środa, 22 lipca 2015

Od Trash'a do Brego - Każda wymówka jest dobra, by odzyskać spokój!

        Chyba nie muszę mówić co przeżywał Trash gdy ogromna hybryda złapała go za kark i uniosła bez żadnego pytania (a tym bardziej jego zgody) w powietrze. Oczywiście nie liczył na to, że ktokolwiek będzie się tu liczyć z jego nędzną opinią, resztkami własnego zdania czy choćby osobą jako taką. Ale nie przypuszczał też, że będzie nie tylko poniewierany, ale i zrobią z niego 'samolocik', albo cholerną rakietę przy okazji o mało nie urywając mu głowy. No dobra, niech im będzie już ten samolot, byle by obyło się bez kontaktu cielesnego! Brrr, jak on tego nienawidził! A wielkie łapsko Brego trzymało go mocno - twarde poduszki (poduszki, akurat! Przegniłe opony i tyle!) za nic miały jego kolczaste futerko i nie zamierzały chociażby krwawić. Z resztą chodzenie po śniegu, notabene lodowatym, mogło je dodatkowo znieczulić. Ale dobra, pomińmy to.
Gdyby tak Brego trzymany był w klatce (podwójnie zabezpieczonej i najlepiej ogólnie - niezniszczalnej) i można by było z odległości go poobserwować, chłopak na pewno przeznaczyłby na to nie jedną godzinę w ciszy (czy może po jakimś czasie oswajania wtrącając pojedyncze wyrazy) przyglądałby się, nasłuchiwał i analizował jak dwie jaźnie potwora ścierają się ze sobą na zmianę manipulując jego jedynym ciałem. Bądź co bądź było to fascynujące zjawisko - niezwykła choroba psychiczna, okaz jeden na wiele tysięcy, może nawet jedyny w swoim rodzaju - szkoda by było to zostawić bez żadnego komentarza, czy chociażby dokładnego nagrania w pamięci i wsadzenia wyimaginowanej kasety do równie nieprawdziwej szufladki z napisem 'cholernie niebezpieczne, ale zaczepiście ciekawe'. Oj tak, puste oczy i dwa różne głosy - w sumie szkoda, że dziwoląg nie miał źrenic, może i one zmieniałyby swój kształt zależnie od dominującej w danej chwili części jego osobowości. 
Jednek teraz Trash miał to gdzieś. Jedyne co go obchodziło to to, że mutant jest na wolności, dotyka go, co więcej! - podrzuca nim totalnie ignorując jego opinię, ale z samym sobą żywo dyskutując. W sumie Brego pasował do światopoglądu chłopaka opierającego się na mizerności jego samego i tego, że wszyscy do około i tak mają go gdzieś. Ale swoją drogą - nie mógłby go gdzieś wyrzucić zamiast ze sobą (NA SOBIE!) nosić? Właściwie było to gorsze od zabawy w rakietę. Ościsty ledwo znosił dotyk palców weterana na swoim karku, a co dopiero gdy musiał przylegać do jego grzbietu niemal całą spodnią powierzchnią ciała (Yaoi fangirls screaming). Oczywiście zerwałby się jak oparzony gdyby nie:
1) wysokość
2) strach przed reakcją hybrydy na niespodziewany ruch
3) gęba Brego
I był uziemiony. Niestety zupełnie nie tam gdzie chciał. Doprawdy już wolałby to wspólne drzewo niż te plecy... Chwila, drzewo? Mimo szoku wsłuchał się uważniej w słowa olbrzyma. 
A więc tutejsi śpią na drzewie, z którego można się zwalić? Pięknie. Totalni porąbańcy. No, ale gigant pomyślał o tym, że Trash wolałby spędzać noce (i dnie i całą resztę czasu) osobno. Prawidłowo. Nawet zasugerował znalezienie mu domku... Nie, podziękuje. Sam znajdzie sobie jakąś norkę gdy już się od nich wszystkich uwolni. A przede wszystkim - od NIEGO. Już zaczął obmyślać plan ucieczki gdy druga jaźń hybrydy odezwała się znowu, wypowiadając znamienne słowo 'morderstwo' szczerząc się przy tym szaleńczo. Gdyby chłopak nie był od dłuższego czasu spięty do granic możliwości pewnie zemdlałby po raz trzeci od czasu spotkania tej watahy (czyli licząc dokładnie od wczorajszego popołudnia) i bezproblemowo zsunął się z grzbietu oprawcy. Ale nie, świadomość nie chciała się wyłączyć i dać mu chwili wytchnienia. Ale to dało Trash'owi czas na dojście do wniosku, że w sumie złoczyńcza część paskudy nie miała racji. To drzewo bardziej nadawało się do SAMOBÓJSTWA niż jakiegoś głupiego morderstwa. Zamordować można wszędzie, wystarczy mieć kły, ale okaleczyć się samemu... Nie tak łatwo znaleźć tak dobre miejsce. A jak nie uda ci się raz to możesz wejść na wyższą gałąź i spróbować ponownie! Hybryda ma pecha, ta banda świrów rozpaćka się nim zdąży wbić w nich te swoje puste oczy. Może zdążą to zrobić jeszcze przed Husk'iem.
