niedziela, 29 czerwca 2014

Od Feliny do Kogoś

Jak zwykle dzień spokojny, nikogo nie spotkałam. Ale...wyczułam zapach jakiegoś osobnika nawet kilku. Nie miałam pojęcia skąd one pochodzą. Ruszyłam tropem. Chodziłam w ten sposób przez połowę dnia. Wszystkie lasy w okolicy były na prawdę ogromne. Po jakimś czasie znalazłam wspaniałe duże drzewo. Bez problemu wspięłam się na nie i położyłam się na jednej z jego gałęzi. Leżałam tak sobie z dobrą godzinkę. Ptaki śpiewały, przez liście przebijały się liczne promienie słoneczne. Było całkiem przyjemnie...Zastrzygłam uszami gdy tylko usłyszałam, że ktoś nadchodzi. Był jakieś 50 metrów ode mnie, nie było to jakieś małe stworzenie. Kroki były dosyć ciężkie. Gdy był kilka metrów ode mnie ustawiłam się tak aby wylądować tuż przed postacią. I tak zrobiłam. Gdy wylądowałam na ziemi równo i czysto...(spodziewałam się, że może coś nie wyjdzie, ale było idealnie) machnęłam ogonem, który lekko upadł na ziemię. Podniosłam głowę i ujrzałam...

<Kim jesteś?>

Od Damona do Kishana

Niestety, zawsze gdy ogarnie mnie głód muszę dokończyć to co zacząłem. Dysząc, zebrałem siły by zaatakować i... obudziłem się. Nigdy coś takiego mi się nie zdarzało. Otworzyłem szerzej oczy. Dotarł do mnie ból, ciche kapanie deszczu z liści na ziemię oraz szum wiatru.
- J-ja...- lekko pochyliłem łeb na bok- Nic... ci... nie jest?- w końcu wydusiłem to z siebie.
"Pierwszy raz od bardzo dawna odczułem niepokój o drugą istotę! Straszne! Co się ze mną dzieje?!" pomyślałem.
Odgoniłem myśli, obiecując sobie, że wrócę do nich później. Podszedłem do tygrysa i posłałem mu pytające spojrzenie.
-Nie, nic. Tylko ugryzłeś mnie w kark. - odparł z przekąsem.
- Jak mogę ci pomóc?- Uwierzcie mi, to nie ja to powiedziałem. 
Przeszył mnie zimny dreszcz po tych słowach. Nie, to nie mogłem być ja!

<Kishan? Chwilowy rozejm? ;D>

Od Andromedy do Hakai

- Hmmm.. - Spojrzałam na wilka z uśmiechem - Aż tak lubisz moje towarzystwo?
- Może...To jak pójdziesz na spacer?
- Z Tobą? Oczywiście że tak. Nie chcę wracać do mojego starszego brata.
Pobiegłam jak najszybciej w stronę wodospadu.
- Dogoń mnie! -Krzyknęłam do niego.
Biegłam na ślepo przed siebie. Słyszałam, że Hakai z każdą chwilą jest coraz bliżej mnie. Obróciłam się aby zobaczyć biegnącego za mną wilka. Jednak to był błąd, wpadłam w jakiś niegłęboki rów i przeturlałam się po miękkiej, gęstej trawie. Nie podnosiłam się z niej gdy nadbiegł Hakai. Miałam zamknięte oczy i udawałam że traciłam przytomność?
- Andromeda? Słyszysz mnie?
Nagle usłyszałam jak zleciał z brzegu rowu lądując obok mnie. Podniósł się i stanął obok mnie. Dałabym wszystko aby ujrzeć jego wyraz twarzy. Zaczął mnie trącać łapą, gdybym nie miała łaskotek to nadal bym udawała, że jestem nieprzytomna. Zaczęłam się śmiać.
- Ej, to było..
- Jakie? - Przerwałam mu i po chwili dodałam -Dla mnie to było raczej zabawne. Szkoda, że nie widziałam twojego wyrazu twarzy. - Rozejrzałam się za wyjściem z rowu. Po minucie znów biegłam w stronę wodospadu. Choć tak naprawdę to nie wiedziałam gdzie jestem...Po jakimś czasie dobiegłam do jeziora. Stanęłam na brzegu spoglądając w swoje odbicie. Minutę później dostrzegłam, że kilka metrów ode mnie jest wysunięty kamień, z którego zapewne można skakać do wody. Stanęłam na nim i znów spojrzałam w moje odbicie coś sobie śpiewając. Zastanawiałam się gdzie jest Hakai, byłam pewna, że zaraz się pojawi. Słońce miało zamiar już niedługo zachodzić, także stwierdziłam, że będzie trzeba za jakiś wracać. Tak bardzo chciałabym tu zostać na noc. Nadal czekałam na wilka, nie przeszkadzało mi to jednak gdyż lubiłam siedzieć nad jeziorami. Nie! Ja kochałam siedzieć nad jeziorami wpatrując się w nie jak w obrazek.

<Hakai? Gdzież ty się podział?>

sobota, 28 czerwca 2014

Od Kishana do Damona

Bojowy zapęd mnie otumanił. Basior również wyglądał na rozsierdzonego...jednak nie mogło to być naturalne zjawisko. Zawarczał gardłowo i znowu się na mnie rozpędził. Już miałem zrobić podobnie. Powstrzymało mnie wspomnienie słów starszego brata i jego nauki. Nigdy ich nie doceniałem (bo po co tkwić w jednym miejscu i bezsensownie uskakiwać przed atakami?), nie były w mojej naturze.
Teraz jednak szczerze doceniłem technikę Dihrena.
Uspokoiłem oddech. Czas jakby spowolnił. Znowu spojrzałem na pędzącego wilka. Nie panował nad sobą. Jakby był opętany. Kolejnym atutem jest moja waga, która już w pierwszym starciu dała mi przewagę. Pogoda utrudniała stabilność i mi, i wilkowi, jednak on w swoim bojowym szale miał z tym jeszcze większe problemy niż ja. Poza tym mam szerszy rozstaw palców u łap i nie ślizgam się tak jak mój przeciwnik.
Koniec obliczeń. Czas na działanie.
Basior zaszarżował na mnie. Odsunąłem się tylko odrobinę w bok i zamachnąłem łapą na wroga. Pęd przeciwnika i trudność z jej wytraceniem sprawiły, że moje pazury rozorały mu skórę od barku bo biodro zostawiając cztery paskudne szramy. Wilk nie pozostawał mi długo dłużny. Poślizg obrócił go pyskiem do mnie co basior sprawnie wykorzystał i rzucił się na mnie. Tym razem udało mu się skoczyć mi na grzbiet. Nie wywrócił mnie dzięki przewadze masy, ale uczepił się mojego grzbietu gryząc mnie na oślep, aż trafił na mój kark.
Przyznam, że straciłem wtedy panowanie nad sytuacją. Zaczęło mi ciemnieć przed oczami, więc po prostu rzuciłem się na grzbiet w błoto. Przydusiłem przeciwnika do ziemi i natychmiast wstałem. Wilk jęknął i również wstał, ale chyba nie paliło mu się już do walki tak samo jak mi. Oboje ledwo staliśmy na nogach przez utratę krwi i najzwyczajniejsze zmęczenie.

<Damon? Pięć minut przerwy? :P>

piątek, 27 czerwca 2014

Komunikat - Tak kolejny ^^"

Jak sami widzieliście Jaskier miał prawie tyle samo głosów co Andromeda, różnili się tylko jednym głosem, zastanowiłam się nad tym chwilę i doszłam do wniosku, że Jaskier może być Betą, skoro byliście gotowi przyjąć jego rządy jak Alfę, to czemu mielibyście nie zgodzić się na to by był Betą? ^^
Gdy tylko rija11 da mi swój e-mail, będzicie mogli do niej również przesyłać opowiadania, nie tylko do mnie i do Andromedy ;)
Jest to sposób dzięki któremu blog będzie mógł być ciągle aktywny, nawet wtedy, kiedy nie będzie np dwóch właścicieli na raz x3
Mam nadzieję, że zgadzacie się z moja decyzją :)

Sin of Sorrow x3

Od Surej do Ventusa

- Nie wracaj. - burknęła wadera za odchodzącym basiorem, chociaż wiedziała, że to nic nie wskóra.
Jedna rzecz jej się nagle przestała zgadzać, a w zasadzie dwie. Basior nie przyszedł jej dobić, upierał się nawet przy tym, że to nie on sam ją pokonał tylko morderczy żywioł, nie wyśmiewał jej też, tak jak myslała, że bedzie robił.... o co mu więc chodziło? Po co tu przyszedł jeżeli nie po te dwie rzeczy?
"Co jeżeli on jeden jest inny?" pomyślała, "Nie, czemu miałby niby być inny? Święty z niego jakiś, czy co? Nie ma powodów by był inny od reszty, po prostu gra, zakłada maskę, by zdobyć zaufanie, a potem ją zdejmie by ujawnić jaki naprawdę jest i wbije mi nóz w plecy!" wadera toczyła ze sobą wewnętrznął walkę, nie potrafiła się przekonać do basiora, nie mogła mu zaufać, nie wiedziała czemu, ale między nim a nią była jakaś blokada, bariera, która niepozwalała jej nawet na chwilę przekonać się do zamiarów samca, które nie wydawały się być złe.
Zapadła chwila, w której dziewczyna sortowała myśli, zbierała fakty, układa je w sensowną całość i próbowała z nich wyciągnąć odpowiedzi na nurtujące ją pytania, z czego mogłaby wyłuskać w końcu wnioski, pomagjące jej podiąć właściwą decyzję. W końcu westchnęła ciężko, zmęczona wysiłkiem zarówno fizycznym tego dnia jak i psychicznym.
"Mogę zaryzykować wszystko, nawet życie, i mu zaufać, jednak jeżeli okaże się fałszywy, zginę. Jednak jeżeli mu nie zaufam, odejdzie, pryśnie najmniejsza szansa na to, że kiedy kolwiek wyzdrowieję i również zginę, gdyż sama sobie nie poradzę." warknęła ponownie, obie drogie prowadziły do jej ewentualnej śmierci, jednak tylko jedna dawała jej nikłą nadzieję na ujście z życiem, "Cholerny świat!," dziewczyna westchnęła decydując co zrobić, miała tylko jedno wyjście, które wydawało się w miarę sensowne, "Muszę mu zaufać...." wraz z tą myślą przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz, nie mogła aż uwierzyć w swój wybór, jednak cóż poradzić, co mogła innego zrobić?

