środa, 8 lipca 2015

Od Trash'a do Brego - Lanie wody lvl. Husk

        Chłopak nie miał najmniejszego pojęcia jak wielka hybryda zareaguje na jego wyznanie. Mogła wszak jednym ruchem łapy wbić go w ziemię, albo wysłać w paraboliczny lot mający zakończyć się na pniu najbliższej sosny. Jednak z jakiś powodów nawet tak silne stwory nie zawsze niszczyły, deptały i atakowały wszystko co mniejsze i słabsze od nich. Potrzebowały takich samych więzi z bliskimi, poparcia, przyjaciół… Jak wszyscy inni (poza typkami takimi jak Trash - oni byli z góry negatywnie nastawieni do czegoś takiego) i z głową dobierali sobie ofiary, wiedząc, że zdezintegrowanie nieodpowiedniego osobnika może się skończyć dezaprobatą społeczności, bądź - konkretnych osób. Taka właściwość myślących istot dawała nadzieję, że mimo fizycznej słabości im (śmieciom wszelkiej maści) uda się jakoś przetrwać. Dlatego właśnie opłacało się Husk’owi utrzymywać więzi. Korzyści. Wszyscy robimy to co jest dla nas w pewien sposób korzystne. A pożyteczne mogą być zarówno dobra materialne, jedzenie, poczucie bezpieczeństwa jak i duma z siebie samego czy przyjemne poczucie spełnienia. Trash przełamywał się i zawierał znajomości po to, by świadomie jak najwięcej takich korzyści odnieść, także swoim zachowaniem manipulował tak, by inni byli mu bardziej przychylni (znaczy próbował, ale nie zawsze z dobrym efektem) na zasadzie: Daj im się nad sobą zlitować, a będą się czuli więksi i lepsi, dzięki czemu staną się pobłażliwi i spokojniejsi wobec ciebie. Ot i cała filozofia. Oczywiście stosowana tylko w przypadkach walki o w miarę spokojną egzystencję, bo jeśli szło o zdobywanie sympatii innych Trash był totalną lebiegą i w dodatku wcale nie starał się tego zmieniać. Nie potrzebował do szczęścia masy rozdziawionych, trajkoczących mu nad uchem szczęk i biegających wokół niego stworzeń, które myślą że zrozumie on ich problemy i to jeszcze - o zgrozo! - z chęcią i uwagą. Bo tak odbierał zachowanie tak zwanych ‚przyjaciół’ różnej maści. Oczywiście niektórzy byli bardziej powściągliwi i opanowani (ci z automatu zyskiwali jego aprobatę, o ile można to tak w ogóle nazwać), ale bycie czyimś przyjacielem z reguły oznaczało poświęcanie mu nadmiaru uwagi i czasu, poświęcenie prywatności oraz możliwość, że ów ‚kumpel’ wpadnie do ciebie o trzeciej nad ranem tylko po to, by zapytać, czy ma szanse na umówienie się z tą nową w watasze piękinisią. Jakbyś ty mógł to wiedzieć! Wymagają od ciebie wiedzy, której nie posiadasz i jasnowidztwa (wszelkie zabarwione czernią pesymizmu proroctwa od razu możesz se schować do kieszeni), a jeśli coś im się nie uda są w stanie zwalić to na ciebie. No może nie zawsze, ale na pewno w środku mają pretensję, że źle im doradziłeś. Z kolei jeśli od razu im powiesz, że nie umiesz im pomóc to albo się obrażają, albo myślą, że ty się obraziłeś, albo - jeszcze lepiej - naciskają na ciebie godzinami, aż nie wyplujesz im przed nos jakiejś wyssanej z palca opowieści. 
Podłe. I obrzydliwe. A już w szczególności - zbędne.
Taka była opinia ościstego w tej sprawie. Zaś jeśli chodzi o jego plany i relacje… Postara się, POSTARA (nie koniecznie musi mu się to udać) zawiązać jakieś znośne znajomości z… No z kim będą możliwości jakoś się porozumieć (bądź ładnie go zmanipulować). Póki co Dania okazała się być całkiem przydatna (pomijając fakt, że była wcieleniem demona chaosu i sprowadzała na niego - był tego pewien - wszelkiego rodzaju nieszczęścia). Nie wymagała od niego niczego poza tym, by znosił jej ciągłe gadanie, a co najważniejsze, wcale nie zniechęcało jej to, że miejscami w ogóle nie słuchał co do niego mówiła. Po prostu cieszyła się, że może PRZY KIMŚ coś powiedzieć. A Trash miał zapewniony odwracający uwagę wrogów wabik, małą podręczną (choć niekoniecznie mu potrzebną) encyklopedię i co ważniejsze - żywą tarczę, która potrafi udobruchać kilku metrową hybrydę. Pozbyć się kogoś takiego było szczytem głupoty! Dlatego od teraz będzie bardziej dbał o tę znajomość (choć z Dania znajomości utrzymywały się same, to było