Brego
patrzył wielkimi oczyma za oddalającym się Cheederianem, który mknął przez głębokie
śniegi niczym strzała, niczym nie wzruszona.
-
Szkoda, polubiliśmy ją, Skarbie, polubiliśmy. – westchnął sam do siebie, po
czym potrząsnął głową i rzekł gburliwym tonem – My tam jej nie za bardzo, inna
była, Skarbie, inna... My też jesteśmy inni, my tam ją lubiliśmy, mamy
nadzieję, że kiedyś nas odwiedzi. – spojrzał na medalion u jego stóp, który
podniósł oraz zaczął starannie oglądać – Będzie trzeba jej dać jakiś prezent,
patrzcie jaki skarb nam zostawiła! Piękny, piekny, piekny! – założył go na
szyje, co utrudniał mu trochę niedźwiedź spoczywający na całej powierzchni jego
ciała – Wygląda trochę jak koniczynka, Skarbie, tylko że srebrna... A no wygląda...
Podoba nam się! A Wam? Bradzo, Skarbie, bardzo... Na nowo mamy swój skarb,
Skarbie... Tylko w innej postaci.
Zadowolony
z siebie ruszył żwawym krokiem w kierunku lasu, ponownie nucąc sobie wojenne
pieśni pod nosem, tym razem nawet kiwał głową do rytmu...
Był
gdzieś w połowie drogi, kiedy zatrzymał się gwałtowenie oraz przestał nucić.
-
Skarbie... – rzekł w zamyśleniu – Słuchamy. Skoro mamy nowy skarb... To chyba
możemy oddać Jennie błyskotkę. – stwierdził – A po co! Będziemy mieli dwa skarby!
Ale nie wypada, Skarbie to kradzież! – znów zamyślił się głęboko, po czym rzekł
ponurym, cichym głosem – Kradliście już raz, to możesz ukraść i drugi... – zapadła cisza - ... Nie... Tak... Nie
będziemy... Będziecie. Nie. – cichy warkot zaczął narastać w jego gardzieli –
Tak. – rzekł twardo – Pożyczymy tylko. – stwierdził wyższym tonem, nie mając
zamiaru ulec – Długo terminowo? Tak,
póki się nie upomni. – zadowolony ze swojego rozwiązania ruszył dalej.
******
Brego
doszedł do Chwasta gdzieś późnijeszym popołudniem. Zdążył kilka razy wynucić
wszystkie znane mu pieśni wojonne, żałobne, weselne – choć tych było o wiele
mniej – oraz uciął sobie kilka krótkich pogawędek z samym sobą... Tyle zdołał
zrobić zanim dotruchtał do drzewa. Nigdy nie podejrzewał, że to może być aż
taki kawał drogi, zdecydowanie lepiej się leciało.
-
Patrz, Skarbie, nie tylko my byliśmy na polowaniu. – stwierdził, gdy ujrzał
zabitego jelenia pod drzewem – A fakt. Ale to nic, przyda się więcej mięcha,
coraz więcej nas, więc się nie zmarnuje. – rzekł po wywąchaniu dwóch nowych
zapachów wokół drzewa – Ciekawe kto tym razem się do nas przyszwędał – mruknął pod
nosem.
Nagle
słychać było głuche dudnięcie, kiedy ogromne cielko myśka zostało zrzucone na
ziemię. Brego zasiadł do jelenia leżącego obok i rozpruł mu brzuch.
Głodny
był niesłychanie, a nie chciało mu się czekać na innych. Nie wiadomo kiedy i
czy w ogóle przyjdą, a mięso najlepsze był świerze. Niedźwiedź był zdecydowanie
lepszym posiłkiem dla całej watahy, a on sam mógł zadowolić się
parzystokopytnym, gdy ktoś przyjdzie, będzie mógł zjeść w towarzystwie. Wilki
napewno rzadko jadały niedźwiedzie, będą miały niespodziankę, a jak nikt nie przyjdzie
to sam to zje prędzej czy później....
******
Hybryda
wchłonęła ponad połowę zdobyczy i strannie wylizała kostki. Wyczyścił pysk oraz
oblizał sobie łapy.
- I
co teraz, Skarbie? – zapytał sam siebie po zakończeniu mycia oraz po
przeciągnięciu niemalże każdej kończyny oraz części ciała – Teraz? Może chodźmy
pooglądać zachód słońca. – zaproponował,
spojrzał w górę na szarzejące niebo – Tak, niedługo powinno zachodzić. Choćmy
na plaże, tam będzie lepszy widok. Bardzo trafny pomysł, Skarbie, bardzo
trafny. – rzekł z zadowoleniem, po czym rozpostarł skrzydła i ruszył na zachód.
Jeżeli
ktoś chce może dokończyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)