Ventus?

Kominkat - wiem dużo ich dzisiaj ^^"

Ventus, Vanssi oraz Agonia również postanowili wziąć sobie wolne w te dni co mnie nie będzie ^^"
Z tego wynika iż wataha będzi dość opustoszała przez pierwsze dni wakacji gdyż nie będzie aż 7 członków o.O
Sin of Sorrow x3

Komunikat ^^

Chciałam Wam wszystkim oznajmić, że od 28.06 do 05.06 będę nieobecna i wszelkie opowiadania będziecie musieli przesyłać drugiej Alfie, jeżeli w porę da mi swój adres e-mail ;_;
Powodem jest przyjazd mojej przyjaciółki z Warszawy ^^'
Ale za to będziecie mięli chwilę aby odpocząć trochę od mojego ciągłego marudzenia o opowiadania oraz konkursy xD
Życzyć Wam również chciałam bezpiecznych oraz radosnych wakacji, a nie dość tego, najróżniejszych, wspaniałych, szalonych przygód! :D
Bo co to za wakcje bez przygody? x3
Każdemy wilkowi wręcz pragnę z tego powodu 10٧  ^^
Bawcie się dobrze, jednak nie zapominajcie o mnie i wariatach ;)

Sin of Sorrow x3

Wyniki Konkursu! :D

Nadeszła wiekopomna chwila, w której okaże się kto zostanie druga Alfą tych zacnych terenów oraz razem z Hakaim będzie czuwać nad bezpieczeństwem, dobrą zabawą, a także pożądkiem w życiu codziennym watahy x3
Wiele najróżniejszych głosów do mnie doszło, jednak dużo ludzi zgodziło się z moim wyborem, co mnie tylko upewniło w mej decyzji ^^
Nie przedłużając Wam tu już zbytnio - bo pewnie i tak nie wielu z Was ten poczatek przeczyta xD - przechodzę do konkretów:

Agonia - 1 głos
Damon -1 głos
Surej -1 głos
Zafiro -1 głos
Jaskier -3 głosy
Andromeda - 4 głosy!! :D

Tak, Agonia chodziła mi po głowie od samego początku i widzę, że nie tylko mi ^^
Gratuluję Ci, moja droga, mam nadzieję, że będziesz się dobrze sprawować w swym nowym zawodzie i wataha będzie miała prawo do dumy x3
Od dzisiaj opowiadanie oraz pomysły na blog możecie przesyłać nie tylko mi, ale również do Ula586 :)
Z żalem musze pożegnać swoją koleżankę oraz siostrę Hakai, która kompletnie nie wywiązywała się ze swoich obowiązków jako przywódca, nie wyrzucam jej z watahy, zostanie tutaj, gdyż może nadejdzie dzień, w którym coś się u niej zmieni i będzie spoworotem pisać opowiadania ^^"
Mam nadzieję, że podoba Wam się nowa Alfa i będzie ją wspierać tak samo bardzo jak ja x3

Sin of Sorrow x3

Od Hakai do Andromedy

Hakai spojrzał za odbiegającym Jaskrem i dyndającym mu w pysku Ricardo, który klął i wrzeszczał na cały głos kręcąc oraz buntując się okropnie, próbując wymknąć się z uścisku wilczych szczęk. Basior zaśmiał się cicho.
- Osiem światów z tymi wariatami. - mruknął i spojrzał na Andromedę, która patrzyła rozbawionym wzrokiem za odchodzącymi.
- Chyba nie myślałeś o normalnych członakach zakładając watahę pod taką nazwą? - powiedziała po chwili rzucając mu wesołe spojrzenie.
- Heh, zawsze można mieć nadzieję, no nie? - zapytał poczym dodał - Chociaż tak myśląc, po co komu normalne osoby? Normlaność jest nuda i monotonna, weselej jest gdy każdy ma nierówno pod sufitem. - zaśmiał się spoglądając w niebo.
- Racja. - przyznała wadera i równiez uniosła wzrok.
- Szkoda, że ominęła nas tamta ulewa. - zmienił nagle temat Alfa i westchnął - Mogło by być naprawdę zabawnie. - stwierdził wyobrażając sobie jak wpycha Andromedę do największej z możliwych kałuż i aż uśmiechnął się na tę myśl, po chwili następna genialna fantazja wpadła mu do głowy - Skoro deszcz nie zaszczycił nas swoją obecnością to może udasz się ze mną na mały spacerek nad owy wodospad, przy którym spotkaliśmy naszego Poetę oraz Marudę? - wadera spojrzała na niego i zamyśliła się na chwilę, jednak mały uśmieszek wypełzł jej na pyszczek - No nie daj się prosić. - powiedział szturchając ją lekko ramieniem - Mogę w to wliczyć nawet posiłek. - zaproponował chcąc dziewczynę za wszelką cenę wyciągnąć nad wodę, gdzie będzie mógł ją wrzucić do pierwszego lepszego jeziorka.
Spytacie się pewnie dlaczego chciałby to uczynić? Dlatego, że różne dziwadła chodzą temu wariatowi po łbie i nie da się go czasem pojąć xP

