- A
witamy! – rzekł uradowany Brego i złapał małego stwora w obięcia olbrzymich łap
i przydusił w wielkim uścisku – Mi – i – i – ło nam, miło, niezmiernie nam
miło! – poczym wypuścił Aspen, która o mało nie runęła z powietrza na ziemię
zdezoriętowana nagłym powitaniem i brakiem tlenu.
-
T... Też się cieszę... – mruknęłam trzymając się za głowę.
-
Nas zowią Brego. – wypiął dumnie pierś i położył na niej prawą łapę sczerząc
wszystkie kły i wpatrując się w małą hybrydę swoimi białymi oczyma – Patrzecie coście,
Skarbie, znaleźli. – rzekł nagle a dziewczyna spojrzała na niego z dziwną miną,
nie rozumiejąc do kogo gada – Stwór! Prawie taki jak my! Nie jesteśmy sami! –
wyciągnął wtem do góry łapę i Aspen myślał, że ma mu przybić piątkę, jednak
hybryda zamchnęła się oraz sama sobie klapnęła łapę, z takim impetem, że mu
łapsko aż do tyłu odleciało – A więc... – zwrócił się do niej z błyszczącymi
oczyma – Pozwólcie, że zaprosimy Was na wspólne obejrzenie zachodu słońca,
Skarbie. – ukłonił się nisko w powietrzu, starym zwyczajem i złapał Aspen z
łapę.
Kompletnie
już zbita z tropu uśmiechnęła się głupkowato i pokiwała głową.
-
Okey... – zaczęła, ale nawet nie zdążyła dokończyć, bo stwór porwał ją na
zachód z taką prędkością z jaką nawet nigdy nie śniło jej się latać.
Dudnienie
potężnych skrzydeł o powietrze oraz szum wiatru w uszach to jedyne co słyszała,
kiedy krajobraz przemykał jej przed oczyma w huraganie rozmazanych, kolorowych
plam. W jednej chwili leciała, a w drugiej już siedziała na piasku, jej łapy
delikatnie podmywane słoną wodą fal i wszystkie rozmazane obrazy nabrały
krztałtu ostrości oraz stanęły, nie wydawały się już bezsensownym tornadem
wszystkiego, a zarazem niczego. Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Nagłe zmiany
poziomu, położenia oraz prędkości spowodowały, że zaczęło kręcić jej się w
głowie.
-
Opowiadajcie co tam u was? Skąd jesteście? Wy też jesteście hybrydą? Jesteście
inni? – nawał pytań wypłynął z ust potwora, a zaraz po tym podekscytowane
rżenie wyrwało się zmiędzy jego kłów i zamerdał ogonem niczym pies.
Usiadł
obok Aspen, wpatrując się w nią wyczekująco.
Tak
się ucieszył, że w końcu zobaczył kogoś bardziej podobnego do siebe niż do tych
wilków, w końcu zobaczył kogoś kto miał skrzydła oraz podbijał przestworza, a
nie był ptakiem, w końcu jakieś stworzenie, które zapewne samo nie wiedziało
czym było. Ktoś taki jak on, może mniej zagubiony i z bardziej poukładaną
psychiką, ale przynajmniej z wyglądu była mu bardziej znajoma po kilku minutach
znajomości niż jakikolwiek inny wilk w tej watasze. Wyczuł w niej swoją bratnią
duszę, był wniebowzięty jej obecnością... Samym tym, że była i mógł patrzeć na
stworzenie zmieszane z kilku gatunków powodowało, że... że był po prostu szczęliwy
całym sercem...
Aspen?
Uszczęśliwiłaś naszego potworka xD ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)