czwartek, 19 marca 2015

Od Blindwind do Raphael'a - (Kolejne) Załamanie Psychiczne

        Wadera wpierw nie wiedziała co się stało. Rozległ się huk jakby stado słoni dołączyło do walki, a potem grobowa cisza.
Wilczyca skulona pod drzewem dyszała ciężko, jakby to ona sama brała udział w tej bitwie. Ta cisza... Po wszelkich rykach i warkotach chrapliwy oddech Rex’a wydawał się wręcz szeptem. Ale co z Raphael’em? Czy któryś z tych trzasków był jego nieszczęsnym kręgosłupem, albo czaszką? Rex leży pocharatany i jest już trzema łapami na tamtym świecie? Czy po porstu leżą i wykrwawiają się na śmierć, nie mając nawet siły na dalszą walkę?
Nagle rozległ się śmiech, potem dudnięcie, gdy coś bezwładnie padło na ziemię.
„MATKO! ZABIŁ GO!” przerażenie ścisnęło jej serce oraz gardło, poczęła się dusić oraz brakło jej powietrza. Złapała się za futro na piersi i wbiła pazury we własne ciało. Następnie rozległ się ponowny huk „WYKRWAWIŁ SIĘ! WPĘDZIŁAM ICH DO GROBU!”
- Blind, spokojnie, żyją. – zapewnił ją szybko Renji, który przegapił większość walki, gdyż gdzieś na początku zemdlał.
Wind odetchnęła z ulgą, a radośc była taka wielka, że aż łapy pod nią wydawały się być z galarety. Szczęście jednak nie trwało długo, po chwili nastąpiła gwałtowna złość i samica ruszyła szybkim krokiem w stronę samców.
- Jak ja im, cholera jasna, zaraz wygarnę! Ja im dam walki, kurde szczeniaki, kulki testosteronu! A mówią, że to kobiety mają problemy z hormonami! Głupki chorzy na głowę! – warczała pod nosem, wycierając łzy z policzków i gładząc mokre futro, co wyglądało nader zabawnie, ponieważ przez chwilę skakała na trzech łapach, tracąc równowagę i chwiejąc się niczym pijana.
- O matko... – szepnął Rex przewracając oczyma, kiedy ją zobaczył, choć wywołało to niezmierny ból w jego klatce piersiowej.
Dopiero teraz kiedy adrenalina opadła, a wojownicze szaleństwo wyciekło z ich ciał, samce czuły straszliwy ból przy każdym, najmniejszych ruchu.
- CZY WAM SIĘ JUŻ KOMPLETNIE NA MÓZGI RZUCIŁO?! – wrzasnęła aż uszy zabolały – Czy wy w ogóle myślicie?! Dobrze się czujecie, czy trzeba te wasze zdebilniałe głowy leczyć?
- Niewinna... Walka... – wykrztusił Raph, jego słowa oddzielane kaszlem i potokiem krwi, która napływała mu do pyska z twarzy oraz pocharatanej jamy ustanej.
- TYLKO WALKA! A miał być TYLKO sparing! – jej furia zwróciła się na czarnego basiora – Tą swoją walką roznieśliście pół polany! Co gorsza! Może jestem ślepa, ale dam głowę, że wyglądacie jakby was przez gawrę pełną niedźwiedzi przeciągnął!
- Gorzej. – mruknął Renji, który szybko po tych słowach schował się za plecy przyjaciółki, gdyż Rex uciszył go wrogim warknięciem.
- Przyszłam tu tylko po małą, lekką pomoc, żeby uciszyć moje skołatane nerwy,a tym czasem dostałam takiego strzały paniki oraz przerażenia, że już chyba wolałabym siedzieć do końca życia w żalu i niewiedzy! – jej gardło powoli zaczęło chrypnąć.
- W takim razie... Żeby to wszystko nie poszło... Na marnę – Drzazga usiłował wstać, jednak zaniechał zamiaru – Co... Z twoją pomocą? – zwrócił się do Blizny.
- Zamieniam się w słuch. – rzekł jednooki.
Blindwind czuła się teraz straszliwie głupio. Jej prośba wydawała się teraz tak mało ważna, nie była warta w ogóle tej całej bijatyki i potoku krwi. Położyła uszy po sobie zwieszając głowę.
- Ja... Ja chciałam się tylko dowiedzieć, czy Jenna żyje. – szepnęła.
Rex westchnął, dźwigając się do pozycji siedzącej na drżących łapach. Jego ciało już dawno nie wydawało się być takie ciężkie.
Uniósł jedną łapę. Raph przyglądał mu się z zainteresowaniem. Nagle na rozpostartym łapsku zabłysł pokaźny płomień, który chwilę później spadł na ziemię. Jednak zamiast się rozprzestrzenić jak normalny ogień on rozprysł się na wiele kawałków i rozmieścił w poszczególnych i nierównowmiernie od siebie oddalonych punktach. Małe płomyczki przybrały postacie wilków, większych, mniejszych... Raph dostrzegł z zaskoczeniem, że są to podobizny wilków z watahy – wydedukował to bardziej z logiki, bo żadnych oprócz Wind i ptaka nie widział.
U stóp Blizny było skupisko czterech płomyczków – jeden ogromny, drugi nieco mniejszy, trzeci o wiele mniejszy od poprzedniego, a ostatni zupełnie maleńki. Następne trzy znajdowały się bardzo daleko od nich, skupione w jednym miejscu, kolejne dwa były w ciągłym ruchu, jeszcze dalej od poprzednich. One nie trzymały się ziemi, śmiagały w powietrzu niczym małe ogniste muszki – jeden z nich był ogromny, jednak ich sylwetki były nie do rozczytania, zbyt szybko się poruszały. Na szarym koniuszku polany znajdował się samotny ognik, mały i niewinny, brnął mozolnie przed siebie...
- Jenna.  – szepnął Renji.
- Żyję?! – Wind aż podskoczyła w miejscu – ONA ŻYJE! REX, JESTEŚ KOCHANY! – w tym momencie cała furia i skrucha były zapomniane, samica rzuciła się na oślep wielkoludowi na szyję, który musiał ją łapać, gdyż dość porządnie chybiła celu.
Następnie stała się rzecz, która spowodowała, że Drzazdze szczęka opadła do samej ziemi.
Wojownik przygarnął do siebie dziewczynę ogromnym łapskiem i uścisnął ją delikatnie, a na jego twarzy igrał delikatny uśmiech. Ten krwiożerczy furiat, który był gotów rozmazać Raphael’a po polanie teraz tulił się z małą waderką, która przy nim wydawała się drobna niczym szczeniak. W tej chwili pojął, że ta dwójka jest dla niego kompletną zagadką.
W tej całej radości i przytulaninach nikt nie zauwarzył jednego płomyka, który towarzyszył małej Jennie na jej drodze do domu. Zanim jednak ktoś go spostrzegł Rex zgasił płomyczki.
Wadera odlepiła się od wilczura. Tuląc się do niego cała umazała się krwią, a parę drzazg z jego ciała powbijało się w nią. Pod naciskiem dopiero poczuła wszelkie ogromne kawałki drewna utkwione w jego ciele. Było jej to jednak obojętnie, jej przyjaciele żyli, a Raph... Raph, miała nadzieję, się wyskrobie z tego wszystkiego ze wszystkimi łapami oraz wybaczy jej zaszłą akcję – w co jednak silnie wątpiła.
- Możemy już wracać? – wtrącił Renji, który miał już serdecznie dość tego dnia.
- Ale Rex, trzeba mu pomóc... – stwierdziła Blindwind.
- Dam radę. – rzekł – Przechodziło się przez gorsze. – i po tych słowach z wielkim trudem oraz bólem dźwignął się na cztery łapy, odwrócił się i zaczął odchodzić, chwiejnym, niepewnym krokiem. Na granicy polany zatrzymał się jednak – Ej, Drzazga. – warknął do grzebiącego się na nogi samca, spojrzał na niego przez ramię swym złotym okiem, w którym zapaliły się wyzywające iskierki – Do następnego. – po tych słowach ruszył już w ciemne zarośla, z głośnych rechotem wypełnijącym nocną ciszę.
- Raph, daj pomogę ci. – z tymi słowami dziewczyna znalazła się już przy boku towarzysza, choć dałby sobie radę sam, podparła go chcąc pomóc mu wstać.
- Dam radę. – stwierdził.
Dziewczyna przeczuwała, że teraz będzie na nią zły, mało tego – wściekły! Przecież przez nią mało nie stracił życia, ta cała walka i uszczerbek na jego zdrowiu było wszystko z jej winy. Wadera zwiesił głowę ruszając za towarzyszem w kierunku granicy.

