niedziela, 15 marca 2015

Od Raphaela do Blindwind - Sparing z żywym czołgiem

          Zmierzyłem basiora nieufnym wzrokiem. Nie podobał mi się od samego początku. Miałem do czynienia z żywym czołgiem, który zdecydowanie widział więcej wojen niż ja (a ja nie widziałem żadnej, przynajmniej z bliska). Wkurzał mnie ten jego krytyczny ton wzroku. Kiedy w końcu skończył przyglądać się mi stanął przed nami dalej uśmiechając się kpiąco.
  - Nie wiem, skąd to dziwne przezwisko – powiedział w końcu – ale może nie dane mi się tego dowiedzieć. Powiedz, Blind, czego tu szukasz?
  Wadera wzięła głęboki oddech i wyjaśniła, co się stało z Jenną. Kiedy zapytała, czy mógłby nam pomóc, jej wypowiedź przerwał gardłowy charkot, który chyba był śmiechem. Blind była zdziwiona jego reakcją. W końcu Rex opanował się i odpowiedział:
  - No niech ci będzie. Pomogę – Wind już chciała mu podziękować, ale wilk uniósł łapę – ale mam jeden warunek – tu wskazał na mnie. – Stoczę z nim pojedynek.
  Tym zadziwił na oboje.
  - Jak to ,,pojedynek”? – spytałem.
  - Och, nie ,,na śmierć i życie”, oczywiście – basior uśmiechnął się, ale wcale mnie to nie uspokoiło. – Raczej…sparing. Wygrywa ten, kto przybije przeciwnika do ziemi.
  Blindwind odciągnęła mnie na bezpieczną odległość. Nie wyglądała na zadowoloną taką opcją.
  - Nie ufam mu – stwierdziła od razu.
  - Poniekąd to twój przyjaciel – oparłem.
  - Tak, ale on ma…dość specyficzne podejście do obietnic. A poza tym poradzimy sobie bez niego…
  - Co? Sądzisz, że nie dam mu rady? – odpowiedziałem. – Pokażę temu cwaniakowi, że nie może nam dyktować warunków.
  Blind jeszcze chciała coś powiedzieć, ale odwróciłem się i wróciłem do Rex’a.
  - Przyjmuję wyzwanie – powiedziałem wyprostowany dumnie.
  Blizna znowu zarechotał i stanął naprzeciw.
  - Tylko nie bierz niczego do siebie – powiedział.
  Po standardowych dziesięciu sekundach rozpoczął się pojedynek.
  Rex zaczął krążyć po dostępnej przestrzeni. Zrobiłem to samo. Po jego rozmiarach mogłem spodziewać się szarży (kto utrzymałby się na nogach po ,,najeździe” takiego byka?). Basior nie atakował jednak. Czekał, aż ja zrobię pierwszy ruch. No to klops z mojej standardowej strategii. Przez czas trwania tej przedwojennej ciszy oceniłem stan przeciwnika. Zadawanie pojedynczych obrażeń nie będzie zbyt efektowne. Ale może da się go łatwo wkurzyć. Jeśli wyprowadzę go z równowagi przestanie trzeźwo oceniać sytuację i będzie bił się praktycznie na oślep.
  Basior spodziewał się ataku. I tak postanowiłem zrobić. Rozpędziłem się w jego kierunku. Rex przybrał pozycję odpowiednią do jego odepchnięcia. Jednak w ostatniej praktycznie chwili odskoczyłem w lewo. Basior najwyraźniej zamierzał chwycić mnie zębami za nadstawiony kark, ale zacisnął szczęki na powietrzu. Zanim zdążył zareagować odbiłem się od ziemi i niskim susie przeorałem jego bok pazurami. Słysząc zdziwione warknięcie odskoczyłem na bezpieczną odległość. Nie chciałem zranić zbytnio wilka, bo był to przyjaciel Blind, a poza tym trzymałem się ustalonej zasady pojedynku. Czego nie można było powiedzieć o Bliźnie. Był zaskoczony, że zdołałem go trafić w pierwszym starciu. Widząc sukces swojego numeru spróbowałem jeszcze raz podbiec. Tym razem Rex spodziewał się ataku z boku. Gdy więc do niego doskoczyłem musiałem uskoczyć w prawo, nie w lewo jak poprzednim razem. Znowu drasnąłem przeciwnika ,ale słabiej niż poprzednio. Stanąłem zwrócony twarzą w stronę basiora. Rex odwrócił się w moją stronę szybko.
  - Jesteś upierdliwy… - warknął.
  - Jak drzazga? – dokończyłem ze złośliwym uśmiechem.
  Tym razem to basior zaatakował pierwszy. Spiąłem się i skoczyłem nad głową wilka lądując mu na grzbiecie. Liczyłem, że sama moja masa go wywróci. Cóż, przeliczyłem się. Łapy Rex’a na chwilę się ugięły, ale wilk szybko się wyprostował i walnął mnie w czoło swoją potylicą. Zleciałem z grzbietu przeciwnika, wstając niemal natychmiast. Pokręciłem głową na boki starając się pozbyć czarnych plamek sprzed oczu. Tymczasem Blizna doskoczył do mnie i szybkim ruchem zamierzał zacisnąć zęby na moim karku. W ostatniej chwili zanurkowałem do przodu starając się uniknąć szczęk basiora. Rex zdążył jednak mnie złapać, ale nie dosięgnął skóry, tylko grzywy na karku. Płynnym ruchem pociągnął mnie za nią i rzucił mną niczym workiem na ziemniaki. Przeturlałem się po ziemi. Do moich uszu dotarł zduszony okrzyk Blindwind. Zerwałem się na nogi. Skóra na całej powierzchni karku straszliwie piekła, sam byłem posiniaczony. Rex zbliżał się do mnie wolnym krokiem. Zacząłem się cofać licząc na swoją grę aktorską. Basior na szczęście uznał, że jestem bliski poddania się. Nagle natrafiłem tylną łapą na pień drzewa. Spojrzałem na nie szybko. Jego powierzchnia była chropowata, idealna do wspinaczki. Nagle doznałem olśnienia…
  Przypomniało mi się, jak moja córka zapytała kiedyś swoją mamę, dlaczego na świecie nie ma już jednorożców. Astrid opowiedziała jej wtedy jak to koniopodobne stworzenia padały ofiarą lwów. Lwy bowiem poniekąd zanim stały się inteligentne gustowały w ich mięsie. Jednorożce żyły przeważnie na gorących terenach i szukały schronienia pod nielicznymi drzewami. Lwy skradały się do nich. Gdy jednorożec zauważał drapieżnika zamiast uciekać stawał do walki, ponieważ były bardzo odważnymi zwierzętami (jak na mój gust były po prostu durne jak but, ale nie psułem Astrid opowieści). Lew chował się za drzewem nie chcąc oberwać rogiem. Rany zadane przez róg jednorożca mają to do siebie, że bardzo wolno się goją. Jednorożec chcąc go trafić w końcu zahaczał rogiem o chropowatą korę. Tak unieruchomione zwierze kończyło jako obiad.
  Wpasowałem siebie w taką sytuację. Rex ani trochę nie przypomina jednorożca i nie ma zbyt długich pazurów, ale jest bardzo silny. To musi mi wystarczyć.
  Stałem więc czekając na ostateczny atak. Basior zaszarżował i rzucił się na mnie w niskim skoku planując przybić mnie łapami do pnia...

Blind? Wybacz za ten opis walki, bo chyba zdecydowanie lepiej wyglądał w mojej wyobraźni ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)