Brego patrzył zafascynowany na małą hybryde, która
pruła przez powietrze w zastraszającym tępie, nie mieściło się w głowie, że w tak
małym ciałku mieściło się tyle siły raz energi. Jej kocie ruchy zadziwiły
samca, a delikatnie świecące futro powodowało, że widział jedynie turkusowe
smugi światła na tle ciemnego nieba oraz rozbryzgującej wody. Niby powietrzny
stwór, a nie mógł nawet wymyśleć do jakiego innego zwierzęcia przestworzy ją
porównać, gdyż w całym swoim życiu nie widział czegoś takiego, nawet wśród
członków armii, urodzonych w powietrzu, wytrenowanych i z naturalnymi darami,
nie było kogoś o jej zdolnościach manewrujących.
Z tego wszystkiego samiec zapomniał o poruszaniu się
naprzód. Był tak wpatrzony w nową towarzyszkę, która wydawała się zaprzeczać
wszelkim prawom garwitacji oraz oporu powietrza, że sam staną w miejscu, coraz
wolniej machając skrzydłami.
Kiedy nagle mały punkcik na niebie zaczął się do niego
przybliżać dopiero wtedy do niego dotarło, że zaspał. Wyszczerzył się szeroko.
- Chodźcie, Skarbie, pokarzemy jej czemu Arrow na nas
raz wołali. – rzekł półgłosem mrukliwym i zjeżył aż sierść na karku.
Dwa razy nie musiał sam siebie ponaglać. Cichy warkot
wzbudził się w jego gardzieli. Dudną kilka razy skrzydłami mocniej w miejscu,
po czym wystrzelił w stronę małej samiczki, która zdziwiona stanęła w miejscu i
usunęła mu się jedynie z toru lotu. Przefrunął obok niej, posyłając jej
rozczochrane kosmyki w dziki taniec w tornadzie wiartu. Wyżej i wżej się piął,
a noc jedynie chuczała od łopotu jego szkrzydeł, niczym wojenne bębny
wypełniające powietrze. Wiatr świstał mu w uszach, a oddech był szybki, głęboki
i miarowy, zamiast męczyć się, on jakby z każdym machnięciem nabierał nowych
sił.
Kochał latać, było to jego życie...
Nagle rozpostarł skrzydła i zawisł w powietrzu, jego
ciało jedynie wielkim cieniem na tle białej tarczy księżyca. Z jego gardła
wydarł się głośny i ogłuszający lwi ryk radości, który poniósł się z wiatrem
przez wody, dudniąc w klatce piersiowej Aspen, która to tym razem wisiała w
powietrzu wpatrując się w towarzysza.
Odchyliwszy się do tyłu hybryda zaczęła bezwładnie
spadać ku wodzie. Brego złożył maksymalnie skrzydła, kładąc je prawie wzdłuż
boków, żeby otrzymać najszybszą możliwą prędkość i mały opór powietrza. W połowie
drogi wyprostował delikatnie jedno z nich, robiąc beczkę, która wyglądała
bardziej niczym śrubokręt, gdyż przy tej prędkości kręcił się w tak
zastraszającym tępie, że słychać było głośny świst powietrza.
Przy tafli wody rozpostarł na nowo skrzydła posyłając
dwie ogromne fale na boki i ruszył w kierunku Aspen, rozpryskując za sobą morze.
Kilka metrów przed nią znów wykonał beczkę, jednak tym razem zanóżył się pod
wodę i prześwidrował chwilę w czarnej odchłani – głównie z tego powodu, żeby
nie ochlapać towarzyszki. Wyłonił się za
dziewczyną, która zaśmiała się cicho, ruszając za nim w dzikim wyścigu.
Jednak to Brego wyznaczał trasę i nie miał zamiaru
lecieć prosto, o nie. W prostej linii Aspen bez problemu go doganiała, męcząc
się przy tym tyle samo co on – niemalże wcale. Wycinał więc tak ostre oraz
szybkie skręty, że Aspen dostała prawie oczopląsu próbując nadążyć za nim
oczyma. Raz był po prawej, raz po lewej, raz znów po prawej... Czysto i płynie,
z taką szybkością, że nikt nie umiał go
naśladować, gdyż to w tym właśnie specjalizował się, kiedy należał do wojska -
doprowadził swe skręty oraz manewry zmieniające kierunek do perfekcji. W prostej
linii wielu mogło za nim nadążyć, jednak gdy Arrow zaczynał swój morderczy slalom
wszyscy się poddawali, albo kończyli roztrzaskani na drzewach bądź skałach.
Nagle z oszałamiającej prędkości stanął w miejscu,
hamując z takim podmuchem wiatru, że posłał dwumetrową falę w stronę brzegu.
Odwrócił się i wpadł prawie w Aspen, która wyhamowała zgrabnie kilka
centymetrów przed nim.
- Arrow nas kiedy zwali. – rzekł basowym, zachrypniętym
głosem, nachylając się nad nią – Równych, w armi, sobie nie mieliśmy! –
rozpostarł ramiona, a oczy świeciły mu się z eksytacji, był w swoim żywiole –
Pokarzcie, Skarbie, co wy umiecie, my pokazaliśmy Wam trzy sztuczki, pochwalcie
się co umiecie... A my spróbujemy zrobić to samo... Co wy na to? Taka mała
gra... – Brego był tak zachwycony, że ma teraz towarzysza do latania, który za
nim nadąża, który również kocha przestworza oraz zabójcze prędkości, że nie
chciał za nic wracać do domu, mógł spędzić tu całą noc, cały dzień... Ile tylko
Aspen chciała, by mógł ją poznać... kto wie? Może nawet zaprzyjaźnić?
Aspen? X3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)