niedziela, 22 marca 2015

Od Aspen do Brego - "Pierwszy" Sen

        Patrzyłam jeszcze chwilę z dołu na hybrydę, zachowywał się dziwnie. Zaraz jednak zasnął. Szybko, jak szczenię. Choć zmęczona, nie chciałam jeszcze spać. Postanowiłam że poczekam, to może spotkam jeszcze kogoś. W końcu powinnam wszystkich poznać. Kręciłam się wiec wokoło "chwasta" czekając na kogoś. Nikt jednak nie przyszedł. Tylko pochrapujący Brego na grubej gałęzi. Obserwowałam liczne ślady, mogłam z nich wyczytać zdarzenia ostatnich kilku dni przyzwyczajenia oraz mogłam częściowo wyobrazić sobie wygląd pobratymców. Po dłuższym czasie takiego krążenia i "poznawania" innych członków znudziłam się, ale wciąż nie chciało mi się spać. Bezszelestnie by nie zbudzić śpiącego towarzysza wzleciałam na sam czubek ogromnego drzewa. Z zapartym tchem oddawałam się podziwianiu gwiazd. Dziś wzniosłam się najwyżej w całym swoim życiu i choć zabrało mi dech, i omal nie zginęłam, nawet odrobinę nie zbliżyłam się do swoich marzeń. Nie zauważyłam nawet kiedy zasnęłam.
Obudziłam się z głośnym krzykiem, zlana potem, oddychałam szybko i spazmatycznie. Znów koszmary. Było jeszcze ciemno, więc położyłam głowę na łapach i zamknęłam oczy. Ponownie zasypiałam gdy doszło do mnie, że wiem jaki miałam sen. Od kiedy się ocknęłam bez pamięci, prócz przeszłości, nie pamiętałam ani jednego snu. Gdy tylko się budziłam już nic nie pamiętałam. Dlatego też aż podskoczyłam ze zdziwienia. Przymknęłam powieki przywołując obrazy ze snu.
Duży czarny cień nachylił się do mnie. Nie widziałam rysów, ani nie rozpoznawałam kształtów. Nie wiem nawet czym było owo stworzenie. Obraz był rozmazany. Mówił coś, ale nie rozumiałam co. Chciałam się ruszyć, ale nie mogłam, byłam słaba i obolała. Cień nachylił się jeszcze bliżej. Lodowaty deszcz smagał jak z bata.
-Do zobaczenia...- Szepnął mi do ucha. Głos miał zimny i oślizgły. Był tak blisko, że czułam jego oddech na skórze. -Moja mała wojowniczko...- Powiedział głośniej prostując się i odchodząc. Szarpnęłam się wściekle i zaryczałam. To jednak nic nie dało. Osunęłam się w ciemność...
W momencie kiedy znów uchyliłam powieki, było jasno. Ale słońce jeszcze się nie pojawiło, jedynie zabarwiało łuną światła niebo. Przebiłam się głową przez warstwę listowia. Na poszczególnych gałęziach leżeli członkowie watahy. Nie chcąc nikogo budzić sfrunęłam na ziemię. Nie odchodziłam daleko, wyszłam tylko zapolować na małe śniadanko. Które zapewniły mi dwa tłuściutkie króliki. Idealne na małe śniadanko. Chwile jeszcze leżałam na trawie obserwując wyłaniające się zza horyzontu słońce. Nie trwało to jednak długo. Szybko znudziło mnie takie nic nierobienie więc wróciłam pod tamto drzewo, w nadziei, że ktoś już nie śpi.


<Brego? Chyba że kto inny chce default smiley :)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)