Andromeda? Dasz się skusić? :3

czwartek, 26 czerwca 2014

Od Ricardo do Jaskra

- Chrzań się! - fuknąłem i pokazałem czarnemu język.
Andromeda i Jaskier wciągnęli głośniej powietrze oczekując surowej reakcji Alfy, ale ten zaczął się śmiać.
- Jesteś aż idiotycznie odważny biorąc pod uwagę, że jesteś sam w obecności trzech dorosłych wilków. - powiedział po chwili - Poznam w końcu twoje imię?
"A co mi tam" pomyślałem, "Przynajmniej będą mieli kogo przeklinać".
- Jestem Ricardo. - odparłem i nieco się uspokoiłem - A moje zamiary są jasne: wydrapać temu idiocie oczy! - tu spojrzałem na Jaskra, który parsknął śmiechem.
- Mogę go zatrzymać?- spytał Hakai'a - Taki z niego słodziak!
- Zaraz ci pokażę jaki ze mnie słodziak! - zagroziłem, ale to sprawiło, że już wszystkie wilki nie mogły wytrzymać z poważnymi minami.
"Czemu musiałem urodzi się akurat kotem?!" pomyślałem ze złością na samego siebie. Zawsze to samo: staram się być poważny a wszyscy i tak się śmieją i nazywają mnie "słodziakiem"! Niedoczekanie!
- Śmiejcie się póki macie czym! - zagroziłem i już zbierałem się do ucieczki - Tylko nie zdziwcie się jeśli obudzicie się w gnojówce!
Już miałem pobiec przed siebie gdy nagle znowu Jaskier chwycił mnie zębami za kark.
- To ja mu lepiej pokaszę gdzie becie mieszkał. - powiedział z zaciśniętymi zębami do reszty i pobiegł przed siebie.
Przez całą drogę ostro się buntowałem by mnie puścił.
- Postaw mnie na ziemi, durniu! Mam sprawne cztery łapy! - syknąłem i bezowocnie zamachnąłem się łapą na jego nos.
- Tak, i moszesz na nich równie szybko uciec.- odparł wilk nadal zaciskając zęby.
Wszedł do jakiejś jaskini.
- Jeśli myślisz, że będę mieszkał z jakimś cholernym porywaczem to...- urwałem gdy zobaczyłem wystrój jaskini.
Kształt pomieszczenia był bardziej okrągły niż kanciaste groty, w których przywykłem sypiać. Miała wszelkie wygody potrzebne co najmniej uczonemu. W ścianach było mnóstwo naturalnie wyrzeźbionych półek a na każdej były starannie poukładane książki (nie mam pojęcia jak Jaskier je zdobył), zwoje, płótna i przybory piśmiennicze. Na paru zauważyłem również wyniki zbieractwa wilka: rogi zrzucone przez młode jelonki, zęby jakichś drapieżników o wiele większe niż wilcze, próbki różnych roślin i tym podobne znaleziska. Moje oko przyciągnęła drewniana, skromna szkatuła na jednej z półek. Była otwarta i w środku zobaczyłem...pióra! Jaskrawe, pstrokate, pasiaste...Jaskier miał tu chyba parę od każdego gatunku ptaka. Na boku w podłodze było wgłębienie wyłożone skórami, czyli - jak się domyśliłem - legowisko wilka. Na środku było małe palenisko a nad nim w suficie małe otworki. Nie wiedziałem po co one tu są i na razie nie pytałem.
- Dobra. - powiedziałem w końcu - Zmieniłem zdanie. Zostaję tu. - po tych słowach od razu skoczyłem na legowisko Jaskra i umościłem się na nim.
- Skoro już jesteś moim lokatorem musisz stosować się do pewnych zasad. - zaczął wilk z uśmiechem - Po pierwsze: żaden kocur nie będzie spał na moim legowisku.
Chwycił mnie (tym razem delikatniej) za kark i postawił na podłodze.
- Twoje łóżko może być...- rozejrzał się dookoła, wziął jedną ze skór ze swojego legowiska i ułożył ją na jednej pustej półce będącej na wysokości jego nosa.
Wskoczyłem tam z zadowoleniem. Półka była szeroka i w miarę głęboka jak na mój gust.
- Po drugie: nikt nie dotyka moich kolekcji ani nie zmienia ich miejsc położenia. - powiedział ze zdecydowaniem Jaskier - I po trzecie: ja tu ustalam zasady. Wszystko jasne?
Pokiwałem głową i ułożyłem się do drzemki. Zanim jednak zasnąłem Jaskier przyniósł na kolację kawał sarniny, którą upiekł nad paleniskiem. Mięso swoim zapachem i skwierczeniem nie dało mi spać a poza tym byłem strasznie głodny, więc zeskoczyłem na podłogę i podreptałem do paleniska. Spojrzałem w górę na te tajemnicze dziurki.
- Jaskier?
- Tak?
- Od czego są te dziwne otwory nad paleniskiem? - pokazałem łapą o co mi chodzi.
- Sam zobacz. - powiedział i wyszedł na dwór.
Poszedłem za nim. Wilk pokazał mi łapą na łuk nad wejściem. Nad nim po lewej znajdował się nieco większy otwór, z którego wydobywał się dym z ogniska w środku.
- To dym włazi do tych otworków na suficie i wychodzi tędy? – spytałem - I sam to wymyśliłeś?
- Nie. Coś takiego po raz pierwszy widziałem u mojego przyjaciela wynalazcy, Leonarda. - odparł dumnie wilk - Ten szyb już tu co prawda był. Wystarczyło tylko go wyczyścić.
- Dziwny pomysł .- skomentowałem krótko.
- Ale za to jaki skuteczny. - dorzucił Jaskier - Nigdy nie lubię pracować w ciemnościach, ale dym z dogasającego paleniska strasznie mi przeszkadza gdy śpię. Dzięki temu "wynalazkowi" mamy niezadymioną i zarazem dobrze oświetloną jaskinię.

Spojrzałem z niedowierzaniem na wilka. Może i ma coś w tej swojej łepetynie, ale na pomysł wyczyszczenia sobie raz na jakiś czas zębów chyba nie wpadł.

Łowca - Felina



Imię: Felina 
Pseudonim/ Przezwisko: Feli, Fel
Wiek: 3 lata
Płeć: Samica
Punkty Walki:
Czym Ty jest?: Cheederian
Co robisz najlepiej?: Szybko biega, wspaniale się maskuje, wysoko skacze, niesamowicie wytrzymała, mimo swojego wzrostu potrafi dostać się wszędzie.
Rodzina: Zginęła, ale co do swoich dwóch braci nie jest pewna.
Partner: Nie spieszy się jej...choć zawsze marzyła o prawdziwej miłości od pierwszego wejrzenia.
Potomstwo: Brak
Klan: Od pewnego czasu jest sama i nie narzeka na to...
Stanowisko: Łowca
Charakter i Osobowość: Felina jak prawe każdy Cheederian jest energicznym kotem który bezczelnie wpycha swój łeb w nieswoje sprawy. Uwielbia zagadki i przygody. Ma coś pod pod rodzaj zmysłu, który mówi jej kiedy ktoś kłamie Czasem ciężko jest do niej dotrzeć bo zazwyczaj siedzi w swojej głowie. Można by powiedzieć że jest introwertykiem choć miesza się z ekstrawertykiem.Ma bardzo dobrą pamięć, gdy ktoś ją skrzywdzi chowa uczucia w sobie i długo planuje zemstę. Jest czujną obserwatorką, stara się odczytać wszystko z mimiki i ruchów jakiejś istoty, pomaga to określić uczucia i temperament danej osoby. Jest również wspaniałą słuchaczką, gdy ma pytania lub jakieś komentarze czeka aż ten ktoś skończy swoją wypowiedź. Może i sprawia wrażenie spokojnej osoby, ale gdy ją się pozna od razu można ją porównać do żywego srebra. Dla niej nie ma rzeczy nie możliwych, to wiecznie chodząca optymistka która łamie wszelkie prawa aby tylko urozmaicić sobie życie. Nie lubi siedzenia w jednym miejscu choć czasem leży na drzewie i myśli o niebieskich migdałach przez cały dzień. Lubi rozmawiać, ale nie jest gadułą. Uwielbia się śmiać choć nie często to robi. Jak trzeba potrafi zachowywać się poważnie, jest wrażliwa ale to ukrywa. Czasem ma gorsze dni i wtedy robi się nieprzyjemna, chłodna stara schować się od świata. Zawsze szybko podnosi się po upadkach choć nie zawsze jest to takie łatwe. Dotrzymuje powierzonych jej tajemnic, jest szlachetna i zawsze chętna do pomocy. Ogólnie Fel to miła duża kotka, która czasem może być trochę chłodna i tajemnicza.
Dodatkowy Opis: Wzrost: 1,67 m. Ma granatową z odcieniami ciemnego fioletu długą sierść.Jej oczy mają kolor fiołkowy. Ma długie i opływowe ciało dzięki któremu może szybko się poruszać. Nikt nie ma tak długiego ogona jak ona, nadaje on dla Feliny wiele koordynacji i zwinności, a także równowagi, potrafi chwytać nim różne przedmioty. W przednich łapach na każdym palcu ma gruby metalowy pierścień.
Styl Walki: Felina zawsze biła się ze swoimi braćmi więc można by powiedzieć że ma w tej dziedzinie wprawę. W walce polega przede wszystkim na strategii i obserwowaniu przeciwnika wyłapując jego słabe punkty. Dzięki swojemu wzrostowi nie każdy ma ochotę ją atakować. Fel bardzo boleśnie gryzie swojego przeciwnika i go drapie. Długie ostra pazury bez problemu rozcinają nawet grubą skórę. Każde uderzenie przednią łapą jest nieprzyjemne bo na palcach znajdują się twarde metalowe pierścienie. Czasem stosuje taktykę gdzie zeskakuje na przeciwnika z drzewa i wbija się w jego ciało. Do pomocy używa też swojego długiego, chwytnego i silnego ogona. Sprawnie i szybko wykonuje uniki. Podczas walki stara się jak najmocniej zmęczyć przeciwnika, bywało też tak że Fel zabiła kilku z nich. Wysoko i daleko skacze co pomaga dopaść przeciwnika, zwykle to ona jednak czeka na pierwszy ruch ze strony wroga. 
Song Theme: Avril Lavigne - What the hell
Hobciostki: Feli uwielbia śpiewać i polować. Kocha długie przechadzki i literaturę.Czasem lubi się wybiegać i potrenować, aby poprawić swoje umiejętności. Ma skłonność do śledzenie osób których nie zna ale również i do tych którzy są jej znajomymi.
Historia: Urodziła się razem z dwójką braci w odległej krainie której nazwy nikt nie zna, bo jej nie ma. Od małego bawiła się ze swoimi braćmi tam gdzie nie trzeba, zawsze zaciągali się w zakazane miejsca. Matka była łowcą, a ojciec wojownikiem rodzeństwo otrzymało więc po nich siłę i wytrzymałość. Pewnego dnia Fel wybrała się z braćmi na kilkudniową wycieczkę. Gdy wrócili nie znaleźli nikogo... Żywego, znaleźli swoich rodziców. Chodzili po swoich terenach gdy nagle zaatakowała ich ogromna chimera. Bracia, mimo sprzeciwów Fel kazali jej uciekać, wykonała to o co ją prosili. Szła tak potem przez długi czas, jej bracia nie doszli do niej gdy tu trafiła. Ma jednak nadziejęże w końcu natrafią kiedyś na nią.
Vigle Verty: 30٧ 

