czwartek, 26 marca 2015

Od Hakai - Święta Niedługo (Konkurs x3)

        Hakai leżał przewieszony plecami przez jedną z gałęzi Chwasta, dyndając sobie głową w dół. Andromeda obiecała Zafiro, że spędzi z nim dzień, co ułatwiało mu trochę sprawę – święta za progiem, a on miał puste łapy!
Po godzinie takiego dyndania jednak złapał się za głowę.
- Szlag, to bez sensu! – jęknął pod nosem wyginając się w najróżniejsze pozy, by wstać z niewygodnej pozycji (nawet nie pytajcie czemu postanowił się tak położyć) – Andromeda, Wind, Zafiro, Alva, Aspen, Raph, Brego, Dżej, Leo, za dużo ich...
Po żmudnych wysiłkach samiec w końcu zwlókł się z gałęzi oraz zsunął po pniu. Podreptał do swojej małej jaskini, z nadzieją że tam może znajdzie jakiś pomysł na coś. Zanim jednak tam dotarł zamarł w pół kroku. Do głowy wpadł mu genialny pomysł na prezent. Co dziwne  – dla Zafiro.
Wystrzelił z miejscu wprost do lasu w poszukiwaniu przyborów. Potrzebował deskę, dużą deskę. Przekopał pół lasu, znajdując i odrzucając kawałki drewna. Ta za duża, a za mała, ta zgniła, ta spruchniała... Ale znalazł! Musiał zwiedzić kilka wysp – na których go dawno nie było, dotarł nawet na miejsce, gdzie kiedyś uratował Zafiro życie. Łapy go bolały oraz zgubił się kilka razy, ale zdobył przynajmniej to czego szukał. Wybrał się kolejnie do ponóża góry, by znaleźć coś w rodzaju dłuta. Szybko zgarnął kilka odłamków i zaszył się w najdzikszych częściach terenów, by nikt go nie znalazł, przystępując do pracy.
Starannie, kawałek po kawałku dłubał w drewnie ryjąc podobizny dwóch wilków. Jak zapewne się domyśliliście były to twarze Zafiro i Andromedy z figlarskimi uśmiechami na twarzach. Nad podobizną ukochanej skupił się najbardziej, by oddać jak najlepiej jej piękno oraz kształt oczu. Nad Zafiro również się starał, ale mimo wszystko uśmiechnięty brat Andromedy dziwnie wyglądał.
Noc zdążyła zapaść, kiedy to wilczur odsunął się od deski, bacznym okiem przyjgladając się obrazowi. Przechylił łeb na bok, wprowadził kilka poprawek, a zadowolony ze swojej pracy odłożył narzędzia. Pysk oraz łapy miał już kompletnie zdrętwiałe, a dookoła niego leżały najróżniejsze połamane, zdarte, zużyte odłamki skał. Poduszki jego łap były trochę pokaleczone ich ostrymi krawędziami, jednak samiec nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Zapakował prezent w prowizoryczne owiniątko i mknąc nocnymi cieniami zaczął tropić kuzynkę.

********

- Blindwind! – szepnął głośniej, zauważając człapiącą ospale waderę.
Na dźwięk jego głosu podniosła głowę zaciekawiona.
- Co tam? – zapytała ziewając.
- Mam prośbę. – rzekł jej koło ucha.
- Jaką?
- Weź to do Rex’a i powiedz mu, żeby delikatnie przypalił szlaczki, które wyrzeźbiłem. – polecił jej, sam by poszedł, gdyby nie fakt, że była duża szansa wrócenia w kilku kawałkach.
- A co to? – ospałość opuściła dziewczynę, która usiadła, wzięła w łapki przedmiot i zaczęła go obracać.
- Prezent, Wind, to pilne, niech nikt cię nie zobaczy.
- T’jest! Renji, trzymaj! – rzuciła mu deskę i razem popędzili w kierunku granicy.

