poniedziałek, 2 marca 2015

Od Blindwind do Rapael'a i Jenny - Stary, Dobry (Morderczy) Przyjaciel...

        - Blind, dokąd Ty biegniesz? – usłyszała koło ucha głos Renji’ego, który leciał równo z nią.
- Próbuję coś wykombinować zanim Hakai złamie mi kark. – rzekła przeskakując dwa pniaki, jeden po drugim nie robiąc przy tym prawie w ogóle hałasu, moment później usłyszała ciche dudnięcia, które oznaczały oraz potwierdzały, że Raph również pokonał przeszkody, nadążając za nią.
- No tak, ale dokąd? – próbował się dowiedzieć, lecz bezskuteczne, wadera puściła mu oczko oraz uśmiechnęła się, po czym przyspieszyła jedynie biegu.

******

Wind zatrzymała się z poślizgiem przed granicą watahy oddychając szybko oraz z sercem bijącym tak szybko, że miała wrażenie że zaraz wyskoczy jej z klatki piersiowej i pobiegnie w świat. Czuła lekkie zmęczenie w nogach, gdyż trzęsły się one delikatnie. Cieszyła się jednak. Czuła się orzeźwiona oraz gotowa do działania, kochała ten dreszczyk ekscytacji, który płynął jej w żyłach podczas biegu, a nierówny teren po drodze czynił przebierzkę jeszcze zabawniejszą. Znacie może to uczucie spadania z zamkniętymi oczyma? Tak, tak właśnie czuła się wadera po szybkim biegu ze stromej góry, uwielbiała to uczucie!
Musiała chwilę poczekać na towarzysza, gdyż ten nie wyrabiał swym potężnym cielskiem między ciasnymi zakrętami oraz gęstymi zaroślami, które porastały granice watahy. Sama wyzbyła się z futra gałązek oraz liści i uklepała sobie futro tam gdzie zdołało się szczochrać.
- W końcu! – powiedziała wesoło – Już myślałam, że się po drodze zgubiłeś. – spojrzała tam skąd słyszała ciężkie kroki oraz szybki oddech samca, który widocznie był sprinterem na długie dystance...
Przynajmniej nie na aż tak długie, gdyż w zaledwie jedno popołudnie dotarli do granicy watahy, a to był nielada wyczyn, Kruk wręcz zdziwiła się, że nie musiała z nim robić żadnych przystanków po drodze i że dotarł aż tutaj... I jeszcze miał siłę stać... Miała nowego towarzysza do biegania! Jak fajnie! Raph napewno się ucieszy, jeżeli zaprosi go któregoś dnia na mały wyścig...
- Bardziej pokręconej drogi nie było? – warknął pod nosem próbnując złapać oddech, przy czym wyrwał dziewczynę z jej radosnych rozmyślań o przyszłych wyścigach.
Samiec klapnął na tyłek obok samicy.
- Wybacz, spieszyło mi się, a jest to najkrótsza droga. – uśmiechnęła się niewinnie – Ale dałeś radę! – stwierdziła dając mu kuksańca pięścią prosto w bark, czego zapewne nawet nie poczuł.
- Lepiej trochę się ogarnij, bo wyglądasz jakbyś skosił po drodze parę drzew. Sto nieszczęść lepiej wygląda. – rzekł Renji lądując obok niego, a na jego słowa Blind zachichotała.
- Śmieszne. – mruknął i otrzepał swe wielkie cielsko opsypując resztę gałązkami, mchem, korą, ziemią i najróżniejszymi śmieciami, które się doń przykleiły kiedy to obijał się po lesie nie wyrabiając zakrętów i nie mieszcząc się między krzakami – Po co ja ci w ogóle jestem? – zapytał się wydrapując sobie parę rzepów, które przykleiły mu się za uchem.
- Hehe, bo wiesz, wychodzimy poza tereny watahy do mojego starego, dobrego przyjaciela. – zaczęła – Tyle,  że... Nie należy on do watahy i nie obowiązują go żadne zasady... I dość szybko się wkurza... I swego czasu służył w wojsku... – zaczęła wymieniać, a Raph spojrzał na nią zakłopotany z krzywą miną.
- Trochę mnie zgubiłaś, do czego zmierzasz? – przerwał jej wymieniankę potrząsając głową.
- No bo chodzi o to, że on nie panuje nad złością, a dość szybko się wkurza i wrazie jakby stracił panowanie nad nerwami... To... Mam nadzieję, że dobry z ciebie wojownik, bo Rex to wojskowy weteran. – uśmiechnęła się przyjacielsko i poklepała go po ramieniu, po czym wstała oraz przeszła przez garnicę, zmierzając w cienie nieznanego lasu – Raz się przy mnie wkurzył... Kurde, koleś! Kilkoma ciosami ściął trzy drzewa! – rzuciła przez ramię – A Renji’emu wyrwał wszystkie pióra z ogona, bidulek nie mógł latać przez następne kilka miesięcy.
Raphael spojrzał za nią wielkimi oczyma i z niedowierzaniem wymalowanym na pysku, a kruk wzdrygnął się na wspominkę ostatniej wizyty u „starego, dobrego przyjaciela”. Drzazga zerknął na niego.
- Serio, mam nadzieję, że dobrze walczysz. – stwierdził ptak – Dla zdrowia naszego i swojego własnego. Rex nie lubi obcych samców na swoim terenie. – ostrzegł – A, i nie przyglądaj mu się zbytnio.
- Zaraz... Czemu?
- Sam zobaczysz. – uśmiechnął się i zerwał do lotu za przjaciółką – Jeżeli ci życie miłe to nie reaguj na prowokacje, bo napewno nie wyjdziesz stąd bez blizny... O ile w ogóle wyjdziesz – rzucił przez ramię.
- Kurde, skąd ona ma takie znajomości... – mruknął pod nosem i ruszył za resztą w ponury las.
Był on ciemny i nieprzyjemny, gdyż promienie późno-popołudniowego słońca nie miały jak przedrzeć się przez gęste splątane gałęzie drzew, krzewów oraz najróżniejszych dzikich roślin, które żyły w tym zakątku.

