Patrzyłam jeszcze chwilę z dołu na hybrydę,
zachowywał się dziwnie. Zaraz jednak zasnął. Szybko, jak szczenię. Choć
zmęczona, nie chciałam jeszcze spać. Postanowiłam że poczekam, to może spotkam
jeszcze kogoś. W końcu powinnam wszystkich poznać. Kręciłam się wiec wokoło
"chwasta" czekając na kogoś. Nikt jednak nie przyszedł. Tylko
pochrapujący Brego na grubej gałęzi. Obserwowałam liczne ślady, mogłam z nich
wyczytać zdarzenia ostatnich kilku dni przyzwyczajenia oraz mogłam częściowo
wyobrazić sobie wygląd pobratymców. Po dłuższym czasie takiego krążenia i
"poznawania" innych członków znudziłam się, ale wciąż nie chciało mi
się spać. Bezszelestnie by nie zbudzić śpiącego towarzysza wzleciałam na sam
czubek ogromnego drzewa. Z zapartym tchem oddawałam się podziwianiu gwiazd.
Dziś wzniosłam się najwyżej w całym swoim życiu i choć zabrało mi dech, i omal
nie zginęłam, nawet odrobinę nie zbliżyłam się do swoich marzeń. Nie zauważyłam
nawet kiedy zasnęłam.
Obudziłam się z głośnym krzykiem, zlana potem,
oddychałam szybko i spazmatycznie. Znów koszmary. Było jeszcze ciemno, więc
położyłam głowę na łapach i zamknęłam oczy. Ponownie zasypiałam gdy doszło do
mnie, że wiem jaki miałam sen. Od kiedy się ocknęłam bez pamięci, prócz
przeszłości, nie pamiętałam ani jednego snu. Gdy tylko się budziłam już nic nie
pamiętałam. Dlatego też aż podskoczyłam ze zdziwienia. Przymknęłam powieki
przywołując obrazy ze snu.
Duży czarny cień nachylił się do mnie. Nie
widziałam rysów, ani nie rozpoznawałam kształtów. Nie wiem nawet czym było owo
stworzenie. Obraz był rozmazany. Mówił coś, ale nie rozumiałam co. Chciałam się
ruszyć, ale nie mogłam, byłam słaba i obolała. Cień nachylił się jeszcze
bliżej. Lodowaty deszcz smagał jak z bata.
-Do zobaczenia...- Szepnął mi do ucha. Głos
miał zimny i oślizgły. Był tak blisko, że czułam jego oddech na skórze. -Moja
mała wojowniczko...- Powiedział głośniej prostując się i odchodząc. Szarpnęłam
się wściekle i zaryczałam. To jednak nic nie dało. Osunęłam się w ciemność...
W momencie kiedy znów uchyliłam powieki, było
jasno. Ale słońce jeszcze się nie pojawiło, jedynie zabarwiało łuną światła
niebo. Przebiłam się głową przez warstwę listowia. Na poszczególnych gałęziach
leżeli członkowie watahy. Nie chcąc nikogo budzić sfrunęłam na ziemię. Nie
odchodziłam daleko, wyszłam tylko zapolować na małe śniadanko. Które zapewniły
mi dwa tłuściutkie króliki. Idealne na małe śniadanko. Chwile jeszcze leżałam
na trawie obserwując wyłaniające się zza horyzontu słońce. Nie trwało to jednak
długo. Szybko znudziło mnie takie nic nierobienie więc wróciłam pod tamto
drzewo, w nadziei, że ktoś już nie śpi.
<Brego? Chyba że kto inny chce default
smiley :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)