niedziela, 22 marca 2015

Od Jenny - Droga do Domu Cz.4 + Przygotowania (Konkurs x3)

        To jest takie małe combooooooooo. Otóż, nie zdążyłabym raczej inaczej tego zrobić więc w tym opku jest i mój powrót do domu i moje przygotowania do świąt, więc jeśli chcesz możesz to zaliczyć jako konkursowe opko, jak nie to nic nie szkodzi, ważne ze jest. Mam nadzieję, ze jakoś się wciśnie w to wszystko.

Biegliśmy długo. Chris co prawda wymiękł po 3/4 trasy wyścigowej, ale ja nie miałam zamiaru. Dobiegłam na miejsce i musiałam chwilę odczekać, aż książę łaskawie dojdzie.
- No, nareszcie! Już myślałam, że będę się musiała wracać - jęknęłam żartobliwie.
- Nie... Ty strasznie... Szybko się... Poruszasz po... górach - wydyszał Chris.
Za każdym razem, gdy przerywał, brał głęboki wdech. Wywróciłam oczami i rozejrzałam się. No tak, dużo przebiegliśmy. Stałam na szczycie góry, z której powinniśmy jutro zejść i pod wieczór mieliśmy być w okolicach Chwasta. Nareszcie! Dzięki bogom, udało się!
Ale zaraz. Czy Wind nie wspominała mi po drodze na wulkanie, że niedługo Święta? Co prawda, ja ich nigdy nie obchodziłam, przecież moja kultura była inna, w końcu to Indie, ale kiedy Blind mi o tym opowiadała pomyślałam, że to bardzo fajne święta i mogłabym się przyłączyć.
- Chris?
- Mhm? - Wilk już prawie chrapał, a było dopiero południe.
- Ile dni pozostało do świąt?
- Świąt? Mówisz o Wigilii?
- Mhm, ile?
- No wiesz... Za 11 dni jest Wigilia! O rany, tak dawno nie obchodziłem świąt. Ostatni raz to było jak miałem... Hm, nie no nie wiem przecież...
- Jak to nie wiesz?
- No tak to.
- Mów.
- Po co?
- Bo chcę wiedzieć.
- To długa i dosyć... - Urwał, kiedy zobaczył że wygodnie się usadowiłam i wpatrywałam z dziwnym wyrazem pyska. Prychnął, ale opowiedział mi.
- Chodzi o to, że moja historia jest trochę... Wybrakowana. To znaczy, pamiętam wszystko co się działo do moich 2 urodzin. A później jakby... Coś dziwnego i widzę tylko niejasne przebłyski. Rozumiesz?
- Mhm.
- No, więcej ci nie powiem, a zresztą w zasadzie wiesz wszystko co ja wiem.
- No tak. Ej, no dobra, ale skoro Wigilia niedługo... Blind wspominała, że każdemu trzeba zrobić prezent. A skoro my mamy dopiero jutro być na miejscu to będziemy mieli już tylko 10 dni, nie zdążymy nic zrobić więc... AAAAAAAAAAAAA, muszę zrobić prezenty teraz. Wiesz, chciałabym, żeby Hakai i Andzia mieli wspólny prezent...
I zaczęłam się rozgadywać na temat moich nieskończonych pomysłów. Chris chciał mi pomóc i wyjął ze swojego tobołka kilka gratów które nosił. Okazało się, że to wcale nie były graty! Same skarby, serio. Ale do tego dojdę później.
Stanęło na tym, że dla Alf zrobimy z Chrisem jaskinię do potrzeb... WSZYSCY WIEDZĄ JAKICH I NIKOMU NIE TRZEBA TEGO TŁUMACZYĆ! No, tylko musieliśmy taką jeszcze znaleźć.
Dla Blind... I tu wraca temat tobołka Chrisa. Było w nim coś, co po prostu zwaliło mnie z łap. Otóż znalazłam tam pewien kwiat Blindazalie - kwiat, który pozwala widzieć niewidomym przez trzy godziny dziennie! Wiedziałam, że Wind to sprawi przyjemność, a Chris nie miał nic przeciwko.
Dla Zafiro, tak dla niego też coś było, stworzyliśmy pozytywkę, to znaczy Chris ją wystrugał a ja dodałam iluzję śpiewu Andromedy, bo wiedziałam, że bardzo lubi jak siostra mu śpiewa.
Dla Brego Chris wyłupał z kamieni górskich szkatułkę a ja włożyłam tam na dobry początek swoje 2 kolczyki, które bardzo rzadko nosiłam.
Chrisowi nie sprawiało problemu robienie szkatułki czy pozytywki, jak się ma takie zdolności jak on to wiadomo. Strugał więc, śpiewając cicho a ja pakowałam prezenty. Musiałam przyznać, Chris bardzo ładnie śpiewał. Miał głęboki głos, ale jednocześnie taki... No, takim głosem mógł po prostu zrobić wszystko włącznie z uśpieniem mnie.