Właściciel: Adommy

środa, 25 czerwca 2014

Ventus do Surej

Spojrzałem w stronę skąd dobiegł odgłos. Dostrzegł błysk oczu, a to już wystarczyło. Wiedziałem że tam się ukryła. Czułem że mnie obserwuje. Patrzyłem tam, gdzie jak sądziłem były jej oczy. Nie myliłem się. Wilczyca warkneła ostrzegawczo, kiedy powstawiłem krok w jej kierunku. Zignorowałem to i postawiłem kolejny wpatrując się w nią uaprtym wzrokiem.
- Nie podchodź - syknęła. Przystanąłem i uniosłem głowę wyżej. Obrzuciłem ją uwarznym spojrzeniem.
- To nie ja cię pokonałem, tylko piroun - powiedziałem. Gwałtownie podniosła łeb i spojrzała na mnie uwarzniej. - Ale nie mam zamiaru dokańczać walki... Przyszedłem naprawić toco zepsułem...
- Obejdzie się -prychnęła wilczyca. - Możesz se iść!
Nie ruszyłem się z miejsca.
- No idź! - wrzasnęła. - IDŹ!
Nastała cisza a ona wpatrywała się we mnie wściekłym wzrokiem. Patrzyłem na nią spokojnie cały czas.
- Nie - odpowiedziałem. Może jakby była zdrowa rzuciłaby sie na mnie z zamiarem zabicia, ale teraz nie mogła.
- Nie mam zamiaru być traktowana jak szczeniak, nie potzrebuję pomocy! - warknęła.
- Czyżby? - odparłem z ironią w głosie. Przez chwilę wyglądała jagby się do mnie przekonała, ale zaraz potem wróciła do poprzedniego stanu.
- Zostań tu jesli musisz, ale mnie nie dotykaj! - warknęła. Dopiero po chwili oderwałem wzrok od niej. Poczułem głód, który dosyć długo juz ignorowałem. Odwróciłem się w stronę wyjścia i powoli zaczałem podażać w jego stronę.
- Jak chcesz - dorzuciłem jescze. Uznałem że jednak powiadomię wilczyce o moich zamiarach. - Zgłodniałem, więc raczej wrócę...



<Surej?>

Od Surej do Ventusa

Wadera kuśtykając przez jaskinię wypatrywała swymi czerwonymi ślepiami miejsca, w którym mogłaby się skryć, zdaleka od tego zadufanego głąba, który szukał tylko w niej pośmiewiska.
„Ja mu pokarzę.” Pomyślała „Kiedy tylko dojdę do siebie takie lanie mu sprawię, że rodzona matka go nie pozna!”
Surej doszła już do końca jaskini, nie wiedziała co ma zrobić, jeżeli tu zostanie to basior prędzej czy później ją znajdzie, a jeżeli zacznie się wracać to najpewniej wpadną na siebie gdzies pośrodku jaskini. Dziewczyna zaczęła rozglądać się po ścianach groty próbując wypatrzeć jakąś szczelinę lub półkę, która mogłaby posłużyć jej jako kryjówka. Niestety, skalnych nierówności brakło, jednak samica wypatrzyła szczelinę w odlęgłym kącie jaskini, która była na tyle duża i głęboka by mogła do niej wejść i zaszyć się w jej cieniach. Kulejąc dotarła do niej, wepchnąwszy się na sam tył szczeliny – gdzie, trzeba była przynać, było nieco niewygodnie – zwinęła się w kłębek ze ślepiami skierowanymi w stronę wyjścia oraz uszami wytężonymi, aby wychwycić każdy dźwięk oraz ruch, który mógłby jej pomóc ocenić czy basior już zrezygnował z poszukiwań czy jeszcze się kręci po jaskini.
„Dlaczego akurat ja?” pytała się w myślach „Co ja teraz zrobię? Sama sobie nie poradzę z tymi obrażeniami, nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc, a tego buca z czerwoną grzywką napewno nie poproszę o pomoc!” wyszczerzyła kły i momowolnie warknęła cicho, a je głos odbił się echem od skał, powtarzając się parę razy, poczym zniknąwszy w ciemnościach zapadła znów cisza „Chociaż on może być moją ostatnią deską ratunku...” po chwili owa myśl zakołatała jej we łbie, jednak nie potrafiła sobie wyobrazić jak mogłaby nagiąć swą dumę oraz godność, by skorzystać z pomocy osoby, która wygrała z nią walkę „Jeżeli mnie znajdzie wtedy zacznę się nad tym zastanawiać” doszła do sensownego rozwiązania, nie chcąc się teraz na dodatek stresować i irytować.
Dziewczyna długo czekała  w swym małym zakamarku, w jej sercu zaczęła kiełkować nadzieja, że basior zdążył się znudzić i już sobie poszedł, jednak zaraz obok owej nadzieji narodził się lekki niepokuj, spowodowany zamrtwiniem, iż teraz już nikt nie będzie mogł jej pomóc.
„A co jeżeli on nie chce mi pomóc?” zganiła swą naiwność „Co jeżeli on po prostu chce mnie dobić albo wyśmiać?” wadera zaczęła przypominać sobie zajścia zprzed lat i nawiązywać je do teraźniejszej sytuacji „W ich sercach nie ma już czułości i współczucia - dawno zapomnieli o miłości oraz chęci pomocy.” Zamknąwszy oczy przypomniała sobie słowa swego przyjaciela „Owładnęła nimi złość, nienawiść, chęć do wyższych celów, która kompletnie przysłoniła im oczy, zaślepiając na dobro i uczciwość...” z zamyśleń wyrwał ją dzwięk zbliżających się kroków oraz woń zaschniętej krwi.
W oczach zabyłysła złość, a wilczyca wtuliła się jeszcze bardziej w tył szczeliny...


Ventus?

wtorek, 24 czerwca 2014

Od Damona do Kishana

"Uhh.... Nie wiem co się ze mną dzieje! Po raz pierwszy tak mocno dokucza mi pragnienie walki. Jeśli teraz się poddam na bank przegram z tym tygrysem. Chol*era! Oczy mi łzawią...
Na pewno już mnie prześwietlił ten.. jak mu tam.. Kishan.
Deszcz trochę mnie orzeźwił, ale to i tak za mało. Nie, no ja już nie mogę!"
Nastroszyłem sierść, obnażyłem kły i zawarczałem gardłowo. Rozpędziłem się i skoczyłem na tygrysa. Uskoczył. Zahamowałem z poślizgiem o mały włosy nie wywracając się w błoto. Oboje przybraliśmy pozycję bojową, patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Powoli wszystkie odgłosy dochodziły do mnie jakby z oddali. Nie słyszałem już deszczu bębniącego o liście, wiatru targającego nasze futra i drzewa... Liczył się tylko on. Mój cel.
Skoczyliśmy w tym samym momencie, zderzając się w powietrzu. Był ode mnie cięższy i to ja upadłem na plecy. Przyszpilił mnie i próbował ugryźć, ale broniłem się zaciekle i chciałem odwdzięczyć się tym samym. Szamotaliśmy się. Udało mu się mnie zranić w pysk. Rozwścieczyłem się jeszcze bardziej. Odrzuciłem go na bok zaledwie na metr i wstałem, dysząc. On również szybko się podniósł. Znowu patrzyliśmy sobie w oczy.


<Kishan?>

niedziela, 22 czerwca 2014

Od Jenny do Hakai i Rena

Wbiegłam pomiędzy drzewa i ruszyłam na poszukiwania Alfy. Ren mnie zaintrygował. Szczerze mówiąc, naprawdę przypominał mi Indie. To imię, wygląd, nawet akcent. Ciekawe...
Zanim się zorientowała spostrzegła, że są na miejscu. arę metrów przed sobą spostrzegła wilki. Wśród nich byli: Hakai, siostra Zafiro (z tego co pamiętałam to Andromeda), jakiś kocur i Jaskier. Obejrzałam się na Rena. Stał jeszcze schowany w krzakach i przecząco kiwał głową. Posłałam mu rozumiejące spojrzenie po czym podbiegłam do grupki.
- Hej, mogę na chwilkę cię porwać, Hakai? - zwróciłam się do Alfy.
- Witaj Jenna, w czym rzecz? - uśmiechał się.
- W krzakach. - wskazałam na miejsce gdzie chował się Dihren. Alfa zerknął w tamtą stronę, po czym znowu na mnie.
- Jesteś pewna? - zapytał w końcu. Spojrzałam tam, złapałam czarnego za łapę i pociągnęłam w stronę Rena. Gdy ten zauważył lwygrysa wytrzeszczył oczy ale zaraz znowu miał pogodną minę i uśmiechał się do nowego.
- Witaj w Watasze Nieznanych Wariatów! Co cię do nas sprowadza? Chciałbyś dołączyć? - zapytał pogodnie Alfa. - Jestem Hakai, Alfa tych zacnych ziem.
- Cóż, no może... - Ren zawahał się i spojrzał na mnie. Ponagliłam go ruchem łapy. - Tak, chcę dołączyć. - przeniósł wzrok na Alfę.
- Dobrze, pozwól że zostawię cię w łapach naszej Jenny gdyż mam tam małe zamieszanie. - i popędził do grupy. Uśmiechnęłam się do nowego i powiedziałam:
- No, to witaj u wariatów.
- Dzięki.
- Hm, pokażę ci tereny, co ty na to? - już przygotowałam się do spaceru gdy wilk powiedział:


