niedziela, 22 marca 2015

Od Raphaela do Blindwind - Atak rozwścieczonego futrzaka

          Chwyciłem Blind za ramiona, ale nie zbyt mocno.
  - Spokojnie! Wcale nie jestem na ciebie wściekły - powiedziałem.
  Wadera zamrugała parę razy.
  - N-nie jesteś? - rzuciła nieco otępiale.
  - Jak mówi, że nie jest, to znaczy, że nie jest, Blind - uspokoił ją Renji. 
Posłałem mu nieme podziękowanie.
  Słońce już zaszło, na zachodzie wisiała już tylko jasna łuna. Blindwind zmęczona dniem ułożyła się do spania, a Renji obok niej. Nie spałem jeszcze jakąś godzinę. Wyciągałem zębami drzazgi z łap. Parę z nich miało nieprzyjemne, haczykowate końcówki. Trafiła do mnie ironia własnego pseudonimu. Drzazga...z pozoru małe, ale gdy już ukłuje staje się straszliwie upierdliwe. Uśmiechnąłem się na myśl, że Blizna może nawet w tym samym momencie również wydłubuje sobie kawałki drewna z ciała. Basior mnie prawie wykończył, ale nie pozostałem mu dłużny. 
,,Do następnego razu", pomyślałem. 
W końcu zrobiło się tak ciemno, że nie było sensu dalej się ,,kurować". Na szczęście wyjąłem tyle drzazg, że mogłem w spokoju ułożyć się do snu.
 
******


  Obudziło mnie szturchanie w bark.
  Otworzyłem jedno oko. Blindwind cały czas drapała mnie łapą po parku jak szczeniak domagający się uwagi.
  - Co jest? - spytałem zaspany.
  - Ciiiii! - wadera położyła palec na pysku i kiwnęła głową w stronę krzewów niedaleko nas.
  Teraz ja też to słyszałem. Szelest gałęzi i jakiś głos. Rzuciłem Wind i Renji'emu żeby zostali tam gdzie stoją. Podszedłem spokojnie do ,,gadających krzaków" i po paru minutach czekania w bezruchu ,,zanurkowałem" pomiędzy nie i złapałem w zęby pierwsze, co mi się pod nos napatoczyło. Cofnąłem się do tyłu trzymając w pysku rudą kitę jakiegoś oburzonego lisa. Ten jednak zanim zareagowałem drapnął mnie w nos i wyswobodził się z uścisku. 
  - Co do... - wypaliłem kiedy nagle lis wskoczył mi na kark i zaczął mnie ciągnąć za uszy.
  - Miło ci tak, bandyto?! - darł się wściekły.
  - Hej! Spokój! - krzyknęła Blind i chwyciła futrzaka zębami za kark. Rzuciła go na ziemię zanim sam ją do tego zmusił.
  Lis fuknął oburzony i wygiął grzbiet w pół okrąg. Teraz dopiero zwróciłem uwagę na wygląd zwierzaka. Poza faktem, że umiał mówić, można było bez problemu poznać, iż nie mamy do czynienia ze zwykłym postrachem kurników. Lis miał na głowie gogle, a na szyi owinięty pasek z sakiewką i szal. Dodatkowo miał karykaturalnie długie łapy. Puszysty ogon nadal miał na sobie ślad moich szczęk, a zielone oczy płonęły nienawiścią.

Blindwind? Robimy obiad, czy najpierw upewniamy się, że nie ma wścieklizny? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)