Minuta, dwie... Ględzenie Brego, jak i równomierne kołysanie jego łopatek zaczęło samczyka nużyć, a przy okazji z lekka wyciszać. Na tyle, że w końcu zebrał się w sobie, by coś powiedzieć. Coś dość dla niego ważnego.
- E-ej... - Jęknął odruchowo wbijając pazury w kark bestii, czego nawet nie poczuła. Wyłapała za to cichy dźwięk i odwróciła głowę.
- Tak Skarbie? - Spytała całkiem przyjaźnie szczerząc się, co psuło cały efekt - Słuchamy cię.
- Cz-czy... - zebrał się w sobie - Muszę z ciebie zejść! - Niemal krzyknął podłamanym, choć udającym stanowczy ton.
- Czy musisz? - Hybryda powtórzyła niefortunnie sklecione zdanie, które uznała za najzwyczajniejsze w świecie wyjąkane pytanko - Nie, nie musicie, możecie tam jeszcze trochę posiedzieć - Odparła dobrodusznie.
~ Choć swędzi nas twój kolczasty tyłek ~ Wyburczała po chwili złowieszczo, a Trash stracił wolę dyskusji na kolejne, długie minuty przepełnione głośnym przełykaniem śliny i ciągłe besztanie się w myślach za to idiotyczne, wyjąkane 'cz-czy'. 
W końcu bestia weszła na wąską (przynajmniej z jej perspektywy), wydeptaną, a teraz pokrytą świeżą warstwą mieniącego się w promieniach słońca puchu, ścieżkę ciągnącą się między rudopniastymi sosnami i kolonią wysokich świerków. Powietrze było rześkie, przejrzyste i suche, a las wypełniony łagodną, zimną ciszą. Oboje na chwilę zapatrzyli się w ten krajobraz i jak na komendę wciągnęli w płuca świerze powietrze. Dopiero przy wypuszczaniu go z powrotem Husk zorientował się, że zachowuje się zbyt swobodnie, ale postanowił wykorzystać ten stan, by w końcu zrobić to, co chciał zrobić już od dłuższego czasu. Gdy hybryda była na wydechu, sprawnym ruchem zsunął się z jej grzbietu i wylądowawszy w śniegu (aż go przeszły ciarki od nagłego spadku temperatury) podreptał szybko w stronę jej przednich łap, żeby nie budować wrażenia ucieczki (to mogło wywołać jakiś niespodziewany akt agresji, czego rzecz jasna wolał uniknąć) i nim Brego zdążył ponownie otworzyć usta (przy czym wpaść w dwujaźniowy monolog i jałowe dyskusje ciągnące się nieraz o wiele za długo) wytrajkotał:
- Słuchaj, przerwijmy to nasze zwiedzanie, muszę w krzaki.
Hybryda spojrzała zdziwiona na zdesperowanego młodzieńca, z początku nie rozumiejąc o co chodzi, po czym, gdy dotarło do niej znaczenie zasłyszanych słów zaśmiała się porozumiewawczo i usiadła na śniegu.
- W porządku, rozumiemy Skarbie, rozumiemy. 
Trash już odetchnął, gdy wtrącił się najmniej porządany gość:
~ Chwila! A co wam się tak nagle zachciało, co? My tu trzymamy, a wy sobie pobłażacie i nasze starania macie za nic!? - Ryknął Brego wściekły, że nie okazują mu odpowiednio dużej dawki szacunku. 
- Ja mam mniejszy pęcherz! - Jęknął Trash rozdzierająco i spojrzał błagalnie na bestię. Niech chociaż teraz się uspokoi!
- No, co racja to racja, zobacz Skarbie jaki on malutki, pewnie ma pęcherz wielkości orzeszka, nic dziwnego że go ciśnie. - Łagodna strona Brego była pełna współczucia.
~ To niech nie pije!
- Ależ nie można cały czas nie pić! Ususzyłby się tylko....
~ I dobrze! Lubimy chrupki!