<Ren?>

Od Kishana do Damona

Wilk od razu stanął w pozycji bojowej.
Nie pamiętam bym już kogoś prowokował, a zwłaszcza jakiegoś wilka. Nie miałem zbytniej ochoty gryźć się z nieznajomym o pustym żołądku. Na dodatek ten deszcz.
- Coś ty za jeden? - spytał z nutą czystej ciekawości moją osobą.
-Kishan. - odparłem mierząc "przeciwnika" wzrokiem -  A poprawna forma wypowiedzi brzmi "Jak masz na imię" lub "Kim jesteś".
Wilk tylko coś warknął w odpowiedzi. Uśmiechnąłem się w myślach. Grunt to prowokacja. Zirytowany przeciwnik gorzej wymierzy atak. Ten na szczęście wydawał się zły zanim mnie spotkał.
Skupiłem się na ocenianiu mocnych i słabych stron basiora w razie gdyby ten zdecydował się mnie zaatakować. Był z pewnością większy od innych wilków. Łączy się to zapewne z większą siłą i...mniejszą zwinnością. Tego drugiego mogłem się spodziewać tylko w 50%. Tyle pewności mi nie wystarczy. Muszę jakoś przedłużyć gadaninę póki nie znajdę jakiejś słabości.
- Poznałeś moje imię. - powiedziałem w końcu - Może więc teraz poznam twoje?
- Spytałem cię o nie, bo lubię znać imiona swoich ofiar - odpowiedział wilk i uśmiechnął się sarkastycznie. - Moje nie jest ci do niczego potrzebne, ale skoro nalegasz...jestem Damon.
W trakcie tej krótkiej wymiany zdań zdążyłem zauważyć więcej szczegółów. Tym razem częściowo w psychice wilka. Mówił z nienaturalną pewnością siebie. Był pewny swego. Coś knuje...Jeśli dojdzie do walki (a na pewno dojdzie) założę się, że nie będzie grał czysto.


<Damon? Co więc robimy?>

Vigle Verty! x3

Przez nieobecność wielu członków naszej watahy, przez długi okres czasu, stan konta niektórych nie wiele się zmienił, no ale zawsze coś ;)

Agonia - 135٧ 
Jaskier - 90٧ 
Damon - 55٧
Jenna - 35٧
Hakai - 30٧
Surej - 30٧
Andromeda - 25٧
Essi - 25٧
Lilly - 10٧ 
Zafiro - 10٧ 
Vanssia - 10٧
Ventus - 5٧
Dihren - 5٧
Kishan - 5٧

Jak widać, Agonia znów podskoczyła, głównie przez konkurs, w którym uczestniczyła ^^
Jaskier znów obudził się ze wspaniałym dziełem, które naprawdę mnie ruszyło i dałam mu za nie trochę więcej Vigle Vertów - naprawdę, radzę przeczytać jego ostatnią książkę, znajdziecie ją w Blibsztacie ;)
Damon skrobie sobie Vigle Verty od momentu, w którym dołączył do watahy, jest w niej krótko a ma więcej pieniędzy niż niektórzy siedzący z nami od początku xD
Jenna też się obudziła i napisała długie opowiadania do naszego nowego członka - Dihrena - które mi się spodobało, gdyż było nim nieco humoru ^^
A tak po zatym to cała reszta stoi tam gdzie była >.<
Nie zapomnijmy też o naszych innych, nowych członkach, oprócz Dihrena ukazali się między nami - dziki kocur, Ricardo oraz czarny tygrys, Kishan x3
Mam nadzieję, że w następnym tygodniu u wszystkich będę mogła wpisać więcej Vigle Vertów, zaczynają się wakacje, więc będziecie może mieli więcej czasu na pisanie ^^

Sin of Sorrow x3

Konkurs! :D

Niestety, jak zauwarzyliście, nasza druga Alfa - Lilly - nie udziela się w ogóle w nasze życie społeczne. Próbowałam z nią rozmawiać, ale ona ciągle upiera się przy tym, żebym jej nie usuwała z watahy, jednak po dość długiej działalności tego bloga, jej kompletnemu braku wpisów oraz po namowach niektórych z Was postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i nie pytać się jej już o nic -.-"
Ogłaszam konkurs na nowego Alfę, a wybór ten zostawiam Wam, moje drogie wilczki. Piszcie mi na howrse - Ania0078 - kto, Waszym zdaniem, nadaje się na drugiego Alfę ^^ 
Tylko błagam, nie bądźcie stronniczy, ani nie wybierajcie swoich własnych wilków, po poprostu z serca pomyślcie kto powinien zarządzać watahą z Hakaim ;)
Ufam, że pomożecie mi wybrać właściwą osobę, godną tego stanowiska  x3

Sin of Sorrow x3

Od Hakai do Andromed, Jaskra i Ricardo

Hakai spojrzał na Jaskra potem na kocura, a następnie łypnął kątem oka na Andromedę, która gapiła się na kota jak zaczarowana. Z zaskoczenia aż nie wiedziali co mają powiedzieć, jednak czerwonooki szybko się ostrząsnął, dobierając szybko jakieś słowa w głowie by posklejać sensowne zdanie.
- Wybacz, jeżeli to co powiedziałem cię dotknęło. - zaczął.
- A dotknęło. - wtrącił swe trzy grosze kot, nie dając mu dokończyć swej wypowiedzi.
- Widzę. - mruknął pod nosem - Jednak nie spodziewałem się takiego obratu sprawy. - kontynuował, a tym razem przerwało mu tylko ciche prychnięcie.
- Co teraz z nim zrobić? - zapytała zciszonym głosem Andromeda, jedank poeta dosłyszał jej słowa i wypalił pierwszą lepszą myślą, która przyszła mu do głowy:
- Zjedzmy go! - na co kocur obrócił się w jego stronę i szczerząc ostre kiełki zasyczał przenikliwie.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. - pospieszył z odpowiedzią Alfa, poczym przechylił się do Jaskra i wyszeptał mu do ucha - Jeszcze stanie ci na żołądku. - na co wilk wykrzywił grymas na twarzy.
- Słyszałem! - krzyknął kocur, a Hakai zaśmiał się przyjaźnie.
- Wracając do sprawy. - powiedział w końcu nieco poważniej - Jestem Hakai, Alfą tych zacnych ziem, to jest Andromeda, ma towarzyszka, za to wilk, który cię tu przywlukł to Jaskier, nasz poeta. Wataha zwie się "Nieznani Wariaci". Poznamy twe imię oraz zamiary, kocurze? - zapytał z nutką podejrzenia w głosie.

Ricardo?

Od Dihrena do Jenny

- Dihren. - odwzajemniłem uśmiech - Dla przyjaciół Ren.
- Dziwne. Twoje imię brzmi jakbyś pochodził z moich stron.- wilczyca uważnie mi się przyglądnęła.- Ale tam skąd pochodzę nie ma takich...dziwnych kotów.
Ugryzłem się w język żeby nie skomentować tej uwagi. Zamiast tego odpowiedziałem spokojnie:
- Może dlatego, że mój ojciec był tygrysem a matka lwicą.
- To musiałeś mieć trudne dzieciństwo- tego również nie skomentowałem.- Ale przynajmniej mam z kim pogadać na znajome tematy. Może wpadniesz do mojej watahy na moment?- dodała po chwili Jenna.
Zastanowiłem się chwilę.
- A nie sprawi to zbytnego...zamieszania? Nie na co dzień spotyka się lwygrysa.
Jenna zamyśliła się. Krzywiła przy tym śmiesznie pyszczek, ale powstrzymałem się od uśmiechu.
- Mam chyba najlepsze z możliwych rozwiązań: pójdziemy po prostu zapytać o to alfę. Co ty na to?
- W sumie...nie mam chyba innego wyjścia.
Wilczyca uśmiechnęła się i zniknęła między drzewami. Niepewnie ruszyłem za nią a w głowie miałem jak na razie najgorsze scenariusze.


