jesteście ciekawi, wystarczy poprosić, a ona może opowie wam o wszystkim, przy ognisku ^^"
Vigle Verty: 25V

Właściciel: Annabeth

Od Danii, Liry i Kami do Leonarda, Jaskra i Rex'a - Witajcie!

        Nie łatwo powiedzieć czy to szczęście czy pech przywiał dwóch samców pod próg tej zajętej przez naszą szaloną bandę jaskini, ani czy fart czy fatum zrobiły to akurat pod koniec brutalnej żeńskiej bitki, w której ucierpiały na szczęście jedynie zewłoki jedzonych ofiar (co nie zmienia faktu, że obrazek malujący się w pomarańczowym świetle płomieni był nie mniej ni więcej szalenie makabryczny, choć dziewczyny w najmniejszym stopniu nie czuły się uczestnikami czegoś o takim charakterze). Skupione na pełnej mistyczności atmosferze chwili nie usłyszały chrzęszczących na śniegu kroków i dopiero głośny wdech jednego z niezapraszanych (lecz nie nieproszonych) gości ściągnął je na ziemię.
- Jeny julek, Leoś! Sataniści! - Dotarł do nich okrzyk większego przybysza, którym był średniej wielkości, biały (w większej części) wilk z piórkiem przy brązowej, stosunkowo szerokiej obroży. Obok niego stał wysoki jak na swój gatunek Lis, który nie wyglądał najszczęśliwiej kiedy zobaczył co tu się działo... szybko też spostrzegł poznaną już rudą dziewczynę, która ku jego uldze nie ściskała w łapach żadnych zwierzęcych tkanek, ale za to jej obłędny wzrok był co najmniej niepokojący. Co do jasnych dziurek się im stało!?
- Julek?
- Leoś?
Zapytały Kami i Lira niemal równocześnie, przechylając odwrócone w stronę mężczyzn głowy na bok i przyglądając im się ze zdziwieniem, a może nawet i lekiem szokiem. Zaskoczyli je nie mniej niż one ich i to tylko samym swoim przybyciem.
- LEONARDO! - Przekrzyknęła je Dan, która w pół sekundy porzuciła jedzenie i skoczyła w stronę nowego kumpla. Oj tak! Jak to wspaniale, że tu przyszli! Nie miała pojęcia co i dlaczego tu robią, ale wspanialszego zbiegu okoliczności trudno by szukała w pamięci (poza - rzecz jasna - spotkaniem siostrzyczek co było równie, a może nawet bardziej niespodziewanym przeżyciem), więc nawet nie probowała tego robić, zwłaszcza, że już była zajęta pełnym przyjaźni trajkotaniem:
- Leo! I pan Jaskier! Jej! Co wy tu robicie!? Chciałam się z wami zobaczyć, ale nie sądzilam, że tak szybko nadarzy się okazja! Bo widzicie Alfy na mnie wpadły i ostatecznie skończyło się na tym, że zaproponowały mi małą oprowadzkę, która wcale nie była mała - widziałam niebezpieczny wulkam i latające wyspy z nieoznaczonymi niewidzialnymi mostami! NIEOZNACZONYMI! Wy wiecie ile osób tam musiało wpaść!?
- Jak Trula - Wtrąciła się z powagą Lira i pokiwała łbem ze zrozumieniem. Spokojnie nadąrzała za paplaniną kuzynki przy okazji dowiadując się co ich mała Danka porabiała cały poranek a także z kim (poza białym wierzchowcem) się zadaje.
- Albo Vessa - Dodała Kam zamykając zapalniczkę i sięgając po plecak co chciała uczynić bez odrywania wzroku od Jaskra i Leonarda, a co znacznie uślamazarniało jej ruchy.
- I Pul! - Wykrzyknęła Dania nie chcąc pozostawać w tyle za siostrami. - Ale zaraz! Przecież wy się nie znacie! Znaczy ja Ciebie nawet nie znam, a ty mnie, a co dopiero ich, one też cię nie znają! - Powiedziała niemal trwożąc się przez to niedopatrzenie losu zwracając się do Jaskra, którego kurczowo już ścisnęła za łapę.
- T-tak, faktycznie, nie mieliśmy tej przyjemności... - Przyznał nieco zdezorientowany zerkając ukradkiem na Leo. Ta dziewuszka go znała, więc on ją zapewne też. Mógł coś powiedzieć!
- JESTEM DANIA WARGERBUND vel Szalona Dan! - Ruda nie czekając na jakiekolwiek odpowiedzi przedstawiła się z niepomiernym entuzjazmem, a i  jej krewniaczki już zaczynały niebezpiecznie napierać na nowo przybyłych domagając się pełniejszego uczestnictwa w nowym evencie.
