Korzystając z chwili, że dziewczyna przymknęła pyszczek
na te kilka sekund Hakai (po tym jak już upewnił się, że nie wybiła mu któregoś
stawu oraz nie przyprawiła o skrzywienie kręgosłupa) zagarnął obydwie do siebie
z uśmiechem.
- No, w takim razie ruszamy na wycieczkę krajoznawczą. – z
tymi słowami wypuścił wadery (Danka wytrzeliła jak z procy przejmując
prowadzenie, choć nie miała bladego pojęcia dokąd ma iść) ruszając na wschód.
Pomyślał, że najlepiej będzie pokazać dziewczynie odrazu
niebezpieczne zakątki tych terenów, lepiej żeby poszła tam z nimi pierwszy raz
niż zapałętała się tam sama... A czy w przyszłości będzie potem na nie uważać
czy też nie... To już w sumie nie od niego zależało.
Mała waderka biegała kilka metrów przed parką co chwila
przystając, pytając o drogę, oglądając się za nimi, bądź poganiając ich
niecierpliwie i marudząc, że wloką się jak muchy w smole. Alfa dawał więc waderze
błędne wskazówki co do kierunku, w którym miała podążać oraz śladów, którymi miała się kierować, żeby
trzymała się blisko nich a za razem się nie nudziła oraz miała zajęcie. Dziewczyna
więc znikała w zaroślach przed nimi słuchając się słów Hakai, żeby po kilku minutach
wyłonić się z radosnym uśmiechem gdzieś na lewo lub prawo z powrotem na
wysokości swoich towarzyszy, ze dziwieniem (myśląc) zauważając, że
zrównali się z nią, a tak naprawdę to ona zataczała wielkie koła i cofała się o
te kilka metrów. Dzięki temu nie szło jej zgubić, a taka zabawa (uznał Hakai,
gdy Andromeda zwróciła mu uwagę, że nie powinien jej robić wody z mózgu) pomoże
jej lepiej zaznajomić się z lasem.
- Którędy teraz? – krzyknęła Danka zza zarośli, w które
wparowała jak dzika, a nie mogąc się z nich wyplątać błąkała się między suchymi
gałązkami szukając wyjścia z labiryntu.
- Przed siebie. – doradził jej Hakai patrzać z
rozbawieniem jak dziewczynna próbuje rozplątać swoje rude loki trzymające ją na
uwięzi.
- Kurde, strasznie rozległe te wasze tereny, nie
myślałam, że są aż tak obszerne, idziemy, idziemy, idziemy, a jeszcze nigdzie
nie doszliśmy! – gadała wilczyca, żeby umilić sobie jakoś zajęcie rozplątywania
kołtunów, przy których Andromeda zlitowała się i postanowiła jej pomóc – Gdyby nie
fakt, że krajobraz się trochę zmienia w miarę jak idziemy to pomyśleć by można,
że stoimy w miejscu! Dokąd w ogóle idziemy?
Rudzielec miał rację, Hakai rozejrzał się dookoła,
krajobraz zmieniał się tutaj i to z każdym krokiem. Samiec wziął głęboki
oddech, powietrze stało się bardziej suche, śniegu oraz drzew było tu o wiele
mniej, dominowały tu niewielkie krzaki, które w miarę jak zbliżali się do gór
również zanikały. Nawet ziemia pod łapami wydawała się inna, a temperatura była
wyższa niż w pozostałych częściach terenów.
- Udało się! – zakrzyknęła triumfalnie waderka – Dzięki! –
rzuciła Andromedzie i wyskoczyła z krzaków.
- Gratuluję, a teraz zatrzymaj się na chwilę, odwróć oraz
spójrz przed siebie. – rzekł czerwonooki z równie triumfalnym uśmiechem na
pysku, był pewien, że to co dziewczyna ujrzy przed sobą zadziwi ją niemało.
Danka odwróciła się plecami do Alfy i spojrzała przed
siebie, wpierw nie wiedziała na czym ma skupić wzrok, jednak jej oczy wkrótce
spoczęły na potężnej górze, z której wnętrza powoli i leniwie wpływały fale
jaskrej magmy.
- O matko! Przeciez to najprawdziwszy w świecie wulkan! –
zakrzyknęła, a oczy jej zabłysły – Jaki on wielki! Swego czasu widziałam już
jeden, ale był nieduży... Niektórzy zaliczyliby go bardziej do małego
gejzera... Ale ten tu jest przeogromny! I do tego jeszcze jest aktywny!...
