-Lećmy równolegle.- Zaproponowałam.
-Przecież jesteśmy więksi, to się nie uda.-
Potrząsnął głową.
-Ale rozpiętość skrzydeł podobna i jeśli
będziemy kontrolować prędkość to się uda.- Uśmiechnęłam się i ustawiłam obok
basiora. Wzlecieliśmy nieco wyżej i zaczęliśmy od wolnego szybowania aby
sprawdzić jak się ma moja teoria do praktyki. Trzymaliśmy linię skrzydeł równo.
-Prawo.- Zakomenderowałam i oboje
przechyliliśmy się tak jakby końcówki piór były z soba zczepione.
-Góra.- Wznieśliśmy się delikatnie. Następnych
manewrów już nie musiałam zapowiadać. Dałam mu prowadzić a przewidywałam jego
najmniejszy ruch zanim zdążył zacząć go wprowadzać. Dzięki temu działaliśmy
równo i dokładnie. Wolne ruchy ułatwiały sprawę. Gdy lecieliśmy tuż nad wodą,
nie mogłam oprzeć się pokusie zamoczenia łapy. Powoli zaczęliśmy przyśpieszać,
wykonywać proste pętle i beczki. Ten rodzaj lotu był naprawdę zaskakujący,
jednak powoli zaczynał mnie nudzić.
-Berek!- Zaśmiałam się klepiąc końcówką ogona
Brego po głowie i gwałtownie przyśpieszyłam lotu.
Długo nie musiałam czekać, już po chwili
miałam go za plecami. Przed nami był gęsty las. Mój wzrok pozwalał mi na
wychwycenie najmniejszych szczegółów, nawet w ciemnościach. I choć
"berek" również nieźle sobie radził, to wśród ciemnej gęstwiny był
zmuszony do zwolnienia. Manewrowałam chwile między konarami po czym złożyłam
skrzydła i wślizgnęłam się w zarośla. Przyczaiłam się na gałęzi wyczekując
towarzysza i przymrużyłam oczy, które najmocniej świeciły w ciemnościach. Nie
musiałam długo czekać. Basior leciał wolno i rozglądał się, zapewne wyczuł mój
zapach i domyślał się, że zamiast lecieć dalej, ukryłam się. Brego zatrzymał
się i uważnie przyjrzał liściom w których siedziałam. Zbliżył się powoli. W
momencie gdy był już na niecały metr od mojej kryjówki otworzyłam szeroko oczy,
które rozbłysły niczym błękitne ogniki. I w tej samej chwili wystrzeliłam w
górę tuż przed pyskiem hybrydy. Efekt zaskoczenia zrobił swoje. Dał mi sekundę
przewagi.
Leciałam coraz wyżej i wyżej, coraz szybciej i
szybciej. Skrzydła i serce waliły w tym samym oszalałym tempie. Leciałam tak
wpatrując się w gwiazdy i cały boży świat dla mnie przestał istnieć.
Zapomniałam o zabawie i wysokości. Chciałam teraz tylko piąć się wyżej i
szybciej. A rozgwierzdrzone niebo ciągnęło mnie jak magnes, chciałam dolecieć
tam do gwiazd. Serce zaczęło zwalniać, skrzydła stawały się coraz cięższe,
oddech płytki a obraz rozmazany. Nie przestawałam jednak dalej lecieć. Pióra i
futro okryła mi gruba warstwa szronu i lodu. Czyżbym znalazła się na tak
wysokim pułapie? Zorientowałam się jednak za późno. Zesztywniałe skrzydła
odmówiły posłuszeństwa. Wiedziałam, że jeśli zaraz czegoś nie wykombinuję
spadnę. A upadek z tej wysokości nie skończył by się tylko na sińcach i
połamanych kościach. Brego za mną nie było. Zoriętował się w porę gdzie jest
granica rozsądku. Postarałam się obrucić twarzą w dół, by choć troche
kontrolować to jak spadam. Prędkość jaką nabrałam, sprawiła jedynie, że lód
objoł całe niamal moje ciało. Spadałam długo, choć szybko. Już wcześniej
dusiłam się z braku tlenu, teraz nie było lepiej, gdzyż pęd odbierał mi oddech.
Ziemia była coraz bliżej, a ja nie mogłam uwolnić skrzydeł. Zobaczyłam
nadlatującego Brego. Leciał wprost na mnie, nie był w stanie mnie złapać przy
takiej prędkości. Nagle dotarło do mnie.
-Wleć we mnie!- Krzyknęłam próbując
przekrzyczeć wiart. Teraz, albo nigdy, później nie zdąży. -ZDERZENIE!-
Zaryczałam. Basior złożył skrzydła i jego trasa lotu przecieła się z moją.
Udeżenie było bolesne, ale lód pękł. W ostatniej chwili rozpiełam skrzydła i
przy samej wodzie wzniosłam się w górę. Zawyłam tryjumfalnie i wykonałam kilka
beczek radości. Łapałam też łapczywie powietrze jakiego było mi tyle czasu
brak.
Wylądowałam kołując nad plażą, a zaraz obok
mnie Basior.
-Dzięki.- Wyszczękałam, zmarzłam i to
porządnie, ale co się dziwić. Spojrzałam na basiora i odsłoniłam wszystkie zęby
w szerokim uśmiechu, mrużąc oczy i przechylając głowę.
<Brego?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)