******

- To powinno być tu. – stwierdziła i usiadła na środku małej polanki.
- Jesteś pewna? – zapytał czerwonoki lądując obnok niej.
- Zaciągnij się, a sam się przekonasz, nie trzeba wilczego nosa, aby wywąchać ten smród. – rzekła, po czym pokręciła nosem.
W powietrzu unosił się zapach zaschniętej krwi, resztek mięsa oraz zapachy różnych wilków, które stoczyły w tym miejscu zażartą walkę z weteranem i już nigdy nie wydostały się z tej polanki żywe. Wilczyca wzdrygnęła się. Cieszyła się, że jest niewidmoa, nie chciała nawet sobie wyobrażać jak wygląda to śmiercionośne pobojowisko.
- I co teraz? – zapytał Raph, stając obok.
- Czekamy. – stwierdziły – Jakbyś wszedł głębiej w jego tereny skończyłbyś jako skwarek. – stwierdziła – Teraz tylko czekamy aż tu przyjdzie.
- A skąd niby wie, że tu jesteśmy?
- Pewnie wiedział już o naszym istnieniu zanim postawiliśmy pierwszy krok poza granicą. – wzruszyła ramionami – Usiądź, poczekaj, wsłuchaj się w dźwięki lasu... Napewno go usłyszysz zanim go zobaczysz.
Tak więc i zrobił. Tyle, że nie było żadnych dźwięków, w które samiec mógł się wsłuchać. Las był cichy i pusty, jakby każda żywa istota zapadła się pod ziemię... Cisza ta była nieprzyjemna, posyłała ciarki wzdłuż pleców tych, którzy mieli słabsze nerwy, a bezbronnym zamieniała nogi w galaretki. Przykładem był Renji, któremu łapki trzęsły się, a dziób szczękał niczym z zimna.
Nie musieli długo czekać. Po kilku chwilach w głębi lasu usłyszeli wolne, ciężkie kroki oraz głośny, chrapliwy oddech. Na te dźwięki wszyscy zesztywnieli na miejscach, nawet Blindwind - która wiedziała, że nie ma zbytniego zagrożenia - słysząc nadchodzacego wilka miała w głębi serca pewne wątpliwości. Mimo wszystko jednak na twarzy trzymała lekki przyjazny uśmieszek, żeby uspokoić nieco towarzyszy. Renji wkleił się między jej nogi i tam skulił się trzęsąc ze strachu – na niego przyjaźń uśmieszka niestety nie działa. Raph wstał na cztery równe nogi, z sierścią na karku podniesioną oraz ze spiętymi mięśniami, jakby gotów do skoku lub przyjęcia ataku.
Ciężkie kroki oraz chrapliwy oddech nasilały się z każdą chwilą. Do tego doszły po chwili odgłosy łamanych gałęzi oraz szelestu liści, aż w końcu na małą polankę wyłonił się spośród zarośli potężny wilczur, rozmiarami podobny do mniejszego niedźwiedzia. Wszyscy wsztrzymali oddechy. Wind przesunęła się lekko w miejscu, gdyż fala wrogości oraz nieufności uderzyła ją z taką siłą, że poczuła się nagle w niebezpieczeństwie.
- Rex! – rzekła słabym głosem – Miło cię widzieć! Hehe...