Zaraz... Jest aktywny... To źle! To bradzo źle! – wilczyca spojrzała na samca z
zaskoczeniem.
Jak oni mogli tu spokojnie żyć jak powoli zalewał ich
żywcem wulkan?!
- Nie ma się czego bać, magma wypływa z niego na tyle
wolno, że zanim zdąży się rozsprzestrzenić zastyga powodując już tylko
powiększenie tej masywnej góry. – wyłumaczył jej chichocząc z reakcji kundelki,
otrzymał bowiem oczekiwane zaskoczenie.
- Aaa, to nie jest tak źle, chwilę jeszcze tu pożyjemy,
póki nie zgniecie nas powiększająca się bezustannie góra. – stwierdziła raźnie –
A wiecie, że koleżanka mojej kuzynki trzeciego stopnia, miała babcię rozwódkę,
której kochanek znalazł sobie inna kobietę, której brat wpadł do takiego wulkanu?
Usmażył się na skwarka! Nie było co zbierać! Ej... A w tym wulkanie któś się
kiedyś zchajcował? – umilkła na moment wyczekując odpowiedzi na swoje pytanie.
- Mamy nadzieję, że nie... – rzekła Andromeda, choć
brzmiała jakby nie do końca wierzyła w swoje słowa.
- Nie, raczej nie, ten tu jest używany przez Blindwind,
Jennę, Brego i innych śmiałków do urządzania sobie wyścigów po strumieniach
lawy. – dodał Hakai.
- Wyścigów po czym?! – Dania aż nie mogła uwierzyć w to
co słyszała i wbiła niedowierzający wzrok w samca.
- Strumieniach lawy, muszę ci powiedzieć, że fajna
zabawa, pójdę z tobą kiedyś do Wind, to na pewno coś takiego się zorganizu... –
samiec nie dokończył, gdyż złotooka wadera wywinęła mu kuksańca pod żebro.
- Nikt nigdzie nie będzie po niczym zjeżdżał, to jest
przecież aktywny wulkan! – stwierdziła uważając ten pomysł na niedożeczny.
- I w tym cała zabawa. – wyszczerzył się do partnerki,
posłał rudej figlarskie oczko, po czym ruszyli dalej kierunkiem zwiedzania.
******
- Wooow.... A z tych tam ktoś kiedyś spadł? – zawołała ruda
wskazując palcem na latające wyspy w oddali, do których teraz odwróceni byli
tyłem, jednak błąkająca się po kątach Danka przyfilowała je wcześniej niż Alfy
zdążyły do nich przejść w swoich opowieściach o członkach watahy oraz reszcie
terenów.
- Raz mało brakowało, a mój brat Zafiro by spadł z jednego
z niewidzialnych mostów, które łączą te wyspy. – odpowiedziała waderce
Andromeda – Hakai w ostatniej chwili go uratował. – dziewczyna spojrzała ze
świecącymi oczyma na samca, który uśmiechnął się głupio tylko machnąwszy łapą.
- Nic wielkiego...
- Niewidzialne mosty? A kto wymyślił taką głupotę?
Przecież ktoś mógłby z tego spaść! Idziesz, idziesz, myślisz, że to most a tu
wtopa! Skręciłeś za wcześnie i plask! Mokra plama z ciebie zostaje! – skrytykowała
samiczka – Powinni byli dać jakieś barierki, albo jakieś znaki ostrzegawcze...
Albo chociaż narysować strzałki, żeby było wiadomo którędy iść!
- Jeżeli będziesz miała w przyszłości czas to nikt ci nie
broni zadbać o te niedociągnięcia. – rzekł czerwonooki z kąśliwym uśmieszkiem,
a suczka (zapędziwszy się w luźnej atmosferze panującej z Alfami) wytknęła
basiorowi język, szybko jednak go schowała, przypominając sobie o manierach.
Hakai jednak się nie zraził, nie naciskał jakoś na swoją
pozycję Alfy, póki wszyscy go słuchali i mieli wystarczający szacunek wolał
zachowywać się jak normlany wilk o randzie omegi między nimi, a nie jak
wyniosły poważny Alfa, za którego go większość uważała. Za to, żeby uniknąć
przeprosin, na które zbierało się Dani również wytknął jej jęzor, zaśmiał się, potargał
jej skołtuniony czerep, po czym ruszył w dalszą drogę. Dania uśmiechnęła się na
teto zajście i jeszcze bardziej polubiła tutejszego przywódcę...
