Hakai
warknął wściekły pod nosem. On będzie chory, akuart – Wilk z Północy! Z Krainy
gdzie mróz i śnieg to była codzienność, teraz ma być chory bo trochę mokry się
zrobił i mróz jest lekkie na dworze! Kurde, do czego to doszło, żeby to musiał
chować się w taki piękny dzień po jaskini, żeby mu się gardło nie przeziębiło,
chrzanił taki interes.
Wstał
i z kwaśną minął, położonymi po sobie uszami i spuszczoną głową ruszył przed
siebie. Nienawidził jak musiał robić rzeczy wbrew sobie, po to został Alfą,
żeby to on miał wpływ na innych, a nie inni na niego. Wyminął Andromedę, niczym
szczeniak obrażony na matkę, która nie pozwala mu się bawić dalej i ruszył leśną
wydeptaną dróżką w stronę jaskini nieopodal.
-
Hakai! – usłyszał za sobą głos Alfy, która ruszyła za nim wkrótce znalazła się
u jego boku – Co cię ukryzło?
-
Nic. – warknął.
-
Możesz mi powiedzieć i przestać zachowywać się jak dzieciak? Jak matkę kocham,
przecież ty jesteś dorosłym wilkiem o najwyższej randze, a gada się z tobą jak
z niewyrostkiem. – mruknęła pod nosem wadera, na tyle głośno, by on mógł to
usłyszeć.
-
Proszę ciebie, to ty się zachowujesz jak nadopiekuńcza matka. – burknął w
odpowiedzi.
- Bo
się o ciebie martwię, tak trudno to zrozumieć? A ty stawiasz warunki i
zachowujesz się jak szczeniak momentami, weź zacznij jeszcze wrzeszczeć i tupać
nóżkami o ziemię, może to coś da. – warknęła mu prosto w twarz nie mogąc już
znieść tej jego dzieciniady.
Hakai
stanął, a Andromeda szła dalej.
Faktycznie,
zachowywał się trochę... Dobra, dużo poniżej swojego standardu wiekowego, co w
niego wstąpiło? Zamiast wykazać się inteligencją Alfy on powodował, że Andromeda
w nią coraz bardziej wątpiła. Potrząsną głową dochodząc do wniosku, że będzie
musiał nad tym popracować. Szczególnie, że nie zawsze wszystko będzie szło po
jego myśli teraz jak nie tylko on jest Alfą, będzie trzeba się nauczyć
chodzenia na kompromis... A czasem nawet rezygnowania z własnego stanowiska.
Szlag by to trafił... To będzie długa i mozolna przemiana jego zdziecinniałego
charakteru... Jednak żeby zacząć metamorfozę trzeba było zacząć od przeprosin.
Hakai
westchnął zrezygnowany i potruchtał za dziewczyną, która zdążyła zniknąć już
przy pierwszym zakręcie i dojść do drugiego. Jeszcze jeden zakręt, a staną
przed niewielkim pagórkiem, w którym znajdowała się stara jaskinia Jaskra,
byłego Betty, z którego stratą Hakai nie mógł się do końca pogodzić.
Tu i
ówdzie były jeszcze dobrze widocznie ślady po katasrofie. Zdruzgotane, osmolone
drzewa, wypalone połacie ziemi oraz kompletny brak jakichkolwiek ptaków.
Czerwonooki wzdrygnął się na widok tego wszystkiego, co przywoływało bolesne
wspomnienia i skupił się na swoim celu, żeby nie myśleć o nieprzyjemnych
rzeczach.
-
Andromeda. – rzekł, kiedy znajdował się już blisko, wilczyca odwróciła się do
niego z poważną miną, nie była zła, ale też nie widać było żadnych oznak
dobrego humoru – Przepraszam. – nie mógł zdobyć się na żadne wytłumaczenia,
zresztą po kij miał się tłumaczyć? Co to da? Wypalił prosto z mostu i tyle,
sprawa załatwiona.
Wyminął
ją potem i ruszył do jaskini. Nie był pewien czy to był najmądrzejszy pomysł.
To miejsce go przytłaczało. Wracał ten feralny dzień, wypełniony krzykami
palących się żywcem członków jego rodziny. Widok niszczonego domu oraz ostatnie
chwile ze swoją siostrą, z którą nie rozstał się na najlepszych stosunkach. To
wszystko teraz zwaliło się na niego niczym meteoryt. Stał tam w popołudniowym
blasku słońca, niczym zaczarowany i nieprzytomny, przeżywając w głowie oraz
sercu ten dzień na nowo...
Andzia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)