- Miło mi, oj miło panienko Dan - Uśmiechnął się Jaskier delikatnie ujmując jej łapę po czym przykładając ją sobie eleganckim ruchem do warg. - Bo jesteś panną, czyż nie? - Dodał ujmująco, a mała aż westchnęła z wrażenia, co z resztą zaraz zrobiły także jej siostrzyczki, choć nieco innym tonem. Leo zaś tylko pokręcił głową. Kiedy on się nauczy... no nic, dla niego nie ma już ratunku.
- TAK! - Pisnęła uderzając się lekko w policzki, a dziewczyny zachichotały nad jej rudymi lokami.
- I najdłużej nią zostaniesz! - Kami nie mogła się oprzeć wypowiedzeniu tej małej docinki i klepnęła siostrę w plecy przywracając ją do... po prostu ją klepnęła.
- Wcale nieprawda! - Obruszyła się Danka i wydęła wargi jak małe dziecko, ale doprawdy nie na długo, bo gdy tylko odwróciła się w stronę mężczyzn przyduży uśmiech znów zawitał na jej pyzatym pyszczku, a i zalążki radosnego śmiechu przeszły jej przez gardło.
- Ha ha - Zaśmiał się Jaskier nie tylko dla towarzystwa słysząc tą małą zaczepkę po czym spojrzał na dwie starsze dziewczyny.
- Jestem Jaskier, tutejszy poeta jeśli wolno mi się pochwalić, zaskakujące to spotkanie, ale naprawdę sprawia mi dużo radości - Powiedział jednym tchem i nie kłamał, choć nadal niepokoiły go rozbebeszone zwłoki i szkarłatna krew zdobiąca futerka trzech jego rozmówczyń.
- Jestem Kami, też Wargerbund. Miło poznać kogoś nowego. - Brunetka uśmiechnęła się szczerze, lecz o wiele bardziej po kobiecemu niż robiła to Danka. Zaraz też spojrzała na niższego przybysza i posłała mu dyskretny, delikatny uśmiech chcąc mu dodać otuchy, bo biedak wydawał się nadal niepewny sytuacji, co zresztą chyba potrafiła zrozumieć...
- A ja jestem Lira! LIRA TEREGERBUND! Kuzynka, ale najsilniejsza z całej trójki, jeśli wolno mi się pochwalić! - Powiedziała dumnie i nieco zaczepnie, cytując samego Jaskra po czym zmarszczyła lekko brwi i uścisnęła porządnie jego łapę, którą na dobrą sprawę mogłaby chwycić luźniej...
- A TO JEST LEO! - Wtrąciła nagle Dan czując, że nie można zostawić na lodzie lisiego kolegi - Poznałam go wczoraj na ognisku, ma niesamowite pomysły! - Pochwaliła się siadając obok niego, a nawet w porywie radości obejmując go ramieniem i wskazując palcem na jego pierś.
- Gdybyście widziały co wykombinował! Oj możecie mi zazdrościć! - Zaśmiała się, a dziewczyny przeniosły uwagę na liska i zaczęły mu się z góry intensywnie przyglądać (Lira naturalnie bardziej, bo w przeciwieństwie do Kam nawet nie próbowała być subtelniejsza).
- Słyszałeś co mówiłam, nie!? - Krzyknęła Lira co w uszach Leo brzmiało wcale nie przyjacielsko, lecz zaraz zrozumiał o co chodzi, gdy dodała kolejną część:
- Jestem Lira, a ty Leo, nie? - Wyraz jej twarzy się zmienił i zaczepny grymas zastąpił pogodny uśmiech, na który mężczyzna odpowiedział tym samym.
- Tak, może być Leo, choć pełne imię to Leonardo - Dodał nieco zakłopotany, ale już spokojniejszy. - Więc to twoja rodzina Dan? - Zwrócił się do znajomej, a ta przytaknęła radośnie.
- Jeej, no to mamy komplet! Nigdy dość miłego towarzystwa, prawda? - Wtrącił się Jaskier już rozmasowawszy sobie nadgarstek. - Tylko co to za narządy walające się po ciemnych posadzkach? I ogień, który trzymałaś w ręku jakby należał do ciebie? - Zapytał najpierw wszystkie, później tylko Kami, po czym dodał:
- I co to za wielki wilk przypominający mordercę z rodowodem, szczerzący się do nas wściekle? - To ostatnie zdanie dodał już z lekkim niepokojem, bo Rex, który ulokował się za rozgadanymi dziewczętami naprawdę wyglądał na rozjuszonego, w czym utwierdził wszystkich zaraz głuchy warkot, który wydobył się z jego gardzieli. Nawet dziewczyny umilkły, gdy dotarło do nich co się święci...
Trash za to skulił się w swoim kąciku i postanowił udawać niewidzialnego. Mądry chłopak.


