To
była jedna, z najokropniejszych nocy, jakie kiedykolwiek przeżyła. Nie było w
niej nic strasznego. Raczej męczącego. Wigilia świętego Marka. Dla wielu osób
ten dzień przychodzi i mija zupełnie niepostrzeżenie. Nie organizuje się wtedy
żadnych festynów, czy wspólnych zabaw. Nikt nie siedzi do późnej nocy przy
ognisku i nie śmieje się z przyjaciółmi. Nikt nie daje nikomu prezentów, a
wilki nie składają sobie życzeń. Właściwie to mało kto wie, że święty Marek
miał swoje święto. A nawet ci, co o nim wiedzą, szybko zapominają.
- Ale umarli zawsze pamiętają. - powiedziała
cicho Gwen.
Tamtej nocy nie kierowała tych słów do nikogo,
choć wiele istot mogło jej odpowiedzieć. Tyle, że duchy nie należą do tych
najbardziej rozmownych i jeśli jest to możliwe, unikają żywych jak ognia.
Chociaż i tak tylko nieliczni są w stanie dostrzec dusze, podczas Wigilii
świętego Marka.
Była to jedyna noc, w której Gotka mogła je
zobaczyć bez korzystania z zaklęć przywołujących, ani łączników. Ale i tak coś
bez przerwy ją męczyło. Coś, a raczej c o ś czerpało od niej energię. Zupełnie
jakby dzięki temu mogło wrócić do tego świata. Zawsze tego próbowali, a
przynajmniej ta odważniejsza, lub najgłupsza część z nich. Ale nigdy nie
dostaną tego, za co byli gotowi umrzeć… Gdyby ponowna śmierć była możliwa.
Gwenllian zaczęła oddychać coraz płycej i
coraz szybciej. Zupełnie, jakby resztkami sił walczyła o ostatni wdech. Nie
miała już sił. Straciła przytomność i jak kłoda padła na ziemię, pokrytą grubą
warstwą śniegu.
~***~
Dochodziło
południe, gdy wadera ponownie otworzyła oczy. Przez chwile miała wrażenie,
jakby jakieś małe kropki, migały jej przed twarzą. Potrząsnęła głową, by się
otrząsną i być w stanie normalnie funkcjonować. Efekt był jeszcze gorszy.
~No, no… w końcu się obudziłaś!~ Głos, rozbrzmiewający
w jej głowie miał dziś wyjątkowo dobry humor.
Gwen nie miała ochoty jej słuchać, a tym
bardziej z nią gadać. Mijały tygodnie, a ona była w kropce. Nie miała bladego
pojęcia, czym ten Głos jest i dlaczego gada akurat do niej. Nie wiedziała nawet,
czy on istnieje. Równie dobrze mógł być tylko wytworem jej wyobraźni. Samotność
to okrutna choroba i na każdego działa inaczej. Ale z drugiej strony… Być może
któregoś dnia, przez przypadek udało jej się coś przywołać? Jakiegoś piepszonego
demona, który gada w jej głowie?
- Dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej? -
wadera zdecydowała się odezwać, gdy stwierdziła, że czuje się już dużo lepiej.
~ Oh, ależ budziłam! Dwa razy.-~odparł Głos
~Cholera.~ dodała do siebie, ale Gwen i tak wszystko słyszała.
W końcu to nawijało w jej głowie!
- Czuję się fatalnie, nie musisz kląć na dziendobry.
- Gotka fuknęła zirytowana, choć w rzeczywistości jej humor odrobinę się
poprawił - Jak zwykle; tyle czekania i wszystko na nic.
~ Może ujrzenie jego ducha nie jest ci pisane?
Ja już dawno dałabym sobie z tym spokój. To nie jest twoje przeznaczenie!~ to
ostatnie zdanie brzmiało tak teatralnie, a głos Głosu dźwięczał z ekscytacją w
głowie wadery.
- Przeznaczenie… - mruknęła dziewczyna - Nie
za ciężkie słowo, tak przed śniadaniem?
~Cały świat jest już dawno po śniadaniu.~
odparła po czym zniknęła.
Nie, „zniknęła” nie było odpowiednim słowem,
gdyż kobiecy Głos nigdy nie był materialny. Powiedzmy więc, że ucichła. Zawsze
tak robiła. Pojawiała się dość rzadko i na krótko. Tak, że Gwenllian nigdy nie
otrzymała od niej odpowiedzi kim Głos jest i jak ma się do niego zwracać. Czy
ta kobieta ma imię? Czy ona w ogóle istnieje? Cóż, to nie było w tej chwili
istotne, gdyż Ona ucichła i to na dość długo.