******

        - Raph, ja cię naprawdę przepraszam! Nie wiedziałam, że to się tak skończy. Ja naprawdę myślałam, że tyko tam wejdziemy i wyjdziemy, ja nie chciałam, wiem to moja wina, będziesz wściekły, ale to jakoś będzie. Ja ci pomogę, zaopiekuję się tobą, znam się trochę na leczeniu, tylko błagam wybacz mi to wszystko... – gdy tylko naleźli się na swoich terenach dziewczyna nie wytrzymała ciszy i wybuchła płaczem oraz potokiem słów.
Siedziała teraz z czołem opartym na barku towarzysza, z którym zrobiła sobie teraz przystanek i usiedli nieopodal granicy.
- Choć nie zdziwiłabym się jakbyś mi nie wybaczył, jak chcesz usunę się z twojego życia, ale najpierw się tobą zajmę, poczekam aż wyzdrowiejesz, ja ci pomogę, sam sobie nie poradzisz... Rex też nie, zgrywa twardziela, ale nie wierzę, że da radę... Matko z mojej winy wszyscy cierpią! – znów zaczęła się histeria wadery, która zwinęła się w kulkę i panikowała – Jenna straciła dach nad głową i teraz biedna, mała, bezbronna brodzi przez śniegi próbując dotrzeć do domu na terenach, których kompletnie nie zna! Ty i Rex ledwo żyjecie, krwawicie, wyglądacie pewnie jak jezie z tym całym drewnem w sobie, matko co ja myślałam... – samica przestała płakać i teraz łaziła z lewa w prawo, tupiąc, skacząc bijąc się po głowie i rwąc sobie futro...


Drzazga? Wind teraz będzie wykazywać się swoimi pielęgniarskimi zdolnościami, Raph wyzdrowieje w trimiga! O ile bardziej się nie połamie xP 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)