Yeeey! Tyle ludu! Kochani! <3
Mam nadzieję, że jakoś udało mi się wybrnąć z tego całego przedstawiania i uścisków powitalnych, ale nie udało mi się niestety zamknąć tematu zwłok i zapalniczki ^^"
I tym bardziej terytorialności Rex'a XD

Zostawiam wszystko w waszych łapkach Leo, Jakier, Rex x3



Od Jaskra do Pseudo-stadka i Trash'a - Stare i nowe znajomości

        - Spokojnie Jaskier. Ty nie musisz się mnie obawiać - po tych słowach Ann szturchnęła chłopaka w bark.
  Basior nie do końca wiedział czy ma się cieszyć czy obrazić na kundelkę. W końcu przed chwilą wspomniała, że podskakuje tylko silniejszym. Chciał coś do tego dorzucić, jednak ponownie chwycił go kaszel. Cholera jasna, trzeba będzie coś z tym w końcu zrobić.
  - Annie, mam prośbę - zaczął chrypliwie.
  - Słucham - odparła na wpół skupiając się na basiorze, na wpół na wydostaniu się ze śniegu.
  - Zaprowadziłabyś mnie do jakiegoś medyka? Obawiam się, że wataha zmieniła się dla mnie aż za bardzo.
  Szczeniak zadarł łeb do góry i pokręcił przecząco łebkiem.
  - Wybacz. Jestem tu od wczoraj - odpowiedziała bez większego współczucia. - Nie znam tu praktycznie nikogo poza tym bałwanem...no i tobą.
  - Nic nie szkodzi - wilk ruszył z kundelką w nieprzemyślanym do końca kierunku. - Może Hakai mi...
  Basior urwał nagle. Zamarł w pół kroku z uniesioną łapą i wzrokiem utkwionym w jednym punkcie z lewej. Wyglądał przy tym niczym pies myśliwski. Angel spojrzała na niego zdziwiona.
  - Emmm...Jaskier? - podskoczyła kilka razy przed jego pyskiem. - Zaciąłeś się czy jak? Resetujesz coś w mózgu?
  Wierszokleta jednak nic a nic nie słyszał. Znaczy się owszem, słyszał, ale nie słuchał. Oczy utkwił w kulce puchatej rudej sierści leżącej na przewalonym pniaku. Gdy ogon zakończony białą kitą osunął się z głowy śpiącego lisa odsłaniając gogle i skrawek zielonego szala, poeta uśmiechnął się szeroko. Po minucie ku zupełnemu zaskoczeniu Ann wystartował na ślepo w stronę rudzielca. Tej jednej osoby za nic w świecie się tutaj nie spodziewał...
  - LEOŚ! - wrzasnął radośnie i zebrał lisiastego ściskając go niczym przytulankę. - Nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię widzę!
  Pół przytomny Pokręt szczeknął tylko po nagłym wyrwaniu ze snu, by chwilę później walczyć o oddech w uścisku poety. Dopiero po chwili uświadomił sobie co, a raczej kto go zaatakował.
  - Ja...skier?! - wydusił.
  - No pewnie, że ja! Wygląd inny, ale wariat ten sam! Wszystko ci opowiem! Od zera! Zaraza, od czego tu zacząć...
  - Od postawienia mnie na ziemię! - wycharczał błagalnie lis.
  Wierszokleta natychmiast puścił Trybika. Jako, że basior miał przewagę wysokości Leonardo wylądował niezbyt miło na ubitym śniegu. Stęknął leżąc pod pyskiem Jaskra. Miał okazję przyjrzeć się swojemu staremu przyjacielowi. Zmienił się. I to bardzo. Leo zdawał sobie sprawę, że widział go bardzo dawno temu jako jeszcze narwanego młodzika i przez ten czas basior na pewno wydoroślał i zmienił się...ale żeby aż tak?!
  - Co ci się stało z...całym ciałem? - zapytał podnosząc się na łapy.
  - To długa, naprawdę długa historia i...dobra, nie wiem dokładnie co mi się stało, ale po prostu cieszę się, że cię widzę, stary druhu! - powtórzył poeta i lis w ostatniej chwili zrobił unik przed kolejnym uściskiem.
  - Też się cieszę. Myślałem, że nie żyjesz - odpowiedział Pokręt.
  - Chyba wszyscy tak myśleli - przyznał basior. - Ale jak widać tego poety tak łatwo świat się nie pozbędzie! - dodał wypinając pierś i kładąc na niej przednią łapę, jakby składał jakieś przyrzeczenie.
  - Tak, zdecydowanie. Tylko nie jestem pewny czy świat ma być z tego dumny, czy uznać to za wyzwanie - odpowiedział z przekąsem Trybik.
  - A tam, pal licho! Trudno mnie wytępić czy zagłuszyć! Jestem niczym... - wilk urwał szukając poetyckiego porównania.
  - Plaga? - rzucił Leonardo podnosząc jedną brew.
  - Tak...Znaczy NIE! Od kiedy ty w ogóle korzystasz z takiego typu odzywek? - burknął z lekka oburzony Jaskier.
  - Całe życie spędziłem w towarzystwie idiotów. Mam wprawę.
  - Ech, dość, bo zaraz cię palnę w ten rudy łeb - Wierszokleta zakończył tym obecną dyskusję. - Lepiej pokaż mi nieco terenów. Dawno mnie tu nie było, oj dawno.