<Jenna? Wybacz długość>

sobota, 21 czerwca 2014

Od Jenny do Dihrena, Essi i Zafiro

Odbiegłam po rośliny dla Essi. Padało tak mocno, że w niektórych wrażliwych miejscach aż bolało. Ale wiedziałam, że nie mogę sobie usiąść i się rozpłakać. Przecież Essi miała poważne uszkodzenia i nie mogłam pozwolić, by coś jej się stało, zwłaszcza, jeśli chcę być w przyszłości Szamanką.
Po chwili zbierałam już ostatnie rośliny dla wilczycy. Jednak myślami byłam gdzie indziej. Spostrzegłam, tam w grocie, że Zafiro uważnie mi się przygląda. Tak...nieufnie. Nie wiem, może boi się, że skrzywdzę Essi? A zresztą, dopiero się poznaliśmy. Nie mam mu tego za złe, aczkolwiek nie ukrywam, ze irytuje mnie takie zachowanie. Trudno.
Byłam już prawie przy grocie. Dalej lało, rośliny zmokły, a jeśli jeszcze dłużej będą mokły, stracą swoje właściwości.
- Jestem! Wszystko w porządku? - oznajmiłam i od razu wzięłam się za przygotowanie lekarstw. Oczywiście, Zafiro musiał cały czas mnie kontrolować, no jakżeby inaczej. Starałam się nie zwracać na to uwagi, jednak po pewnym czasie miałam dość.
- Em, Zafiro? - odwróciłam się do niego, podczas obrywania liści na mniejsze kawałki. Essi zasnęła, więc mówiłam cicho.
- Tak? - cały czas patrzył mi na łapy.
- Wiem, że martwisz się o Essi ale mógłbyś może dać mi więcej przestrzeni? Wiesz, ja nie lubię jak ktoś cały czas patrzy co robię, bo wtedy często się denerwuje, a jak się denerwuję, to potrafię być nie miła albo coś zepsuć i... rozumiesz? - starałam się powiedzieć to uprzejmie, z uśmiechem.
- Ah...Rozumiem. - wrócił do Essi. Uff, odetchnęłam z ulgą. Potem przygotowałam lek i podałam go Essi. Odczekaliśmy jeszcze w grocie jakieś 2 godziny podczas których rozmawiałam z Essi o jej zainteresowaniach. Zafiro mało mówił ale już mi chyba troszkę, tak tyci tyci, zaufał. Następnie, ulewa się skończyła, Essi poprawił się stan zdrowotny i mogliśmy wrócić do siebie.
*** Następnego dnia***
Obudziłam się dzisiaj w niesłychanie złym nastroju. Stwierdziłam, że to jeden z dni, w których jestem nieobliczalna i niepodobna do siebie.
Wzruszyłam ramionami, ziewnęłam szeroko, przeciągnęłam po kolei każdą kończynę i potruchtałam do lasu na polowanie. Postanowiłam, że jeżeli nic nie upoluję, to będzie po mnie, bo przy takim nastawieniu jak dzisiaj, nikt nie zgodzi się mi pomóc.
Byłam na tropie sarny. Czułam ją ale jednocześnie byłam bardzo zaniepokojona. Wyczuwałam zapach...kota? Nie znałam go, co mnie rozdrażniło. Przygotowałam się do skoku jednak mignęła mi przed oczami biała smuga. Zatrzymałam się w miejscu i spojrzałam na moją sarnę. Już nie była moja. Koło niej leżał...tygrys, ale nie całkiem. Coś jak połączenie lwa i tygrysa. Ciekawie...Nagle, ogon białego zapalił się zielonym płomieniem. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Wtedy tygryso - lew odezwał się a głos miał taki...opanowany, spokojny, cichy...
- Jesteś może jakąś rozumną istotą czy może padlinożercą zwabionym zapachem krwi?
- A co jeśli powiem, że jestem po prostu waderą, którą wkurzyłeś? - zapytałam donośnym głosem, wychodząc z drzew.
- Wtedy będę zmuszony zapytać: czym cię tak wkurzyłem? - drażnił się, czy mi się zdawało?
- Hm, powiedzmy, że upolowałeś moja ofiarę - mówiąc to, kiwnęłam na sarnę, do połowy zjedzoną.
- Nie zauważyłem tabliczki z napisem: "Spadaj, ona jest moja!" - drażnił się. Byłam pewna.
- Ech, muszę w nie w takim razie zainwestować. - westchnęłam, po czym, o dziwo, uśmiechnęłam się. Nie było to normalne ze względu na okoliczności dzisiejszego dnia. W końcu miał być tym "złym". - Jestem Jenahia ale, proszę, mów mi Jenna. - podałam białemu łapę. - A ty to...?


<Dihren? Essi, Zafiro wybaczcie. Zostawiam was dla siebie   >

piątek, 20 czerwca 2014

Od Damon do Kogoś

Toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę Z jednej strony chciałem go zabić tu i teraz, a z drugiej niezbyt... Jeszcze na chwilę zatrzymałem głód.
-Mam to gdzieś. Spadam stąd. Radź sobie sam, szczeniaku.
Odwróciłem się szybko, nie zauważając reakcji wilka. Wybiegłem z jaskini na deszcz i pomknąłem między drzewami, przeskakując zwalone drzewa, korzenie i krzaki. Skupiłem się tylko na tym by powstrzymać moją wyrywającą się bestię.
Wtem zauważyłem kogoś. Zatrzymałem się z poślizgiem i spojrzałem na obcego.


<Kto chętny? ;D>

czwartek, 19 czerwca 2014

Wojownik - Łowca - Kishan



Imię: Kishan
Wiek: 3 lata
Czym Ty jest?: Tygrys bengalski (a konkretnie czarna odmiana)
Co robisz najlepiej?:
~ polowanie
~ walka
~ maskowanie się
Rodzina: Starszy brat Dihren
Partnerka: Jeśli kiedykolwiek spotka kogoś ze swojego gatunku to owszem :3
Stanowiska: Wojownik, Łowca
Charakter i Osobowość: Jest nerwowy i impulsywny. Woli działać niż siedzieć w miejscu. Często prowokuje innych (dobrze wie, że nawet jeśli dojdzie do walki to ma przewagę, ponieważ gniew zaślepia inne instynkty). Zawsze jest uśmiechnięty i wyluzowany. Trudno mu jednak panować nad złością i czasem zdarzają się wypadki, których lepiej nie opisywać.
Dodatkowy Opis: Kishan jako czarny tygrys łatwo zdobywa przewagę w walce i na polowaniach. Ciemne futro zapewnia mu element zaskoczenia. Jedyne co może go zdradzić to oczy: złote o zielonym połysku. Same w sobie są niezwykłe, a na dodatek Kishan dzięki nim widzi w ciemności lepiej niż inni.
Hobciostki: Głównym hobby Kishana jest odkrywanie nowych miejsc. Jednak mimo to jak gdzieś się zadomowi (najczęściej w jakiejś jaskini za wodospadem głęboko w dżungli) trudno go przekonać do przeprowadzki. Jest wielbicielem ustabilizowanego życia choć równocześnie kocha odczuwać dreszczyk emocji.
Historia: Podobnie jak brat nie ma dobrych wspomnień związanych z dzieciństwem. Urodził się jako drugie dziecko nieco pechowego białego tygrysa. Został on zdetronizowany pół roku przed narodzinami Kishana, ponieważ miał dziecko z lwicą i to do tego jeszcze żonatą. Teraz gdy wydawało mu się, że znowu wszystko będzie po staremu trafiło mu się kolejne "nieszczęście": czarny tygrys jako syn. Nic dziwnego, że traktował swoich synów równie podle. Lwygrys i czarny odmieniec. Gorzej chyba być nie mogło. Kishan całe dzieciństwo słyszał tylko "wstrętny odmieniec", "przeklęte nasienie" itp. Gdy skończył dwa lata stado z ulgą porzuciło braci. Przez jakiś czas podróżowali razem aż stwierdzili, że nie muszą już się nawzajem niańczyć i żyć jak chcą. Kishan jednak szybko zatęsknił za Renem, chociaż zdarzały im się często sprzeczki. Ruszył więc jego tropem i odnalazł w tej watasze.
Vigle Verty: 20٧ 
Własciciel: itita

Wyniki Konkursu! :D

Nadszedł dzień, w którym zakończył się konkurs, niestety, bardzo mało osób przysłało mi opowiadania, gdyż tylko dwie - Agonia oraz Damon -.-"
Liczyłam na nieco więcej kreatywności z Waszej strony, no ale cóż, może następnym razem konkurs Wam bardziej podpasuje :)
Opowiadania można znaleźć w zakładce "Konkursy x3", a radzę przeczytać, gdyż są on naprawdę ciekawe ^^
Nie będę się tu już rozpisywać tylko podam Wam wyniki x3

Agonia - 25٧ 
Damon - 30٧ 

Wiem, wiem, obiecana była nagroda 40٧, jednak postanowiłam wystawić pewne kryteria, które opowiadanie powinno spełnić, między innymi:

- Orginalny pomysł na opowiadanie.
- Logika
- Opisy uczuć wewnętrznych, otoczenia itp
- Ortografia

U Agoni zabrakło mi nieco opisów oraz logiki, bo w pewnym momencie zapętliłam się tak, że nie wiedziałam o co chodzi, a dropiero później, kiedy przeczytałam nieco dalej, zrozumiałam o co chciała powiedzieć ^^"
U Damona zabrakło mi tylko opisów ;)

Mam nadzieję, że wkrótce znów wejdzie mi pomysł do głowy na jakieś konkursy oraz, że więcej osób weźmie w nich udział x3

Sin of Sorrow x3

Od Jaskra do Andromedy i Hakai

Uśmiechnąłem się miło i odparłem:
-Czy aby na pewno was to interesuje? Co może interesować tak dzielnego alfę i cudowną waderę los zwykłego trubadura?
-Mnie tam bardzo interesuje- odpowiedziała Andromeda.
Cóż zrobić gdy dama prosi? Opowiedziałem więc krótko co mniej więcej działo się ze mną od ucieczki z domu do spotkania Agonii. Hakai co jakiś czas unosił pytająco brew ale nie przerywał, co bardzo mi odpowiadało.
-...a dalszą część opowieści już znacie.- zakończyłem i uśmiechnąłem się.
-Nie jestem pewien co do prawdziwości niektórych części twojej historii- Hakai odpowiedział również uśmiechem- ale poecie nie można zarzucać zbytnego koloryzowania. W każdym razie: witamy w watasze!

