On
był wojownikiem polegającym na prędkości, dynamice oraz sile. Aspen była niczym
baletnica, jej ruchy mimo tego, że zastraszająco szybkie były płynne i
delikatne. Po nim gołym okiem widać było, że wyciągnięty został z wojska, a
ona... Brego nawet nie umiał opisać słowami tego co sądził o jej manewrach,
gdyż były one... Po prostu piękne, niczym taniec...
Dopiero
po chwili dotarło do niego pytanie zadane przez dziewczynę. Potrząsnął głową i
zamrugał oczyma. Czuł się jakby miał lekką pustkę w głowie, jakby czegoś mu w
niej brakowało, jednak nie mógł dociec czegoż to w niej nie było. Zignorował to
uczucie oraz postanowił w końcu ruszyć gębą, żeby wydobyć z siebie jakiś
dźwięk.
-
Syn... Synchronicznie... – mruknął zbierając szybko nagle rozsypane myśli.
-
Tak, synchronicznie. – przytaknęła.
-
Tak! Tak, tak. – odpowiedział (skupiając się już) głosem dziwnie podobnym do
tego, którym mówił jeszcze za starych lat, niski, zachrypnięty, teraz aż
dziwnie brzmiał w jego uszach – Lataliśmy, Skarbie, w wojsku na synchronizacji
nie raz całe strategie polegały.
- To
super! Chcesz spróbować? – zapytała.
-
Czemu nie, Skarbie, czemu nie. – uśmiechnął się sięgając wspomnieniami do
kluczy skrzydlatych stworów, niszczących bataliony wrogów.
Aspen
zaśmiała się krótko i wzleciała wyżej. Brego nie potrzebował zaproszenia.
-
Prowadcie, Skarbie, poradzimy sobie. – ponaglił ją weteran zanim zdołał do niej
dolecieć.
Dziewczyna
ruszyła więc przed siebie, kątem oka obserwując kompana, lecącego kawałek za
nią oraz w pełni skupionego na jej ruchach.
Samica
zrobiła wpierw kilka większych pętli, z każdą zwężając je coraz bardziej. Brego
leciał za nią niczym cień, bez problemu wykonując manewr – w czym pomagała
wolna prędkość, obrana przez Aspen, żeby mogli się trochę „osfoić”. Następnie
parę skrętów oraz zmiana wysokości, które nie byłyby trudne, gdyby nie
zwiększająca się szybkość, która przyczyniła się do istnej katastrofy:
Aspen
robiła szerokie skręty nabierając przy nich szybkości. Nie było problemu, póki
watr nie zaczął świstać im w uszach i nie doszły nagłe zmiany wysokości. Przez
to, że Brego leciał za Aspen, czubkiem nosa sięgając prawie jej ogona jego
ruchy były nieco opóźnione.
Aspen
nagle poleciał niżej, zwalniając przy tym nieco, a Brego dalej lecąc z tą samą
prędkością znalazł się nagle nad samicą, która nie zauważywszy go robiła dalej
manewr - obróciła się i ruszyła pionowo do góry, za późno zauważając hybrydę, z
którą się zdeżyła moment potem. Impet spowodował, że Brego obróciło w powietrzu
– i jak na złość – zawiał w tej chwili dość mocny wiatr prosto mu pod skrzydło,
które podbiło się do góry oraz walnęło samice - dość krzywo łapiącą równowagę -
w prawy bok. Dziewczynę obróciło, wpadła w prąd powietrza, a przez jej
niewielkie rozmiary szarpnęło nią o towarzysza, któremu, można powiedzieć, „podcięła
nogi” w powietrzu i Brego skończył plecami odwrócony w stronę ziemi.
Obydwoje
próbowali dojść do ładu z plączącymi się skrzydłami, które co chwila łapały na
tej wysokości inny prąd, jedno skrzydło w prawo drugie w lewo, lewe oplątane wokół
ciała, prawe falujące na wietrze. Stwory były tak skupione na ustawieniu prawidłowow
w tej kotłowaninie własnych skrzydeł, by móc w końcu skończyć spadać i wzbić
się powietrze, że zapomnieli o sobie, przypominając sobie jedno o drugim, kiedy
zdeżyli się ze sobą, a ich skrzydła – zdające się teraz żyć własnym życiem –
już kopletnie się splątały ze sobą, do tego doszły łapy, głowy, ogony i koniec
końców wielka kula piór oraz futra uderzyła o taflę wody z ogromnym hukiem.
Fala wody wzbiła się w powietrze niczym potężna kolumna, po czym runęła w dół,
rozbijąjąc się o powierzchnię morza.
Dopiero
po kilku minuatch wyłoniły się z odmętów dwie kaszlące, zmokłe głowy. Spojrzeli
po sobie, po czym wybuchneli głośnym śmiechem.
Brego
jako pierwszy wyfrunął z wody. Szczerze nie spodziewał się takiego końca.
Trzeba było przyznać, że nieco wypadł z wprawy po latach – pomijając już fakt,
że on przez wiele lat jako przywódca wojska przyzwyczaił się do latania na
czele. Jednym ruchem łapy złapał Aspen podrzucając ją do góry, żeby i ta mogła
w końcu wyleźć z wody.
- To
nie był mądry pomysł, Skarbie. – zaśmiał się Brego.
- No
tak nie do końca. – zgodziła się otrzepując futro w powietrzu.
-
Ale nie zaszkodzi spróbować raz jeszcze, Skarbie, trenig mistrza czyni. –
pospieszył Arrow, podobała mu się ta zabawa i nie ukrywał, że był gotów
spróbować ponownie – To jak? Tylko inną strategię trzeba wymyślić, mało zgarni
jesteśmy. – stwierdził drapiąc się po ociekającej wodą brodzie.
Samiec
nawet nie otrzepał się po wyjściu z morza i wisząc w powietrzu z jego ciała
lały się strugi wody
Aspen? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)