..

        - O! A tej okolicy nie znam! - powiedział zadowolony wilk. Biały basior przesadził susami kilka zasp.
  Leonardo z trudem nadążał za Jaskrem. Całe szczęście mimo małego wzrostu potrafił wysoko skakać. W końcu zrównał się z pyskiem poety.
  - Jaskier, chyba powinniśmy zawrócić. Nawet ja nie wiem gdzie jesteśmy, a już trochę tych terenów zwiedziłem jeszcze przed dołączeniem - lis próbował wyperswadować przyjacielowi pomysł zagłębiania się w obce tereny.
  - Nie ufasz moim traperskim umiejętnościom? - odparł z uśmiechem poeta.
  - Przecież one nie istnieją!
  - A właśnie, że istnieją! Dlaczego nikt we mnie nie wierzy? - basior dalej uparcie brnął do przodu.
  -  Jaskier, po raz ostatni...
  - ĆŚŚŚŚ! - Wierszokleta przyłożył do łapę do pyska.
  Leo aż fuknął oburzony.
  - Co mnie cichasz?! Sam paplasz jak...
  - No mówię CICHO! Słyszysz to?
  Trybik nadstawił uszu według polecenia wierszoklety. Przez chwilę nic nie słyszał. Zaraz jednak dotarły do niego dziwne odgłosy...jakby walki. Spojrzał na towarzysza i od razu pokręcił przecząco głową. O nie, to zły pomysł...
  Wilk ruszył w kierunku odgłosów. Lis westchnął i ruszył za nim. To zły pomysł i na pewno źle się skończy. Spróbuj jednak przekonać Jaskra do zaniechania swojego kolejnego planu. Nie był to właściwie nawet plan. Poeta po prostu biegł za odgłosami jakiejś zażartej potyczki. W końcu trafili także na ślady grupki osób. Coraz bardziej podekscytowany poeta przyspieszył zmuszając Pokręta do niemożliwego tępa biegu (każdy krok Jaskra odpowiadał kilku jego). W końcu dotarli do jakiejś jaskini oświetlonej pomarańczowym blaskiem ogniska. Na widok rozgrywającej się w niej sceny obaj stanęli jak wryci.
  Na środku podłogi usłanej krwią i wnętrznościami leżała jakaś blond włosa wadera. Nad nią z wyciągniętym ku górze płonącym metalowym pudełeczkiem (ani Jaskier ani Leo w życiu nie widzieli zapalniczki) i demonicznym uśmiechem tryumfu stała brunetka. Niedaleko w trzymany przez brunetkę przedmiot z namaszczeniem wpatrywała się mała waderka z rudymi kłakami. Z boku wielki biały basior z osłupieniem wpatrywał się w dziewczyny trzymając łapę na wpół rozszarpanym ciałem jelenia. A w kącie kulił się jakiś trójkolorowy biedak.
  Jaskier wciągnął głośno powietrze, niemal doprowadzając się do kolejnego ataku kaszlu. Wszystkie pięć łbów zwróciło się na niego i Leonarda.
  - Jeny julek, Leoś! - powiedział tonem równocześnie wyrażającym przerażenie i fascynację. - Sataniści!


