wtorek, 24 marca 2015

Od Blindwind do Raphael'a i Leonardo - Obiad tak Blisko!

        Wadera wpierw w ogóle nie wiedziała czym było małe stworzonko, którym rzuciła o ziemię, jednak ostry, gryzący zapach, który doleciał do jej nozdży spowodował, że aż ślinka napłynęła jej do ust, obliżała pyszczek,  robiąc wielkie oczy.
- Łap, łap ją, szybko! – szepnął za nią Renji do Raphael’a, jednak było już za późno.
- Zjedzmy go! – krzyknęła wadera obnażając kły i skacząc na biednego lisa, który tylko pisnął ze strachu uciekając na drzewo.
Drzazga zdołał jednak w powietrzu sięgnąć szczękami za skórę na jej boku, ściągając ją na ziemię.
- Nie, nie, nie, błagam! Od dwóch dni nic nie jadłam! NIC! – dziewczyna szamotała się pod naciskiem łap wilczura – Puszczaj, cholera jasna, Rex użądził  ci jeden sajgon, ja zaraz zrobię drugi!
- Może jednak gadający lis to nie najlepszy pomysł? – zasugerował Raph nie zbyt przejmując się jej pogróżkami.
- Gada, nie gada, co za różnica?  Smakuje tak samo. – warknęła pod nosem, poddając szamotaninę i stukając niecierpliwie pazurami o ziemię.
- Możesz już zejść z tego drzewa, kolego. – rzekł Renji, podlatując do gałęzi, na której krył się nowy przybysz.
- Oszalałeś? Gryzą, rzucają o ziemię, targają się na moje życie! Banda wariatów! – oburzył się rudzielec.
- Och, ironio. – zaśmiała się Wind.
- Blindwind ci nic nie zrobi, głodna jest, ale będzie się umiała powstrzymać. – zapewnił go Renji, nie wiadomo czemu kruk miał dużą sympatię dla rudych stworzeń, Wind za to uwielbiała je zjadać... Trochę kolizyjne, ale Wind obiecała krukowi, że postra się zprzestań jedzenia rudych stworzonek ( A tak naprawdę zżerała wszystko co rude za jego plecami).
Lis nie wydawał się przekonany.
- No weeeź... Ślepej się boisz? – wtrąciła Kruk mrugając „zalotnie”.
Po kilku persfazjach przybysz dał się namówić na zejście – choć długo to zajęło - i stanął w miarę blisko drzewa, nieufnie spogladając na białą wilczycę, która wodziła za jego osobą nieobecnym wzrokiem.
- Możesz mnie już puścić. – stwierdziła.
- Napewno? – w głosie czarnego basiora słychać było wątpliwość.
Wadera pokiwała gorliwie głową i szybko wyswobodziła się spod jego łap. Stanęła nieopodal niego, kręcąc się nerwowo, powstrzymując ze wszystkich sił, żeby nie rzucić się ponownie na lisa – nie wypadało tego zrobić przy Renji’m, przecież od paru lat myślał, że dziewczyna ma czystą kartotekę, przydałoby się by myślał tak dalej.
- Wszystko w porządku? – Renji zerknął na nią podnosząc jedną brew do góry.
- Tak, tak... Tylko...
- Tylko co? – spytał podejżliwie lis.
- Głodna jestem... A Ty tak ładnie, na swój sposób, pachniesz. – przyznała, a strużka śliny pociekła jej z kącika ust, kapiąc na ziemię.
Lis uważnie obserwował kleistą ciecz z dziwnym wyrazem pyska.
- Zamiast skupiać się na mnie, może lepiej zajmij się nim, wygląda gorzej niż ktoś zrzucony ze zbocza góry. – mruknął rudzielec.
Wadera zrobiła wielkie oczy.
- Na śmierć zapomniałam! Matko, Raph! – krzyknęła, łapiąc się za głowę, zapominając o lisie, zapominając o głodzie, skupiając się tylko i wyłącznie na basiorze – Nie ruszaj się, stój tu, ani mi się waż ruszyć, jasne? Dotrarło?
- Wind...
- Cicho, siedź tu, to rozkaz! – te słowa rzuciła już przez ramię, lecąc na oślep w kierunku lasu.
- WIND!
- Oj, przecież widziałam to drzewo!


Leo? Raph? Ty może lepiej dogadasz się z lisem, na Wind nie licz, póki czegoś nie zje, nie zpuszcaj Leo z oka xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)