- EJ! - Krzyknął wilk przerażony, że słyszy takie rzeczy, po czym zesztywniał zestresowany swoim krzykiem. 
A olbrzym znów spojrzał w jego stronę. Najlogiczniejszym więc było w akcie totalnej desperacji jakoś to wykorzystać.
- Mogę już iść? - Nacisnął młody cedząc słowa przez zęby, co dawało wrażenie, że już ledwo trzyma. Kto by miał serce go w tej chwili powstrzymywać?
- No idźcie, idźcie, tylko szumu nie naróbcie, tu ptaszki śpią - I przykładając palec do czarnych warg Brego wskazał na schowane wśród pobliskich gałęzi gniazdo, zupełnie pomijając fakt, że przed chwilą kłócił się ze sobą na dwa (mocarne) głosy.
Trash odetchnął po raz drugi i od razu ruszył, nie czekając aż samiec się rozmyśli, to byłby przecież jego koniec! Krok jeden, drugi, trzeci... Coś się nie zgadza. Czwarty... Obrócił się błuskawicznie i łypnął ponurym wzrokiem na wiernie towarzyszącą mu sylwetkę weterana. A ten uśmiechnął się beztrosko niczym szczeniak i zaczął nasłuchiwać świergotu jakiś upierzonych maleństw, które pomieszkiwały tu nawet w srogą zimę.
- Czy... - Szepnął, a Brego ocknął się i spojrzał z powrotem na niego.
- Co mówiliście Skarbie? - Szepnął nachylając ku niemu swe ucho.
- CZY CHCESZ PATRZEĆ JAK LEJĘ!? - Krzyknął Trash, aż hybrydę zabolała głowa po czym spojrzał na niego już nie z przerażeniem, a absmakiem i zmarszczył brwi.
- Jak nie, to przestań iść za mną, chcę trochę spokoju! - Wykrzyknął stanowczo, tupnął, najeżył się i znikł w krzakach. 
To już drugi raz gdy Brego mógł zaobserwować u niego ten rodzaj zachowania. Szkoda, że nie wiedział, jak rzadko się to zdarza i nie mógł docenić uroków takiego wybuchu - w końcu wtedy naprawdę Husk zaczynał wyglądać jak młody wilk, dumny drapieżnik, a nie kolczasta szmata. Ale bywa. A Brego przynajmniej mógł teraz zająć się sobą, w końcu jego nie lubiąca towarzystwa strona tego od dłuższego czasu pragnęła.
Tymczasem Trash pognał przed siebie, bez pamięci mknąc między chudymi pniami drzew, omijając krzaki, bądź też przebijając się przez nie z zamkniętymi oczami. Praktycznie bez tchu pobijał własne rekordy szybkości narażając organizm na przeciążenie, ale mając to jednocześnie zupełnie gdzieś. Byle by się uwolnć od tego monstrum. Od tych świrów. Od tej przeklętej watahy!
I biegł tak o dziwo ponad pół godziny nim padł wyczerpany na roztapiający się pod jego nagrzanym ciałem śnieg, gdzieś daleko od reszty wilków. Daleko od tego cholernego ogniska, daleko od wilko-węża, od Danii, od samozwańczej siostruni i latających widelców. Daleko od wszystkiego czego się bał (z wyjątkiem niedźwiedzi, niedoboru witamin i grypy) i po raz pierwszy od dawna naprawdę szczęśliwy, choć pół-przytomny i wykończony. Ciężkie dyszenie i szaleńcze bicie serca to jedyne co słyszał, a rozmazany obraz jasnobłękitnego nieba poprzedzielanego soczyście zielonymi baldachimami z igieł jedyne na co był w stanie spojrzeć. Jego wargi wygięły się w lekkim uśmiechu, a kończyny zastygły w bezruchu. W końcu cisza. W końcu trochę spokoju.


No kochani, w końcu udało mi się zabrać za jakieś opowiadane! Mam nadzieję, że Wam się podoba, Brego - sorasy, że Cię jednak ostatecznie zostawił xD.

Co prawda mój panikarz uciekł dość daleko od obozowiska, nie dałam też żadnego znaku, by ktoś miał dokończyć, ale oczywiście jeśli chcecie możecie Trash'a czepnąć - zawsze kiedy chcecie możecie pisać do moich postaci, nie ważne czy już z kimś rozmawiają, czy są gdzieś same ;3
I teraz się okaże, że nikogo to nie obchodzi ;U;
Nie no, tak serio, to wiem, że na razie większości z was nie ma i że i tak macie różne sprawy wataszane do podokańczania, ale jakby ktoś jednak był zainteresowany... Wiecie gdzie mnie szukać x3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)