-
Blind, dokąd Ty biegniesz? – usłyszała koło ucha głos Renji’ego, który leciał
równo z nią.
-
Próbuję coś wykombinować zanim Hakai złamie mi kark. – rzekła przeskakując dwa
pniaki, jeden po drugim nie robiąc przy tym prawie w ogóle hałasu, moment
później usłyszała ciche dudnięcia, które oznaczały oraz potwierdzały, że Raph
również pokonał przeszkody, nadążając za nią.
- No
tak, ale dokąd? – próbował się dowiedzieć, lecz bezskuteczne, wadera puściła mu
oczko oraz uśmiechnęła się, po czym przyspieszyła jedynie biegu.
******
Wind
zatrzymała się z poślizgiem przed granicą watahy oddychając szybko oraz z
sercem bijącym tak szybko, że miała wrażenie że zaraz wyskoczy jej z klatki
piersiowej i pobiegnie w świat. Czuła lekkie zmęczenie w nogach, gdyż trzęsły
się one delikatnie. Cieszyła się jednak. Czuła się orzeźwiona oraz gotowa do
działania, kochała ten dreszczyk ekscytacji, który płynął jej w żyłach podczas
biegu, a nierówny teren po drodze czynił przebierzkę jeszcze zabawniejszą.
Znacie może to uczucie spadania z zamkniętymi oczyma? Tak, tak właśnie czuła
się wadera po szybkim biegu ze stromej góry, uwielbiała to uczucie!
Musiała
chwilę poczekać na towarzysza, gdyż ten nie wyrabiał swym potężnym cielskiem
między ciasnymi zakrętami oraz gęstymi zaroślami, które porastały granice
watahy. Sama wyzbyła się z futra gałązek oraz liści i uklepała sobie futro tam
gdzie zdołało się szczochrać.
- W
końcu! – powiedziała wesoło – Już myślałam, że się po drodze zgubiłeś. –
spojrzała tam skąd słyszała ciężkie kroki oraz szybki oddech samca, który
widocznie był sprinterem na długie dystance...
Przynajmniej
nie na aż tak długie, gdyż w zaledwie jedno popołudnie dotarli do granicy
watahy, a to był nielada wyczyn, Kruk wręcz zdziwiła się, że nie musiała z nim
robić żadnych przystanków po drodze i że dotarł aż tutaj... I jeszcze miał siłę
stać... Miała nowego towarzysza do biegania! Jak fajnie! Raph napewno się
ucieszy, jeżeli zaprosi go któregoś dnia na mały wyścig...
-
Bardziej pokręconej drogi nie było? – warknął pod nosem próbnując złapać oddech,
przy czym wyrwał dziewczynę z jej radosnych rozmyślań o przyszłych wyścigach.
Samiec
klapnął na tyłek obok samicy.
-
Wybacz, spieszyło mi się, a jest to najkrótsza droga. – uśmiechnęła się
niewinnie – Ale dałeś radę! – stwierdziła dając mu kuksańca pięścią prosto w
bark, czego zapewne nawet nie poczuł.
-
Lepiej trochę się ogarnij, bo wyglądasz jakbyś skosił po drodze parę drzew. Sto
nieszczęść lepiej wygląda. – rzekł Renji lądując obok niego, a na jego słowa
Blind zachichotała.
-
Śmieszne. – mruknął i otrzepał swe wielkie cielsko opsypując resztę gałązkami,
mchem, korą, ziemią i najróżniejszymi śmieciami, które się doń przykleiły kiedy
to obijał się po lesie nie wyrabiając zakrętów i nie mieszcząc się między
krzakami – Po co ja ci w ogóle jestem? – zapytał się wydrapując sobie parę
rzepów, które przykleiły mu się za uchem.
-
Hehe, bo wiesz, wychodzimy poza tereny watahy do mojego starego, dobrego przyjaciela.
– zaczęła – Tyle, że... Nie należy on do
watahy i nie obowiązują go żadne zasady... I dość szybko się wkurza... I swego
czasu służył w wojsku... – zaczęła wymieniać, a Raph spojrzał na nią
zakłopotany z krzywą miną.
-
Trochę mnie zgubiłaś, do czego zmierzasz? – przerwał jej wymieniankę
potrząsając głową.