Rex/Dan/Trash/Kami/Lira? x3 (Angel, wybacz, że cię tak porzuciłam *^*)

Statystyki - Uzupełnienie Wielkości

Hejo!
Ze względu na to, że większość osób powróciła i częściej zagląda na bloga postanowiłam wziąć się za uzupełnienie 'wielkości' w Statystykach. Do tego jednak potrzebuję Was, bo - jak wiadomo - każdy postacie wyobraża sobie trochę inaczej, a nie chcę jakiś głupot popisać - mogą też być pewne niezgodności, ale mam nadzieję, że dyskutując w komentarzach każdy z każdym dojdzie do porozumienia w tej sprawie ;3 A więc do rzeczy!
Oto obecna lista:

(od największego)
Brego
Alva 
Aspen
Rex
Raphael
Canay

Varen
Gwen
Hakai
Jaskier
Dean
Trash
Zira
Zafiro
Finn
Andromeda
Bran
Lira
Blindwind
Maura
Kami

Silva
Leonardo
Dania
Estera
Marcelina
Jenna
Misa
Angel

Pierwsza (górna) część kolumienki to wilki (i nie tylko) giganty oznaczone jako duże, druga postacie standardowe czyli średnie i ostatnia osoby małe.

Proszę - wpiszcie w komentarzach gdzie 'widzicie' swoje postacie, a ja będę je regularnie zapisywać i zobaczymy - może obejdzie się bez większych dyskusji ;3