naprawdę wygodne). Nie fair? A skąd! Myślicie, że takie Dania, Blinwind czy Andromeda są całkiem bezinteresowne i niewinne? Haha! Bzdury! Nie ma ani jednej osoby, która robi coś dla ciebie nie odnosząc z tego żadnych korzyści. Ekstrawertycy. To idealny przykład. Oni by normalnie funkcjonować potrzebują uwagi innych. Potrzebują towarzystwa. Mają wielu znajomych, ale ich relacje z nimi charakteryzują się płytkością. Introwertycy także nie są aniołkami, choć utrzymują głębsze i mocniejsze więzi (z mniejszą ilością osób). To oni są w stanie powiedzieć ci: ,,wybacz, ale przebywanie z tobą bardzo mnie męczy, czy możesz już sobie pójść?”. Taak - niestety myślące istosty są bardzo skomplikowane i kłopotliwe. Taka Dania wymaga poświęcenia jej czasu i znoszenia ciągłego dziamgolenia, za to odpuszcza ci brak uwagi. A Blind czy Andromeda? Pomaganie innym sprawia, że czują się dobrze, robią to DLA WŁASNEJ PRZYJEMNOŚCI. Takie się urodziły - z predyspozycją do odczuwania przyjemności gdy się poświęcają. Trash sądził, że to rodzaj masochizmu. 
Tak więc wśród tej zgrai czuł się prędzej ofiarą niż manipulantem, a już na pewno nie patrzył na siebie jak na podłego kryminalistę. On w przeciwieństwie do takich ‚uroczych, dobrych’ stworzeń od razu oznajmiał światu i wszystkim zgromadzonym jedyną słuszną prawdę: JA jestem dla siebie o wiele ważniejszy niż TY kiedykolwiek będziesz. JA robię wszystko dla SIEBIE. TY jesteś tylko narzędziem. Koniec.
Jednak tę jego nie owiniętą nawet w podartą szmatkę szczerość nie każdy chciał przyjąć. 
Póki co Dan dawała radę. A teraz musiał uważać, by nie powiedzieć za dużo przy hybrydzie i nie zepsuć tego, co ruda dla niego (czyli dla własnej satysfakcji) wywalczyła. Nie był pewien jak udało mu się wyprostować i stanąć niemal dumnie na przeciw bestii. Może to desperacja? Tak, chyba sądził, że albo teraz, albo już nigdy… Miał ostatnią szansę, nic do stracenia (tak się przynajmniej czuł) i udało mu się na chwilę wyrwać ze szponów obezwładniającej paniki. Dlaczego się jednak nie płaszczył i nie lał łez błagając o wybaczenie? Też nie był pewien. Może miejsce lęku zajęły te szczątki dumy, które gnieździły się gdzieś w zakamarkach jego głowy. A może nie chciał kłamać? Nie lubił odgrywać komedii (w przeciwieństwie do Efy) i udawać kogoś kim nie był, kim się nie czuł czy mówić czego nie uważał za prawdę. A uważał, że miał pewne prawo osądzić hybrydę o morderstwo. Był świadom, że w tej chwili się pomylił, ale nie czuł żalu, a nawet nie opuściły go podejrzenia: ,,do następnego razu, hybrydo”.
Nie przepraszał więc z żalem w głosie, lecz twardo oświadczył, że TYM RAZEM nie miał racji. Ciut ryzykowne, ale jak mógł inaczej? 
Bestia znów poodstawiała szopkę, a potem o zgrozo przybliżyła się… W chwili gdy uniosła łapę, Trash’a opuściła już nawet desperacja i skulił się przeklinając siebie za brak talentu aktorskiego i cholerną naturę, która zawsze każe mu mówić co myśli (bądź zamilknąć na wieki). Cios jednak nie następował. A wilk czekał i czekał… Zż w końcu podniósł wzrok i zobaczył wyciągniętą w jego stronę kończynę. Bestia czekała.
Efekt pozytywny, TAK! UDAŁO CI SIĘ, JESTEŚ FARCIARZEM TRASH! OPŁACAŁO SIĘ! JESTEŚ GENIALNY! I tak umrzesz.
Chłopak ochłonąwszy i rozważający nadal ostanią myśł (była zastanawiająco prawdziwa) oderwał powoli swoją prawą, przednią łapę od kojąco zimnego śniegu i drżącym ruchem wsunął ją w łapę Brego. Oczywiście nie omieszkał dojść do wniosku, że monster może go za nią chwycić i wyrwać mu ją z dzikim rykiem, albo wesoło nim sobie pomachać. Wszak był nieobliczalny. Łudził się jednak, że ze względu na Dan tego nie zrobi. A ona chyba traciła cierpliwość…
A niech to, raz się żyje! - Trash zacisnął oczy i pomimo wstrętu do jekiegokolwiek kontaktu fizycznego ostatecznie dotknął zmarzniętej łapy giganta. Miał tylko nadzieję, że to nie ostatni raz gdy widzi się ze swoją ręką. Zdążył ją już polubić przez te wszystkie lata…


Brrrrego? XD (Poczekaj chwilkę, bo jeszcze Dania będzie mieć swoje 5 groszy ~)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)