Przyznam, że nie jest tu tak źle. Zadomowiłem się szybko i z chęcią. Zwiedziłem tereny parę razy. Nie trafiłem na razie ani razu na Agonię. I w sumie dobrze, bo ani mnie, ani jej nie pasuje towarzystwo drugiego.
Pierwszy dzień w watasze minął mi leniwie. Dopiero wieczorem stało się coś ciekawego...
Wracałem właśnie do swojej jaskini, bo zaczynało się już ściemniać. Jak zwykle nuciłem pod nosem rozglądając się ciekawie dookoła. Nagle przed nosem mignął mi czarno biały kształt. Zatrzymałem się i spojrzałem w krzewy w których owy kształt zniknął. Nie mógł to być wilk. To coś było zbyt małe jak na gatunek canis lupus. Z ciekawości zacząłem się skradać w tym samym kierunku. W końcu zauważyłem wystający spod krzaka długi, puszysty, pręgowany ogon. Zanim jednak chwyciłem go w zęby coś rzuciło mi się na pysk sycząc i drapiąc wściekle.
Potrząsałem łbem na wszystkie strony, ale sycząca kreatura tylko bardziej wbijała mi pazury w nos. Cieszyłem się, że nikt z watahy mnie nie widział, bo cała ta scena wyglądała zapewne iście kretyńsko. W końcu przeturlałem się po ziemi i zwierze zeskoczyło z mojej głowy. Syknęło po raz ostatni i wspięło się na rosnące obok drzewo. Kiedy popatrzyłem w górę zorientowałem się, że to zwykły kot.
-Hej, kici kici!- zawołałem do zwierzaka.
-Sam jesteś "kici kici"!- odpowiedział (o dziwo) kot.
Zamarłem na chwilę.
-O zaraza, ty mówisz?!- zdziwiłem się.
-Nie! Świergotam jak wróbel!- zadrwił kocur.
Był to z pewnością młody zwierzak, a przynajmniej tak wywnioskowałem po głosie.
-Dobrze wróbelku!- odparłem.- Możesz mi więc wyświergotać jak masz na imię?
-Nie jest ci do niczego potrzebne!
-Nie przesadzaj.- powiedziałem.- Co taki dureń jak ja może ci zrobić? Już i tak wcześniej nie mogłem sobie z tobą poradzić.
Ośmielony kocur niepewnie i powoli zsunął się po pniu na ziemię. Tylko na to czekałem. Chwyciłem zębami skórę na karku kota i pobiegłem z nim w stronę watahy. Zwierzak głośno protestował i próbował drapać mnie po pysku. W końcu znalazłem Hakai'a. Rozmawiał o czymś z Andromedą. Z tryumfalnym uśmiechem rzuciłem do łap zdumionego alfy szamotającego się kocura.
-Nie uwierzycie co znalazłem!- zacząłem.
-Eeee...kota?- zgadywała Andromeda.
-To nie jest zwykły kot! On umie MÓWIĆ!
Wilki popatrzyły na mnie jak na wariata.
-Jaskier? Czy ty się dobrze czujesz?- spytał Hakai.- To tylko zdziczały kot...
-Jeśli ktoś tu jest dzikusem to na pewno nie ja!- oburzył się w końcu kot.- To ten idiota mnie tu przytargał!
Andromedę i alfę zamurowało.


<Hakai? Andromeda? Czy tego gadającego kota można ugotować?>

Od Dihrena do kogoś

Sarna czujnie podniosła łeb. Rozejrzała się wokół i uspokojona wróciła do skubania źdźbeł trawy. Nie spodziewała się ataku. Nawet dla niej to lepiej. I tak kiedyś umrze, więc czemu nie teraz? Oszczędzę jej cierpienia i niepewności.
Skradałem się w wysokiej trawie. Zamachnąłem parę razy ogonem z podniecenia. Oddech mimo rozsadzającej mnie energii był spokojny, miarowy. Nie mogę sobie pozwolić na choćby jedno sapnięcie. Sarny mają czuły słuch, jednak nie na tyle, by górować nad drapieżnikiem. Kalkulowałem w głowie schemat ataku: wyskok, chwyt pazurami, wbicie zębów w tchawicę bądź kark. Dopiero gdy upewniłem się co do całego planu rozpocząłem atak.
Czas jakby zwolnił bieg.
Spiąłem mięśnie tylnych łap i wybiłem się w powietrze. Sarna rozpaczliwie spróbowała uskoczyć. Niestety, zauważyła mnie za późno. Wbiłem pazury w grzbiet zwierzyny. Powaliłem ją ciężarem na ziemię. Szybko zakończyłem jej męki przegryzając tchawicę.
Oblizałem pysk z krwi.
-Co jednych zabija drugich ratuje.- wyrecytowałem i już miałem zacząć jeść gdy nagle moją uwagę zwrócił ledwie słyszalny szmer.
Koniec mojego ogona zajął się zielonym płomieniem. Zmysły nagle wyostrzyły się szukając dowodów na czyjąś obecność. Zamarłem. Niewidzialny przeciwnik musiał zrobić to samo. Wtem zauważyłem ruch w krzewach za mną. Nie zdradziłem, że znam obecność osobnika. Po pełnej napięcia ciszy odwróciłem się spokojnie w stronę niespodziewanego gościa.
-Jesteś może jakąś rozumną istotą- spytałem- czy może padlinożercą zwabionym zapachem krwi?
Po chwili z krzaków wyszedł wilk.


<Ktoś dokończy?>

Łowca - Obrońca - Dihren



Imię: Dihren (dla przyjaciół Ren)
Wiek: 3 i pół roku
Czym Ty jest?: Lwygrys (wiem, głupio brzmi, ale tak "profesjonalnie" nazywa się mieszańca lwa i tygrysa)
Co robisz najlepiej?:
~tropienie
~rozmowa w innych językach
~polowania (sam na sam ze zdobyczą, tylko wtedy umie się naprawdę skupić)
Rodzina: Młodszy brat Kishan (z drugiego związku ojca)
Partnerka: Szuka, ale bogowie wiedzą czy znajdzie
Stanowiska: Łowca, obrońca
Charakter i Osobowość: Spokojny i opanowany osobnik. Nie miesza się w cudze sprawy i potyczki. Jest raczej obserwatorem: przygląda się chwilę i czeka na odpowiedni moment. Nie walczy z kimś "dla pokazu". Sprawy pojedynków traktuje śmiertelnie poważnie. Nie chowa długo urazy. Mimo ciągłego spięcia potrafi się rozluźnić i dobrze bawić. Łatwo wywołać na jego pysku uśmiech, ale poczucie humoru ma zdecydowanie inne niż reszta.
Dodatkowy Opis: Ren ma pewną dziwną przypadłość, którą wiele zabobonnych członków poprzedniego stada uważało za klątwę. Otóż gdy Dihren zbytnio się wkurzy, ucieszy itp. jego futro się "zapala" zielonym ogniem. Nie czyni mu to żadnej krzywdy, ale innym już może. Dzieje się tak głównie na końcówce ogona i łapach.
Hobciostki: Dihrena fascynują ptaki. Uwielbia patrzeć jak wzbijają się w powietrze i lecą tak wysoko, że znikają z pola widzenia. Niektóre (zwłaszcza te małe o kolorowych piórkach) przypominają mu swój poprzedni dom.
Historia: Cóż...nigdy nie miał kolorowo w życiu. I to głównie przez nieodpowiedzialnego ojca. Otóż był to dumny biały tygrys rządzący w swoim stadzie twardą i troskliwą łapą. Głównym wrogiem tygrysów było stado lwów. A ten dureń jak na złość musiał zabujać się właśnie w lwicy. I to na dodatek żonatej. Gdy Dihren się urodził wszystko wyszło na jaw. Lwica zrzekła się praw do opieki nad Renem na oczach reszty stada tygrysów. Powiedziała wtedy, że pusty tygrys ją uwiódł i zostawił samą z dzieckiem. Przywódca pewnie miał ochotę zapaść się pod ziemię. Zdetronizowano go. Pół roku później gdy cała sprawa przycichła znalazł już sobie normalną partnerkę (tzn. tygrysicę). I w ten sposób Dihren został starszym bratem. A tu kolejna niespodzianka: Kishan, młodszy brat Rena, był CZARNYM tygrysem. Tygrysy przeważnie są rude lub białe. Czarni to u nich odmieńce, niepotrzebny balast, piąte koło u wozu. Kishan miał więc równie ciężkie dzieciństwo co Dihren. Gdy Kishan skończył dwa lata z ulgą wygnano dwójkę odmieńców. Bracia przez jakiś czas podróżowali razem. W końcu zdecydowali rozdzielić się. Dihren wkrótce potem odnalazł tę watahę.
Vigle Verty: 15٧ 
 Własciciel: itita

wtorek, 17 czerwca 2014

Od Hakai do Agoni, Andromedy i Jaskra

 Basior zaśmiał się przyjaźnie i posłał mu lekki uśmiech.
- To wolna wataha, ja tu jestem tylko po to by trzymać porządek, a nie po to, by wyznaczać wam legowiska czy ilość pożywienia do zjedzenia. – stwierdził – Śpisz gdzie chcesz, możesz w którejś z jaskiń, a możesz nawet w samym środku lasu lub na urwisku, twoja jest to decyzja.
- Podoba mi się taki układ. – powiedział z zadowoleniem Jaskier i machnął ogonem.
- Doprowadziłem was tam gdzie chcieliście, możesz już iść, Agonio, droga wolna, nie musisz się już z nami męczyć. – powiedział Hakai z nutką oschłości w głosie i kiwnął jej głową na znak, że może odejść, po czym stracił nią zainteresowanie i zwrócił się do Andromedy z Jaskrem – Opowiedziałem wam o sobie, jednak my nic nie wiemy o tobie, zacny poeto. – zwrócił sie do Jaskra – Zechcesz nam coś opowiedzieć? – zapytał i spojrzał na Andromedę, która uśmiechnęła się, widocznie również zainteresowana historią tajemniczego artysty.