~Fidelka >3

piątek, 28 sierpnia 2015

Od Liry i Kami do Rex'a - Bitwa by Panny

        Chyba nikt się już nie zdziwi, ale dziewczyny z nowym znajomym zaczynały czuć się naprawdę dobrze. Nawet Kami musiała przyznać gdy przyniósł masywną porcję pożywienia, że ma jakieś praktyczne zalety. Czyli akceptacja całej trójki! Lira-mięśnie, Kami-przydatność, Danka-rozmowa - zaliczone wszystkie! No proszę, jak to łatwo zdać niektóre egzaminy. Rex mógł się nacieszyć, choć chwilowo bardziej zajęty był pochłanianiem kolejnych kawałów krwistych tkanek roślinożercy. Ale przynajmniej między kęsami znajdował czas by poodpowiadać na pytania rudzielca, co naprawdę było jej w tej do szczęścia potrzebne.
- Rake... ciekawe imię, nie? - Zagaiła Lira do starszej kuzynki i spojrzała na nią znad swojej własnej (ha!) ofiary. Rex'a nie przestawała słuchać ani na moment, nie przebaczyła by sobie gdyby przypadkiem przepuściła perę ważnych słów, a że o białym basiorze chciała dowiedzieć się jak najwięcej to odruchowo rejestrowała wszystko co wypływało z jego ust... znaczy wszystkie słowa.
- W sumie podoba mi się... Jest starszy? - Zapytała z nadzieją nagle zwracając się do Rex'a, ale nim ten zdążył jej odpowiedzieć dostała w łeb kawałkiem jelita.
- MŁODSZY MA BYĆ! - Zdecydowała Lira opuszczając rękę po celnie zadanym ciosie - Masz już starszego, po grzyba ci więcej! Jest tak zajedwabisty jak ty? - Tym razem to ona rzuciła pytanie w stronę białego, a na pyszczku pojawiła się pełna ciekawości fascynacja. Oh, te panny tak łatwo zdradzały wszelkie odczucia! Rex mógł pomyśleć to samo, bo nawet ze swoim jednym okiem w dowolnej chwili mógł określić w jakim stanie ducha znajdują się członkinie jego mini-stadka. Co prawda geniuszem w tym nie był, jak niemal każdy naszprycowany testosteronem samotnik, ale te kobitki nie były dla niego większym wyzwaniem.
- Ty masz już swojego napakowanego zapaśnika, to tobie więcej nie potrzeba! - Krzyknęła Kam błyskawicznie unikając kolejnego pocisku i szybkim ruchem sięgając po plecaczek, z którego usilnie starała się coś wygrzebać.
- Odwal się! Po drodze już gadałaś z tyloma pierdzielami, że nikt nie da ci następnego! Powinnaś nosić tabliczkę z napisem 'szukam starych pierników'! - Lira w szale wyszarpywała kolejne kawałki mięsa i ścięgien, aż trafiła na płuco, którego i tak nie chciała zjeść...
- Ja się z nimi kształcę intelektualnie, kiedy ty sprowadzasz smarkaczy na złą drogę! - Wystękała nieuważnie nadal grzebiąc w swoim asortymencie i chowając się za nogą jelenia, by nie oberwać czymś jeszcze. Danka obserwowała to z rosnącym podnieceniem i zaczęła się zastanawiać komu kibicować. Lira? Kami... no to siostra. Ale Lir!...Nie, Kami! Lir!... URGH! 
- DZIEWCZYNY, DO BOJU! - Krzyknęła w końcu wymachując podniesioną piąstką. Jak dawno nie widziała takiej afery! Aż się stęskniła za tym starym, dobrym zwyczajem rodem z żeńskiego akademika. Liczyła na niezły pokaz, który przypomni jej stare, dobre, choć baaardzo szaleńcze czasy.
Za to Trash, któremu głowa puchła od hałasu nie nadążał już z analizą i jedyne co mu się kotłowało w głowie to błagalna prośba o to by wreszcie się przymknęły. Nie wypowiedział jej jednak głośno, może z resztą rozsądnie. Bo dziewczyny już przeszły do rękoczynów.
- Ja się z nimi tylko dobrze bawię! - Krzyczała Lir wymachując płuckiem i aż stanęła na dwóch łapach, by lepiej namierzyć ofiarę następnego ciosu.
- Ich matek by to nie przekonało! - Odkrzyknęła brunetka w końcu dogrzebawszy się do szukanego przedmiotu, a gdy tylko chwyciła go w garść przeturlała się popisowo w bok unikając płucka i skoczyła na równe nogi szczerząc groźnie zęby.
- LIRA!
- KAMI!
- Chodź tu motyliczko ~
- OŻ tyyyy... chcesz gryźć kwiatki od spodu!? PROSZĘ! - Wrzasnęła blondyna i wybiła się z tylnych łap, by rzucić się kuzynce do gardła. Wyciągnęła łapy, otworzyła pysk i błysnęła groźnie zwężonymi w szparki źrenicami. Ale Kam i na to była gotowa.
- PŁOŃ! - Krzyknęła i prostując się dumnie, jednym ruchem wyciągnęła przed siebie zapalniczkę, którą podczas tego pokazu udało jej się odpalić - prosto przed oczami dziewczyny!
- ŁAAAAACH! - Świruska chciała zrobić w tył zwrot w powietrzu, ale zamiast tego nagłym wygięciem ciała i ruchem łap spowodowała swój krzywy upadek na ziemię, tuż pod nogi Kami.
- Ogień nie słucha każdego, kochana! - Powiedziała z pełną satysfakcją i iście filmowym akcentem z rodzaju ,,Hasta la vista baby" wpatrując się w płomień z szatańskim uśmiechem.
- Łoooo - Dodała pełna podziwu Dan gapiąc się na zapalniczkę niemal z takim namaszczeniem jak robiła to rozpłaszczona na kamiennej podłodze Lira. Wynik starcia był już oczywisty.
Tylko obaj mężczyźni siedzący w jaskini mogli się zastanawiać o co to w ogóle w tym wszystkim chodziło... Zapalniczka na szczęście nadeszła i nie musieli domyślać się więcej niż było potrzeba - bo to dla ich mózgów mogłoby się fatalnie skończyć.


Reksi? I moje dziewuszki umieją co nieco, gdy dobry powód się znajdzie x3
Strzeż się  >D