Było grubo po zachodzie słońca, na prawdę późno, środek nocy kiedy skończyliśmy.
- No, Dżej. Wystarczy na dzisiaj. Jutro po drodze poszukamy dekoracji a narazie... Śpij.
- Ale ja jeszcze muszę poszukać tych dekoracji, nie wiemy przecież czy na pewno je jutro znaaaaaaaaajdzieeeeeeeeeemy - ziewnęłam. Chris zaśmiał się i dalej nucił cicho a ja chcąc, nie chcąc zasnęłam.
Następnego dnia... No cóż, obudziłam się okropnie późno. Chris miał mnie obudzić jak tylko wstanie bo on zazwyczaj zrywał się wraz ze wschodem, ale coś nie wyszło. Wygramoliłam się z zaspy śnieżnej, w której zasnęłam i wstałam. Wiatr wiał mocno i było zimno, ale słońce grzało bardzo mocno. No cóż, góry.
Już miałam zrobić małą tyradę basiorowi, ale spostrzegłam, że on też jeszcze śpi. No tak, ale ze mnie egoistka! On przecież przez te dwa dni naszej wspólnej wędrówki spał tylko kilka godzin. Przeze mnie oczywiście. Oddaliłam się więc na parę kilometrów i zapolowałam na kozicę górską.
Przytargałam pokaźną sztukę jakieś 30 minut później. Mój kumpel już nie spał, ale po oczach widziałam, że dopiero co wstał.
- Och, byłaś na polowaniu. Jak miło. Ale mogłaś mi powiedzieć, nie martwiłbym się. Serio, zniknęłaś i już miałem cię szukać i w ogóle.
- Aleś ty opiekuńczy, nie ma co. No dobra, nie gadaj tyle tylko jedz a potem ruszamy.
Zjadł kawałek, ale widziałam że intensywnie o czymś myślał. Zignorowałam to jednak i spakowałam nam do tobołków prezenty dla watahy.
- Dżej?
- No?
- Wiesz, tak się zastanawiam... Czy to na pewno jest dobry pomysł, żebym dołączył do watahy?
- Co proszę? - Tobołek wypadł mi z pyska. - Jak to?
- No bo wiesz... To jest wataha wariatów, a ja... Nie czuję się taki.
- Czekaj, czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że nie zamierzasz dołączyć do WNW bo nie chcesz być NIENORMALNY?
- No w zasadzie to tak. Chcę zostać normalnym wilkiem. Z twoich opowieści wynika, że każde z was miało jakiś powód, by czuć się wśród wariatów dobrze a ja... Wątpię w to. Chcę mieć normalną dziewczynę, rodzinę...
- Och, w takim razie... W takim razie goń się frajerze! I wiesz co ci powiem?! Normalność to tylko mit. Mit, w który wierzą tacy frajerzy jak ty! - Z każdym wykrzyczanym zdaniem przysuwałam się do niego i popychałam go równocześnie aż zatrzymał się przy skale. - Ja wiem, że nie jesteś normalny, ale skoro wolisz być frajerem... Proszę bardzo, droga wolna. Ale nie pokazuj mi się więcej na oczy bo zrobię z twojej normalnej dupy tatara dla ptaków!
To wykrzyczawszy zabrałam oba tobołki, ani myśląc o oddawaniu jednego Chrisowi i zaczęłam zbiegać z gór. Wzrok miałam tępy i rozmazany. W mojej głowie nie było nic oprócz głosiku, który mówił że dobrze zrobiłam, że ten frajer Chris z malowaną grzywką nie nadawał się do naszej bandy... Ale po chwili pojawił się drugi, mówiący że Chris nie chciał mnie zranić i tylko się zastanawiał bo od dawna jest sam i nie uważa się za wyjątkowego.
Zignorowałam oba głosiki i mamrocząc pod nosem różne przekleństwa i inne dziwne rzeczy, pokonywałam dalej drogę zbierając co jakiś czas kamienie, które mogłyby ozdabiać ciekawie moją część Chwasta oraz inne pierdoły, które wydawały mi się fajne.

Po kilku godzinach czułam się lepiej. Wyplułam z siebie tyle przekleństw i innych nieciekawych historii, że teraz było mi lżej. A i tak byłam objuczona tobołkami i zlodowaciałymi gałązkami z owocami. Wydały mi się ciekawe i postanowiłam, że jakoś je wykorzystam. Owoce ciekawie wyglądały pod grubą warstwą lodu. Widziałam jednak co nie co zza tej sterty rzeczy i uśmiechałam się coraz szerzej poznając już okolicę. Zaczęłam nawet nucić świąteczną melodię, którą zaśpiewała mi niedawno Blindwind. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)