Jaskier? Andromeda?

Od Jaskra do Agoni, Andromedy i Hakai

Hakai zaprowadził nas w stronę legowisk. Przez całą drogę opowiadał o swojej watasze to i owo. Ja z przyjemnością słuchałem (bo jestem z natury ciekawski). Nie można było jednak powiedzieć tego o Agonii. Wilczyca co chwilę teatralnie wzdychała a raz odkaszlnęła wyraźnie sztucznie. Andromeda (czarna wadera o złotych oczach) spojrzała na nią karcąco, ale nic nie powiedziała.
- Nie przejmuj się nią. - uspokoiłem wilczycę - A podobno to ze mną trudno wytrzymać...
- Przynajmniej ty nie przerywasz jak ktoś mówi. - powiedział Hakai i wrócił do monologu.
Doszliśmy do legowisk watahy.
- Całkiem tu macie ładnie. – przyznałem - Chciałbym się tylko jeszcze dowiedzieć gdzie konkretnie będę mieszkał i daję wam święty spokój.


<Hakai?>

Szpieg - Ricardo



Imię: Ricardo (dla przyjaciół Ricky bądź Rico)
Wiek: 2 lata
Czym Ty jest?: Catus (czyli po prostu kot domowy, ale profesjonalna nazwa lepiej brzmi)
Co robisz najlepiej?:
- wspinaczka po drzewach
- przedrzeźnianie innych (na serio jest w tym dobry, potrafi podrobić prawie każdy głos)
- jest nawet bardzo przekonujący
- spostrzegawczość to jego największy plus
- potrafi niesamowicie szybko biegać
Rodzina: Tak jak każda: dwoje rodziców, czworo dziadków, no może dziesięcioro rodzeństwa nie jest zbyt normalne.
Partnerka: Pierwsze w ogóle musi spotkać kogoś ze swojego gatunku :P. Na szczęście nadal jest chyba zbyt młody.
Stanowiska: Szpieg
Charakter i Osobowość: Zaradny i pomysłowy kocur. Jest niesamowicie towarzyski. Jednak jest także straszliwym zgrywusem. Nie umie wytrzymać paru minut bez zrobienia komuś na złość choćby krótką docinką. Bardzo trudno mu się "odgryźć", bo każde słowo szybko obraca przeciw komuś innemu. Przez to bardzo trudno wyprowadzić go z równowagi. Lubi zaczepiać nawet największe wilki, bo i tak nikt nie może go dogonić. Ale mimo tego cierpliwym i wyrozumiałym osobnikom nie trudno polubić tego malca.
Dodatkowy Opis: Jest idealnym dowodem na to, że mały rozmiar nie musi być wadą. Ma gibki kręgosłup (jak każdy kot) i dzięki temu łatwo manewruje podczas sprintu. Miękkie łapki ułatwiają Ricardowi kradzież różnych małych przedmiotów. Rico przez większość czasu ma dobry humor.
Hobciostki: Ricky ma słabość do błyskotek. Uwielbia zbierać różne bransolety, pierścionki, stare monety a nawet zwyczajne guziki. Często właśnie z nich okrada nieuważne i zarozumiałe wilki. Nie należy do leniwych kocurów, które wylegują się cały dzień na słoneczku. Owszem, lubi czasem poleniuchować ale bardziej lubi dobrą zabawę.
Historia: Urodził się w najzwyklejszej kociej rodzinie. Mama, tata, babcie i dzadkowie...tylko jego rodzeństwo jakoś mu nie pasowało. W sumie było ich (licząc Ricarda) 11; wszystkie puchate z ogonami w paski. Tylko kolorami się różnili. Ricky był dosłownie czarną owcą, bo wyróżniał się nie tylko charakterem, ale i sierścią. Miał dość traktowania go jak pasujący element układanki i uciekł z domu w poszukiwaniu przygód. Chciał w końcu bardziej się wyróżnić. A kot w watasze wilków (przynajmniej przed jego przybyciem) powinien się całkiem dobrze wyróżniać.

Vigle Verty: 25 ٧  

niedziela, 15 czerwca 2014

Od Ventusa do Damona i Surej

Westchnąłem. Nie miałem najmniejszego zamiaru zostawić jej. Właściwie nie wiem po co.
- Idziesz? - zapytałem Damona. Mruknął coś. Szykował się do ataku, jeśli najdzie potrzeba, bądź i bez potrzeby. Zignorowałem to. Szukałem wadery, której prędko pewnie nie znajdę. Nie miałem czasu (ani chęci) do kolejnej potyczki. Zapach wadery nie był zbyt wyraźny, dlatego kiedy trafiłem na mocniejszy trop rzuciłem się biegiem. Zatrzymałem się dosyć szybko. Trop był znów słaby. Przysiadłem na chwilę i znów westchnąłem. Szybko jej nie znjadę. Po chwili zza krzaków wyskoczył Damon. Skoczył na mnie i przygwoździł do ziemi. Wyszczerszył kły i warknął.
- Wiesz... wolałbym żebyś ze mnie zszedł skoro idziesz w tym samym kierunku i zwalił mnie z nóg potem, jak nie będzie mi się spieszyło z odszukaniem jej - powiedziałem spokojnym wzrokiem. Spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem. Dopiero po chwili wypuścił. - Dzięki... Tylko tym razem odpowiedz wyraźnie. Idziesz oddzielnie czy pomagasz mi?


<Damon? Surej? Ot taka wena...>

Komunikat! :D

Witajcie ponownie! :D
Oznajmiam wszem i wobec iz powróciłam z mej wycieczki i blog wraca do pracy po tej jakże długiej przerwie x3
Mam nadzieję, że nie rozleniwiliście się za bardzo i będziecie równie aktywni (lub nawet bardziej) jak przed ową przerwą ;)
Odświeżę Wam nieco pamięć i przypomnę jakie to opowiadania macie do dokończenie ;)

Od Agoni do Hakai, Jaskra i Andromedy - Jaskier lub Andromeda

Od Zafiro do Essi i Jenny - Essi lub Jenna

czwartek, 5 czerwca 2014

Komunikat!

Mam niestety złe wieści, gdyż dość dużo wilków będę musiała wpisać na listę nieobecnych, w tym także swoje ^^"
A o to i lista:

Od 09.06 - 13.06 - jadę na wycieczkę klasową na Litwę i bedę kompletnie odcięta od wszelkich urządzeń elektronicznych, oprócz komórki ^^"
Przez następny tydzień nie będzie Jaskra, którego właścicielka ma małe problemy w szkole :/
A przez następne 2 tygodnie nie będzie naszej dorogiej Essi, której niegrzeczna właścicielka coś naskrobała i dostała szlaban na kompa -.-"

Mam nadzieję, że przeżyjecie tę chwilę rozłąki ;)
Sin of Sorrow x3

środa, 4 czerwca 2014

Od Surej do Ventusa i Damona

Wadera spojrzała na dwóch basiorów zmierzających w jej kierunku. Wstała na równe nogi i wyszczerzyła kły, jerząc sierść, wilki stanęły w miejscu patrząc na nią. Wadera patrzyła na czarnego basiora wściekle z nienawiścią w oczach, nie zwróciła uwagi na nowoprzybyłego, nie obchodził on ją aktualnie.
- Po co tu przylazłeś? – krzynęła na niego i schowała się w cień jaskini tak, aby zakryć nogę – Idź precz! Nie dość już mi przysporzyłeś kłopotów? Czego tu jeszcze szukasz? Chcesz się chełpić oszukaną wygraną? A może wyśmiać mnie? – warknęła na niego i nie czekając na odpowiedź na które kolwiek z pytań kontynuowała – Proszę cię bardzo! Śmiej się! Nie mam nic przeciwko! Po co byś tu inaczej przychodził? Napewno nie po to by mi pomóc... – jej krzyk powoli przechodził do mrukliwego tonu, aż w końcu mruknęła pod nosem – W końcu wszyscy jesteście tacy sami.
Zapadło chwilowe milczenie, przerywane jedynie oddalającymi się grzmotami i cichnącym szumem deszczu, dziewczyna wycofała się kompletnie w cień tak, że tylko jej czerwone ślepia błyszczały w ciemnościach, w końcu jej wróg postanowił się odezwać.
- A co jeżeli przyszedłem ci pomóc? – zapytał spokojnie.
- Nie chcę twojej pomocy, litości ani współczucia, nie jestem bezradnym szczeniakiem, który potrzebuje matczynych uczuć oraz troski. – warknęła cicho dziewczyna – Idź precz, po prostu zniknij mi z życia...
To mówiąc zniknęła kompletnie w cieniu, niczym duch, który rozpływa się w powietrzu...


Ventus? Damon? Szukajcie wiatru w polu x3