********

Resztę nocy samiec spędził na grzebaniu w jaskini. Przewrócił stare rzeczy Lilly oraz swoje rupiecie, robiąc istny burdel na podłodze jaskini.
Wśród rzeczy siostry znalazł stare zapiski z krainy, którą kiedyś razem zwiedzili po opuszczeniu domu. Nie były to ich zapiski. Zaintrygowała ich wtedy bibiloteka, ponoć tak dobrze strzeżona, że nikt nie zdołał z niej wykraść żadnej księgi... Rodzeństwo zwinęło im spod nosa zapiski oraz cztery tomy. Hakai postanowił wręczyć Alvie jedną z tych rzeczy (a resztę zostawić sobie na następne święta). Wśród swoich znalezisk odkrył kilka blaszanych oraz stalowych śmieci o najróżniejszych kształtach i rozmiarach, nigdy nie wiedział do czego służyły, a nieprzyjemny metaliczny zapach gryzł go w nos. Pomyślał, że może da je Loenardo, on napewno z nich coś stworzy.
Samiec zgarnął sprężynki, zakrętki, blaszki oraz rzeczy, którcyh nie umiał nazwać i zabrał je nad rzeke, żeby oszlifować je piaskiem oraz kamieniami z brunatnej rdzy, którą zaszły. Samiec szorował je pół nocy, żeby upewnić się, że są lśniące i zdatne na prezent. Te które były przeżarte rdzą na wylot oraz kruszyły się łapach wyrzucił, na szczęście było ich mało, więc wciąż miał pokaźny stosik wichaistrów.
Gdzieś nad ranem zbudziła go Wind, która znalazła go śpiącego nad rzeką. Wręczyła mu zawiniątko, a Hakai poprosił ją, żeby przez cały dzień zajęła czymś Andromedę. Blind gorliwie się zgodziła, po czym zawinęła kitę i zniknęła, pędząc resztkami sił do Chwasta by móc się wyspać zanim przyjdzie zająć się drugą Alfą.
Czerwonooki za to przy szarym świetle poranka sprawdził czy podarunek dla lisa jest wystarczająco wyszorowany i ruszył do swej jaskini, gdzie schował trzy podarki w najciemniejszym kącie. Następnie usiadł na środku jaskini otoczony swym bardakiem.
Trzy prezenty już miał, teraz trzeba było wygrzebać jeszcze sześć.
Nagle znów wystrzelił z jaskini, gdy kolejny pomysł wpadł mu do głowy – prezent dla Blindwind, za który Renji go przeklnie na wieki, ale Wind się ucieszy.
Znów przeorał połowę terenów, tym razem szukając dużych liści oraz długich gałęzi z lekkiego drewna. Obładowany swoimi znaleziskami przez kolejną godzinę uciekał przed Andromedą i Wind, chowając się jak głupi po kątach, by go nie zauważyły. Jak na złość tego dnia wataha była wyjątkowo ożywiona. Alfa wspiął się więc zły na szczyt jednej z gór, gdzie – miał nadzieję – już nikt nie wpełznie.
Lianami różnych grubości zaczął zszywać liście oraz wiązać gałęzie, robiąc pewnego rodzaju szkielet, do którego później przytwierdził płachtę z liści tworząc coś co wyglądało jak latawiec w kształcie grotu, jednak zamiast sznurka przytwierdził do niego belkę tworząc coś na rodzaj lotni. Sprawdził wszelkie wiązania, żeby mieć pewność, że w czasie lotu nic się nie zepsuje, nie oderwie i Blind będzie mogła w spokoju przemierzać przestworza. Specjalnie przedłużył belkę, żeby Kruk mogła ewentualnie polatać w towarzystwie. Potem znalazł jakąś jaskinię, w której schował lotnię - bo raczej nie zmieściłby jej u siebie. Specjalnie dla Renji’ego zamontował fichaister, dzięki któremu można było wymuścić na lotni lądowanie, zwykły sznurek, który po pociągnięciu składał deliktanie skrzydła lotni, żeby obniżła ona stopniowo tor lotu - w razie gdyby jego kuzynka się zapomniała.

******

W swoich rzeczach znalazł jeszcze dwie pary gogli, jedne należały do Lilly, a drugie do niego, jednak były za duże na jego pysk, więc ich nie nosił. Przetarł szybki, zadowolony, że znalazł podarek dla Aspen oraz Brego. Przy prędkościach, które osiągali, takie gogle napewno były dobrym pomysłem, szczególnie, że niedawno Brego prawie ukradł Jennie jej gogle.
Dla Dżej za to znalazł plecak, poręczny mały, czerwony plecak o wielu kieszonakch, na tyle duży, żeby pomieścić wszystko co ważne, ale na tyle mały, żeby nie przeszkadzał jej skrzydłom.
Dla Raphael’a przeznaczył pustą księgę o czystych kartak, żeby mógł zapisywać w niej swoje przygody jako oficjalny członek wariatów. Kartki były nieco pożółkłe, ale Alfa uznał, że to doda jedynie „charakteru” przyszłym zapiskom.
Zadowolony ze swojej pracy zaczął pakować prezenty w kolorowe liście. Trzeba przynać, że nie szło mu to najlepiej – nie ukrywajmy, brak kciuków robi swoje. Koniec końców pakunki nie wyglądały elegancko, ale za to były tak pomotane oraz posklejane, że było trzeba się nielada wysilić, żeby je otworzyć.
Wszystko ładnie, śliczne, ale nie miał jeszcze prezentu dla Andromedy, co gorsza, nic mu nie przychodziło do głowy. Chciał, żeby to było coś specjalnego, coś by jej się przydało. Sprężył zwoje mózgowe, wysilając się jak nigdy dotąd. W końcu uśmiech wypełzł na jego twarz, kiedy do głowy wpadł mu pewien pomysł. Prezent orginalny, przydatny, a co najlepsze – trochę (bardzo) niekorzystny dla Zafiro.
Samiec wytruchtał ze swojej jaskini, ruszając w świetle popołudniowego słońca w górę rzeki.

******

Przy jednym z ogromnych powodospadów rósł krzak, którego kwaśny odór był prawie że nie do zniesienia. Hakai podszedł do niego, żeby pozrywać jego owoce. Deliktanie i szybko wpakował je do tobołka i szczelnie zamknął.
Małe brązowe kuleczki o cienkich skorupkach po pęknięciu wydobywały z siebie gryzące nos usypiające gazy. Kompletnie nieszkodliwe, ale powodujące smaczny sen, Hakai swego czasu używał ich, kiedy miał problemy ze snem, trzeba było przynać – fajne sny potem się miało. Wystarczyło przegryźć skorupkę i podstawić komuś pod nos, a odpływał do krainy komara. W razie jakby Zafiro stał się zbyt namolny Andormeda miała sposób, żeby się od niego uwolnić.

******

Wilczur wrócił do swej jaskini. Ledwo zdążył schować ostatni prezent i wyjść z groty a przypadła do niego Andormeda – po całym przedpołudniu spędzonym z Wind.

-  Hakai! Cały dzień cię szukałam. – rzekła rzucając mu się na szyję – Jeny, nawet nie wiesz jakie dziwactwa zaczęła wymyślać Blindwind...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)