******
- No chodźcie trochę szybciej, wolniej można już chyba
tylko stać! – rzuciła przez ramię suczka, która już zdążyła zajarzyć, że Hakai
cały czas mącił jej bezsensownie w głowie.
Choć żałowała teraz, że połapała się w tym wszystkim, bo
nie miała teraz żadnego innego zajęcia i musiała albo stawać oraz czekać na
ociągającą się parę, albo zwalniać do ślimaczego tępa –Jak tak będziemy szli to
do jutra nie zwiedzi... – dziewczyna nagle trafiła w coś twardego, miała łeb
odwrócony w drugą stronę, więc nie zauważyła co też takiego stanęło jej na
drodze, jednak była prawie pewna, że nic tam nie było, kiedy jeszcze chwilę
temu tam patrzyła.
- A cóż wy tu chcecie zwiedzać? – warknął basowy głos
znad waderki, która wywróciła się pod wpływem kolizji, a teraz patrzyła z dołu,
na wrogą, pocharatną mordę białego basiora o jednym oku – Z tego co wiem wasze
tereny tu się kończą... Hakai... – samiec spojrzał na nadchodzącego Alfę z
nieufnym wyrazem pyska.
Zraził się ostatnio do tej osoby. Za dużo zdorwia go
kosztowała znajomość z nim, po ostatniej akcji z Ferdalami wolał już nie
patrzeć na ten czarny pysk.
- Wiemy. – odpowiedział spokojnie, acz stanowczo – Nie przyszliśmy
tu po nic, oprowadzamy tylko nowe towarzystwo po terenach. – z tymi słowami
kiwnął na małą Dankę, która (jeszcze leżąc) wyszczerzyła się od ucha do ucha, w
ogóle nie zniesmaczona wyglądem wilka.
- Cześć! Jestem Dania Wargerbund! Ale mów mi Szalona Dan!
Ale jak to i to jest dla ciebie za długie i nie chce ci się tracić niezbędnej
energi na wypowiadanie tylu sylab, to proste Dan również wystarczy. – samiec uniósł
jedną brew patrząc na rozradowaną mordkę dziewczyny.
Nie bała się go? Nie widziała w nim bestii? Z jednej
strony go to zdziwiło a z drugiej... Poczuł lekkie kłócie w klatce piersiowej,
nie był pewien co to były za emocje, które wywołał w nim ten jeden, przesadzony,
szczery uśmiech, ale coś mu mówiło, że inni potocznie na to mówili -
wdzięczność. Gdyby na miejscu rudzielca był inni, rosły basior, który mógłby
być jego potencjalnym napastnikiem ten fakt by go wkurzył i już dawno stroszyłby
sierść rzucając otwarte wyzwanie... Ale ta mała, słodka mordka? Aż miło było to
widzieć... Samiec szybko jednak potrząsnął głową rozwiewając tą chwilową
sielankę – naiwniacy na to mówili „bezinteresowna sympatia”, ale on takim
naiwniakiem nie był, jego życie już wystarczająco razy kopnęło w dupsko, żeby
wierzył w takie bzdury. Mała była albo niezłą aktorką próbującą zrobić pierwsze
dobre wrażenie, albo od urodzenia miała problemy z psychiką.
Rex uniósł łapę (na której przewrócona waderka częściowo
się opierała) żeby strzepnąć ją z siebie, jednak mała źle zinterpretowała jego
zamiary, migiem się podniosła i wchyciła jego ogromne łapsko w swoje łapki... A
raczej obięła je całymi ramionami, potrząsając nią.
- Ciebie jeszcze kojarzę! Ty jesteś Rex! – trajkotała dalej
– Pierwszego dnia poznaliśmy się na polanie, pamiętasz? Chciałeś zjeść mojego
jeżowatego przyjaciela, kojarzysz go chyba jeszcze?
- Trójkolorowy worek kolców? – burknął pod nosem – Nie sposób
zapomnieć. – w jego głosie słychać było wrogą nutę.
Za złe miał chłopakowi te wbite kolce tamtego dnia na
polanie, musiał odwdzęczyć się szczeniakowi przy najbliższej okazji...
