piątek, 13 marca 2015

Od Hakai do Andromedy - Choćby Sto Lat Minęło, Ja Nie Zapomnę

        Hakai warknął wściekły pod nosem. On będzie chory, akuart – Wilk z Północy! Z Krainy gdzie mróz i śnieg to była codzienność, teraz ma być chory bo trochę mokry się zrobił i mróz jest lekkie na dworze! Kurde, do czego to doszło, żeby to musiał chować się w taki piękny dzień po jaskini, żeby mu się gardło nie przeziębiło, chrzanił taki interes.
Wstał i z kwaśną minął, położonymi po sobie uszami i spuszczoną głową ruszył przed siebie. Nienawidził jak musiał robić rzeczy wbrew sobie, po to został Alfą, żeby to on miał wpływ na innych, a nie inni na niego. Wyminął Andromedę, niczym szczeniak obrażony na matkę, która nie pozwala mu się bawić dalej i ruszył leśną wydeptaną dróżką w stronę jaskini nieopodal.
- Hakai! – usłyszał za sobą głos Alfy, która ruszyła za nim wkrótce znalazła się u jego boku – Co cię ukryzło?
- Nic. – warknął.
- Możesz mi powiedzieć i przestać zachowywać się jak dzieciak? Jak matkę kocham, przecież ty jesteś dorosłym wilkiem o najwyższej randze, a gada się z tobą jak z niewyrostkiem. – mruknęła pod nosem wadera, na tyle głośno, by on mógł to usłyszeć.
- Proszę ciebie, to ty się zachowujesz jak nadopiekuńcza matka. – burknął w odpowiedzi.
- Bo się o ciebie martwię, tak trudno to zrozumieć? A ty stawiasz warunki i zachowujesz się jak szczeniak momentami, weź zacznij jeszcze wrzeszczeć i tupać nóżkami o ziemię, może to coś da. – warknęła mu prosto w twarz nie mogąc już znieść tej jego dzieciniady.
Hakai stanął, a Andromeda szła dalej.
Faktycznie, zachowywał się trochę... Dobra, dużo poniżej swojego standardu wiekowego, co w niego wstąpiło? Zamiast wykazać się inteligencją Alfy on powodował, że Andromeda w nią coraz bardziej wątpiła. Potrząsną głową dochodząc do wniosku, że będzie musiał nad tym popracować. Szczególnie, że nie zawsze wszystko będzie szło po jego myśli teraz jak nie tylko on jest Alfą, będzie trzeba się nauczyć chodzenia na kompromis... A czasem nawet rezygnowania z własnego stanowiska. Szlag by to trafił... To będzie długa i mozolna przemiana jego zdziecinniałego charakteru... Jednak żeby zacząć metamorfozę trzeba było zacząć od przeprosin.
Hakai westchnął zrezygnowany i potruchtał za dziewczyną, która zdążyła zniknąć już przy pierwszym zakręcie i dojść do drugiego. Jeszcze jeden zakręt, a staną przed niewielkim pagórkiem, w którym znajdowała się stara jaskinia Jaskra, byłego Betty, z którego stratą Hakai nie mógł się do końca pogodzić.
Tu i ówdzie były jeszcze dobrze widocznie ślady po katasrofie. Zdruzgotane, osmolone drzewa, wypalone połacie ziemi oraz kompletny brak jakichkolwiek ptaków. Czerwonooki wzdrygnął się na widok tego wszystkiego, co przywoływało bolesne wspomnienia i skupił się na swoim celu, żeby nie myśleć o nieprzyjemnych rzeczach.
- Andromeda. – rzekł, kiedy znajdował się już blisko, wilczyca odwróciła się do niego z poważną miną, nie była zła, ale też nie widać było żadnych oznak dobrego humoru – Przepraszam. – nie mógł zdobyć się na żadne wytłumaczenia, zresztą po kij miał się tłumaczyć? Co to da? Wypalił prosto z mostu i tyle, sprawa załatwiona.
Wyminął ją potem i ruszył do jaskini. Nie był pewien czy to był najmądrzejszy pomysł. To miejsce go przytłaczało. Wracał ten feralny dzień, wypełniony krzykami palących się żywcem członków jego rodziny. Widok niszczonego domu oraz ostatnie chwile ze swoją siostrą, z którą nie rozstał się na najlepszych stosunkach. To wszystko teraz zwaliło się na niego niczym meteoryt. Stał tam w popołudniowym blasku słońca, niczym zaczarowany i nieprzytomny, przeżywając w głowie oraz sercu ten dzień na nowo...

Andzia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)