Poprzednie wrogie emocje zelżały nieco, kiedy samiec rozpoznał małą waderkę, która odetchnęła z ulgą, czując symaptię.
- Witaj. – jego niski zachrypnięty głos rozbrzmiał pośród ciszy niczym trzask pioruna – Jak się miewasz, Renji? – uśmiechnął się do niego, ukazując długie kły i rzędy lśniących siekaczy. W odpowiedzi ptak skrzeknął słabo i... Zemdlał. Widząc jego reakcję Rex zaśmiał się, po czym jego twarz stwardniała, gdy dostrzegł Raphael’a - Kim jest twój... Kolega? – mimowolnie między sylabami z jego gardzieli wyrwał się wrogi warkot.
- To jest Raph. – powiedziała stając między nim a Drzazgą, słysząc jak ogromny biały basior zbliża się powoli do niego – Drzazga na niego niektórzy mówią.
- Drzazga... – powtórzył w zamyśleniu mierząc go lewym okiem. Drugie było mlecznie białe i lekko zaczerwienione po bokach, a ozdobione było grubą, blizną odsłaniającą czarną skórę spod białego futra wokół całego oka oraz na policzku, a ciągnęła się aż do nasady lewego ucha, gdzie znajdowały się jescze dwie równoległe, mniejsze blizny. Basior uśmiechnął się sam do siebie – Blizna. – przedstawił się z prawie niewidocznym skinięciem głowy, uśmieszkiem na twarzy oraz przeciągając samogłoski.
Zaczął okrążać basiora swoją prawą stroną zwróconą do niego, by samiec mógł obejrzeć jego ciało w całej okazałości i pojąć sens jego przezwiska. Była to też w pewnym sensie lekka prowokacja.
 U boku Raphka Blindwind oddychała szybko i modliła się w duchu, żeby nie skończyło się to jedną wielką bijatyką. Dopiero teraz dotarło do niej, że ta decyzja była lekko nieprzemyślana... Ale konieczna.


Raph? Przeczytaj komentarz ;)

1 komentarz:

  1. Pisałabym dalej, gdyby nie to, że opowiadanie wyszłoby zbyt długie, a chciałabym poznać wrażenie jakie Rex wywarł na Raphk x3
    Po drugie... Chwaliłaś się swoimi opisami walki, mam może nadzieję, na jedną? Blizny nie trzeba długo prowokować, a stworzyłam Ci idealne warunki xD
    Ale nie wiem jakby to stracie się skończyło, bo Rex ma 20 punktów walki, służył w wojsku, a Twój wilk ma 22 punkty walki, fajną taktykę... Ta... Skończyłoby się to zapewne śmiercią któregoś z nich, więc może lepiej nie ...^^”
    A po drugie muszę Was potrzymać trochę w napięciu... I coś jeszcze wymyśleć, bo nie mam bladego pojęcia jak Rex miałby im pomóc, chciałam jakoś napędzić Twoją wenę i zobaczyć jakie to masz opisy różnych rzeczy ;)
    I tak, jakbyś się pytała to TEN Rex, więc wygląd i opis masz już podany i gotowy w skrzynce pocztowej, tyle że ten Rex nie ma zdolności paraliżowania wzrokeim.

    OdpowiedzUsuń

Podziel się z nami Swoją opinią :)