Gwenllian, nie wiedząc co ze sobą zrobić, po prostu
siedziała na śniegu, wpatrzona w błękitne niebo. Siedziała tak w ciszy,
zupełnie nieruchomo… Do czasu, aż na polanę wszedł pewien wilk.
~tu
mniej więcej mieści się opowiadanie od Canay’a~
Nieznajomy
wilk minął ją, jakby w ogóle nie istniała i poszedł w swoją stronę. Ciężko
powiedzieć, że Gwen poczuła się urażona…. Raczej ciężko było ją naprawdę
obrazić, a już na pewno nie takim drobiazgiem. Ale jedna rzecz ją zaciekawiła….
Dlaczego ten nieznajomy najpierw tak bardzo ożywił się na jej widok, a potem zupełnie
ją olał? Tylko dlatego, że się przedstawiła… Tylko dlatego, że okazało się iż
nie jest ową Harytią. Tutaj z kolei rodziło się kolejne pytanie. Mianowicie,
kim była Harytia?! I dlaczego to o n a miała nią być?
Tak… Te dwie rzeczy naprawdę ją zaciekawiły.
Do tego stopnia, że podniosła się z ziemi i jakby nigdy nic poszła za
nieznajomym. Na jej szczęście, obcy basior szedł bardzo powoli… Właściwie to
Gwen uznała, że „koleś wlecze się jak ślimak”, ale dzięki temu szybko zrównała
z nim tempa. Teraz szła obok niego. Z początku naprawdę zdziwił ją fakt, że
basior ani razu jej nie przepędził. Przecież tak robiła większość wilków… A
później musiała żyć z tym, że Gotka przez długi czas nie dawała im spokoju. No
ale jak tu kogoś straszyć, skoro zupełnie ją olewa?!
- I co z tego, że się połamią? - zagadnęła w
końcu, pokazując swoje czerwone włosy.
Na ustach znów zagościł jej ten dziwny,
tajemniczy uśmiech. Robiła taką minę, gdy była zadowolona… Tajemnicza mina
zwycięzcy, który trzyma wszystkie najlepsze karty.
Zdawało się, że swoim pytaniem wyrwała obcego
z jakichś głębokich przemyśleń, gdyż ten nie był zadowolony, gdy ponownie
ujrzał Strzygę.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - odparł
obojętnie.
Gwen coś nie odpowiadało w jego tonie… Nie
chodziło o to, jak się do niej teraz zwrócił… No, nie do końca o to. Ale nie
sadziła, by nieznajomy zawsze traktował tak inne wilki. Czuła od niego magię.
Czarną Magię i mnóstwo podejrzanych zaklęć. Ktoś taki nie może być tak obojętną
i spokojną osobą!
Uśmiechnęła się tajemniczo i zaczęła nucić pod
nosem. Tak, teraz miała zdecydowanie lepszy humor.
- Dlaczego miałam być Harytią?
- Nie ważne. Nie jesteś nią, więc możesz mnie
zostawić.
- Kim jest Harytia? - Gwenllian kontynuowała,
nie zwracając uwagi na to, że nieznajomy nie ma ochoty z nią rozmawiać. A może
miałby ochotę, ale w innych okolicznościach? Gdyby nie chodził taki obojętny i
wyprany z życia? Z emocji? - To twoja przyjaciółka? Siostra? Kochanka?
Nieznajomy nadal nie odpowiadał, ale jeszcze
raz przyjrzał się Gwen, jakby próbował po raz kolejny porównać ją do siostry.
Do siostry, z którą chciał się spotkać. Ona nie była jego siostrą, chociaż
wyglądała bardzo podobnie. Gdyby to wiedziała, może przestałaby zadawać kolejne
pytania. Ale nie wiedziała i chciała się dowiedzieć. Była ciekawa. Ciekawość…
*zabiła
demona; a gdy ją zaspokoił, wrócił cały i zdrowy*
… Nie dawała jej spokoju. Wywróciła oczami,
gdy nieznajomy po raz kolejny ją ignorował. Zaśmiała się dziwnie i krótko, jak
to miała w zwyczaju i szturchnęła obcego w ramię, jakby był jej starym, dobrym
„kumplem” i oboje znów spotkali się po latach.
- Ej, co jest z tobą? Jesteś mniej żywy, niż
te duchy, które widziałam wieczorem.
Efa? Ja wiem, że ona ma trudny charakter, ale
jakoś wytrzymaj ^^”