- No
bo chodzi o to, że on nie panuje nad złością, a dość szybko się wkurza i wrazie
jakby stracił panowanie nad nerwami... To... Mam nadzieję, że dobry z ciebie
wojownik, bo Rex to wojskowy weteran. – uśmiechnęła się przyjacielsko i
poklepała go po ramieniu, po czym wstała oraz przeszła przez garnicę,
zmierzając w cienie nieznanego lasu – Raz się przy mnie wkurzył... Kurde,
koleś! Kilkoma ciosami ściął trzy drzewa! – rzuciła przez ramię – A Renji’emu
wyrwał wszystkie pióra z ogona, bidulek nie mógł latać przez następne kilka
miesięcy.
Raphael
spojrzał za nią wielkimi oczyma i z niedowierzaniem wymalowanym na pysku, a
kruk wzdrygnął się na wspominkę ostatniej wizyty u „starego, dobrego
przyjaciela”. Drzazga zerknął na niego.
-
Serio, mam nadzieję, że dobrze walczysz. – stwierdził ptak – Dla zdrowia naszego
i swojego własnego. Rex nie lubi obcych samców na swoim terenie. – ostrzegł –
A, i nie przyglądaj mu się zbytnio.
-
Zaraz... Czemu?
-
Sam zobaczysz. – uśmiechnął się i zerwał do lotu za przjaciółką – Jeżeli ci
życie miłe to nie reaguj na prowokacje, bo napewno nie wyjdziesz stąd bez
blizny... O ile w ogóle wyjdziesz – rzucił przez ramię.
-
Kurde, skąd ona ma takie znajomości... – mruknął pod nosem i ruszył za resztą w
ponury las.
Był
on ciemny i nieprzyjemny, gdyż promienie późno-popołudniowego słońca nie miały
jak przedrzeć się przez gęste splątane gałęzie drzew, krzewów oraz
najróżniejszych dzikich roślin, które żyły w tym zakątku.
******
- To
powinno być tu. – stwierdziła i usiadła na środku małej polanki.
- Jesteś
pewna? – zapytał czerwonoki lądując obnok niej.
-
Zaciągnij się, a sam się przekonasz, nie trzeba wilczego nosa, aby wywąchać ten
smród. – rzekła, po czym pokręciła nosem.
W
powietrzu unosił się zapach zaschniętej krwi, resztek mięsa oraz zapachy
różnych wilków, które stoczyły w tym miejscu zażartą walkę z weteranem i już
nigdy nie wydostały się z tej polanki żywe. Wilczyca wzdrygnęła się. Cieszyła
się, że jest niewidmoa, nie chciała nawet sobie wyobrażać jak wygląda to śmiercionośne
pobojowisko.
- I
co teraz? – zapytał Raph, stając obok.
-
Czekamy. – stwierdziły – Jakbyś wszedł głębiej w jego tereny skończyłbyś jako
skwarek. – stwierdziła – Teraz tylko czekamy aż tu przyjdzie.
- A
skąd niby wie, że tu jesteśmy?
-
Pewnie wiedział już o naszym istnieniu zanim postawiliśmy pierwszy krok poza
granicą. – wzruszyła ramionami – Usiądź, poczekaj, wsłuchaj się w dźwięki lasu...
Napewno go usłyszysz zanim go zobaczysz.
Tak
więc i zrobił. Tyle, że nie było żadnych dźwięków, w które samiec mógł się
wsłuchać. Las był cichy i pusty, jakby każda żywa istota zapadła się pod
ziemię... Cisza ta była nieprzyjemna, posyłała ciarki wzdłuż pleców tych,
którzy mieli słabsze nerwy, a bezbronnym zamieniała nogi w galaretki.
Przykładem był Renji, któremu łapki trzęsły się, a dziób szczękał niczym z
zimna.
Nie
musieli długo czekać. Po kilku chwilach w głębi lasu usłyszeli wolne, ciężkie
kroki oraz głośny, chrapliwy oddech. Na te dźwięki wszyscy zesztywnieli na
miejscach, nawet Blindwind - która wiedziała, że nie ma zbytniego zagrożenia -
słysząc nadchodzacego wilka miała w głębi serca pewne wątpliwości. Mimo wszystko
jednak na twarzy trzymała lekki przyjazny uśmieszek, żeby uspokoić nieco
towarzyszy. Renji wkleił się między jej nogi i tam skulił się trzęsąc ze
strachu – na niego przyjaźń uśmieszka niestety nie działa. Raph wstał na cztery
równe nogi, z sierścią na karku podniesioną oraz ze spiętymi mięśniami, jakby
gotów do skoku lub przyjęcia ataku.