- No widzisz! Tylko to nie żaden „worek”, a Trash, Trash
Husk w zasadzie, ale jak będziesz używał jednego z tych dwóch to na pewno się
nie obrazi. – naprostowała go wesoło, ciągle nie puszczając jego łapy, choć ze
wszystkich powitanych osób Rex odniósł najmniejsze obrażenia, bowiem pod
ciężarem jego kończyny kundelce mało nie uginały się łapki, nie miała więc siły
nią wymachiwać na wszystkie strony.
- Jak już tak imionami i przezwiskami rzucami. –
westchnął rezygnując z agresji – Jestem Rex, choć mówią też Blizna. – z tymi
słowami odwrócił lekko głowę, żeby ruda dojrzała lepiej jego brak oka oraz niemałe
urazy twarzy.
- Uchu, widzę, że nieźle cię ktoś urządził, opwiesz mi kiedyś
o tym? Kurde blaszka, to musiało być ciekawe! Stracić oko, ciekawe w jakich
okolicznościach... No i w ogóle skąd masz te wszystkie blizny! Tak porytej
osoby jeszcze nie spotakałam! Owszem byli tacy bez oka, ucha czy tam łapy lub
dwóch... Ale tobie brakuje i oka, i ucha... I kawałków ciała... I sierści! Ej,
a palce wszystkie masz, czy liczysz tylko na przykład do dziewięciu? A ja mam tylko
znamię na futrze! –odwróciła się ukazując serduszko na łopatkach – Nie powiem,
żebym ubolewała nad tym faktem, takie blizny na pewno bolą, kiedy je się
dostanie, a twoje to już w ogóle! Co ty musiałeś robić za młodu? Ja to wracałam
do domu poobijana, ubłocona i potargana, ale ty... Ty widzę trochę inaczej
spędzałeś czas. – zaśmiała się Dan.
- Zdecydowanie za dużo gadasz. – warknął Rex patrząc na
nią znudzonym wzrokiem, choć jego głos był bardziej neutralny.
Dziewczyna wciąż nie wydawała się go bać, nie wyczuwał od
niej nawet grama strachu, chęci ucieczki, a o bliznach - o które większość
wilków bała się pytać albo patrząc na nie nabierała szacunku do niego - Dan
pytała prosto z mostu, bez skrupułów... Dziewczyna była inna – wynikiem tego musiała
być albo poważna choroba psychiczna, albo doszczętna głupota, że nie wyczuwała
w nim zagrożenia... Ale wciąż zostawała także opcja idealnej aktorki umiejącej
tuszować wszytsko...
- A może pójdziesz z nami? – zaproponowała Andromeda
wyrywając go z rozkminy, a Hakai od razu
rzucił jej spojrzenie mówiące, że to fatalny pomysł – Blindwind by się
ucieszyła, jakby cię zobaczyła, ostatnio nie pożegnałeś się z nią w najlepszy
sposób. – dorzuciła nie zwracając uwagi na towarzysza.
- To genialny pomysł! – ucieszyła się Dania.
- Nie najgorszy... – rzekł ociągając się Blizna, jakoś
nie widziało mu się szwędać znowu po tych terenach, już miał odmówić, gdyby nie
fakt z Blindwind...
Fatycznie, nie popisał się ostatnio... A co gorsza pokazał
się jej od tej najgorszej strony, przestraszył ją, osobę która czuła się przy
nim zawsze luźno oraz swobodnie, jak przy normalnym, super przyjacielu... Pierwszy
raz tamtego dnia wyczuł od niej strach, strach wywołany jego osobą... Musiał to
odkręcić, nie mógł zostwić po sobie takiego złego wspomnienia, szczególnie, że
widzieli się raz na ruski rok, wolał więc nie kończyć tych spotkań negatywnie,
bowiem w jego przypadku każde z nich mogło być tym ostatanim...
- To jak? – zapytał Hakai, któremu ten pomysł nie
przypadł za bardzo do gustu oraz chciał to już mieć za sobą.
- Mogę iść. – odparł, z tymi słowami przekroczył
niewidzialną granicę dzielącą ich tereny...
Danka? Jak tam wrażenia? X3
Świetnie Ci idzie pisanie Danką, kochana x3 Niektóre zdania mnie powaliły ~
OdpowiedzUsuńA Rex'a tak lubię - świetnie, że ruszył z nimi >3
Też go lubię, dlatego naciągnęłam jego charakter, żeby go gdzieś wcisnąć xD
Usuń