niedziela, 15 marca 2015

Od Aspen do Brego - Rodości Ciąg Dalszy

        Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Taka gra jak najbardziej mi odpowiadała, mogłabym w nią grać bez przerwy.
-Gra?! Tak, tak, tak, tak, tak!!!- Zawołałam okrążając wielkoluda tak blisko, że niemal zahaczałam o jego futro. 
Brego naprawdę pokazał na co go stać. Był niesamowity, ciężko będzie mi go zadziwić, jednak nie miałam zamiaru odpuszczać. Wzbiłam się nieco wyżej, następnie chwile szybowałam z rozciągniętymi skrzydłami, Napawałam się tą chwilą, ale nie to był czas. Przechyliłam się odpadając w prawo, płynnie przeszłam do zrobienia trzech ciasnych pętli. Tak ciasnych, że mogłam ugryźć się w ogon. Serie tę zakończyłam jedną dużą pętlą. W najwyższym punkcie zwróciłam się w dół i zaczęłam opadać korkociągiem, jednak to końcówka skrzydła była moim osią symetrii, przez co przypominałam bardziej opadający z wolna na wietrze liść. Złożyłam skrzydła i wykonałam szybkiego fikołka zmieniając znów kierunek lotu. Wszyscy wiedzą że to te sztuczki z wysoka najlepiej się prezentują. Załomotałam skrzydłami i popędziłam niczym błyskawica jak najwyżej. Wpatrywałam się w gwiazdy i uśmiechałam się szeroko. Wyciągnęłam łapę jakbym mogła ich dotknąć i zwolniłam lot. Chwilę unosiłam się po czym zaczęłam spadać. Teraz była tylko woda i obserwujący mnie kompan. Załopotałam skrzydłami kilkakrotnie by nabrać prędkości. Pikowałam w ciszy, gdy prędkość jaka nabrałam stała się wystarczająca zwinęłam się w kłębek, chwile kręciłam się niczym bączek, zaraz jednak zaczęłam spadać chaotycznie cały czas nabierając prędkości. Miotało mną na wszystkie strony, obracałam się wokół własnej osi, wirowałam i fikołkowałam. Kilka metrów nad taflą wody ustawiłam się gwałtownie głową w dół i w pełnym pędzie wbiłam się w morze. Spadałam tak szybko że dopiero gdy byłam już głęboko pod wodą wreszcie się zatrzymałam. Spojrzał w góre. Długo już się nie wynurzałam i zaczynało brakować mi powietrza. Zaczęłam płynąć ku powierzchni. Gdy przebiłam się na powierzchnie zawirowałam posyłając wokoło fontannę wody. Wygięłam się w łuk i zawisłam w powietrzu naprzeciw wielkoluda.
-Nie wiem jak mnie kiedyś zwano, ale As mi odpowiada.- Uśmiechnęłam się szeroko, a z czubka nosa skapnęła mi jeszcze kropla wody. Nabierałam oddech pełną piersią, nie z zmęczenia, a z radości. Z radości, że mogę tak miło spedzic czas, że mogę może nawet znaleźć przyjaciela, mimo bycia nikim.
-Gdzie się tego nauczyliście?- Zapytał. Zastrzygłam uszami i dopiero teraz do mnie dotarło że:
-Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami. -Robię tak naturalnie. Chyba nigdy się nie uczyłam, a przynajmniej tego nie pamiętam. Daje się po prostu ponieść.- Wyszczerzyłam się w niewinnym uśmieszku.
-Latałeś kiedyś synchronicznie?- Zmieniłam szybko temat. Skoro miałam tak uzdolnionego kompana, grzechem było by nie spróbować.


<Brego? default smiley :D>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)