Ciężkie
kroki oraz chrapliwy oddech nasilały się z każdą chwilą. Do tego doszły po
chwili odgłosy łamanych gałęzi oraz szelestu liści, aż w końcu na małą polankę
wyłonił się spośród zarośli potężny wilczur, rozmiarami podobny do mniejszego
niedźwiedzia. Wszyscy wsztrzymali oddechy. Wind przesunęła się lekko w miejscu,
gdyż fala wrogości oraz nieufności uderzyła ją z taką siłą, że poczuła się
nagle w niebezpieczeństwie.
-
Rex! – rzekła słabym głosem – Miło cię widzieć! Hehe...
Poprzednie
wrogie emocje zelżały nieco, kiedy samiec rozpoznał małą waderkę, która
odetchnęła z ulgą, czując symaptię.
-
Witaj. – jego niski zachrypnięty głos rozbrzmiał pośród ciszy niczym trzask
pioruna – Jak się miewasz, Renji? – uśmiechnął się do niego, ukazując długie
kły i rzędy lśniących siekaczy. W odpowiedzi ptak skrzeknął słabo i... Zemdlał.
Widząc jego reakcję Rex zaśmiał się, po czym jego twarz stwardniała, gdy
dostrzegł Raphael’a - Kim jest twój... Kolega? – mimowolnie między sylabami z
jego gardzieli wyrwał się wrogi warkot.
- To
jest Raph. – powiedziała stając między nim a Drzazgą, słysząc jak ogromny biały
basior zbliża się powoli do niego – Drzazga na niego niektórzy mówią.
-
Drzazga... – powtórzył w zamyśleniu mierząc go lewym okiem. Drugie było
mlecznie białe i lekko zaczerwienione po bokach, a ozdobione było grubą, blizną
odsłaniającą czarną skórę spod białego futra wokół całego oka oraz na policzku,
a ciągnęła się aż do nasady lewego ucha, gdzie znajdowały się jescze dwie
równoległe, mniejsze blizny. Basior uśmiechnął się sam do siebie – Blizna. –
przedstawił się z prawie niewidocznym skinięciem głowy, uśmieszkiem na twarzy
oraz przeciągając samogłoski.
Zaczął
okrążać basiora swoją prawą stroną zwróconą do niego, by samiec mógł obejrzeć jego
ciało w całej okazałości i pojąć sens jego przezwiska. Była to też w pewnym
sensie lekka prowokacja.
U boku Raphka Blindwind oddychała szybko i modliła
się w duchu, żeby nie skończyło się to jedną wielką bijatyką. Dopiero teraz
dotarło do niej, że ta decyzja była lekko nieprzemyślana... Ale konieczna.
Raph?
Przeczytaj komentarz ;)
Pisałabym dalej, gdyby nie to, że opowiadanie wyszłoby zbyt długie, a chciałabym poznać wrażenie jakie Rex wywarł na Raphk x3
OdpowiedzUsuńPo drugie... Chwaliłaś się swoimi opisami walki, mam może nadzieję, na jedną? Blizny nie trzeba długo prowokować, a stworzyłam Ci idealne warunki xD
Ale nie wiem jakby to stracie się skończyło, bo Rex ma 20 punktów walki, służył w wojsku, a Twój wilk ma 22 punkty walki, fajną taktykę... Ta... Skończyłoby się to zapewne śmiercią któregoś z nich, więc może lepiej nie ...^^”
A po drugie muszę Was potrzymać trochę w napięciu... I coś jeszcze wymyśleć, bo nie mam bladego pojęcia jak Rex miałby im pomóc, chciałam jakoś napędzić Twoją wenę i zobaczyć jakie to masz opisy różnych rzeczy ;)
I tak, jakbyś się pytała to TEN Rex, więc wygląd i opis masz już podany i gotowy w skrzynce pocztowej, tyle że ten Rex nie ma zdolności paraliżowania wzrokeim.