sobota, 14 marca 2015

Od Brego do Aspen - Przyjaciel w Przestworzach

        Brego patrzył zafascynowany na małą hybryde, która pruła przez powietrze w zastraszającym tępie, nie mieściło się w głowie, że w tak małym ciałku mieściło się tyle siły raz energi. Jej kocie ruchy zadziwiły samca, a delikatnie świecące futro powodowało, że widział jedynie turkusowe smugi światła na tle ciemnego nieba oraz rozbryzgującej wody. Niby powietrzny stwór, a nie mógł nawet wymyśleć do jakiego innego zwierzęcia przestworzy ją porównać, gdyż w całym swoim życiu nie widział czegoś takiego, nawet wśród członków armii, urodzonych w powietrzu, wytrenowanych i z naturalnymi darami, nie było kogoś o jej zdolnościach manewrujących.
Z tego wszystkiego samiec zapomniał o poruszaniu się naprzód. Był tak wpatrzony w nową towarzyszkę, która wydawała się zaprzeczać wszelkim prawom garwitacji oraz oporu powietrza, że sam staną w miejscu, coraz wolniej machając skrzydłami.
Kiedy nagle mały punkcik na niebie zaczął się do niego przybliżać dopiero wtedy do niego dotarło, że zaspał. Wyszczerzył się szeroko.
- Chodźcie, Skarbie, pokarzemy jej czemu Arrow na nas raz wołali. – rzekł półgłosem mrukliwym i zjeżył aż sierść na karku.
Dwa razy nie musiał sam siebie ponaglać. Cichy warkot wzbudził się w jego gardzieli. Dudną kilka razy skrzydłami mocniej w miejscu, po czym wystrzelił w stronę małej samiczki, która zdziwiona stanęła w miejscu i usunęła mu się jedynie z toru lotu. Przefrunął obok niej, posyłając jej rozczochrane kosmyki w dziki taniec w tornadzie wiartu. Wyżej i wżej się piął, a noc jedynie chuczała od łopotu jego szkrzydeł, niczym wojenne bębny wypełniające powietrze. Wiatr świstał mu w uszach, a oddech był szybki, głęboki i miarowy, zamiast męczyć się, on jakby z każdym machnięciem nabierał nowych sił.
Kochał latać, było to jego życie...
Nagle rozpostarł skrzydła i zawisł w powietrzu, jego ciało jedynie wielkim cieniem na tle białej tarczy księżyca. Z jego gardła wydarł się głośny i ogłuszający lwi ryk radości, który poniósł się z wiatrem przez wody, dudniąc w klatce piersiowej Aspen, która to tym razem wisiała w powietrzu wpatrując się w towarzysza.
Odchyliwszy się do tyłu hybryda zaczęła bezwładnie spadać ku wodzie. Brego złożył maksymalnie skrzydła, kładąc je prawie wzdłuż boków, żeby otrzymać najszybszą możliwą prędkość i mały opór powietrza. W połowie drogi wyprostował delikatnie jedno z nich, robiąc beczkę, która wyglądała bardziej niczym śrubokręt, gdyż przy tej prędkości kręcił się w tak zastraszającym tępie, że słychać było głośny świst powietrza.
Przy tafli wody rozpostarł na nowo skrzydła posyłając dwie ogromne fale na boki i ruszył w kierunku Aspen, rozpryskując za sobą morze. Kilka metrów przed nią znów wykonał beczkę, jednak tym razem zanóżył się pod wodę i prześwidrował chwilę w czarnej odchłani – głównie z tego powodu, żeby nie ochlapać towarzyszki.  Wyłonił się za dziewczyną, która zaśmiała się cicho, ruszając za nim w dzikim wyścigu.
Jednak to Brego wyznaczał trasę i nie miał zamiaru lecieć prosto, o nie. W prostej linii Aspen bez problemu go doganiała, męcząc się przy tym tyle samo co on – niemalże wcale. Wycinał więc tak ostre oraz szybkie skręty, że Aspen dostała prawie oczopląsu próbując nadążyć za nim oczyma. Raz był po prawej, raz po lewej, raz znów po prawej... Czysto i płynie, z  taką szybkością, że nikt nie umiał go naśladować, gdyż to w tym właśnie specjalizował się, kiedy należał do wojska - doprowadził swe skręty oraz manewry zmieniające kierunek do perfekcji. W prostej linii wielu mogło za nim nadążyć, jednak gdy Arrow zaczynał swój morderczy slalom wszyscy się poddawali, albo kończyli roztrzaskani na drzewach bądź skałach.
Nagle z oszałamiającej prędkości stanął w miejscu, hamując z takim podmuchem wiatru, że posłał dwumetrową falę w stronę brzegu. Odwrócił się i wpadł prawie w Aspen, która wyhamowała zgrabnie kilka centymetrów przed nim.
- Arrow nas kiedy zwali. – rzekł basowym, zachrypniętym głosem, nachylając się nad nią – Równych, w armi, sobie nie mieliśmy! – rozpostarł ramiona, a oczy świeciły mu się z eksytacji, był w swoim żywiole – Pokarzcie, Skarbie, co wy umiecie, my pokazaliśmy Wam trzy sztuczki, pochwalcie się co umiecie... A my spróbujemy zrobić to samo... Co wy na to? Taka mała gra... – Brego był tak zachwycony, że ma teraz towarzysza do latania, który za nim nadąża, który również kocha przestworza oraz zabójcze prędkości, że nie chciał za nic wracać do domu, mógł spędzić tu całą noc, cały dzień... Ile tylko Aspen chciała, by mógł ją poznać... kto wie? Może nawet zaprzyjaźnić?


Aspen? X3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)