Hakai
zaśmiał się cicho, patrząc jak nieudolnie Andromeda usiłuje wgrzebać się na
drzewo. Pokręcił głową i już miał usiąć oraz popatrzeć jak dziewczyna się męczy,
z nadzieją że w końcu jej przejdzie, kiedy do głowy wpadł mu inny pomysł.
Wziął
krótki rozbieg, odbił się od ziemi, następnie odepchnął delikatnie od pleców
wadery - która zdziwona jego czynem przestała się szamotać z drzewem - po czym
rozpędzony przebiegł dwa kroki piono w góre po pniu rośliny, a na zakończenie
skoczył na boczną gałąź, prosto na zdezoriętowanego gryzonia. Jednak zamiast go
zabić – czego nigdy by niezrobił wiewiórce – stanął oraz obnażył kły, warcząc
cicho. Rudzielec z przerażeniem pisnął, zawinął kitę i już go nie było.
Śmiejący
się pod nosem Alfa zbiegł w dół po pniu i stanął nos w nos ze swoją lubą.
- Uspokój
się. – rzekł cicho, ocierając swój policzek o jej – Nie ma co psuć sobie dnia
zwykłym gryzoniem.
-
Jestem mokra, jest mi zimno, nici ze
spaceru, przeziębię się i bedę chora. – warczała pod nosem, idąc do kupki
wyłowionych ryb, nie które z nich podrygiwały jeszcze trochę, duszac się z
braku wody.
-
Nie przejmuj się. – rzekł rozbawiony dochodząc do niej – Nawet jeżeli się
rozchorujesz, nie będzie ci ze mną źle. - wadera posłała mu lekki uśmiech, po
czym kucnęła, żeby móc się posilić. Samiec stanął nad nią, z jedną łapą
przełożoną przez jej ramię i położył się obok, by ją ogrzać – Zresztą,
dopilnuję byś była zdrowa i nie zmarzła.
Andromeda
podzięokowała mu i wtuliła się w jego futro. Zjedli razem śniadanie, z małą
pogawędką pomiędzy połykanymi kawałkami mięsa, po czym zastanawiali się co
dalej robić.
-
Możemy iść na spacer, przecież słońce ładnie świeci i patrz, jesteśmy prawie
susi. – stwierdził Hakai, za nic nie chcąc wracać do domu.
-
Tak, prawie susi. – mruknęła Andromeda - Prawie to my jesteśmy zamrożeni. –
mruknęła patrząc na posklejane i oszronione futro Hakai.
-
Ale nie moksi. – dodał z uśmiechem.
-
Dalej uważam, że powinnśmy wrócić. – upierała się na swoim.
Hakai
usiadł na miejscu. Zachowujac się znów niczym szczeniak.
-
Zdecyduj się, albo idzimy na spcer, albo zabieram cię nad aktywny wulkan, gdzie
jest ciepło i napewno się wysuszymy, innej opcji nie ma. – postawił swoje
warunki.
- Ale...
-
Nie ma ale, wybieraj jedno albo drugie, na nic innego się nie godzę. – przerwał
jej z uśmiechem, pewien już swojej wygranej...
Andromeda?
Trochę weny mi wróciło ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)